Piotr Moniuszko komentuje planowaną pikietę związkowców przez planowanym obniżkom wynagrodzeń i spodziewanym masowym zwolnieniom w Poczcie Polskiej. To pierwsze jest jego zdaniem zapowiedzią drugiego, gdyż przy masowych zwolnieniach Zauważa, że według ich wyliczeń obniżka zaproponowane przez zarząd oszczędności pozwoliłyby oszczędzić 12 mln zł:
Jeżeli 12 milionów złotych ma uratować pocztę przed bankructwem się to wydaje się to śmieszne.
Przypomina, że mówimy o firmie, która ma 7 miliardów zł przychodu rocznie. Poza obniżką wynagrodzeń przewidywane jest także skrócenie czasu pracy. Jak wskazuje przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej, problemem jest złe zarządzanie spółką:
Mamy fatalnie skonstruowane umowy z niektórymi klientami biznesowymi, którym świadczymy usługi, na których nie zarabiamy.
W PP mamy do czynienia, jak mówi, z przerostem biurokracji, brakiem fachowców i złymi decyzjami. Obecnie nasz gość nie jest pracownikiem Poczty, gdyż został w październiku zeszłego roku zwolniony dyscyplinarnie z tytułu naruszania dobrego imienia PP. Sprawa jest w sądzie pracy. Piotr Moniuszko wyjaśnia czemu nie wszystkie organizacje związkowe wezmą udział w zapowiadanej demonstracji:
Ludzie boją się utraty przywilejów, jakie mają po cichu pozałatwianie.
Chodzi o takie rzeczy, jak wyższe wynagrodzenia od innych pracowników. Dwa z tzw. reprezentatywnych związków w Poczcie Polskiej „korzystają z tak zwanych etatów i zwolnień od świadczenia pracy”. Moniuszko odnosi się także do zmiany na stanowisku prezesa PP:
Były prezes Sypniewski i minister Sasin wiedzą, co było prawdziwym powodem.
Przypuszcza, że dotychczasowy prezes nie dawał gwarancji, że Poczta poradzi sobie z wyborami korespondencyjnymi, a które dawać miał Tomasz Zdzikot, ściągnięty na nie z MON. Związkowiec ocenia, że
3-4 dni na dostarczenie 200 mln pakietów byłoby niewykonalne.
A.P.