Groteskowa afera spódniczkowa. Nasze inteligenckie elity zostały już rozbrojone i zastraszone ideologicznymi idiotyzmami

Dyrekcja liceum w Gnieźnie i lokalny działacz samorządowy bez przymusu, urzędowej presji czy politycznego szantażu potulnie podporządkowali się poprawności politycznej w sprawie szkolnego żartu

Henryk Krzyżanowski

Przez Gniezno przetoczyła się w marcu afera spódniczkowa, humorystyczna i poważna zarazem. Najpierw wymiar humorystyczny. W szacownym LO im. Dąbrówki, jednym z najlepszych w Wielkopolsce, samorząd uczniowski uzgodnił z dyrekcją, że uczennice, które w Dzień Kobiet przyjdą do szkoły w spódnicy lub sukience, nie będą w tym dniu odpytywane. Nic wielkiego, na podobnej zasadzie mają immunitet chłopcy w krawatach w Dzień Chłopaka.

Na tym niewinnym żarcie spoczęło jednak czujne oko lokalnej działaczki partii Razem, która w internecie zwymyślała szkołę, że skandal, seksizm, uprzedmiotowienie kobiet, etc., etc.

„I co z tego?”, ktoś powinien zapytać. „Po to są lewacy, żeby takie opinie wygłaszać. A dyrektor stuletniego liceum w mieście o randze Gniezna to za wielka persona, żeby na takie zaczepki w ogóle reagować”.

A jednak reakcja nastąpiła. I to jaka!

Pani dyrektor ogłosiła potulnie, że skoro tak, to zaprosi wokalistkę z grupy punkowej „Siksa” (!?), by ta przeprowadziła w szkole warsztaty z tolerancji, pozycji kobiety w świecie, etc.

Wtedy rozbawiona internetowa publiczność zaczęła cytować teksty owej wokalistki-szkoleniowca, przetykane obficie grubym słowem anatomicznym. Na to dyrektorka podała tyły i warsztaty „Siksy” odwołała. To jednak nie skończyło sprawy – w sukurs sprawie postępu pośpieszył dyrektor wydziału Edukacji Starostwa Powiatowego w Gnieźnie, do niedawna polonista z technikum, a nadal dyrektor biura poselskiego miejscowego VIP-a z PO, p. Pawła Arndta, podobno chrześcijańskiego demokraty. Dubeltowy dyrektor zapowiedział, że jak tak, to pod koniec marca pośle do szkół prawnika, który przeszkoli samorządy uczniowskie z mowy nienawiści, tolerancji, równego traktowania, etc., etc. Wygląda więc na to, że w tej groteskowej historii na swoje wyjdą: ów prawnik, którego trud zostanie zapewne sowicie wynagrodzony przez starostę, oraz tumanieni przezeń uczniowie z samorządów, którzy dostaną dzień wolnego od lekcji.

Tę groteskę podsumował anonimowy internauta, pisząc: „Na szczęście w Gnieźnie mają specjalistyczny szpital odpowiedni w takich sytuacjach”. Bez wątpienia miał na myśli słynną Dziekankę, regionalny psychiatryk.

Niestety ta śmieszna historia ma także swój wymiar śmiertelnie poważny. Widzimy bowiem, jak mocno nasze inteligenckie elity zostały już rozbrojone i zastraszone ideologicznymi idiotyzmami z Zachodu. Tutaj nie było przecież przymusu, urzędowej presji, politycznego szantażu. Było lewicowe miauknięcie, na które zareagowały skwapliwie osoby na stanowiskach, dobrze wykształcone i zapewne kompetentne. Czemu to zrobiły? A jak zachowają się, jeśli lewica, nie daj Boże, zdobędzie kiedyś udział we władzy i będzie próbowała swoje obłędne teorie realizować poprzez państwowe nakazy?

Niełatwo być optymistą.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O spódniczkach w stuletnim liceum” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O spódniczkach w stuletnim liceum” na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„NIE SKLEJAĆ NA SIŁĘ!”. Rewelacyjna propozycja felietonisty „Kuriera WNET” Henryka Krzyżanowskiego na rok wyborczy

Zamiast nieszczerych apeli o jedność i zakończenie wojny polsko-polskiej, lepiej zastanowić się, jak dokonać separacji w sposób kulturalny. Oba plemiona mają już swoją prasę i media elektroniczne.

Henryk Krzyżanowski

O separacji plemion

„To co nas podzieliło – to się już nie sklei”, napisał Wieszcz Rymkiewicz. A poetów trzeba słuchać, bo widzą lepiej i dalej. Zamiast nieszczerych apeli o jedność i zakończenie wojny polsko-polskiej, lepiej zastanowić się, jak dokonać separacji w sposób kulturalny. Jako wolnościowiec receptę widziałbym w istnieniu odrębnych i równoległych instytucji. Początek już został zrobiony – taki system z powodzeniem działa w mediach. Oba plemiona mają swoją prasę i media elektroniczne.

Z oświatą nie powinno być problemu. Szkoły dadzą się podzielić bez większej trudności. „Nasze” dzieci będą poznawać dzieje Polski w ich wymiarze chwalebnym i walecznym, a „ich” dzieci jako ciąg niegodziwości i szwejkowskich idiotyzmów.

U nas przygotowanie do życia w rodzinie, u nich seksedukacja z lateksem na bananie.

Wbrew obawom, nie będzie też wcale trudno z sądami. System równoległy funkcjonował przecież w średniowieczu – były osobne sądy dla szlachty, Żydów i duchowieństwa. W procesach cywilnych strony najpierw się ugodzą, czy iść do sądu ziobrystów, czy nadzwyczajnej kasty; przy braku ugody rzut monetą. W procesach karnych oskarżony sam wybierze – jak średniowieczny żak, który mógł ocalić życie, odwołując się do sądu biskupiego.

System podatkowy i socjalny również nie będzie problemem. Oni niech sobie pracują do 67 roku życia, my tak jak teraz; u nich nie ma 500 plus, u nas jest. Za to ich emeryci z SB powracają do dotychczasowego wymiaru emerytury.

Zaletą proponowanego rozwiązania jest dobrowolność – każdy zadeklaruje, do którego plemienia należy i bierze cały pakiet. Zmieniać można by tylko co jakiś czas, nie za często.

W miarę upływu czasu wykształci się zapewne jakaś forma separacji przestrzennej – oba plemiona będą dobrowolnie skupiać się na swoich ulicach i dzielnicach. Gdy to już się dokona, będzie można pomyśleć o imigrantach, czyli, jak my mówimy, nachodźcach. My nie będziemy protestować, kiedy oni będą w swoich dzielnicach lokować kontyngenty wyznaczone w Brukseli czy Berlinie. Ale z drugiej strony, proszę nie wymagać od nas, byśmy pilnowali czy wręcz łapali tych nachodźców, którzy, nie dbając o kontyngenty, będą wiać do krainy szczęśliwości za Odrą. Co to, to nie – sami ich sobie łapcie!

Mamy rok wyborczy i myślę, że ten pomysł skromnego felietonisty może być podchwycony przez wszystkie partie. Wraz z hasłem: „NIE SKLEJAĆ NA SIŁĘ!”.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O separacji plemion” znajduje się na s. 1 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O separacji plemion” na s. 1 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gdzie jest tron, przy którym ponoć stoją biskupi? Ci, którzy krzyczą, że Kościół rządzi Polską, mylą władzę z obecnością

Idea, że wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini.

Henryk Krzyżanowski

Zabobonem popularnym wśród opozycji totalnej jest rzekomy sojusz ołtarza z tronem w Polsce, co się tłumaczy tak, że Kościół ma za duży wpływ na państwo „dobrej zmiany”. Z całą powagą głosi to Bartłomiej Sienkiewicz, jeden z mózgów poprzedniej władzy, który tak skarży się w swojej książce: „Polacy są zdani na łaskę księży, spośród których część nie ma żadnych skrupułów w zdzieraniu opłat od obywateli. Opłat nigdzie nieewidencjonowanych, od których państwo nie pobiera podatków, bo Kościół jest z nich zwolniony”… A w innym miejscu podsumowuje: „System z punktu widzenia państwa jest skandalem. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której państwo godzi się, żeby obok niego w sposób niezależny istniał podmiot pobierający opłaty według uznania, obciążające obywateli tego państwa?”.

Idea, że absolutnie wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini. Przywódca włoskiego faszyzmu tak przecież mówił: „Wszystko w Państwie, nic poza Państwem, nic przeciw Państwu”. Cóż, wygląda na to, że pan Sienkiewicz chętnie się pod tym hasłem podpisze.

Dla katolika jest to jednak szkodliwe urojenie. Kościół, który miałby poddać się kontroli państwa, prędzej czy później spadłby na pozycję Kościoła państwowego, jak w luteranizmie. Teza o sojuszu państwa i Kościoła AD 2019 jest przy tym absurdalna także ze względów praktycznych. Mamy w Polsce słabą władzę centralną i rozkawałkowaną z definicji władzę samorządową. Gdzież więc jest ten tron, przy którym mieliby stać biskupi? Do tego sam episkopat jest pluralistyczny oraz, wbrew mylnym przekonaniom, nie ma struktury hierarchicznej. Komisja Episkopatu nie jest bowiem władzą, lecz platformą porozumienia biskupów.

Wszyscy, którzy dziś krzyczą, że to Kościół rządzi Polską, mylą więc władzę z OBECNOŚCIĄ. Kościół katolicki jest bardzo dużą wspólnotą, która siłą rzeczy jest mocno obecna w życiu społecznym.

I można rozumieć, że osoby nie czujące się częścią tej wspólnoty mogą odczuwać to jako dyskomfort, np. 4/5 klasy idzie na religię, a reszta nie. Rodzice tej reszty woleliby, żeby religii w szkole nie było, czytaj: żeby tamte dzieci szły na nią po lekcjach – czyli do domu na szybki obiad i potem na 18.00 do salki. Albo na 20.00 tam, gdzie jest dużo dzieci i nie mieszczą się naraz. No cóż…

A czy udział księdza proboszcza od poznańskich Zmartwychwstańców w inauguracji żłóbka, który w piwnicy na Rolnej urządza od kilku lat Schron Kultury Europa, uznać za objaw takiego sojuszu? Ale przecież nie ma tam tronu, tylko żłóbek i siano.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza”, znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy rzeźbiarz tworzący pomnik jest prorokiem-wychowawcą swoich rodaków, czy rzemieślnikiem realizującym zlecenie?

Dzisiejsi twórcy czują się prorokami, czego przykładem w Poznaniu była kolejna odsłona trwającej już kilkanaście lat tragikomedii pt. „Budujemy pomnik wypędzonych przez Niemców Wielkopolan”.

Henryk Krzyżanowski

W połowie listopada magistracka komisja odrzuciła (po protestach oburzonych rodzin wypędzonych) kolejne natchnione projekty. Ich wspólną cechą było przeniesienie historycznego faktu deportacji Wielkopolan z greiserowskiego Warthegau w sferę pacyfistycznej zadumy nad dramatem wysiedleń w ogóle. Projekt, który miał chyba największe szanse na wybór przez komisję, był płytą z czarnego granitu z wierszem Szymborskiej zaczynającym się od słów „Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi…”. Skoro „jacyś” – to także ci, którzy z mieszkań zagrabionych w Poznaniu jesienią 1939 roku wiali przed Sowietami w styczniu 1945, prawda?

Na razie więc grupie rodzin wysiedlonych, coraz szczuplejszej z przyczyn naturalnych, musi wystarczyć kamienna tablica w Parku Marcinkowskiego, głosząca: TU BĘDZIE POMNIK. Kiedy i oni odejdą, będzie można bez żadnych sprzeciwów wystawić monument o takim stopniu ogólności, że na odsłonięcie da się zaprosić potomków wszelkich wysiedlonych w Europie – także sudeckich Niemców czy niemieckich właścicieli ziemskich z oddanej Stalinowi Łotwy. Cóż, rozumiejąc pacyfistyczne idee młodych twórców (choć ich nie podzielając), zauważę tylko, iż jest to przejaw arogancji; artysta uzurpuje sobie bowiem prawo do ingerowania w intencje zamawiajacego, ba, do ich rzekomego uszlachetnienia!

Ciekawe, że w Gdyni taki pomnik stanął już w 2014 roku. Młodzi rzeźbiarze Paweł Sasin i Adam Dziejowski zrealizowali tam co do kropki oczekiwania zamawiających, zgadzając się nawet na niewielką modyfikację swojego projektu już w trakcie realizacji. A przy tym wpisali w monument kompletną informację historyczną. Czyli udało im się w pięknej, artystycznej formie upamiętnić cierpienie Gdynian wypędzanych przez barbarzyńców jesienią 1939 roku. Niestety w Poznaniu jest to, jak widać, nieosiągalne. Z czego wynika ta różnica? Czy fakt, że z Poznania bliżej do Berlina niż do Warszawy, ma na to jakiś wpływ?

Komentarz Henryka Krzyżanowskiego pt. „Jacyś wypędzeni i ich pomnik” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Komentarz Henryka Krzyżanowskiego pt. „Jacyś wypędzeni i ich pomnik” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie ulegajmy przesądowi, że „wybieramy najgorszych spośród nas”. To taki banał współczesny. Kompletnie to jałowe

Po to, by świat się kręcił, potrzebni są, oprócz inżynierów, robotników i lekarzy, także radni, posłowie, ministrowie etc. Więc takie ich gremialne stawianie do kąta to poziom licealnego anarchisty.

Wybory za nami, wyborcy powracają do prywatności, a wybrani politycy przystępują do pracy – namawiania się, tworzenia i zrywania koalicji, gardłowania na sesjach, kontaktowania się ze swymi wyborcami, występowania w mediach etc., etc.

Bez względu na to, czy „nasi” wygrali, czy przegrali, życzmy politykom jak najlepiej. A przede wszystkim nie ulegajmy dość powszechnemu w demokracjach przesądowi, który głosi, że „wybieramy najgorszych spośród nas”. To taki banał współczesny, chętnie powtarzany przez ludzi mających się za elitę od Waszyngtonu po Warszawę. Niezależnie od tego, kto rządzi, wypada zżymać się na poziom polityków wszelkich szczebli, na ich rzekomą ograniczoność, zabieganie o własne interesy, chciwość, hipokryzję, nawet język, którym się posługują.

Oraz wypada dystansować się od polityki w ogóle, jako czegoś, czym można się tylko „ubabrać”. Że przypomnę wyśmiane po wielekroć hasło „Nie róbmy polityki, budujmy mosty.”

Kompletnie to jałowe, bowiem cóż byłoby alternatywą? W końcu po to, by świat się kręcił, potrzebni są, oprócz inżynierów, robotników i lekarzy, także radni, posłowie, ministrowie etc. Więc takie ich gremialne stawianie do kąta to poziom licealnego anarchisty.

Ktoś, kto jak ja, ma ciągoty libertariańskie, może w wyobraźni przenosić się do świata wyłącznie prywatnych uczelni, odpaństwowionej kultury, a nawet niepaństwowych sądów. Jednak świat realny jest inny, wielce skomplikowany i KTOŚ musi funkcje publiczne pełnić. Byłoby lepiej, gdyby do polityki szli ludzie po zrobieniu pieniędzy we własnym biznesie, ale tak samo byłoby lepiej, gdyby, powiedzmy, Polska była mocarstwem nuklearnym. No, ale nie jest… Więc w realu musimy pewno mieć młodzieżówki partyjne, asystentów posłów po studiach politologicznych etc. etc. „Kopać nie umiem, a żebrać się wstydzę”…

A skoro nie da się żyć bez polityków, pozostaje nam patrzenie im na ręce i protest, gdy – jak prezydent Jaśkowiak – zapuszczają się w rejony dla nich nieodpowiednie.

Panie Prezydencie Jaśkowiak, dostał pan silny mandat od wyborców, więc buduj pan szybko ten tramwaj do Naramowic! Ale nie próbuj przy tym wychowywać Poznańczyków według swoich upodobań. Na liście ustawowych obowiązków prezydenta NIE MA apostolstwa tolerancjonizmu, a tramwaj, owszem, jak najbardziej jest.

Jeszcze co do „ubabrania”. Owszem, wśród polityków zdarzają się, jak w każdym środowisku, czarne owce. Jednak czy nie ma ich wśród sędziów, lekarzy czy profesorów uniwersytetu?

Podsumujmy więc – plucie na polityków to mało ambitna łatwizna.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Bronię polityków” znajduje się na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Bronię polityków” na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Woldenberg w Dobiegniewie – miejsce polskiej pamięci. W latach wojny był tu oflag dla ponad 6 tys. polskich żołnierzy

Dobra Zmiano, na stulecie niepodległości obiecałaś trochę grosza na muzea w Polsce. W przypadku muzeum w Dobiegniewie wymaga tego sprawiedliwość. Woldenberczycy są dziedzictwem nas wszystkich.

Henryk Krzyżanowski

Warto odwiedzić Dobiegniew. Położone wśród jezior miasteczko, które w czasach niemieckich nazywało się Woldenberg, jest szczególnym miejscem w naszej zbiorowej pamięci. Między rokiem 1940 a 1945 mieścił się tu Oflag II C, czyli obóz jeniecki, w którym przetrzymywano ponad 6 tys. polskich oficerów i podchorążych wziętych do niewoli we wrześniu 1939 roku, a wraz z nimi kilkuset szeregowców. Znaczną część jeńców stanowili oficerowie rezerwy, którzy w cywilu wykonywali rozmaite zawody inteligenckie; byli ziemianami bądź prawnikami, nauczycielami, artystami i naukowcami – słowem, należeli do elity II Rzeczypospolitej. Nie mogąc w oflagu walczyć fizycznie, kontynuowali walkę o niepodległość duchową, co było jednocześnie ich samoobroną przed depresją, zwaną tutaj „chorobą drutów kolczastych”. Różne wchodziły w to działania, ale bodaj najważniejszym stała się edukacja.

Oprócz regularnych, choć zakonspirowanych kursów akademickich (z dyplomami uznawanymi po wojnie przez uczelnie wyższe), popularnością cieszyły się odczyty specjalistów rozmaitych dziedzin, kursy zawodowe czy nauka języków. O masowości oflagowej edukacji świadczy fakt, że w samych tylko zajęciach akademickich uczestniczyło ok. 1500 jeńców, zaś obozowa biblioteka dochodziła do 30 tys. tomów.

Niejako wbrew maksymie Inter arma silent musae, w obozie powstało wiele dzieł literackich i plastycznych. Oflagowy teatr wystawiał oprócz klasyki także spektakle tu napisane. O tym teatrze ppor. Andrzej Siła-Nowicki taką napisał fraszkę: Dziwny to teatr, teatr to jedyny,/ A drugi taki nie wiem gdzie./ Chłopcy w tym teatrze grają za dziewczyny,/ Ale na odwrót – niestety nie.

Osobną dziedziną były imprezy sportowe, z olimpiadą zorganizowaną, jak kazał olimpijski kalendarz, w roku 1944. Na tym poprzestańmy, bowiem nie da się w krótkim felietonie przedstawić całej aktywności jeńców. Ciekawych odsyłam do wydanej w 2017 i dostępnej w internecie książki pod redakcją Wiesława Dembka Oflag II C Woldenberg – to brzmi jak tajemnica.

Lata powojenne nie były dla woldenberczyków łaskawe, choć przecież, będąc częścią pięknego pierwszego pokolenia Polski niepodległej, nie przestali być elitą duchową i intelektualną. Po odwilży roku 1956 stworzyli stowarzyszenie, którego fizyczne ślady obecne są do dziś w Dobiegniewie. To m.in. szkoła zbudowana na początku lat sześćdziesiątych, piękny pomnik jeńca na placu przed kościołem, upamiętnienie dramatu koszmarnej ewakuacji w styczniu 1945 roku i odzyskania wolności w odległych o kilkadziesiąt kilometrów Dziedzicach. Przede wszystkim jednak to Muzeum Woldenberczyków, powstałe ponad trzydzieści lat temu i świetnie dokumentujące fenomen, jakim był Woldenberg.

Na koniec taki apel: Dobra Zmiano, na stulecie niepodległości obiecałaś wysupłać trochę grosza na muzea w Polsce. W przypadku muzeum w Dobiegniewie wymaga tego elementarna sprawiedliwość. Woldenberczycy nie są tylko częścią lokalnej historii miasteczka, które zresztą rzetelnie dba o ich pamięć. Woldenberczycy są dziedzictwem nas wszystkich.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wodenberczycy należą do nas wszystkich” znajduje się na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wodenberczycy należą do nas wszystkich” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Konfekcja w służbie postępu. Kiedy ideologicznie słuszna jest nagość, a kiedy koszulka z odpowiednim napisem?

Na scenie miotają się goli, jak reżyser przykazała, aktorzy. A tu wpadają demokratyczne damy w wieku poprodukcyjnym i dalej golasom zakładać konstytucyjne koszulki – co mają zrobić aktorzy i widownia?

Henryk Krzyżanowski

W obozie postępu i europejskości nic nie jest dane raz na zawsze i mogą pojawiać się sprzeczności i napięcia. Ta sama rzecz może być dobra lub zła, zależnie od okoliczności. Powiedzmy, dziecięce buciki zawieszone na płocie kurii biskupiej są super. Natomiast ktoś, kto z tymi samymi bucikami chciałby pojawić się na czarnym marszu aborcyjnym, spotkałyby się z oskarżeniem o faszyzm, a być może oberwałby po zakutym łbie czarną parasolką.

To samo dotyczy innych części konfekcji. W odniesieniu do rzeźb modne stało się zakładanie im koszulek z napisem „konstytucja”. Z racji wieku nie bywam w parkach z dinozaurami, ale mam nadzieję, że konfekcyjne komanda o nich nie zapomną. Nawet jeśli uciskany przez kaczyzm profesor socjologii będzie musiał wspiąć się na plastikowego tyranozaura.

I tutaj pojawia się problem z teatrem. Jak wiadomo, postępowy teatr konfekcji nie lubi. Przeczytałem niedawno recenzję ze spektaklu na festiwalu w Gdańsku, w czasie którego goli aktorzy schodzili ze sceny, by poprzytulać się do widzów. Pełen entuzjazmu recenzent poucza nieco spłoszonego czytelnika, że ma widzieć nagość taką, jaka naprawdę jest w życiu: naturalna i zwyczajna. To, że takie jej traktowanie jest swego rodzaju odkryciem, bardzo źle świadczy o współczesnej obyczajowości.

No dobrze, rozumiem, że kiedy już postępowy teatr obyczajowość ulepszy, do dezabilu będą zmuszani również widzowie – trzeba tylko będzie dostać grant z Brukseli na powiększenie szatni.

Wracając natomiast do koszulek, otwiera się tu pole możliwego konfliktu – powiedzmy, że na scenie miotają się goli, jak pani reżyser przykazała, aktorzy. A tu wpadają demokratyczne damy w wieku poprodukcyjnym i dalejże golasom zakładać owe konstytucyjne koszulki – co mają wtedy zrobić aktorzy i widownia? A co na to minister Gliński, który owe harce nolens volens finansuje? Powinien być za, bo nie wygląda na entuzjastę obyczajowości progresywnej. No ale ten napis!

Cóż, myślę, że możliwy tu jest jakiś kompromis – powiedzmy pół spektaklu na gółkę, pół w koszulkach. Jednak konieczna jest czujność – jak to przy każdej rewolucji.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Konfekcja w służbie postępu” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Konfekcja w służbie postępu” na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

22 lipca – fałszywe święto odrodzenia Polski. Nigdy nie udało się wmówić Polakom, że ta data jest godna świętowania

Decydenci z Moskwy komunikowali Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, aby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić.

Henryk Krzyżanowski

Dzień 22 lipca ustanowiono świętem narodowym już na samym początku tak zwanej władzy ludowej – w roku 1945. Krajowa Rada Narodowa, czyli nie pochodząca z wyborów atrapa parlamentu, tą samą ustawą wprowadziła Narodowe Święto Odrodzenia Polski i zniosła jednocześnie 11 listopada jako Święto Niepodległości.

Ta zamiana jednoznacznego słowa ‘niepodległość’ na słowo ‘odrodzenie’ odpowiadała sytuacji bez wyjścia, w jakiej znalazła się Polska po Jałcie. Odrodzić może się coś, co przestało istnieć – stąd ustanowienie orderu Polonia Restituta po rozbiorach było jak najbardziej słuszne. Mówienie natomiast o odrodzeniu w kraju, który, choć okupowany, istnieć nie przestał, miał legalne władze przejściowo na uchodźstwie, a jego wojsko walczyło najdłużej ze wszystkich alianckich armii, było publicznym głoszeniem bezczelnego kłamstwa. Czy jednak kłamstwa? Można rozumieć to tak, że ówcześni decydenci z Moskwy komunikowali w ten sposób Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, żeby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić. W sposób oczywisty musiano więc pozbyć się słowa ‘niepodległość’, które w nowej rzeczywistości stało się wstydliwym balastem.

Co do samej daty 22 lipca 1944, była ona obciążona takim ładunkiem fałszu, że uczynienie z niej święta przekraczało możliwości najbardziej nawet zmasowanej propagandy.

Wszyscy widzieli przecież, że nie było to „wyzwolenie narodowe”, a brutalne zniewolenie kraju, który tracił właśnie dwa historycznie ważne miasta – Lwów i Wilno. Od pół roku Sowieci równolegle z wojną z Hitlerem walczyli bezwzględnie z polskimi formacjami niepodległościowymi, których żołnierze byli rozbrajani i wywożeni do łagrów lub mordowani na miejscu.

Nie dziwi więc, że kiedy po Październiku 1956 ustrój osiągnął już jaką taką stabilizację, władze niespecjalnie starały się o wprasowanie tej daty w umysły poddanych. Za Gomułki i Gierka o wiele większe natężenie propagandy kierowano na obchodzenie takich świąt, jak 1 maja czy nawet 12 października (rocznica bitwy pod Lenino).

Nigdy też skłamane święto 22 lipca nie zakorzeniło się w społecznej świadomości i nie obrosło PRL-owską obyczajowością, jak choćby Dzień Kobiet.

Święto lipcowe było traktowane poważnie w jednym tylko środowisku – kryminalistów odsiadujących wyroki. Przed 22 lipca przez więzienia przechodziła fala domysłów – będzie amnestia czy jej nie będzie? Przy okrągłych rocznicach na ogół była. W zgodzie z tą tradycją, kiedy wojskowa władza, pokonawszy Solidarność, postanowiła znieść stan wojenny, uczyniła to 22 lipca 1983. Widać nikomu nie przeszkadzał mimowolny komizm przekazu – oto całe społeczeństwo potraktowano jako skazanych, którym wielkodusznie udziela się amnestii. Nie było to w sumie dalekie od prawdy.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Jestem entuzjastą i weteranem fejsa. Kontakt to z ludźmi powierzchowny – ale czy inne były kartki pisane z wakacji?

Trudno przecenić rolę fejsa jako forum ścierania się opinii, swoistego Hyde Parku, z jego memami i linkowanymi tekstami. Niektórzy twierdzą, że III RP poległa na prześmiewczych memach prawicowców.

Henryk Krzyżanowski

Mój czterdziesty felieton dla „Kuriera WNET” – sam się zdziwiłem, że już tyle. Do tego jest lato, więc zamiast o polityce, będzie o obyczajach na fejsbuku (to angielskie słowo już się spolszczyło). Przyznam, że jestem entuzjastą i weteranem fejsa – niedługo minie mi 10 lat aktywnej obecności.

Jako medium kontaktu fejs ma sporo zalet. O wielu bliźnich bym nie pamiętał, a tak, co jakiś czas dają o sobie znać, wymieniamy opinie, spieramy się albo popieramy, zamieszczamy fotki. Widzę, jak moim byłym studentom układa się życie, jak wyglądają założone przez nich rodziny. Ktoś powie, że to powierzchowny kontakt – z pewnością, ale czyż kartki pisane z wakacji były przejawem głębokiej duchowości?

Trudno przecenić rolę fejsa jako forum ścierania się opinii, swoistego Hyde Parku, z jego memami i linkowanymi tekstami. Są tacy, którzy twierdzą, że III RP poległa na prześmiewczych memach prawicowców. Ale cicho, sza, nie o polityce!

Ma też fejs swoje śmieszności – na przykład urodziny znajomych, o których przypomina z mechaniczną bezwzględnością automatu. Przez to dostaję co roku życzenia od licznych fejsbukowców, których na oczy nie widziałem (i nigdy nie zobaczę) w realu. Zawsze zastanawiam się, czy oni tak skrupulatnie pamiętają o urodzinach czy imieninach, powiedzmy, starszej cioci, której nie ma na fejsie.

Właśnie dzięki urodzinom pojawiło się coś, co można by nazwać „świętych obcowaniem w sieci”. Bowiem konto raz założone istnieje ad infinitum, także wtedy, gdy jego właściciel opuści już ten padół, nie likwidując uprzednio swojego profilu na fejsie. Mam już kilkoro takich ‘drogich nieobecnych’ – gdy fejs przypomina mi o ich urodzinach, mogę za nich zmówić pacierz.

Jeden z takich niedawno zmarłych znajomych z dawnych lat, lubiany przez wszystkich sybaryta oraz koneser literatury i win, doczekał się nawet… listu w zaświaty. W dniu urodzin jego przyjaciel napisał doń na fejsie maila, w którym opisuje swój wieczór w domu na wsi i pyta adresata, jak mu się wiedzie „tam”. Emocjonalny tekst przypadł do gustu licznym znajomym ich obu i doczekał się wielu „polubień”.

Być może jestem niewrażliwym zgredem, ale przyznam się, że mnie ta erupcja sentymentów niespecjalnie porusza. Nasza racjonalna do bólu religia zamiast kultywować własne sentymenty, każe modlić się za bliskich w intencji skrócenia ich pobytu w czyśćcu. Więc wolę westchnąć za Jacka na najbliższej Mszy św., kiedy celebrans będzie zmarłych wspominał w kanonie.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O sentymentach w Sieci” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O sentymentach w Sieci” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Czemu tak wielu wykształconych ludzi chętnie wierzy, że Pius XII był ukrytym aliantem Hitlera i antysemitą?

Zapewne tej czarnej wizji sprzyja niechęć współczesnych do instytucji, która stawia niełatwe wymagania moralne i wytyka nasze słabości. Jednak główną przyczyną jest, mimo wszystko, ignorancja.

Henryk Krzyżanowski

Jesteśmy, jak słychać i widać, na wojnie kultur. Atakowani przez liberalną mutację marksizmu, która po to, by narzucić społeczeństwom swą obłędną wizję świata, musi wyeliminować głównego wroga – religię katolicką. Przy czym chodzi tu nie tyle o wiarę w Boga, co o realistyczne spojrzenie na rodzinę i płeć, z którego Kościół nigdy nie zrezygnuje.

Główną metodą wojny z Kościołem jest wciskanie odbiorcom do głów fałszywych obrazów katolickiej przeszłości i teraźniejszości. Warunkiem skuteczności jest oczywiście ignorancja, stwarzająca grunt dla kultywowania najgorszych przesądów o Kościele. Każdy z nas zna wiele owych skłamanych wersji, na przykład Inkwizycja jako najczarniejsza karta w historii sądownictwa (było dokładnie odwrotnie); albo obecnie – Radio Maryja jako instytucja pasożytująca na państwie – a w istocie zwalczana przez nie przez większość lat III RP. Można by tę listę fałszów ciągnąć bardzo długo…

Niedawno byłem na spotkaniu z moimi wychowankami w 45-lecie ich matury. Jeden z nich, inteligentny, oczytany, twórca dużej firmy, bez politycznych afiliacji, słowem: ktoś wyrastający ponad przeciętność, wyraził szczere zdumienie, kiedy usłyszał ode mnie, że naziści, czyli jak się dawniej mówiło, hitlerowcy, byli zażartymi wrogami katolicyzmu i religii.

A przecież rozmawialiśmy w Poznaniu, gdzie w czasie okupacji tylko dwa kościoły były otwarte dla Polaków (i to z surowymi ograniczeniami), a księża albo byli w obozie w Dachau (tylko połowa z nich przeżyła) albo wypędzeni. A młodzi Niemcy z Hitlerjugend obchodzili urodziny Führera, urządzając pogromy przydrożnych krzyży i kapliczek.

Czemu więc prawda o Kościele, ta z rodzinnych wspomnień i ta z tylu kościelnych tablic upamiętniających zamęczonych księży, nie przebija się do świadomości? I czemu zamiast niej tak wielu wykształconych ludzi chętnie wierzy, że Pius XII był ukrytym aliantem Hitlera i antysemitą?

Zapewne tej czarnej wizji sprzyja niechęć współczesnych do instytucji, która stawia niełatwe wymagania moralne i wytyka nasze słabości. „Nie chcemy, żeby biskupi pouczali nas, jak mamy żyć” – to absurdalne hasło jest popularne nie tylko na feministycznych manifach. Jednak główną przyczyną jest, mimo wszystko, ignorancja. Nie ma oczywiście łatwej recepty, jak ją zwalczyć. Trzeba to jednak robić. Bezwstydna celebracja urodzin Marksa w nadreńskim Trewirze pokazała ostatnio, że nasi przeciwnicy nie zamierzają ustępować pola.

Naszą bronią, żeby zakończyć bardziej optymistycznie, jest to, co streszcza tytuł jednej z encyklik św. Jana Pawła II – Veritatis Splendor – Blask Prawdy.

Komentarz Henryka Krzyżanowskiego pt. „Zwalczyć ignorancję” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Henryka Krzyżanowskiego pt. „Zwalczyć ignorancję” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl