Platynowa „10” najważniejszych albumów muzycznych roku 2020. Laury dla grupy Świetliki. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W Radiu WNET niezależny ranking wydawnictw muzycznych roku – jak zwykle – bez podziału na style i gatunki. Piosenki z każdej z wyróżnionych płyt na dłużej gościły (i goszczą) na antenie Radia WNET.

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej dziesiątki najważniejszych albumów roku 2020 w opinii redakcji muzycznej Radia WNET:

 

10. Peja/Slums Attack/Magiera: “Czarny Album” – hip – hop / RPS Enterteyment

Przyznam, że oczekiwanie na album Peji działo się w moim przypadku na szczególnych prawach. Ryszard Andrzejewski, znany jako Peja, wiarus hip – hopu z Poznania krążkiem „Black Album” wniósł bardzo wiele na polską scenę rapową.

Klimat oldschoolowej szkoły rapu sprawdził się. Nie wszystkim, czytając szereg recenzji, przypadły do gustu nagrania z Igim i Multim.

Próba jednak została podjęta o walkę o rząd dusz młodszych słuchaczy. Z drugiej strony wiemy zaś, że wszystkich się nie zadowoli.

Takie nagrania jak „Najlepszą Obroną Jest Atak”,  „Czarny Psalm” czy “Wejście Smoka” to znakomity rap a uliczne wersy podszyte doświadczeniem życiowym i zmysłem obserwacji Peji zapadają w pamięć.

Słowa uznania dla gości ze świata – Big Shug i Smoothe Da Hustler, oraz naszego klasyka – Lukasyno. „Pomniki” to najważniejsze nagranie w zestawie z kapitalnym udziałem Ero. Liczę na to, że Peja i Magiera zaskoczą nas jeszcze nie raz wspólną produkcją.

 

   9. Sanah: „Królowa dram” – indie pop; electro – pop / Magic Records

Nieszczęśliwa miłość, rzeki wylanych łez – słyszeliśmy to tyle razy, prawda? Jednak nie w ten sposób… Smutek i jednocześnie nadzieja, wyrażone zarówno tekstami, jak i unikatowym wokalem roztaczają aurę tajemniczości.

 

Nieśmiała Sanah, czyli Zuzanna Jurczak, dojrzewa z każdą nową produkcją. Premierowy krążek „Królowa Dram” jest jednocześnie zastawem nagrań, których można się było spodziewać w warstwie lirycznej, jak i przyjętej art popowej konwencji, jednakże zaskoczył na plus.

Urokliwe i barwnie zaśpiewane historie tworzą świetne połączenie z warstwą muzyczną.

Już pierwszy utwór z płyty o zaskakującej nazwie “Początek” wprowadza nas w melancholijny klimat z przygrywającą wiolonczelą, która będzie powracać w reszcie utworów, podobnie jak hipnotyzujące pianino.

Utworów takich jak „Szampan”, „Oto ocała ja” czy „Melodia” nikomu przedstawiać nie trzeba, to już są to niekwestionowane hity.

Cała płyta „Królowa dram” miała swoją prapremierę na antenie Radia WNET na tydzień za sprawą Adriana Kowarzyka w obecności samej Sanah. „Królowa dram” przyniosła Sanah tytuł księżniczki polskiego popu. Drżyjcie królowe!

 

      8. EABS: “Discipline Of Sun Ra” – jazz / Astigmatic Record

Herman Poole Blount, czarnoskóry jazzowy pianista, nie był szczególnie popularny w Polsce i kultowym, czy powszechnie podziwianym nie można go nazwać. Sun Ra jednakże, jak i jego muzyka i wrażliwość (dziwna, pokręcona, niepokorna, ale zostająca w sercu) wypaliły wielkie znamiona na sercach muzyków.

 

Ukochali go sobie Wrocławianie z grupy dla mnie absolutnie magicznej – EABS. Electro – Acoustic Beat Sessions (bo takie jest rozwinięcie skrótu EABS) zyskał sławę i fanów nie tylko w Polsce dzięki kompletnie nowym, jak na polskie możliwości (i wrażliwości) podejście do jazzu i jego spuścizny.

EABS nabiera w żagle już nie wiatru, ale huraganu, gdzie współgra na albumie mozaika jazzowych stylów i klimatów. Oto mamy postbop, jazzrock, ale i psychodelię. Jest drone i space rock a nawet spirituals – jazz, aby nie zapomnieć o free – jazzie.

Od otwierającego „Brainville”, przez „Instellar Low Ways”, gdzie słyszymy wsamplowany głos samego idola Sun Ra, po wieczorne i kołyszące do snu „UFO” soulowo-hip hopowej perełki muzyka płynie. Wyróżnić trzeba także „The Lady with the Golden Stockings (The Golden Lady)”, gdzie przez zapętloną melodię saksofonu znowu słyszymy głos protektora albumu wypowiadający monotonnie: I am Sun Ra.

Kolejny znakomity album EABS! Trzy lata temu ogłosiłem płytą roku „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”. Rok temu „Slavic Spirit” znalazło się na drugim miejscu zestawienia najlepszych albumów roku 2019, w oczach redakcji muzycznej Radia WNET przed rokiem)

 

7. Francis Tuan: „Let’s Pretend” – pop rock, funk & soul

Fryderyk Nguyen, lider formacji Katedra, mimo że ma około trzydziestu lat, to jest już jednym z najważniejszych wykonawców na polskiej scenie muzycznej. Ma w sobie charyzmę i talent, i nieuchwytne COŚ! Udowodnił to z grupą Katedra (albumy „Zapraszamy na łąki” i „Człowiek za dużo myślący”) i solo kryjąc się pod pseudonimem Francis Tuan. Towarzyszą mu basistka Ajda Wyglądacz i Katedralny perkusista Paweł Drygas.

Co o albumie z miejsca VII naszego zestawienia sądzi Sławomir Orwat, szef i prowadzący Listę Polskich Przebojów Radia WNET Poliszczart? Poczytajcie:

 

„Kompozycje z krążka Let’s pretend najbardziej (choć nie tylko) inspirowane są stylistyką początku lat 80-tych, kiedy to muzyka popularna posiadała najwyższą jakość.

Uważny słuchacz doszuka się na tym wydawnictwie także disco lat 70-tych, a także mieszankę indie rocka sprzed dekady połączoną ze współczesnym graniem alternatywnym.

Nie brak tam również elementów popu współczesnego, muzyki psychodelicznej oraz folk rocka i muzyki wietnamskiej, z którą lider formacji jest związany rodzinnie.

Po okresie fascynacji latami 60-tymi, co słychać na albumach Katedry, Fryderyk popłynął w pełną przygód podróż do krainy aranżacyjnych pomysłów Quincy Jonesa i Davida Paicha. Czy ta nagła zmiana sprawdziła się?

Pomimo mojego braku obiektywizmu do twórczości Fryderyka z nieukrywaną satysfakcją przyznaję, że tak. Dzięki nowemu wcieleniu artysta objawił się nam też jako autor dobrych anglojęzycznych tekstów a także jako wokalista sięgając do zupełnie innych barw i technik, jak choćby po popularny w końcówce lat 70-ych falset. – napisał Sławomir Orwat, twórcy i prowadzący Listę Poliszczart.

Jednak tym, co przykleja uszy do tych dźwięków najbardziej jest niezwykle pozytywny vibe, który niczym czarodziejski pył powoduje u słuchacza nieskrępowane poczucie weekendowego nastroju i niegasnącej nadziei na skuteczny reset zmęczonego całotygodniową walką o byt umysłu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Fryderykiem Nguyen A.K.A. Francisem Tuan: 

 

  6. Bartas Szymoniak: „Wojownik z miłości” – beatrock / Out Production

Krążek “Wojownik z miłości” to trzecia solowa płyta Bartasa Szymoniaka. Bartas idzie drogą, którą zapoczątkował na poprzedniej płycie „Alarm”. Beatrock, poezja i światło, tak charakteryzuję ten album. Tym razem Bartas podarował nam dziewięć wartościowych, pełnych emocji i uczuć nagrań.

 

Na płycie oprócz autorskich tekstów Szymoniaka słyszymy także oryginalne i bardziej niż odkrywcze interpretacje wierszy Bolesława Leśmiana.

„Texas” jaśnieje radością istnienia miłości, zaś „Ludzie” to świeża, niczym zroszona trawa ze zbiorku Leśmiana „Łąka” wzorcowa poetycka piosenka.

Tutaj jeszcze jedna uwaga. Aby tworzyć znakomitą muzykę nie trzeba mieć wielkiego elektrycznego składu, z baterią gitar i mocną sekcją.

Bartas Szymoniak tworzy gamę melodii, gąszcze rytmów i dźwiękowe przeszkadzajki jedynie (ale AŻ) swoim głosem. Najważniejszym instrument na płycie oprócz gitary Michała Parzymięso to ponownie głos Bartasa.

Bazą dziewięciu kompozycji na albumie „Wojownik z miłości” jest poszerzona i udoskonalona odmiana beatboxu, która polega na zastąpieniu baterii partii wielu instrumentów, dźwiękami wyczarowywanymi rezonatorami mowy Bartasa Szymoniaka. Swoją drogą powinien to opatentować! To znakomita płyta, która – gdy mowa o nagraniu tytułowym – w tych czasach zarazy daje ludziom i miłość, i światło, i potrzebę dzielenia się tym, co najważniejsze. Sobą bez żadnych złudnych fetyszy.

 

Tutaj rozmowa z Bartasem Szymoniakiem:

 

             5. Natalia Świerczyńska: „O północy” – dream pop / MTJ

Jak powtarza Natalia Świerczyńska, muzyka i dźwięki wypełniają jej cały świat. Po udanym muzycznym romansie z ikoną piosenki Frankiem Sinatrą, w 2020 roku Natalia wydała solowy album. Klisze rozmów z jej babcią o jej przeżyciach z czasów II Wojny Światowej, trwoga, strach i afirmacja za wszelką cenę życia, przeniknęły do jej najgłębszych i najbardziej osobistych załomów serca i duszy.

 

Te piosenki opowiadają nie tylko o marzeniach czy tęsknotach, ale przede wszystkim o pragnieniu wolności i chęci życia młodej dziewczyny, której przyszło żyć na Kresach Wschodnich w czasach II Wojny Światowej.

To absolutnie przewartościowało w tamtych tragicznych czasach jej świat.

Z zestawu nagrań wyróżniam „Na świętego Jana”, piękne wspomnienie nocy świętojańskiej. „Przepaść” to najcięższy utwór z całej płyty „O północy”, który jako jedyny wprost opowiada o wojnie, dokładnie o tym, jak NKWD ścigało jej babcię a ona wielokrotnie myślała podczas ucieczki, że to już koniec: „karabin mam przy skroni, umieram”

– Pisząc teksty piosenek do tej płyty, czułam, że jestem do babci bardzo podobna. – wyznaje Natalia Świerzyńska.

Natalia Świerczyńska jest mistrzynią techniki wokalnej. Album „O północy” to wielkie oddanie uczuć, znakomite aranże oraz liryki dające słuchaczowi obraz artystki o wielkim talencie muzycznym, wrażliwości i głębi.

W finale dodam, że zdarzenia z życia babci Natalii Świerczyńskiej spisała znakomita pisarka Hanna Krall a Natalia postanowiła, że wplecie je w swoje teksty piosenek i stworzy z nich swą pierwszą płytę. Płytę znakomitą.

 

Tutaj rozmowa z autorką albumu „O północy” Natalią Świerczyńską:

 

4. Mgły: „Samotna podróż do Arkadii” – dream pop / space rock / Wytwórnia Mgły

Już obwoluta albumu grupy Mgły programuje nasze zmysły. Spojrzałem na okładkę i pierwszym skojarzeniem była „jesień” i mimowolne żegnanie się z latem oczekując pierwszych chłodów, cienistości i mgieł.

 

Z niepokojem oczekiwałem całości zakomponowanej (jak mi się jawiło) w letniej dream popowej polewie oczekiwań porywów serc i lipcowo – sierpniowych zdarzeń, nieco odrealnionych od szarych ciągów zdarzeń zwykłych dni.

Okazało się inaczej, z czego bardziej niż się cieszę. O czym za chwilę…

24 kwietnia 2020 przyniósł premierę „Samotnej podróży do Arkadii”. Od pierwszego taktu, od pierwszej rozśpiewanej wyliczanki miesięcy w „Tess” (trochę jak u mistrza Śliwonika, tylko zestaw miesięcy inny) porzuciłem letnie pejzaże na rzecz dystyngowanych dam: jesieni i nostalgii. A tej melancholii w trzynastu nagraniach umieszczonych na płycie jest więcej niż moc.

Muzycznie też dzieje się wiele. Ale owo „dzianie się” w strukturze jest nieśpiesznie, bez fajerwerków na siłę i utartych schematów. Analogowe klawisze wtapiają się w wiolonczelę i wianki wysmakowanych orkiestracji (trąbka i flugelhorn), jak w cudownym i wyszukanym nagraniu „Smutna piosenka”. Dopełnieniem jest głos Ewy Wyszyńskiej, który przykuwa uwagę słuchacza i zatapia go w półśnie.

Oniryczność dream popu, z domieszką space rocka i triphopowego nastroju łowi słuchacza na błogą smycz. Baśniowa i poetycka to płyta. Urzeka i daje poczucie wytchnienia od wielości znaków zapytania, co też przyniosą nam kolejne fale czasu.

Finalny utwór „Inaczej” z transową perkusją, analogowo – moogową wycieczką (do innej muzycznej Arkadii) daje wielką zachętę do tego, aby czekać na drugi album grupy Mgły. To prawdziwe i najważniejsze odkrycie muzyczne roku 2020 – grupa Mgły!

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Ewą Wyszyńską i Piotrem Grudzińskim:

 

 3. Half Light: “(Nie)Pokój wolności” – electro – rock / Audio Anatomy

 

Toruńska electro-rockowa grupa Half Light to równolatek Radia WNET. Wspólnie antenowo rok temu obchodziliśmy dziesięciolecie istnienia. To ważny zespół na muzycznej mapie polski.

Powstał z konfiguracji energetycznej dwóch muzycznych kręgów, wokalisty i autora tekstów Krzysztofa Janiszewskiego i klawiszowca Piotra Skrzypczyka. By w pełni tworzyć muzyczny gwiazdozbiór do składu dołączył gitarzysta Krzysztof Marciniak.

3 lutego tego roku i ukazał się kolejny album „(Nie)pokój Wolności”. Na płycie możemy wysłuchać 11 kompozycji electro-prog-rockowych, które tworzą idealny i przystający do „świata w czasach zarazy” koncept album.

 

„(Nie)pokój Wolności” w warstwie lirycznej opiera się na wszechstronnej i wyczerpującej interpretacji prozy George’a Orwella, choć ja odnajduję i echa powieści Roberta Musila „Człowiek bez właściwości”.

Ale aktualna aura polityczna, społeczna i mentalna w kraju i na świecie była koronnym motywem do nagrania tego albumu.

Płyty dodam pełnej cierpienia zwyczajnego, szarego człowieka, który musi zmagać się z ustawicznym poszanowaniem narzucanych reguł, inwigilacją, wreszcie brakiem intymności oraz koniecznością wyboru by być „z nami lub przeciw wam”.

Bez końca szukamy w sercu i społecznych relacjach owego „pokoju wolności”, w którym chcemy być wreszcie sobą i kultywować własne wartości. Niestety takich niemal utopijnych miejsc na ziemi jest coraz mniej.

Half Light

Muzykę skomponował cały zespól w składzie: Piotr Skrzypczyk, Krzysztof Marciniak, Krzysztof Janiszewski. Niezwykłe metafory napisał Krzysztof Janiszewski, także głos Half Light.

Krzysztof wyrasta na sukcesora poetycko – muzycznych wizji innego mieszkańca Torunia – Grzegorza Ciechowskiego. Janiszewski znakomicie czuje sprawy społeczne i ostateczne („2+2” zaśpiewane z nerwowym rytmem, oddającym niepokój dzisiejszego świata), ale i pięknie pisze o uczuciach z erotyzmem delikatnym w tle (cudowne „Istnieję”, czy psalmowy „Kochajmy się”).

Muzycznie też niekonwencjonalnie. Obok siebie mamy motywy electro i nowej fali, rock progresywny i sythpop, wreszcie ambient łagodzący industrialne źródła. To także płyta gitarzysty Krzysztofa Marciniaka, który – jak mawiam – wreszcie w pełni pokazał swój talent.

Cały album znakomity, równy i ani na jotę nienudzący. Teraz w głowie mam „Departament Zbędnych Słów”, motoryczne a’la Republika „3 minuty nienawiści” i emocjonujący w swoim bezsenności „Pokój Wolności”. Ten krążek trzeba mieć na półce i koniecznie poznać. Przetrwa dziesięciolecia!

 

2. Julia Marcell: „Skull Echo” – pop / Mystic Production

 

 

Album Julii Marcell, który podarował nam styczeń i zima 2020 roku,  jest dla mnie i objawieniem, i muzycznym ukontentowaniem.

To lek na tęsknoty i kolejna znakomita płyta artystki, która ma coś ważnego do zakomunikowania światu. Światu, który w pędzie i ekstazie wielkiego hedonistycznego dobrostanu totalnie nie zastanawia się, gdzie zmierza.

„Echo czaszki” / „Skull Echo” wybija z tego marazmu i bezwolności myśli i uczuć. Wreszcie dodam, że to najdojrzalsza płyta Julii Marcell, a teksty celnie i boleśnie dają świadectwo stanu cywilizacji oraz coraz bardziej samotnych ludzi. Jest to bolesne, bo prawda często boli i nie znosi czegoś w pół taktu, w zawieszeniu Bo półprawd nie ma. Po prostu nie ma!

„Skull Echo” to jedenaście obrazów współczesności, która zarozumiale niczego się nie lęka, ale wciska w ramy samotności, tęsknoty i nie – Miłości. Tekstowo to najdojrzalsza płyta Julii Marcell. Wszystkie liryki są dojrzałe i niezwykłe. A kluczem i kamieniem węgielnym zrozumienia całego zbioru jest nagranie „Domy ze szkła”. Ten song jest ABSOLUTNIE doskonałe! To dzieło sztuki!

/…/ Domy na domach i w domach ze szkła

Widoki z okien spowija mgła

Domy na domach i w domach ze szkła

W zbrojonych trumienkach się sypia do cna /…/

Julia Marcell zmierzyła się na „Skull Echo” z wielkimi tematami i mocami. To samotność, absolut i perspektywa jednostkowa. Zależało jej na tym, aby pisać jak najprościej. Wszystkie wymyślne metafory i zabawy słowem bardzo szybko wypadały, po jednym dniu.

Jak powiedziała w rozmowie ze mną na natenie Radia WNET tuż po premierze, dążyła do takiego stanu, gdzie mogła w miarę prostych słowach, bardzo szczerze pisać, o czym myśli, co czuje na te właśnie tematy.

– I to długo trwało, było bardzo trudne. Często chodziłam z jednym tekstem kilka miesięcy, zmagając się z nim. Była jeszcze oczywiście kwestia muzyki. Bo muzyka powstała jako pierwsza i bardzo szybko. – powiedziała Julia Marcell.

To album, przy który wzruszamy się, uśmiechamy i smucimy. Ale przede wszystkim wspólnie smakujemy drogi ku odpowiedziom na nurtujące współczesne kwestie, nie tylko egzystencjalne. Ku dobru i światłu!

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Julią Marcell:

 

1. Świetliki: „Wake Me Up Before You F..k Me” – muzyka alternatywna / Karrot Kommando

 

To się nazywa z wielkim rozmachem i artystyczną gracją uczcić ćwierćwiecze muzycznego debiutu. 25 lat po wydaniu albumu „Ogród koncentracyjny” Marcin Świetlicki, Grzegorz Dyduch, Tomasz Radziszewski, Marek Piotrowicz (od roku 1992 w zespole), oraz Michał Wandzilak i jedyny kobiecy rodzynek w zespole, znakomita wiolonczelistka Zuzanna Iwańska wydali na świat album doskonały!

W zgodnej opinii redakcji muzycznej Radia WNET to album roku 2020!

“Wake Me Up Before You F..k Me” to zestaw muzycznych poezji, który opowiada o świecie i ludziach z perspektywy narracyjnego off’u. Oto świat, który zdaje się nie mieć końca, zasklepiony w niedokończonym i coraz bardziej przypadkowym ruchu, wciąż trwa. Ale my, ludzie jesteśmy w stanie zniewolenia, chocholej nieważkości i nie chcemy otwierać bliźniemu swoich drzwi. Nieważne czy do domu, czy do serca.

Katastrofista, znakomity poeta Marcin Świetlicki wreszcie doczekał się wigilii końca świata, który zaznaliśmy przed zarazą. A wieścił to od dawna, od początku… Stało się bowiem to, co przewidział w wierszu „Wiersz bez światła”:

/…/A więc światło umarło, Wiele martwych świateł
leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku.

Co ciekawe, album został nagrany przed czasem pandemii. Ot, wielkość prawdziwego poety rodem z podlubelskiego miasteczka Piaski, z adresem w Krakowie!

Na nowej płycie Świetlików znajdziemy wiele oksymoronów. Obok pewności siebie, czasem arogancji a na pewno dezynwoltury odnajdujemy delikatność, spokój, obycie i uspokojenie. “Wake Me Up Before You F..k Me” koi i płynie. Bo poezja najlepsza i dobra muzyka płynąć musi nie tylko z głośników, ale przede wszystkim przepływać przez serca, dusze i ducha narodu. Tego narodu!

Płynie, choć nie liczy na to, że stanie się sztuką dla mas. Świetliki nie szukają zwolenników i wyznawców. Oni szukają kogoś kto posłucha i … pomyśli. Z dala od zgiełku, z dala od mód i celebryckich fajansów, z dala od rzezi eterowych i reklamowych opakowanych g…

„Wake Me Up Before You F..k Me” to diapozytyw dwóch ich wcześniejszych albumów “Cacy cacy fleischmaschine” (1996) i budzącej u mnie grozę „Sromoty” (2013). Jest kameralnie, kontemplacyjnie minimalistycznie, bo mniej – jak mawiają mistrzowie – znaczy więcej. A mistrzem jest Świetlicki. I Świetliki są mistrzami. Niczego nie muszą, czasami ewentualnie coś chcą uczynić. I czynią to genialnie.

Wszystkie nagrania są genialne. Czy to otwierający „Jimi Czeczen”, czy z metaforami Gałczyńskiego „Ulica Szarlatanów”, albo szczery do bólu a traktujący o sprzedajności i braku moralnej bazy „O wojnie”, oraz przez mój hymn (od kwietnia tego roku) „Sierpień w mieście” wszystko niezwykłe, choć proste jest.

I zachwyca ten zbiór. Marcinie Świetlicki! Zaprawdę powiadam Ci, że dzięki tej płycie miasto Kraków jest już Twoje!

A co poeta i muzycy mieli na myśli? – jeśli kto ciekawy, odsyłam do zamykającego nagrania „Info Track”, gdzie wujo Grzenio nieco (z naciskiem na owo „nieco”) oświeci.

Tomasz Wybranowski

współpraca: Sławomir Orwat & Adrian Kowarzyk

 

 

„W dzisiejszym świecie często czujemy się zahukani i nie potrafimy mówić wprost.” Krzysztof Janiszewski w Radiu WNET

Chciałem, by płyta „Kwiatostan” była bardziej stonowana, była ciszą – mówi wokalista, nagrywający solowe albumy pod pseudonimem YANISH.

Kolejnym gościem Tomasza Wybranowskiego w Muzycznej Polskiej Tygodniówce był toruński muzyk, kompozytor i autor tekstów Krzysztof Janiszewski.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Krzysztofem Janiszewskim, który jako YANISH wydał swój drugi solowy album:

 

Tym razem Krzysztof pojawił się na antenie Radia WNET nie, jako głos Half Light, ale jako YANISH. Właśnie ukazał się drugi album Yanisha „Kwiatostan”, który składa się z 10 kompozycji, które stanowią muzyczny zapis emocji nagromadzonych po debiutanckiej płycie „Dobrostan”.

Najnowsza płyta została nagrana przez grupę wieloletnich przyjaciół, przez co słychać na niej pozytywne wibracje, nawet wtedy, kiedy poruszam trudne tematy dotyczące śmierci, uzależnień oraz samotności. Teksty opowiadają także o przyjaźni, przywiązaniu i miłości, niosą pozytywny przekaz. – mówi Yanish.

Muzycznie zaś album „Kwiatostan” jest mozaiką akustycznych brzmień – akustyczna gitara, flet poprzeczy, pianino oraz elekronicznych dźwięków i pogłosów.

Premiera albumu miała miejsce 5 stycznia 2021 roku. Płytę nagrano w składzie: Krzysztof Janiszewski – (muzyka, słowa i głos), Piotr Skrzypczyk (instrumenty klawiszowe, programowanie perkusji), Michał Maliszewski (gitary), Szymon Czarnecki (flet) i Ptaki (śpiew).

 

Krzysztof Janiszewski z nieśmiałością reaguje na porównania do Grzegorza Ciechowskiego, artysty, którego zawsze stawiał sobie za wzór do naśladowania.

Muzyk zapowiada swoją drugą płytę solową „Kwiatostan”. Zwraca uwagę, że jest na niej niewiele dźwięków gitary akustycznej i bębnów:

Chciałem, by ta płyta była bardziej stonowana, była ciszą.

Trwają pracę nad jak największym rozszerzeniem dystrybucji albumu.

Jeżeli w pandemicznym zamknięciu mamy wokół siebie osoby, które kochamy, i które nas kochają, daje nam to duże poczucie wolności – mówi Yanish, w nawiązaniu do utworu „Z tobą we mgle.

Jak dodaje:

W dzisiejszym świecie często czujemy się zahukani, nie potrafimy mówić wprost, aby nikogo nie urazić.

Wokalista wskazuje, że utworem programowym albumu „Kwiatostan” jest „Cisza”, wokół niego zbudowane zostały pozostałe elementy płyty.

„Cisza” jest piosenką, przy której odpływam. Posłużyła za inspirację dla całego krążka.

Krzysztof Janiszewski niedługo skończy 50 lat. Mówi, że chciałby, aby drugie półwiecze jego życie było wolne od konfliktów, oraz stało się czasem dalszego poszukiwania inspiracji artystycznych.

Po wydaniu płyty głowę mam zawszę pustą. Nigdy do końca nie wiem, co będzie dalej.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Krzysztofem Janiszewskim:

„Ludzie czekają dziś albo na show, albo na tragedię, która urasta do rangi… show”. Rozmowa z zespołem Half Light

Zdarzają się {…] takie sytuacje, które chcę przetrawić poprzez tekst. Nigdy nie ukrywałem, że pisanie tekstów, i granie w zespole jest dla mnie rodzajem autoterapii – mówi Krzysztof Janiszewski.

Half Light to zespół, który po raz pierwszy zobaczyłem na żywo w roku 2013 na klatce schodowej jednego z toruńskich klubów. Roiło się wówczas na tychże schodach od takich gwiazd jak Zbigniew Krzywański i Sławek Ciesielski z Republiki oraz licznych legend przebogatego toruńskiego undergroundu muzycznego.

Szybko dało się wyczuć, że to środowisko tętni jakimś kompletnie innym życiem, niż środowiska artystyczne innych polskich miast. Duch Kobranocki, Rejestracji, a przede wszystkim duch Grzegorza Ciechowskiego nie tylko wszechwładnie unosił się nad Grodem Kopernika, ale przede wszystkim sprawiał, że wszyscy znani lub mniej znani toruńscy muzycy w moim bardzo subiektywnym odbiorze czuli się faktem swojej środowiskowej przynależności jakoś pozytywnie naznaczeni, ale i w jakiś nieuchwytny acz niezwykle wyczuwalny sposób zobowiązani.Trudno jest zwykłymi słowami tę toruńską inność opisać przybyszowi z zewnątrz, ale to, co rzuca się tam w oczy najbardziej, to niesamowita ilość zespołów, projektów, przeglądów i przeróżnych muzycznych wydarzeń, którymi nie tylko można by z powodzeniem obdzielić o wiele bardziej zaludnione miasta, lecz przede wszystkim które skupiają wszystkie liczące się w tej wyjątkowej społeczności nazwiska gwarantujące swoją historią pewną solidność i poziom, poniżej którego nikomu schodzić nie wolno.

W takim to właśnie miejscu pełnym legendarnych opowieści o czasach Bikini i starej Od Nowy oraz nieustannie tętniących życiem i muzyką pubów i klubów wzrastali artystycznie i pozaartystycznie Krzysztof Janiszewski, Piotr Skrzypczyk i Krzysztof Marciniak, czyli obchodząca 15 maja 2019 swoje 10-lecie istnienia grupa Half Light nazywana przez niektórych polskim Depeche Mode.

Twoje teksty to bardzo często historie dramatyczne, czasem dotykające także sfer intymnych. Czy przelewając na papier te wszystkie emocje i namiętności, czerpiesz z własnego życia, czy z obserwacji innych ludzi? 

Krzysztof Janiszewski: Czerpię przede wszystkim z obserwacji rówieśników, ale w wielu kwestiach są to też moje prywatne historie, które opowiadam w trochę inny sposób. Myślę, że wiele sytuacji, które pojawiają się na naszych płytach, są przeżyciami faceta w średnim wieku, który przechodzi z beztroskiego okresu młodzieńczego, kiedy to można spontanicznie robić głupie rzeczy, do momentu, w którym mężczyzna przynajmniej w jakimś stopniu powinien być już odpowiedzialny za swoje czyny.

Często się  zdarza, że bal wygrywa z otchłanią?

Krzysztof Janiszewski: Czasami tak. Ten bal, który jest w moim tekście, czasem jest balem radosnym, celebrującym jakiś sukces, ale jest też i bal, który pojawia się wtedy, kiedy idziemy na całość, kiedy popuszczamy zdrowe zasady postępowania i zwyczajnie… szalejemy! I nawet, jeśli staramy się zachować w tym wszystkim jakiś umiar, to niepohamowana chęć zdobycia czegoś za wszelką cenę i tak nieuchronnie pcha nas w otchłań.

W twoich tekstach dostrzegam dwa tematy wiodące. Pierwszy z nich, to duchowe spustoszenie człowieka wynikające z życia w takim, a nie innym systemie społeczno-politycznym, czyli ten codzienny wyścig szczurów i upiorna brutalność życia, która sprawia, że zaczyna brakować nam czasu na głębsze refleksje i okazywanie uczuć. Drugi temat to cielesna zmysłowość i siła dzikiej namiętności, czyli ta cała intymność, która zachodzi pomiędzy kobietą i mężczyzną. W związku z tym, że twoje spostrzeżenia w obu tych kwestiach są w mojej opinii niezwykle celne, mogę się jedynie domyślać, że w jakimś stopniu musiałeś je osobiście przeżyć. 

Przenieś do Kosza
Krzysztof Janiszewski: Na pewno. Jeżeli mówimy o kwestiach erotycznych, czyli damsko-męskich, to na pewno są to – nie będę ukrywał – sytuacje, które przeżyłem. Żyje 48 lat na tym świecie i przeżyłem wiele historii, które kładły się cieniem na moim życiu.

Zapewne mógłbym się w nich przejrzeć, jak w zwierciadle.

Krzysztof Janiszewski: Nie wiem, czy mam się z tego cieszyć, czy nie (śmiech)

Jeżeli choć w niewielkim stopniu poczułeś, że nie jesteś w tym sam, to się cieszę (śmiech).

Krzysztof Janiszewski: Na pewno są to historie, które nigdy nie brały się z  próżni i rzeczywiście zdarzają się nieraz takie sytuacje, które chcę przetrawić poprzez tekst, bo też nigdy nie ukrywałem, że pisanie tekstów, śpiewanie i granie w zespole jest dla mnie rodzajem autoterapii. Zawsze mówię o tym wprost i cieszę się, że mam taki, a nie inny sposób na odreagowanie, podczas gdy inni się zapijają, albo biorą niebezpieczne używki…

 …a ty wolisz wyrzucić to z siebie na scenie.

Krzysztof Janiszewski: Tak, jest to dla mnie jakiś rodzaj oczyszczenia i faktycznie jest kilka takich utworów, które naprawdę pomogły mi przeżyć, jak choćby „Prośba do następcy” Republiki. A co do sytuacji społeczno-politycznej i wyścigu szczurów, to ja myślę, że są to sytuacje, które w tych czasach, w jakich przyszło nam żyć, stały się już normalnością, nad czym oczywiście ubolewam, bo przecież doskonale pamiętam swoje dzieciństwo, młodość i wiem, że kiedyś tak nie było i że świat był inny. Współczesność stawia przed nami ogromne wyzwania i najchętniej wziąłbym sobie od niej na jakiś czas urlop.  Najsmutniejsze jest to, że naprawdę wiele jest dziś takich osób, które drugiego człowieka mogą pchnąć w otchłań i jeśli chcemy prowadzić normalne życie, to niestety prędzej czy później będziemy zmuszeni z tą rzeczywistością się zmierzyć, ale jednocześnie ta nieustanna pogoń za wszystkim powoduje, że człowiek staje się dziś coraz bardziej oschły, wyalienowany i naładowany złymi emocjami.

Dlaczego wszystkie ważne słowa, które chcieliście przekazać światu, postanowiliście 11 lat temu „opakować” w muzykę elektroniczną? Granie elektroniki w granicach Polski to nie od dziś inicjatywa z góry skazana na niszę i nie powiem chyba nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że gdyby Marek Biliński urodził się we Francji, byłby dziś prawdopodobnie tak popularny jak Jean-Michel Jarre.

Krzysztof Janiszewski: Jest to sytuacja, która pojawiła się w moim życiu w roku 2009. Grałem wcześniej w zespole Vitamina, który był zespołem stricte rockowym i w pewnym momencie uznałem, że w tej formule nie mam osobiście już nic więcej do przekazania. Wszystko, co wtedy się u mnie działo, zaczęło być wtórne i przestawało dawać mi satysfakcję. Było nas wielu, ale byliśmy bez pomysłów i robiliśmy coś, co już nas nie cieszyło i właśnie wtedy pojawiła się idea, by spróbować innych nut, innych dźwięków i innych barw.

 Piotrze, czy od początku swojej przygody z muzyką byłeś pianistą?

Piotr Skrzypczyk: Nie, ja swoje pierwsze kroki stawiałem z gitarą i poezją śpiewaną przy ognisku. Jakieś zespoły – owszem – też były, ale elektronika zawsze była dla mnie najbardziej istotną sprawą i od momentu, kiedy mogłem już poprosić rodziców, żeby mnie w tej dziedzinie wsparli, oni to uczynili i od tego czasu kombinuję z tą muzyką na dobre. Podobnie jak dla Krzyśka, rok 2009 był dla mnie też takim momentem przejścia i co najważniejsze – było ono dla mnie dość naturalne, a to, że Krzysiek zaprosił mnie do tego projektu, było dla mnie o tyle ciekawe, że łączyliśmy siły pochodzące z bardzo różnych stron i kiedy chwilę później doszedł do zespołu Krzysiek z gitarą, okazało się, że z tego wszystkiego można zrobić naprawdę coś ciekawego.

 Krzysiu, co w brzmienie zespołu elektronicznego wnosi gitarzysta? Twój instrument prawie każdemu kojarzy się z tradycyjnym zespołem rockowym, czyli gitara, bas, wokal, perkusja. Jak odnalazłeś się w składzie: wokal, gitara, klawisze i perkusyjny automat?

Krzysztof Marciniak: Podobnie jak Krzysiek, grywałem wcześniej muzykę może nie stricte rockową, ale na pewno z pogranicza rocka progresywnego. Kiedy chłopaki zaprosili mnie do współpracy, stwierdziłem, że projekt jest na tyle interesujący, że z przyjemnością będę z nimi grał. Krzyśka poznałem kilka lat wcześniej. Szukaliśmy z ówczesnym zespołem wokalisty i Krzysiek akurat się zgłosił. W ciągu kilku miesięcy nagraliśmy nawet kilka numerów, ale niestety zespół nie przetrwał zbyt długo, ale kiedy po dwóch latach Krzysiek zaproponował mi udział w HL, stwierdziłem, że jest to dla mnie interesujące. Zawsze lubiłem wyzwania gitarowe. W Half Light wymagane jest zupełnie inne podejście do gitary, niż w przypadku składu standardowego. Początkowo w muzyce HL gitara była tylko smaczkiem, dopełnieniem całości, ale z czasem jej rola uległa zmianie.

Początkowo nie za bardzo przemawiało do ciebie pisanie tekstów w języku polskim. Teraz piszesz tylko po polsku. Co się stało?

Krzysztof Janiszewski: Było to konsekwencją tego, co zdarzyło się wcześniej. W roku 2009 poczułem próżnię i nie potrafiłem odnaleźć się ani w mojej muzyce, ani w moich tekstach. Język angielski dawał mi możliwości do wyśpiewania melodii, bo jest to język, który daje możliwość łatwego przechodzenia od frazy do frazy. Ten pomysł po jakimś czasie też się jednak wyczerpał, ponieważ anglojęzyczne  teksty były mało osobiste i w pewnym momencie ponownie straciłem pomysł, o czym mam dalej pisać. I wtedy przyszła mi do głowy myśl, czy nie byłoby dobrze wrócić do języka ojczystego aby, mój przekaz stał się bardziej osobisty.

 Wasz debiutancki album Night In The Mirror był w całości anglojęzyczny. 

Krzysztof Janiszewski: Ten materiał naszym zdaniem wypadł muzycznie i tekstowo dobrze, ale po nim pojawiła się u mnie poprzeczka, której nie byłbym już w stanie przeskoczyć. Trzeba więc było wrócić do języka polskiego, żeby przekazać swoje myśli bardziej konkretnie i ubrać je we właściwe słowa. Ta decyzja pozwoliła zespołowi pójść dalej. W pewnym sensie był w tej decyzji też nieświadomy nacisk naszej publiczności, bo kiedy nagraliśmy płytę Nowe orientacje, to można było usłyszeć wiele głosów, że świetnie się nas słucha po polsku.

 Czyli oddanie hołdu Grzegorzowi Ciechowskiemu w jakimś stopniu wyznaczyło wam kierunek rozwoju?

Krzysztof Janiszewski: Tak! Pozwoliło nam to na zrobienie kolejnego kroku i dlatego potem pojawił się Półmrok – płyta, której tytuł jest nieco przewrotny, bo jeżeli przetłumaczysz sobie nazwę naszego zespołu i zderzysz ją z tytułem płyty, to łatwo zauważysz, że życie nasze zbyt kolorowe jednak nie jest.

 O tym wydawnictwie bardzo pięknie wypowiedział się Tomasz Wybranowski: „Półmrok to trzynaście kompozycji, które przynoszą słuchaczom morze refleksji i uspokojenia po całodniowej „szczurzej galopadzie”. Każdemu radzę przesłuchać album w całości, od początku do końca. Najlepiej samotnie, tak by każde słowo Krzysztofa Janiszewskiego i wszelki akord, dźwięk, szelest dotarł w czuły punkt. Nasz czuły punkt, gdzieś na przełęczy duszy i serca. Zabiegani, zdenerwowani, w wiecznym „nie-do-czasie” tracimy z oczu to, co najważniejsze: siebie i swoje marzenia. A być może nawet prawdziwe wyobrażenia o nas, bo bez zakłamania codzienności i gier w jakie jesteśmy uwikłani”. Dla mnie natomiast ten krążek jest fenomenalnym żądłem kłującym świat bezdusznych korporacji i zblazowanych celebrytów.

Krzysztof Janiszewski: O tym mówi właśnie „Salto mortale”, które także najlepiej nawiązuje do tego, o czym napisał Tomek Wybranowski, bo tak naprawdę ludzie czekają dziś albo na show, albo na twoją tragedię, która urasta do rangi… show, czekają na twój ostatni krok, chcąc obejrzeć transmisję z twojej śmierci, czy z innych niewyobrażalnych historii, które jeszcze nie tak dawno byłyby nie do przyjęcia, byłyby społecznie niemoralne, nieakceptowalne i odrzucone. No cóż… każdy cyrk ma swoje małpy, a dziś niestety im bardziej będziesz chamski, albo wulgarny, tym będziesz bardziej popularny i tym prędzej zbierzesz finansowe i medialne kokosy, natomiast ci artyści, którzy opowiadają o swoich przeżyciach, o swoich emocjach, są obecnie spychani przez media i wytwórnie płytowe na dalszy plan, z którego tak naprawdę nie są w stanie się nigdy wygrzebać. Należy pamiętać, że media zawsze kształtowały gusta. I tak, jak w latach 70-tych, czy w 80-tych panowie Piotr Kaczkowski i Marek Niedźwiecki kształtowali nasze gusta, tak obecnie gusta młodych ludzi  kształtuje Sylwester w Zakopanem i Roztańczony Narodowy.

 Kiedyś ludzie byli na tyle muzycznie wyrobieni, że istniało pojęcie tak zwanego obciachu. Nikt szanujący się nie przyniósłby w latach 80-tych na prywatkę nagrań, które mogłyby go towarzysko zdyskredytować. Dziś kicz i obciach są absolutnie trendy i nie tylko nikt się już nie wstydzi takiej muzyki wykonywać, lecz – i to jest najsmutniejsze – coraz mniej jest takich osób, którzy mieliby odwagę otwarcie skrytykować takie wydarzenie, żądając zapewnienia minimum poziomu artystycznego.

Krzysztof Janiszewski: Jednocześnie należy się cieszyć, że w powodzi wszechobecnej komercji, wciąż można odnaleźć takie stacje radiowe jak Radio WNET, które starają się nie ulegać pokusom i konsekwentnie trzymają poziom. I tu należą się szczególne słowa uznania dla takich dziennikarzy jak ty czy Tomek Wybranowski, którzy od lat potrafią zachować zdrowy rozsądek i prezentować wartościową muzykę, nie bacząc na to, kto ją wykonuje i dla jakiej wytwórni została ona nagrana.

Gdybyście mieli porównać dwie wasze ostatnie płyty: Półmrok z roku 2014 i wydane dwa lata później Elektrowstrząsy, to w jakim kierunku wasza muzyka ewoluowała?

Krzysztof Marciniak: Początkowo moja gitara była tylko dopełnieniem brzmienia HL. Na płycie Półmrok tej gitary było już trochę więcej, natomiast na Elektrowstrząsach postanowiliśmy na naszą muzykę spojrzeć z nieco innej strony i pozwolić sobie na to, aby spora część utworów kompozycyjnie wypływała z gitary, a nie jak dotychczas – z elektroniki i choć HL zawsze będzie zespołem elektro-rockowym, to w ostatnich latach tego pazura rockowego wpuściliśmy do naszego brzmienia nieco więcej.

 A czym się te płyty różnią tekstowo?

Krzysztof Janiszewski: Półmrok jest momentami dołujący do tego stopnia, że nawet ja sam, kiedy mam gorszy dzień i słucham utworu „Moje requiem”, to szybko go przełączam. Ta płyta mówi o kryzysie mężczyzny w średnim wieku, który ostatecznie jednak się poddaje i nie widząc dla siebie jakiejkolwiek przyszłości, zatapia się coraz głębiej w ciemnej stronie swojej osobowości, natomiast na Elektrowstrząsach następuje jego przebudzenie. Do tej pory w moich tekstach nie było zdecydowanego buntu, a tutaj on jest. Są tu konkretne deklaracje, czego bohater tej płyty nie chce już robić, co go drażni i co mu przeszkadza, a „Krótka piosenka o pożądaniu” śmiało mówi o tym, że kontakty z kobietami wyzwalają u niego ulgę.

 Twoje teksty traktujące o seksualności wyraźnie inspirowane są poetyką Grzegorza Ciechowskiego. Zresztą wszystkie twoje teksty podobnie jak teksty Grzegorza – o czym już rozmawialiśmy – można podzielić na społeczne i erotyczne. Napisałeś wraz z Anią Sztuczką niezwykłą książkę „My Lunatycy. Rzecz o Republice”, natomiast płyta Nowe orientacje – jak sam przyznałeś – popchnęła wasze granie do przodu. Czy przez pryzmat tych wszystkich faktów, można powiedzieć, że duch Grzegorza nieustannie czuwa nad twoją twórczością?

Krzysztof Janiszewski: Na pewno tak. Poezja i teksty Grzegorza Ciechowskiego zawsze były dla mnie wielką inspiracją i wciąż jestem nimi przesiąknięty. Mieszkaliśmy z Grzegorzem około 500 metrów od siebie i wielokrotnie idąc do szkoły, widziałem go, jak przechodził przez ulicę, a czasami zdarzało się, że robiliśmy zakupy w tym samym sklepie. Jego sposób ujmowania jakiegokolwiek tematu jest wielowymiarowy. Jego teksty znakomicie funkcjonowały w latach 80-tych, w okresie walki z komuną, a dzis po wielu latach okazało się, że one nadal mają wielka moc i kompletnie nie straciły na  aktualności.

 Pozwól, że sparafrazuję pewną wypowiedź Grabaża i powiem, że „Moja krew” to był dla możnych tego świata taki strzał w ryj, po którym krew praktycznie leci do dzisiaj.

Krzysztof Janiszewski: Na temat tego utworu znakomitą anegdotę opowiedział Zbyszek Krzywański. Grzegorz przyszedł tego dnia na próbę z totalnie gotowym utworem. Miał napisany tekst, miał rozpisane instrumenty i powiedział: zaczynam pianinem, a wy macie tylko zagrać drugą część. Ta wena, która wtedy spłynęła na niego z nieba sprawiła, że powstał utwór niepowtarzalny i totalnie ponadczasowy i ja tym stylem opisywania zarówno erotyzmu jak i polityki jestem do szpiku kości przesiąknięty. Do dzis jest to mój idol, a najbardziej niesamowite jest dla mnie to, że nieustannie można z jego twórczości czerpać garściami.

 Jak wygląda wasza sytuacja koncertowa? 

Piotr Skrzypczyk: Na pewno dorobiliśmy się już takiego grona słuchaczy, którzy przychodzą na nasze koncerty regularnie, a są nawet tacy, którzy potrafią okazać swoje niezadowolenie, kiedy z jakichś powodów na nasz koncert nie są w stanie przybyć. A co do sytuacji koncertowej, to gramy być może mniej koncertów, ale są one za to ciekawsze i bardziej prestiżowe, co sprawia nam dużą satysfakcję.

Jakie wrażenia wywieźliście z waszego pobytu w Wielkiej Brytanii – kolebki new romantic?

Krzysztof Janiszewski: To jest przede wszystkim kolebka każdej dobrej muzyki. Kiedy wysiedliśmy z samolotu, to pierwsze słowa, jakie wtedy wypowiedziałem brzmiały: „witajmy na ziemi, gdzie powstał Led Zeppelin, Deep Purple, Pink Floyd, King Crimson i Depeche Mode”. Nie ukrywamy, że było to dla nas ogromne przeżycie, że mogliśmy tam być. Poza tym – jak doskonale pamiętasz – w dużym stopni dwa lata temu zagraliśmy na WOŚP w Luton dzięki twojej rekomendacji, jaką przekazałeś Izie i Sebastianowi – organizatorom tego wydarzenia i to jest właśnie dla nas najbardziej cenne, że takie koneksje przyjacielskie, poparte szczerym docenieniem naszej twórczości, powodują, że nasza muzyka dociera coraz dalej. Po jedenastu latach istnienia zespołu dorobiliśmy się oprócz wiernej publiczności, także grona przyjaznych nam dziennikarzy i promotorów, którzy zapraszają nas na koncerty, co pozwala nam na odpowiednim poziomie popularności funkcjonować.

Piotr Skrzypczyk: A wracając do samego koncertu w Luton, to kiedy ogarnęliśmy już wzrokiem wszystkich tych ludzi, dla których przylecieliśmy zagrać, to pierwszą rzeczą, jaka była dla nas najbardziej odbieralna, była ogromna gościnność, jaką okazywano nam praktycznie na każdym kroku. Naprawdę od pierwszych chwil pobytu czuliśmy się w Luton wspaniale.

  Dwa lata temu po ciężkiej chorobie odszedł wasz serdeczny przyjaciel, znakomity muzyk – lider zespołów Inni oraz Szepty i Krzyki, wielki fan twórczości Grzegorza Ciechowskiego – Artur Szuba. Poza przyjaźnią czysto ludzką, łączyło was także wiele wspólnych projektów muzycznych. 

Krzysztof Janiszewski: Artur Szuba był przede wszystkim naszym przyjacielem jak i na gruncie muzycznym tak i towarzyskim. Powstał nawet nasz wspólny utwór zatytułowany „Półsłówka”, z czego cieszymy się bardzo, gdyż stanowi on dziś żywą pamiątkę naszej muzycznej współpracy z Arturem. Nasze wzajemne przenikanie się potwierdza, jak bardzo nawzajem inspirowaliśmy się, wspieraliśmy i jak silnie siebie potrzebowaliśmy. Ten rodzaj kooperacji wywodzi się z pomysłu amerykańskiego muzyka Mike’a Pattona, który w roku 2006 stworzył projekt o nazwie Peeping Tom.

Polegał on na tym, że Patton porozsyłał przeróżne swoje muzyczne pomysły do swoich przyjaciół, znanych artystów z prośbą – dograjcie swoje instrumenty lub dośpiewajcie, a ja zrobię z tego całkiem nowe utwory. My z zespołem Szepty i Krzyki współpracowaliśmy na podobnej zasadzie. Poza tym Artur zaprosił nas kiedyś na koncert do Warszawy, a my zrewanżowaliśmy się Szeptom koncertem w Toruniu z okazji 6-lecia Half Light.

 Polski elektro-pop w ostatnim czasie bardzo mocno się rozwinął. Takie grupy jak The Dumplings czy Kamp! to szyldy już w branży uznane. Czy elektronika w wykonaniu tych młodych kapel stanowi kontynuację tej samej idei lat 80-tych, z której zdecydowanie wy wyrastacie, czy jest to już zupełnie nowa, inna droga?

Piotr Skrzypczyk: Ja myślę, że to jest już kompletnie nowa droga i nawet, jeśli w jakimś stopniu ci młodzi muzycy czerpią jakieś elementy, które zaistniały jeszcze w latach 80-tych, to jednak w międzyczasie wydarzyło się tyle różnych rzeczy w muzyce elektronicznej, że ja sam już nie wszystko jestem w stanie ogarnąć. Oni natomiast z tego ogromnego bogactwa brzmień potrafią po swojemu zbudować zupełnie nowe muzyczne przestrzenie. Młodzież często dziś nie opiera już swojej muzyki na umiejętności zagrania czegoś na klawiszach, tylko główny nacisk kładzie na umiejętność przetwarzania dźwięków, czyli na odpowiednie zaprogramowanie komputera. Wspomniałeś grupę The Dumplings. Oni akurat są muzykami pełnoprawnymi, bo to co potrafią wyprodukować w studiu, potrafią następnie publicznie zagrać. Istnieje jednak ogromna ilość młodych adeptów elektroniki, którzy potrafią muzykę tylko wyprodukować, ale w żaden sposób nie są później w stanie zaprezentować efektów swojej pracy podczas koncertu, ponieważ interakcja z muzyką żywą kompletnie ich nie interesuje.

Krzysztof Janiszewski: Myślę, że ten gwałtowny powrót młodych kapel do elektroniki wziął się z faktu, że indie rock nie spełnia już ich wszystkich oczekiwań i niejako twórczo się już wyczerpał. Jak dla mnie w  tym nurcie jest tylko kilka wartościowych zespołów, a cała reszta albo bezmyślnie je naśladuje, albo kompletnie się już pogubiła. Poza tym dzisiejsze technologie pozwalają młodym ludziom o wiele łatwiej i o wiele taniej korzystać z elektronicznych brzmień, które dzięki przeróżnym wynalazkom są coraz bardziej z różnicowane. Poza tym – i nie jest tu moim zamiarem kogoś obrazić – dzięki tym technologiom nie zawsze trzeba dziś umieć grać. Jak powszechnie wiadomo, gitarzysta musi ćwiczyć wiele lat, aby osiągnął pewien pułap umiejętności. We współczesnych odmianach elektroniki te umiejętności schodzą często na dalszy plan, a zamiast nich dominować zaczyna wyobraźnia i umiejętność komputerowego łączenia dźwięków.

Co możecie powiedzieć o swoim najnowszym krążku? 

 

 Krzysztof Janiszewski: Pojawił się 3 lutego tego roku i nosi tytuł (Nie)pokój Wolności. Wydawcą albumu jest wytwórnia Audio Anatomy, która przygotowała dwa formaty, na których można wysłuchać kompozycji grupy: CD oraz LP. Album składa się z 11 kompozycji electro-prog-rockowych, które tworzą tzw. concept album. Płyta w warstwie tekstowej oparta jest na szerokiej interpretacji prozy George’a Orwella. Jednak aktualna sytuacja polityczno-społeczna i mentalna w kraju i na świecie była głównym powodem do nagrania tego albumu, albumu pełnego bólu zwykłego, szarego człowieka, który musi zmagać się z nieustannym przestrzeganiem narzucanych reguł, inwigilacją, brakiem intymności oraz „bycia z wami lub przeciw wam”. Wciąż szukamy „pokoju wolności”, w którym możemy być sobą, realizować siebie i pielęgnować swoje wartości. Takich miejsc na ziemi jest coraz mniej. Muzykę skomponował cały zespól w składzie: Piotr Skrzypczyk, Krzysztof Marciniak, Krzysztof Janiszewski, słowa napisałem ja.

 

 Plany na najbliższą przyszłość?

Krzysztof Janiszewski: Koronawirus oczywiście pokrzyżował nasze plany promocyjne i koncertowe. Czekamy na lepszy moment, by zacząć grać koncerty, których już nam brakuje. W międzyczasie nagraliśmy pandemiczną EP-kę Chcę wyjść ze snu, która dostępna jest tylko w internecie. Z albumu (Nie)pokój Wolności jesteśmy bardzo dumni. Myślę, że to nasza najbardziej dojrzała i przemyślana płyta. Oczywiście będziemy ją promować przez cały czas internetowo i zamierzamy grać koncerty, które od września planujemy! Mamy dużo czasu, nigdzie się nie spieszymy i chcemy, by słuchacze odkrywali nasze dźwięki spokojnie i bez pośpiechu.

 

Muzyczna Polska Tygodniówka: Wojciech Hoffmann – trasa Non Iron & Krzysztof Janiszewski – o dziesięcioleciu Half Light

Muzyczna Polska Tygodniówka to radiowy zakątek Radia WNET, gdzie goszczą i debiutanci, oraz gwiazdy pierwszej wielkości polskiej sceny rocka, piosenki i popu. Tym razem gwiazdy: Non Iron i Half Light

Pierwszym gościem programu był Wojciech Hoffmann, który opowiadał o reaktywacji legendarnej polskiej supergrupy NON IRON. Non Ironi w klasycznym składzie powrócili!

 

Ten legendarny poznański zespół NON IRON wyruszył w styczniu 2019, dokładnie po trzydziestu latach przerwy na dwumiesięczną pożegnalną trasę po całej Polsce.  Jej tytuł „Innym Niepotrzebni – XXX Lat Reunion Tour”.

„Innym Niepotrzebni”, ukazał się w 1989 roku. Po wydaniu płyty z zespołu odszedł Leszek Szpigiel, zaś rolę nowego wokalisty objął Grzegorz Kupczyk. W składzie zespołu zagościli także tacy muzycy jak Andrzej Łysów, Zbigniew Dera i Maciej Matuszak.

Dyskografię zespołu uzupełniają płyty „Candles & Rain” (1990) oraz „91” (1991). Zespół działał do 1997 roku.

Fot. www.wojciechhoffmann.pl i archiwum Studio37

W Muzycznej Polskiej Tygodniówce WNET, Wojciech Hoffmann opowiada o reaktywacji Non Iron:

„Zespół odrodził się w klasycznym składzie: Henryk Tomczak, Leszek Szpigiel, Janusz Musielak, Jędrzej Kowalczyk i ja. Fanów hard rocka, z domieszką heavy zapraszam na serię wyjątkowych koncertów z okazji trzydziestej rocznicy wydania studyjnego debiutu „Innym Niepotrzebni”.

Dodam, że ukazała się właśnie reedycja tego albumu nakładem Metal Mind Productions. „Innym Niepotrzebni” był albumem tygodnia w Radiu WNET.

Będą to zarazem pożegnalne koncerty Zespołu, po zakończeniu których muzycy NON IRON powrócą do swoich codziennych zajęć – dopowiada Wojciech Hoffmann.

Supporty i goście trasy zostaną podani w późniejszym terminie.

NON IRON – „Innym Niepotrzebni – XXX lat Reunion Tour”, daty ostatnich koncertów:

16.02.2019 Częstochowa- Muzyczna Meta
17.02.2019 Łódź- The Rollin’ Barrel
23.02.2019 Kraków- Boss Garage
24.02.2019 Poznań- Pod Minogą
25.02.2019 Toruń- Hard Rock Pub Pamela

 

10. lecie electro-rockowego zespołu Half Light i wydarzenia z tym związane

Toruńska formacja electro – rockowa Half Light obchodzi w tym roku dziesięć lat istnienia. To jest okazją do tego, aby cały 2019 rok celebrować to ważne i dla zespołu, i słuchaczy wydarzenie.

fot. FB Krzysztofa Janiszewskiego i archiwum Studio37

Na antenie Radia WNET, programu Muzyczna Polska Tygodniówka, Krzysztof Janiszewski zapowiedział wydanie nowej płyty zespołu:

„Nowa płyta Half Light będzie nosiła tytuł „(Nie)pokój Wolności” i ukaże się jesienią bieżącego roku.”

Half Light planuje także serię urodzinowych koncertów. Pierwszy z nich odbył się już 11 lutego, w toruńskim HRPP Pamela.

Half Light historia 

Half Light to zespół electro-rockowy, który powstał w maju 2009 r. z konfiguracji energetycznej dwóch muzycznych orbit, wokalisty Krzysztofa Janiszewskiego i klawiszowca Piotra Skrzypczyka. Aby w pełni tworzyć muzyczną konstelację do składu dołączył gitarzysta Krzysztof Marciniak.

 

Half Light

I tak powstał Half Light. Zespół określany jest mianem polskiego Depeche Mode. Zespół wydał sześć płyt, z czego cztery albumy są w pełni autorskie.

Oto zapis moich rozmów z Wojciechem Hoffmannem i Krzysztofem Janiszewskim. 

https://www.mixcloud.com/tomaszwybranowski/muzyczna-polska-tygodni%C3%B3wka-wnet-non-iron-i-w-hoffmann-oraz-k-janiszewski-i-x-lecie-half-light/

Tomasz Wybranowski

PoliszCzart propozycje i debiut nowej audycji w Radiu WNET: K. Janiszewski – Piotr Skrzypczyk i Tomasz Wybranowski

Mimo czasu kanikuły, co dwa tygodnie w „Propozycjach do Listy Polisz Czart”, nowości muzyczne oraz przypomnienie ważnych albumów sprzed lat. Tak stanie się z krążkiem Róż Europy „Zmartwychwstanie”.

W gronie nowości najnowsze nagranie formacji !Raas Band, z albumu „Oszukana Generacja”„Sierpniowa Wisła”, oraz nowym nagraniem Maćka Kudłacika i formacji Czerwie – „Kamilą”.

 

W piątkowych propozycjach do Listy Polisz Czart także powroty na albumy ANN „Fragmenty” i Scream Maker „Back Against The World”.

Powracam także sentymentalnie do ostatniej, jak dotąd studyjnej płyty Piotra Klatta i Róż Europy „Zmartwychwstanie”. Podobnie czynię a trzeszczącym krążkiem „Septem” toruńskiej Half Light, choć gramy już ich najnowszy singel „To, co ważne”.

 

Uwaga! Radiowy debiut!!!

 

Co prawda prapremiera tego programu miała już miejsce na antenie Radia WNET, to dzisiaj oficjalna premiera! W rolach głównych, tym razem jako prowadzący program, Krzysztof Janiszewski i Piotr Skrzypczyk, czyli 2/3 grupy Half Light.

Ich audycję umieszczam, gdzieś pomiędzy „Romantykami Muzyki Rockowej” a eterowymi opowieściami Piotra Kosińskiego. Gorąco polecam!

Niech dobra muzyka będzie w Wami!

Tomasz Wybranowski

Audycja „Lista PoliszCzart – Propozycje”, z programem autorskim Krzysztofa Janiszewskiego i Piotra Skrzypczyka, do wysłuchania tutaj:

Muzyczna Polska Tygodniówka – 7 lipca 2018. Goście: Michał Wiśniewski (Ich Troje) i Wojciech Hoffmann (Turbo).

W muzycznym bloku Radia WNET – Muzycznej Polskiej Tygodniówce – polskie premiery muzyczne, zapowiedzi wydarzeń i rozmowy z artystami, którzy wywierają wielki wpływ na rodzimą scenę muzyczną. W programie Tomasz Wybranowski powraca do najnowszej płyty barda z Lublina – Marka Andrzejewskiego, znanego także z Lubelskiej Federacji Bardów, laureata Studenckiego Festiwalu Piosenki. To weteran notowań Listy Polskich Przebojów WNET – PoliszCzart. Słuchacze Radia WNET znają na wyrywki […]

W muzycznym bloku Radia WNET – Muzycznej Polskiej Tygodniówce – polskie premiery muzyczne, zapowiedzi wydarzeń i rozmowy z artystami, którzy wywierają wielki wpływ na rodzimą scenę muzyczną.

W programie Tomasz Wybranowski powraca do najnowszej płyty barda z Lublina – Marka Andrzejewskiego, znanego także z Lubelskiej Federacji Bardów, laureata Studenckiego Festiwalu Piosenki.

To weteran notowań Listy Polskich Przebojów WNET – PoliszCzart.

Słuchacze Radia WNET znają na wyrywki nagrania z takich krążków, jak „Elektryczny sweter” czy „Trolejbusowy batyskaf”.

Od kilku miesięcy na antenie naszego radia rozbrzmiewają dźwięki z jego najnowszego albumu, jak twierdzi sam twórca „najważniejszego, który stworzył”, „Hasztagi”.

 

Half Light w natarciu!!!

Mimo wakacyjnej pory, daje o sobie znać toruńska formacja Half Light. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce ukaże się pierwszy album wokalisty i tekściarza zespołu – Krzysztofa Janiszewskiego, który skrył się pod pseudonimem YANISH.

Ale zanim to nastąpi, ukazał się najnowszy, pełen słońca i pogodny, singel Half Light „To co ważne”. Jak zgodnie twierdzą muzycy, ich najnowsza piosenka  – „To, co ważne”, została napisana z potrzeby serca i przepływu pozytywnych emocji. To kompozycja, która niczego nie promuje, nie reklamuje i nie poleca.

„To utwór, który być może spodoba się Państwu i wprowadzi Was w dobry nastój” – dodają muzycy. bo wiem ” Miłość jest lekiem na nicość a wiara tę miłość rozpala…”

Half Light to grupa electro-rockowa powstała w maju 2009 roku, założona przez wokalistę Krzysztofa Janiszewskiego i klawiszowca Piotra Skrzypczyka. Aby w pełni tworzyć muzyczną konstelację do składu dołączył gitarzysta Krzysztof Marciniak. I tak powstał Half Light.

Zespół określany jest mianem polskiego Depeche Mode. Zespół wydał sześć albumów w tym cztery autorskie.

Utwory Half Light pojawiły się na prestiżowej Polish Airplay Płyty miały bardzo dobre recenzje w Polsce jak i zagranicą m. in. na portalach niemieckich, szwedzkich, belgijskich, rosyjskich oraz azjatyckich.

Zespół wystąpił w wielu programach telewizyjnych m.in. „Kawa czy herbata”, „Pytanie na śniadanie”, „Teleexpress”, a także udzielił wywiadów w Polskim Radio Pr 1, Trójce, Radio WNET, irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, RDC, Radiu PIK, Radiu Rzeszów i innych.

 

Uwaga! Muzyczna rewelacja – DZIEKIE JABŁKA

 

Rzadko się zdarza, aby w Polsce objawiła się prawdziwa rewelacja spod znaku muzyki korzennej, nazywanej w świecie mianem world. Tak stało się za sprawą łódzkiej formacji Dziekie Jabłka. Łódzki muzyczny kolektyw umiejętnie połączył dwa żywioły: melodyjny i pełen pasji słowiański i afrykański, pełen przełamanych rytmów.

Grupa Dzikie Jabłka powstała w 2011 roku. W ich muzyce widac wyraźne wpływy zauroczenia muzyka Czarnego Kontynentu. Ba! muzycy często podróżują do Afryki Zachodniej, gdzie uczą się od światowej sławy mistrzów afrykańskich bębnów i sami nauczają tej sztuki w Polsce.

Dzikie jabłka tworzą: Małgorzata Ciesielska-Gułaj, Sylwia Walczak, Olena Yeremenko, Bartosz Gułaj, Dawid Koniecki, Damian SiutaFoto: materiały prasowe grupy / Konrad Żelazo

Ale mnie zafascynował ten drugi świat – żywioł polski. Członkowie zespołu Dziekie Jabłka, stali się Kolbergami naszych czasów. Niezmordowanie przemierzają wszeż i wzdłuż nasz piekny kraj, w poszukiwaniu rodzimych źródeł muzycznych. Przede wszystkim Damian Siuta, gitarzysta zespołu i reszta muzyków, z wokalistką Małgorzatą Ciesielską – Gułaj, odkrywają dla nowych pokoleń to, co pomroka czasów ukryła. Dziekie Jabłka na nowo odkrywają fenomen i piękno naszych mazurków czy polek.

Oto co piszą o sobie: „Grają na przywiezionych z Afryki drewnianych, obciągniętych naturalną skórą bębnach: djembe, dun-dun i tamach, krin, na balafonie (jest to rodzaj afrykańskiego ksylofonu), wykorzystujemy także liczne etniczne przeszkadzajki, takie jak shekere, guiro, se-se czy zaklinacz deszczu. Uzyskaną z gry na tych instrumentach bogatą melodię rytmu urozmaicamy brzmieniem skrzypiec, gitary, harmonii polskiej, fletu i przede wszystkim, białymi głosami.”

Jesienią 2016 zespół wydał debiutancką płytę „Prosto z ziemi”. Urzekło mnie jej piękna edytorsko i graficznie oprawa. Album jest bardzo zróżnicowany, tak melodycznie jak i w barwie rytmicznej. To prawdziwy, korzenny i źródlany balsam dla uszu.

Mimo, że „Prosto z ziemi” wypełnia jedenaście nagrań (od „Wiwat” po ukrytą „Kołysankę”), które mimo, że tworzą stylistycznie zakmnięte muzyczne obrazki, to w całości składają sie na koncept – album.  Muzycznie połamane znajdziemy rytmy afrykańskie, z dźwiękami balafonu, polifonię i misterność aranżacyjną, wreszcie prostotę i potoczystość.

 

Znajdziecie emocje i wszystkie kolory bytu na ziemi. Stąd – byc może tytuł – „Prosto z ziemi”. Z ziemi sięgamy także po jabłka, które spadły z konarów matki – zywicielki. Podziękowania dla Magdaleny Wójcik i Tośki. 

 

Michał Wiśniewski i nowa twarz Ich Troje

 

W Muzycznej Polskiej Tygodniówce usłyszą Państwo także niezwykłą rozmowę Roberta „Siwego” Nowaka z liderem grupy Ich Troje. Po prawie dziesięciu latach, łódzka formacja wydała długo oczekiwany krążek „Pierwiastek z Dziewięciu”

Od prawie dwóch lat, Ich Troje intensywnie koncertują nie tylko po całej Polsce, ale i Europie. Odwiedzili także czerwcową porą Dublin a Robert „Siwy” Nowak, nasz redaktor muzyczny miał szansę przez godzinę baaaaardzo szczerze porozmawiać z Michałem Wisniewskim.

Michał Wisniewski twierdzi, że ich najnowszej płyty nie da się włożyć do konkretnej muzycznie – stylistycznej szuflady:

Bawimy się różnymi gatunkami, zarówno w treści jak i formie.

Na „Pierwiastku z Dziewięciu” Michał Wiśniewski powrócił do pisania tekstów, ale zaprosił i znakomitych mistrzów pióra. Teksty zostały napisane przez takich tuzów, jak Szymon Barabach, Igor Jaszczuk i Piotr Bukartyk. I jeszcze jedna nowość! Z zespołem Ich Troje, od wiosny 2017 roku, śpiewa Agata Buczkowska, którą możecie pamiętać z programu „The Voice of Poland”.

 

Tutaj możecie wysłuchać całej rozmowy z Michałem Wisniewskim, którą przeprowadził Robert „Siwy” Nowak.

Autor i prowadzący „Muzyczną Polską Tygodniówkę”, w swojej metalowej wersji z Wojciechem Hoffmannem. Dublin 2013. Archiwum Tomasza Wybranowskiego.

W finale programu spotkanie, a właściciwie czwarta odsłona wywiadu – rzeki z wirtuozem gitary, twórcą takich przebojów jak „Dorosłe Dzieci”, „Już nie z Tobą”, „Smak ciszy” czy „Myśl i walcz” – WOJCIECHEM HOFFMANNEM.

Grupa Turbo, obok formacji TSA, to legendy polskiej sceny heavy – metalowej. I o legendarności zespołu z Poznania, oraz o … śpiewaniu Ich metalowych ballad podczas Dni Młodzieży i planach na najbliższe miesiące będzie ta rozmowa.

Tutaj: do wysłuchania cała rozmowa z Wojciechem Hoffmannem. Zapraszam – Tomasz Wybranowski

Partnerem Radia WNET i programu „Muzyczna Polska Tygodniówka” jest portal Polska-IE.com 

 

 

 

Studio Dublin – 6 lipca 2018 – Start o 10:00. W gronie gości dr Jolanta Hajdasz i Bogdan Feręc, portal Polska-Ie.com

Jak zwykle w piątek, tuż po Poranku WNET, wieści ze Szmaragdowej Wyspy, w programie Tomasza Wybranowskiego „Studio Dublin”.

W piątkowym programie informacyjno – muzycznym, nadawanym ze stolicy Irlandii, przegląd najważniejszych wydarzeń z Irlandii:

  • strajk pilotów linii lotniczej Ryanair
  • susza na Wyspie i alert dla czternastu hrabstw
  • wzrost liczby bezdomnych w Dublinie i kryzys w branży mieszkaniowej
  • przygotowania do wizyty papieża Franciszka i … kolejnego referendum, tym razem dotyczącego roli kobiet.

W przeglądzie prasy omówienie tekstów z tygodnika „Nasz Głos” i magazynu „MiR”.

Pojawią się także goście. Z dr Jolantą Hajdasz, z Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, rozmawiałem o zakończonej konferencji „Media, jako służba publiczna”.

 

Dr Jolanta Hajdasz, gość Studia Dublin. Foto. Archiwum Radia WNET.

 

Bogdan Feręc, portal Polska – IE, medialny partner Radia WNET.

Bogdan Feręc, dziennikarz i właściciel najpoczytniejszego portalu informacyjnego dla Polonii w Irlandii – Polska – IE, podsumuje najważniejsze wydarzenia mijającego tygodnia. Jednym z tematów będzie susza w Irlandii.

We wtorek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie rządu w sprawie wysokich temperatur i suszy, jaka panuje w całym kraju, a na naradzie obecni byli przedstawiciele wszystkich hrabstw i powiatów.

Do tego grona dołączyło także szefostwo Straży Pożarnej, Obrony Cywilnej i Irish Water, którzy przedstawili raporty o stanie ich działań w warunkach kryzysowych.

Na  naradzie obecny był również minister budownictwa Eoghan Murphy, który powiedział, że sytuacja z niedoborem wody, zapewne ulegnie pogorszeniu i jednocześnie ostrzegł, że część kraju może do września borykać się z ograniczeniami w używaniu wody.

 

 

Do wysłuchania programu, tuż po zakończeniu wyjazdowego Poranka WNET, który prowadził Antoni Opaliński, zaprasza Tomasz Wybranowski.