Wrzesień 1939: między niemieckim i sowieckim piekłem. Kpt. Henryk Kalemba – jeden z tysięcy poległych w Katyniu

„Wam, waszym żonom, dzieciam, braciam i siostram ugraża głodna śmierć i zniszczenie. W te ciężkie dni dla Was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się”.

Zdzisław Janeczek

Henrykowi Kalembie dane było doświadczyć dramatu kresu II Rzeczypospolitej. Po zmobilizowaniu w czerwcu 1939 r. został mianowany porucznikiem w 73 Pułku Piechoty (w latach 1918–1920 dowodzonym przez ppłk. Kazimierza Zentkellera, późniejszego dowódcę III powstania śląskiego), podległym 23 Dywizji Piechoty w Okręgu Korpusu nr V. Jako dowódca kompanii uczestniczył w kampanii wrześniowej. Udział w niej Kalemby możemy prześledzić, zapoznając się ze szlakiem bojowym katowickiego 73 Pułku Piechoty, który zgodnie z wyhaftowaną na rewersie sztandaru sentencją „Honor i Ojczyzna”, stanął do boju z niemieckim najeźdźcą jako jedna z jednostek Armii „Kraków”.

W dniach 1–3 IX 1939 r. brał udział w bitwie granicznej. 2 IX chlubnie zapisał się w boju pod Wyrami z formacjami 8. i 28. Dywizji Piechoty Wehrmachtu, 9 IX walczył pod Pacanowem, 11 IX pod Osiekiem, następnie 16 IX pod Biłgorajem, Solą i w dniach 19–20 IX stoczył ostatni, 22-godzinny bój pod Tomaszowem Lubelskim. Ślązacy do końca zachowali żelazną dyscyplinę i wojskowy szyk. Jedna z ich formacji, przemaszerowując przez Lublin, wzbudziła zachwyt i podziw mieszkańców: szli jak na defiladzie, równym, sprężystym krokiem, zachowując przepisowe odstępy, błyskając stalą bagnetów, wybijając rytm uderzeniami podkutych obcasów o bruk. Zwracali uwagę czystością mundurów i butów. (…)

H. Kalemba, wydostawszy się z niemieckiego kotła na Lubelszczyźnie, w jakim znalazł się 73 PP, za Bugiem zetknął się z rzeczywistością, która przypominała mu rok 1920.

Narracja na ten temat pozbawiona jest niestety szczegółów, ale w pewnym sensie ich brak rekompensuje przywołanie atmosfery tamtych czasów, przedstawionych jako okres schyłku i rozpadu. Od 12 IX bronił się Lwów m.in. z udziałem RKU Pszczyna, szwadronu zapasowego 3 Pułku Ułanów Śląskich i śląskiego Batalionu Obrony Narodowej mjr. Franciszka Głowy. Najpierw miasto nad Pełtwią szturmowały tylko jednostki Wehrmachtu, po 17 IX pojawiły się formacje Armii Czerwonej.

Porucznik H. Kalemba zobaczył znajomy mu sprzed lat widok: brudnych, spoconych żołnierzy roztaczających wokół siebie nieprzyjemną woń dziegciu. Kawalerzyści zamiast strzemion mieli powrozy, karabiny na sznurkach, twarze złowrogie i zacięte, czasami skośnookie, policzki niegolone, a na czapach czerwone gwiazdy. Traktami ciągnęły oddziały konnicy, posuwające się w szyku, truchtem, za nimi jechały wozy taborowe. Zdumienie budził autobus zaprzężony w czwórkę koni w poręcz, tj. obok siebie. Na jednym z nich jechał wierzchem krasnoarmiejec, jak w zaprzęgu działowym. W środku pojazdu siedzieli oficerowie. Sowieci konie mieli po części jeszcze swoje, małe, kudłate, przeważnie karej lub szarogniadej maści, ale już trafiały się także rosłe i ładne, uprowadzone z dworskich stadnin. (…)

Do rąk H. Kalemby trafiła ulotka propagandowa, której treść i polszczyzna wprawiły go w zdumienie:

„Rzołnierze Armii Polskiej! Pańsko-Burżuazyjny Rząd Polski, wciągnąwszy was w awanturniczą wojnę, pozornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić krajem i zorganizować obronu. Ministrzy i generałowie, schwycili nagrabione imi złoto. Tchórzliwie uciekli, pozostawiając armię i cały lud Polski na wolę losu. Armia Polska pocierpiała surową porażkę, od którego ona nie oprawić w stanie się. Wam, waszym żonom, dzieciam, braciam i siostram ugraża głodna śmierć i zniszczenie. W te ciężkie dni dla Was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Wasze przeciwienie bez korzyści i przerzeczone na całą zgubę. My idziemy do Was nie jako zdobywcy, a jako wasi braci po klasu, jako wasi wyzwoleńcy od ucisku obszarników i kapitalistów. Wielka i niezwolczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach procującym, braterstwo i szczęśliwe życie. Rzołnierze Armii Polskiej! Nie proliwacie daremnie krwi za cudze Wam interesy obszarników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów, ukraińców. Rządzące kołe Polskie sieją narodową różność między polakami, białorusinami i ukraińcami. Pamiętajcie! Nie może być swobodny naród, uciskające drugie narody. Pracujące białorusini i ukraińcy – Wasi pracujące, a nie wrogi. Razem z nami budujcie szczęśliwe dorobkowe życie!”

(…) Według relacji naocznego świadka, por. H. Kalemba, uniknąwszy niewoli niemieckiej, dostał się jeszcze we wrześniu 1939 r. do sowieckiej, w założonym w 1540 r. przez hetmana Jana Tarnowskiego Tarnopolu. (…) Rozpoczął się w życiu H. Kalemby ponad półroczny okres koszmarnych nocy więziennych. W Tarnopolu przesłuchania aresztowanych, inwigilacje, prowokacje, wszystko to było na porządku dziennym. Instrumentem śledczym NKWD stosowanym wobec miejscowych był, obok szerokiego asortymentu tortur (konwejer, stójki, siedzenie nago na nodze odwróconego taboretu, bicie po żebrach, łamanie grzbietu, ujeżdżanie wierzchem), głód i szantaż losami bliskich. Dlatego wielu z nich decydowało się na zmianę nazwisk, imion i dat urodzenia dzieci. Śledztwa były nadzwyczaj brutalne, dokładne i drobiazgowe. Celem ostatecznym oprawców było: zmiażdżyć moralnie i pozbawić godności przesłuchiwanego. H. Kalemba mógł być szczęśliwy, że jego rodzina mieszkała w Siemianowicach Śl. na dalekim Górnym Śląsku, a nie w Tarnopolu, Brodach, Stanisławowie czy we Lwowie.

Po pewnym czasie ze stolicy Podola jeniec został przeniesiony do nadgranicznych Podwołoczysk nad Zbruczem, gdzie mieściła się strażnica Korpusu Ochrony Pogranicza, a następnie do Kozielszczyzny, wsi w dwudziestoleciu międzywojennym leżącej przy granicy polsko-radzieckiej po stronie sowieckiej w obwodzie mińskim; wreszcie trafił do Kozielska nad Żyzdrą nieopodal Kaługi, skąd napisał krótki list (notkę) z 29 XI 1939 r. i kartkę pocztową z 19 II 1940 r. Został tam osadzony w tzw. Pustelni Optyńskiej – w XVIII-wiecznym monastyrze, na którego terenie w latach 1939–1940 funkcjonował sowiecki obóz jeniecki dla Polaków. W zachowanej korespondencji starał się uspokoić rodzinę. W notce listopadowej pisał: „Moi Najmilsi! Znajduję się na terenie SSSR–ZSRR. Jestem cały i zdrowy, czego się i od Was spodziewam. Bóg niech Was ma w opiece i pozdrawiam Was wszystkich. Henryk”. Żona i córka ucieszyły się, że trafił do sowieckiej, a nie niemieckiej niewoli. Nie wiedziały, bo nie mógł im napisać, że był to obóz śledczy, w którym na potrzeby NKWD pod kierownictwem kombryga (generał-majora), prawdopodobnie Wasilija Michajłowicza Zarubina, rozpracowywano każdego internowanego.

W ostatnim liście z Kozielska, datowanym 19 II 1940 r., można między wierszami wyczytać oznaki niepokoju i ślady cierpienia. Od prawie pół roku żył w świecie nękanym przemocą i niedoborami spowodowanymi wojną. (…) Krew i łzy lały się strumieniami. Równocześnie wyczuwał niebezpieczeństwo grożące jego rodzinie, która była zdana na łaskę okupanta niemieckiego. Radził przeprowadzkę do Generalnej Guberni. Gdzieś w głębi duszy rodził się także niepokój o własną przyszłość. W trwodze i on nie mógł być pewien jutra.

Jak trafnie to ujął Florian Czarnyszewicz, autor Nadberezyńców, „chwile wyczekiwania śmierci straszniejsze bywają niż sama śmierć”.

Na co dzień myślał o swojej rodzinie. Toteż pisał: „Najdroższa Broniu, Dzidziuniu i Wszyscy w domu! Otrzymałem 12 II br. Wasz miły list, za który serdecznie dziękuję i który mnie bardzo rozweselił. Moi Najmilsi! Jak z mieszkaniem? Czy wszyscy żyją? Rodzice obojga stron, bracia, siostry? Czy wszyscy pracują? Pozdrówcie Wszystkich i uściśnijcie Ich ode mnie. Gdzie ty moje Złotko (Józefo – Z.J.) pracujesz? A ty Ukochana Broniu czy pobierasz zasiłek po mnie? Bo jak wynika z listów kolegów, to żony niektórych otrzymują około 47 zł. Czy złote kursują? Moi Najdrożsi! Zlikwidujcie mieszkanie i bądźcie do mego powrotu u Babci (Wiktorii Jędruskowej – Z.J.) na Saturnie. Resztę ja załatwię. Dbajcie tylko o Wasze cenne zdrowie. Ja już zupełnie zdrowy i mam drugą gwiazdkę. Bardzo tęsknię za Wami i niepokoję się o Was ale poruczam wszystko Bogu. Kiedy się zobaczymy, nie wiadomo. Jest tu kilku Panów z Siemianowic, a nawet w Kozielszczyźnie był Koczy i Kocek z Dębu oraz Buk z Wełnowca. Bardzo dużo przeżyłem i nie wiem co nas jeszcze czeka. Zatem bądźcie ostrożne, nie wychodźcie, piszcie mi częściej gdyż ja mogę raz na miesiąc. Całuję Was Najdroższa Żonusiu i Córuniu mocno i ściskam. Wasz Ojciec. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich obojga stron. Przyślij mi notes i papier”.

Otrzymawszy prawo do korespondencji, musiał podawać swój adres pocztowy jako „Dom wypoczynkowy im. Gorkiego” w Kozielsku. Dla bezpieczeństwa swojej rodziny (był poszukiwany przez gestapo) pisał do Wiktorii Jędruskowej, przebywającej w tym czasie u pana Trojaka, zamieszkującego posesję przy ulicy Katowickiej w Czeladzi. Informował, iż przyznano mu drugą gwiazdkę, co znaczyło, iż otrzymał awans na porucznika. Starał się w ten sposób odwrócić uwagę najbliższych od grożących mu niebezpieczeństw. Był to ostatni pozostawiony przez niego ślad życia. Pozostała mu już tylko wiara. Bo jak napisał F. Schiller: „Kto się Boga boi, ten się nikogo bać nie potrzebuje”. (…)

W dziele zagłady Sowieci mieli doskonałych wspólników. Komunistycznych filii Katynia można doszukiwać się także w niemieckich obozach, m.in. w Auschwitz i Buchenwaldzie, gdzie sympatycy J. Stalina, nawet jako więźniowie, likwidowali polskich faszystów, tj. sanacyjnych oficerów.

(…) „Wszyscy polscy oficerowie są wrogami proletariatu! Wszyscy byli indoktrynowani do walki z komunizmem i socjalizmem. Żaden z nich nie może być reedukowany do pracy dla dobra ojczyzny! Są zdecydowanie kontrrewolucyjnym elementem antysocjalistycznym, który musi być zniszczony […] Zadaniem Sowietów jest uwolnienie [Polski – Z.J.] od faszystów i zbudowanie prawdziwego społeczeństwa socjalistycznego”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba (cz. VI) Między niemieckim i sowieckim piekłem” znajduje się na s. 6, 7 i 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba (cz. VI) Między niemieckim i sowieckim piekłem” na s. 6–7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Oficerowie i żołnierze Freikorpsu powstania śląskie zaliczyli do plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego.

Zdzisław Janeczek

W działaniach powstańczych ogółem, według Tomasza Falęckiego, poległo w boju ponad 4000 insurgentów, nie licząc bestialsko pomordowanych przez Grenzschutz, Freikorps Oberland, Organizację Eschericha (Orgesch), Schwarze Reichswehr i „mord kommanda” – sprawców zabójstw zwanych Fememmorde. W toku „wojny toczonej po ciemku” zabijali oni śląskich księży, nauczycieli i działaczy plebiscytowych, jak Piotr Niedurny czy Franciszek Deja.[related id=79207]

O stosowanym w latach 1919–1921 terrorze świadczą szczegóły dotyczące zabójstwa ks. Wincentego Rudy, proboszcza w Makoszycach. Na plebanii przeprowadzono rewizję w poszukiwaniu broni i dokonano rabunku. Ofiarę wyprowadzono z fary do pobliskiego lasu, bijąc kolbami karabinów. W czasie obdukcji zwłok ks. Rudy stwierdzono cztery rany postrzałowe z przodu i jedną w plecach. Według relacji naocznego świadka, kościelnego Antoniego Karwackiego, „dowód ten był straszny z bliska. Prócz tego miał 3 dziury w prawym boku od sztyletu oraz potłuczenia liczne kolbami”. Również ks. Franciszek Marks (Marx) został zamordowany przez Niemców, a ciało jego spalone w gazowni w Kluczborku. Z kolei w Modzurowie członkowie „Ortswehry” zastrzelili ks. Augustyna Strzybnego. M. Piela wspomina także listę nazwisk 94 księży Górnoślązaków, którzy po podziale Śląska w 1922 r. musieli szukać schronienia w polskiej części tej prowincji. Znanego z patriotyzmu ks. Teofila Bromboszcza, biskupa sufragana katowickiego, nękano nawet w okresie II Rzeczypospolitej; 15 II 1923 r. „uzyskał on od starosty pszczyńskiego zezwolenie na noszenie broni” ze względu na zagrożenie życia ze strony Niemców.

Trafnie freikorzystów zobrazował Ernst von Salomon (1902–1972), w tłumaczonej na angielski autobiograficznej powieści Die Geächteten, jako uśmiechniętych młodzieńców w bawarskich kapeluszach z piórkiem, uzbrojonych „w żelazo”, podróżujących koleją na Górny Śląsk, gdzie, jak Josef „Beppo” Römer, zamieniali się w okrutników i morderców.

„Gdzieś z głębi Niemiec ściągali awanturnicy marzący tylko o tym, by bić, bić pałką, kolbą, bagnetem – czym się da. Dudniły buciory kondotierskich jednostek Orgeschu, Oberlandu, von Loewenfelda, von Aulocka, Heinza, Heydebrecka, Paulssena, Kühmego, Rossbacha, Ehrhardta. Gdzie przeszli, tam długo lamentowały śląskie kobiety i dymiły zgliszcza domów”. „Gnębienie ras” (Słowian i Żydów) oraz burzenie nowych porządków nazywali „dobrowolną służbą dla ojczyzny”. Traktowali ją jako akt wywyższenia, który dawał im poczucie siły. Moc czerpali także z poczucia swojej wartości bojowej, bo jak pisał jeden z nich, czuli się zwycięzcami „stu bitew”. Dlatego odmówili ustąpienia ze sceny dziejów. Freikorps, liczący ponad 200 formacji zrzeszających około 400 tys. uzbrojonych mężczyzn, miał stać się decydującym czynnikiem politycznym. Jego oficerowie i żołnierze powstania śląskie zaliczyli do jednej z plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie. Ich przemarsze znaczyła śmierć i wojenna pożoga. (…)

Powstańcy śląscy oczekują na katowickim Rynku na przybycie marszałka Józefa Piłsudskiego. Fot. ze zbiorów autora

Henryk Kalemba i inni dowódcy zaczęli stawiać pierwsze pomniki ofiarom represji i poległym towarzyszom broni. Świadectwem ich czynu były nie tylko przyznane odznaczenia, lecz także proste brzozowe krzyże pośród żołnierskich kwater. Zapłonęły na pomnikach znicze – symbole życia, a na straży postawiono kamienne orły. Wielu spoczęło we wspólnej mogile. W Katowicach takim symbolem przetrwania w ludzkiej pamięci m.in. stał się Grób Nieznanego Powstańca na placu Wolności (zniszczony przez Niemców podczas II wojny światowej). (…)

H. Kalemba we wszystkich powstaniach potrafił zdobyć uznanie wśród podwładnych. Był trzykrotnie ranny, m.in. w 1919 r. pod Chyrowem i w 1920 r. pod Czeladzią. Jego historia frontowa była bogata i obfitująca w dramatyczne epizody. Niestety brak dokumentów opisujących szczegółowo jego dokonania wojenne. Został odznaczony Orderem Virtuti Militari 5 kl. nr 7847. Dowódca 3 Pułku Powstańczego im. gen. Jana Henryka Dąbrowskiego Rudolf Niemczyk wymienił go pośród najbardziej cenionych organizatorów POW G.Śl. i oficerów (…)

Ślązacy byli na ogół dobrze przygotowani na szczeblu podoficerskim. Nad Niemcami górowali zaangażowaniem i ideowością. Istniał wśród nich duży pęd do pogłębienia wiedzy. Wielu z nich dokształcało się już w czasie pełnienia służby lub działalności publicznej, jak Adam Kocur, który uzyskał nawet tytuł doktora praw, lub Roman Jan Koźlik, prawnik i bankowiec.

Podobnie budował swój awans Henryk Kalemba. Z kolei były dowódca 7. Pułku Piechoty im. Stefana Batorego, Stanisław Mastalerz, uzupełniał własną edukację nawet w okresie emigracyjnym, kończąc w Manchesterze dwuletni kurs ekonomiczny dla spółdzielców-oficerów wojsk sprzymierzonych. Zarówno on, jak i jego koledzy cieszyli się autorytetem u podkomendnych, a także uznaniem i dużą popularnością nie tylko wśród lokalnych społeczności. Ich kariery przypominały awanse w szeregach rewolucyjnej armii francuskiej końca XVIII wieku, której żołnierze, wiernie służąc „małemu kapralowi”, jako synowie karczmarzy i bednarzy zdobywali (średnia ich wieku wynosiła zaledwie 44 lata) stopnie generalskie i buławy marszałkowskie.

Powstania śląskie, w których istotną rolę oprócz ucisku narodowościowego odgrywało poczucie krzywdy społecznej, nosiły znamiona rewolucji i miały charakter plebejski, a więc wykreowały także swoich ludowych bohaterów. Ich zbiorowy wizerunek w krzywym zwierciadle kreśliła współczesna pruska propaganda. Akcentowała ona brak przygotowania zawodowego, pragnienie kariery i chęć przygody jako główny motyw ich działania. Zdaniem sympatyków strony niemieckiej, mianowani oficerowie z POW G.Śl., wywodzący się ze środowisk biedoty miejskiej lub robotników rolnych, byli to „ludzie bez pojęcia o tej służbie”, dla większości których wstąpienie do armii, mimo trudów i ryzyka, było źródłem wyżywienia, schronienia i ubioru. Tacy, którym znudziła się ciężka praca i chcieli posmakować innego, bardziej barwnego życia lub pragnęli uciec przed odpowiedzialnością za młodzieńcze przygody. Według niemieckich publicystów byli pogardzaną, bezkształtną szarą masą, „dziką powodzią”, która zalała na Górnym Śląsku świat wielosetletniej germańskiej kultury. W tym miejscu warto przytoczyć słowa polskiego generała Ignacego Kruszewskiego, że „nie wiek, nie postawa, lecz serce robi żołnierza, a po części i generała”.

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego. Główne jej obowiązki polegały najpierw na działaniu w konspiracji, a później na organizacji walki i dowodzeniu jednostkami frontowymi.

W przypadku działań POW G.Śl., rozległość kompetencji, duża niezależność i swoboda w podejmowaniu decyzji wymagały od dowódców powstańczych baonów i pułków dużych umiejętności i uzdolnień organizacyjnych, operacyjnych, a także walorów osobistych wyższych od

tych, którymi odznaczali się oficerowie niemieccy.

Musieli oni wyróżniać się silnym charakterem, odwagą w podejmowaniu decyzji, uporem i konsekwencją w działaniu, odwagą osobistą, wiedzą teoretyczną i doświadczeniem wojskowym. „Moc woli” i „siła ducha” oraz zapał, poświęcenie, determinacja, oddanie i wrodzone wyczucie terenu to poważne atuty śląskiego oficera. Do tego należało dodać silne poczucie przynależności narodowej i umiejętność kierowania polską pracą propagandową przydatną w walce plebiscytowej.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 8 i 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 8 i 9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wybuch I powstania śląskiego. Kunktatorstwo i niezdecydowanie Wojciecha Korfantego przyczyną niepowodzenia zrywu

„Powstańcy zapomnieli o troskach i biedzie i nie wątpili, że nadeszła chwila ostatecznego oswobodzenia ojczystej ziemi od jarzma wroga”. Uwierzyli Korfantemu. Wnet miało przyjść gorzkie rozczarowanie.

Zdzisław Janeczek

W nocy z 2 na 3 V 1921 r. Rudolf Niemczyk otrzymał zadanie opanowania Katowic wspólnie z innymi podkomendnymi Walentego Fojkisa, Adama Kocura i oddziałami Czesława Paula. Na początku bez walki zajął Zawodzie. Niemcy bronili się chaotycznie, byli zaskoczeni koncentrycznym atakiem około 5 tys. powstańców zgrupowanych w 8 baonach. W walce wyróżnił się szczególnie baon Niemczyka. O wydarzeniach tych pisał: „Już nad ranem byłem w posiadaniu dworca kolejowego, więzienia oraz całej południowo-zachodniej strony miasta”.

Jego podkomendny Henryk Kalemba w pierwszych godzinach trzeciego powstania zajął gmach policji w Katowicach. Jak wspominał hr. Maciej Mielżyński: niemiecka policja „stawiała ostry opór”, jednak rychło ją rozbrojono i „z orgeszami postawiono pod straż”. Nastąpił jednak nieprzewidziany incydent. Żołnierze włoscy, którzy znajdowali się w pociągu relacji Katowice-Pszczyna, ostrzelali podkomendnych R. Niemczyka, zabijając jednego i raniąc dwóch powstańców.

Około godziny 7 rano nadzorujące plebiscyt wojska francuskie wspierane przez czołgi i samochody pancerne skoncentrowały swoje siły, a ich dowództwo zażądało wycofania powstańczych oddziałów z Katowic. Po negocjacjach z komendantem garnizonu Dowództwo Grupy „Wschód” poleciło powstańcom wycofać się z zajętych pozycji w centrum grodu. Zawodzie pozostało jednak w rękach insurgentów. Wokół miasta wzniesiono barykady i kolczaste zasieki. Rozpoczęło się cernowanie (od francuskiego ‘cerner’: otoczyć, osaczyć, oblegać) Katowic i innych miast, celem zabezpieczenia odwodów przed ewentualnym atakiem Niemców od strony aglomeracji. W założeniu przewidywano także odcięcie wody, prądu i dostaw żywności, co miało spowodować oddanie Katowic pod kontrolę sił powstańczych.

Konstantin Fehrenbach, Kanclerz Republiki Weimarskiej, ostro zaatakowany werbalnie w Reichstagu w sprawie wydarzeń na Górnym Śląsku bronił się, twierdząc, że

„Niemcy niczego nie zaniedbali, wiedząc jak ważny jest fakt dokonany, ale niestety zostali przez Polaków zaskoczeni, gdyż działali oni mit verbrecherischer Genialität (z geniuszem kryminalnym) tak piorunująco, że niemieckie organizacje nie miały czasu połapać się w sytuacji”.

Kompania H. Kalemby zajęła odcinek od kopalni „Ferdynand” („Katowice”) do Fabryki Kremera w Zawodziu. Odezwa z 20 V 1921 r., podpisana przez Wojciecha Korfantego oraz Józefa Biniszkiewicza, Józefa Rymera i Józefa Grzegorzka – przedstawicieli Wydziału Wykonawczego – sugerowała oblężonym kapitulację jako jedyną trafną decyzję w zaistniałej sytuacji. Jednak dyktator III powstania nie był w swych deklaracjach do końca konsekwentny. Rudolf Niemczyk, odpowiedzialny za przeprowadzenie tej operacji we wspomnieniach, odnotował, że skutki cernowania „próbował złagodzić Wojciech Korfanty, polecając […] dwa razy otworzyć zawory wodociągów bez wiedzy dowództwa Grupy »Wschód«. Dowiedziawszy się o pierwszym otwarciu wody byłem wprost wściekły […] na podobną nikczemność ze strony tego pana – pisał Niemczyk – ale cóż miałem robić, gdy już puszczona woda napełniła baseny, z których zapas mógł starczyć na 5–6 dni”.

Po tym incydencie z Korfantym R. Niemczyk poprosił dowództwo Grupy „Wschód” aby jego ludzi zwolniono od obowiązku cernowania Katowic i wysłano na front. (…)

Powstańcy, dzięki zaskoczeniu przeciwnika, w pierwszej fazie walk do 10 V 1921 r. odnieśli duży sukces strategiczny. Zwycięski pochód ku Odrze zapoczątkowała operacja „Mosty” rozpoczęta w noc wybuchu insurekcji. Przeprowadziła ją grupa destrukcyjna Tadeusza Puszczyńskiego (działającego pod pseudonimem „Konrada Wawelberga”). Na odcinku 90 km jej członkowie wysadzili 9 mostów na zachodniej granicy obszaru plebiscytowego, odcinając go od zaopatrzenia z głębi Niemiec. Powstańcy w ciągu tygodnia opanowali teren wyznaczony tzw. linią Korfantego, biegnącą od granicy z Czechosłowacją na północ wzdłuż Odry do przedmieść Krapkowic, a następnie skręcającą na północny wschód w stronę Kamienia Śląskiego, Ozimka, Gorzowa Śląskiego i dochodzącą do ówczesnej granicy z Polską w okolicach Zdziechowic. W. Korfanty już 7 V w Dąbrówce Małej rozpoczął negocjacje rozejmowe z przedstawicielami Międzysojuszniczej Komisji bez udziału Niemiec, realizując swoją koncepcję powstania jako demonstracji politycznej. 9 V podpisał rozejm, który miał zapewnić korzystną dla Polski linię demarkacyjną. Niestety wskutek niemieckiego protestu alianci się wycofali, a gen. Henri Le Rond zdementował wiadomość o rozejmie.

Tymczasem 10 V W. Korfanty w specjalnej odezwie, ogłaszając dobrą nowinę o zawartym układzie, wezwał mieszkańców Śląska do powrotu do fabryk. Równocześnie skonstatował: „Godzina wolności wybiła. Stajemy się panami własnego domu”. Niestety słowa te nie miały pokrycia w rzeczywistości.

Zrobił się zamęt. Wielu uważało, iż nastąpił koniec powstania i podjęło decyzje powrotu do domu. Tymczasem czekał ich jeszcze ciężki bój o Górę św. Anny, gdyż Niemcy od strony Krapkowic i Kluczborka przygotowywali kontrofensywę.

Wyhamowanie powstańczej ofensywy za sprawą politycznych manewrów skutkowało pojawieniem się widma klęski. Bitwę o Górę św. Anny można było stoczyć albo w korzystniejszych okolicznościach, albo w ogóle do niej nie dopuścić. Gdyby wykorzystano w pełni pierwszy etap pełnego zaskoczenia Niemców, można było zająć znacznie większą część obszaru plebiscytowego i przekroczyć linię Korfantego, co sugerowali dowódcy Grupy „Wschód”. Dawało to lepszą pozycję wyjściową do odparcia kontrataku wroga i umocniłoby pozycję negocjacyjną w trakcie rokowań pokojowych, a także miałoby korzystny wpływ co do mediacji linii demarkacyjnej. Dyktator powstania jednak kategorycznie zabronił jej przekraczania. Kolejnym kardynalnym błędem był rozkaz nakazujący powstańcom opuszczenie położonego o kilkanaście kilometrów na północ od Góry św. Anny, zdobytego w ciężkich walkach (14–17 V) Gogolina, mimo iż miejscowość ta leżała za linią Korfantego, a zajęcie pobliskiego Otmętu pozwalało na kontrolę jedynego ocalałego mostu na Odrze, którym Niemcy mogli przeprawić swoje siły na drugi brzeg rzeki. Powyżej tego punktu cała linia Odry aż do granicy z Czechosłowacją była obsadzona przez powstańców.

W tych okolicznościach niemożliwy byłby atak na Górę św. Anny, gdyż Niemcy mieli przed sobą trudną do sforsowania naturalną przeszkodę, jaką była Odra. Niestety względy polityczne pokrzyżowały plany dowódców POW G.Śl. i zmusiły ich do przyjęcia boju w niekorzystnych warunkach.

Czynnikiem dodatkowo uszczuplającym siły powstańców była konieczność cernowania miast. Zgodnie z przewidywaniami powstańczych dowódców, nocą z 20 na 21 V dobrze uzbrojone niemieckie oddziały przeprawiły się na prawy brzeg Odry w Krapkowicach. Po dwóch zażartych szturmach zdobyły Górę św. Anny, tracąc do 24 V około 500 ludzi. Straty powstańców, licząc w zabitych, rannych i zaginionych, szacowano na ¼ stanu osobowego.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater (III)” znajduje się na s. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater (III)” na s. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kapitan WP Henryk Kalemba – jeden z wielu mało znanych bohaterów, którym Rzeczpospolita zawdzięcza niepodległość (II)

Całe życie poświęcił walce o niepodległość Polski: uczestniczył w I wojnie światowej, w powstaniach śląskich, zginął w Katyniu. Był jednym z tych, których latami pomijano w publikacjach PRL-u.

Zdzisław Janeczek

Henryk Kalemba, jako zaprzysiężony członek POW G.Śl., wziął udział w pierwszym powstaniu śląskim, które rozpoczęło się w nocy z 16 na 17 VIII i trwało do 24 VIII 1919 r. Kierując plutonem, odznaczył się w ataku na placówkę Grenschutzu i zdobył kaem. Niestety zagrożenia militarne ze wschodu, gdzie od 14 II 1919 r. toczono wojnę z sowiecką Rosją, uniemożliwiło rządowi w Warszawie wsparcie insurgentów. Powstanie upadło, a H. Kalemba wraz z innymi powstańcami musiał szukać schronienia przed niemieckimi represjami za polskim kordonem. (…)

Chwilowo front wschodni ponownie stał się jego domem. Kresowy epizod dostarczył mu mocnych wrażeń. Nowe pejzaże, inni ludzie. Udział w coraz to nowych potyczkach. Tam zetknął się po raz pierwszy z komunistami tworzącymi armię bolszewicką, tam nauczył się prowadzić życie zbratane ze śmiercią. (…)

Kampania zimowa prowadzona była w trudnych warunkach klimatycznych, mróz rzadko był mniejszy niż –30 stopni C. H. Kalemba nie tylko wziął udział w krwawym szturmie na Dyneburg, ale i w bojach o polskie Inflanty. Znajdował się stale na linii frontu i został ranny. Jego odwaga i trud żołnierski nie poszły na marne. Operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Siły sowieckie IV i XI dywizji zostały rozbite, miasto zdobyte, a załoga wzięta do niewoli. Udział H. Kalemby w ciężkiej kampanii dyneburskiej miał duży wpływ na ocenę jego żołnierskich zasług. Do Dyneburga przybył osobiście Naczelny Wódz Józef Piłsudski. Uczestników tej operacji polecił umieścić na pierwszych miejscach listy odznaczonych krzyżami Virtuti Militari za walki z lat 1919–1920. (…)

W połowie maja 1920 r. pułk H. Kalemby walczył z nacierającymi wojskami sowieckimi, m.in. pod Kubliczami w rejonie Berezyny, gdzie 3. batalion poniósł duże straty. O zaciętości walk świadczyła zapamiętana przez H. Kalembę śmierć sierżanta Stanisława Młynarczyka z 4. kompani, który pod Berezyną, otoczony 20 V przez wrogów, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. (…)

Gdy zaleczył rany, otrzymał nowe zadanie. Zwolniony z wojska, został oddelegowany do udziału w akcji plebiscytowej i obrony Górnego Śląska. Zameldował się więc w obozie w Sosnowcu, skąd 20 VIII 1920 r. przedostał się na Śląsk, by podjąć aktywną działalność jako zaprzysiężony członek POW G.Śl., m.in. organizując wiece na Opolszczyźnie. W szeregach POW ujawniły się wszystkie zalety jego osobowości. Oprócz umiejętności dowodzenia ludźmi cechowała go życzliwość. Okazało się, iż był zdolny i lojalny, pracowity, energiczny oraz przejawiał duże zainteresowanie szkoleniem podkomendnych, jak również dalszym pogłębianiem wiedzy wojskowej. Przede wszystkim miał okazję wykazać się odwagą i wykorzystać zdobyte doświadczenie frontowe w drugim powstaniu śląskim. (…)

Wybuchło kolejne powstanie, którego głównym celem była samoobrona. Południową część okręgu VII, podległą A. Dornowi, powstańcy śląscy opanowali już na przełomie 19 i 20 VIII 1920 r. H. Kalemba, dowodząc 3. Kompanią, po zaciętej walce zdobył rodzinną miejscowość Józefowiec. Łupem zwycięzcy padło 200 niemieckich karabinów. Następnie powstańcy z Józefowca wsparli 23 VIII natarcie na Wielkie Hajduki. Inne grupy w powiecie katowickim zdobyły hutę „Baildon”, Nowy Bytom i Chorzów. Opór stawiały niemieckie posterunki w Siemianowicach i Bogucicach. Natomiast bez walki zajęto Giszowiec i Nikiszowiec. 27 VIII 1920 r. objął ich podpisany przez W. Fojkisa akt demobilizacji wszystkich oddziałów bojowych samoobrony. 28 VIII przedstawiciele polskiego i niemieckiego komitetu plebiscytowego wydali wspólną odezwę wzywającą do przywrócenia spokoju i podjęcia pracy. Uczestnicy drugiego powstania zabiegali o usunięcie niemieckiej policji SIPO, a także o rozwiązanie niemieckich bojówek obszaru objętego plebiscytem. Ponadto powstanie przybliżyło cel, jakim było przeprowadzenie plebiscytu. Jego ostateczny termin wyznaczono na 20 III 1921 r. (…)

Postanowił zawrzeć związek małżeński. Okoliczności były sprzyjające. Nie musiał obawiać się przy ślubie trudności, na jakie był narażony ze strony niemieckiego kleru Wojciech Korfanty.

Niemieccy księża w czasie spowiedzi często odmawiali Ślązakom rozgrzeszenia za samo czytanie polskiej prasy i głosowanie na polskich kandydatów do parlamentu. Więc jak ciężkim grzechem musiał być udział w powstaniach i służba pod sztandarem J. Piłsudskiego, poprzedzona dezercją z armii cesarza Wilhelma II?

Dotąd Henryk Kalemba, przystojny blondyn, prowadził kawalerski żywot, gdyż wojna burzyła normalny tryb życia, ograniczała kontakty z kobietami i nie sprzyjała budowaniu trwałych związków. Jednak podczas jednej z akcji plebiscytowych poznał kurierkę Bronisławę z Jędrusków. Podobno spojrzeli sobie w oczy i to wystarczyło. Panna była urodziwa, miała wiele uroku osobistego. Nieduża, dość zgrabna. Ubierała się z dużym smakiem; miała swoisty, ładny styl. Dbała o strój. Z jej kobiecą kokieterią kontrastował umysł raczej męski, wyróżniający się logiką dowodzenia. Była śmiała i rezolutna. Trudniła się przemytem broni dla tajnych magazynów w powiatach katowickim i rybnickim, a także kolportażem materiałów propagandowych przeznaczonych dla Domu Plebiscytowego w Katowicach. Wśród „szwarcowanych” nielegalnych druków były książki, gazety i odezwy. Pośrednio zajmowała się również wywiadem wojskowym, współpracując z Ekspozyturą II Oddziału w Sosnowcu, tzw. biurem Habdank. Jak trzeba było, pomagała powstańcom, opatrywała rany i przewoziła wojenną korespondencję. Wzajemne zauroczenie okazało się trwałe. Henryk oświadczył się poznanej dziewczynie. Gdy propozycja została przyjęta, rozpoczął przygotowania do ożenku. Poślubił Bronisławę tuż po drugim powstaniu – w niedzielę 19 IX 1920 r. (…)

Henryk Kalemba włączył się w ruch niepodległościowy ze zdwojoną energią. Najpierw był to udział w akcji plebiscytowej obfitującej w liczne spory i napięcia, łącznie z utarczkami z niemieckimi bojówkami. Spór się zaostrzył, gdy doszło do niekorzystnej interpretacji wyników plebiscytu.

Polacy oczekiwali, że zgodnie z aneksem do art. 88 traktatu wersalskiego, głosy będą zliczane nie globalnie, a gminami, których za Polską głosowało 44,7%.

Jednakże, wbrew ustaleniom, w Komisji Międzysojuszniczej przewagę zaczęła zdobywać koncepcja brytyjsko-włoska, oparta na globalnym liczeniu głosów i przyznająca Polsce tylko 25% obszaru plebiscytowego, tj. powiaty pszczyński, rybnicki i przylegające do nich lub polskiej granicy skrawki powiatów: raciborskiego, toszecko-gliwickiego, katowickiego, bytomskiego, tarnogórskiego i oleskiego. Wytyczona linia podziału, nazwana od nazwisk komisarzy Anglii i Włoch linią Percivala-de Marinisa, nie zadowalała żadnej ze stron.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Powstania śląskie” znajduje się na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Powstania śląskie” na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Henryk Kalemba nie ulegał demagogom, jeśli jednak podejmował walkę, nie poddawał się, a za swe ideały gotów był umrzeć

W armii polskiej zmienił się jego stosunek do służby wojskowej. Przełożeni potwierdzali jego rosnące zaangażowanie i entuzjazm dla idei niepodległości Polski i powrotu Górnego Śląska do Macierzy.

Zdzisław Janeczek

W tym roku będziemy obchodzić 100 rocznicę I powstania śląskiego. Z tej okazji warto przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich. W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.

Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy. Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden ze wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec ojca.

Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny Henryka Aleksandra Kalemby, przyczyni się do naprawienia błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię, był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.!

W eseju zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu, skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora – hutnika zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki Józefy – ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.

Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia.

Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczpospolitej miała nie tylko wielkich ojców; miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.

Henryk Aleksander Kalemba, ps. Biały, kawaler Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Niepodległości, Krzyża Walecznych, Gwiazdy Śląskiej, Krzyża na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, weteran pierwszej wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej, trzech powstań śląskich i kampanii wrześniowej, urodził się 15 VII 1899 r. w Józefowcu (kolonii wiejskiej gminy Dąb), osadzie przemysłowej w pow. Katowickim. Był dzieckiem zatrudnionego w wełnowieckiej cynkowni „Hohenlohe” („Silesia”) hutnika Józefa Kalemby (7 VIII 1874–9 XI 1960) i Franciszki Drong (3 XII 1873–9 X 1952), połączonych węzłem małżeńskim w 1897 roku. W pamięci rodzinnej zachowały się żartobliwe słowa wypowiedziane do położnicy po jego narodzinach: „synka wom przyniósł w dziobie”.

Nasz bohater miał liczne rodzeństwo: braci Józefa i Alojzego oraz trzy siostry: Wiktorię, Marię i Cecylię. Toteż Franciszka Kalembowa nieraz musiała stanowczością przykrywać rozsądną dobroć i matczyną czułość. Nie zadręczając się codziennymi przeciwnościami losu, stworzyła mężowi i dzieciom ciepły, rodzinny dom.

Ciężko pracująca pani domu miała dla swych dzieci zawsze czas i bezmiar czułości. Towarzyszyła dzieciństwu Henryka. Uczyła polskiego pacierza, prawiła śląskie godki o śląskiej ziemi i o Polsce, co żyć będzie. Jej niewątpliwie zawdzięczał wspomnienie o legendarnej krainie dzieciństwa i młodości oraz Bożą iskrę w sercu.

Od matki też uczył się wiary prostej, silnej, a według opinii niedowiarków – naiwnej. Rodzina była wyznania rzymskokatolickiego. Kościół i religia w czasach najcięższych prób były dla dziadków i rodziców H. Kalemby ostatnią przystanią, która nie zawiodła i pozwoliła przetrwać pruską politykę Kulturkampfu, obronić wiarę ojców i macierzysty język.

O uczuciu tym poeta napisał: „Jest to wiara, która z rzewną szczerością podaje umarłemu gromnicę, rozwija chorągiew z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, przed której obrazem pada w kościele na wznak i gorącymi łzami zimną zlewa posadzkę. Jest to wiara, która mai krzyże przydrożne […]. Wiara, która kredą święconą w Trzech Króli kreśli na drzwiach […] znaki […] aby dobytek nie zmarniał. […] Wiara tak silna, że na jej zawołanie spokojny, pracy […] oddany, pójdzie, zawiesiwszy szkaplerz na piersiach, w najkrwawszą zawieruchę”. Ten hart ducha krewni Kalemby zawdzięczali częstym pielgrzymkom do sanktuarium w Piekarach Śląskich, gdzie były Gradusy – Święte Schody, po których po dziś dzień tradycyjnie przechodzi się na kolanach i boso.

W domu rodzinnym H. Kalemba dowiedział się, że człowiek ma dwie matki – tę, która go urodziła, i Ziemię Ojczystą, na której żyje. W domu mówiło się po polsku. W tym języku mały Hajnuś porozumiewał się w czasie zabaw z rodzeństwem i kolegami na podwórzach Józefowca, Wełnowca i Kolonii Agnieszki lub na brzegach pobliskiej Rawy przecinającej rozległą płaszczyznę otwartych pól. Tutaj, jako dziecko miasta, zyskał nową, pełną czarów przestrzeń dla wyobraźni, poznawał naturę i zwracał rówieśnikom uwagę na jej specyfikę. Ciszę zakłócał plusk kąpieli i okrzyki tryumfu dzieci jako poławiaczy ryb, raków i żab.

Mowa polska żyła także w murach kościoła pw. św. Jana i Pawła Męczenników w Dębie, który od 18 VIII 1894 r. dekretem biskupa wrocławskiego Georga Koppa miał status parafii. Przynależały do niej m.in. osady: Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki, gdzie rytm życia regulowały syreny kopalń i hut, a najbardziej znanymi osobistościami byli: naczelnik gminy, poczmistrz, aptekarz, proboszcz, piekarz, rzeźnik, drogerzysta, fryzjer i pruski żandarm. Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki to niewielkie ludzkie siedliszcza, uśpione kurzem unoszącym się z brukowanych kocimi łbami ulic. Kurz ten górnicy i hutnicy, gdy zaschło im w gardłach, regularnie „płukali” po szychcie piwem w miejscowej restauracji lub szynku.

Nieprzypadkowo Henryk odznaczał się wszystkimi cechami, które wyróżniały jego przodków i ziomków, takimi jak przywiązanie do wiary i mowy ojców, ostrożność i racjonalność w podejmowaniu decyzji, oszczędność czy trzeźwość myślenia. Nie ulegał mowom demagogów, by na ich życzenie chwytać za broń. Jeśli jednak już podejmował walkę, nie poddawał się, a gdy czegoś bronił, gotów był za swe ideały oddać życie. Z domu wyniósł nawyk ciężkiej pracy. Polskość łączył z żywą wiarą katolicką ugruntowaną przez matkę i surowego, ale kochającego ojca, wychowanków miejscowego społecznika, bogucickiego proboszcza ks. Leopolda Markiefki (1813–1882).

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego