Prof. Andrzej Kisielewicz: Mamy do czynienia z lewicowo-liberalnym eksperymentem. Polska powinna pójść własną drogą

Prof. Andrzej Kisielewicz o kulturowym eksperymencie i wyborcach Konfederacji.


Prof. Andrzej Kisielewicz wskazuje na kluczowy dla przyszłości Polski wybór, z którym do tej pory polskie społeczeństwo nie musiało się mierzyć.

Przed nami są dwie drogi, które prowadzą w całkowicie przeciwstawnym kierunku. To jest absolutny skręt na lewo i dołączenie do eksperymentu liberalno-lewicowej rewolucji (…), a drugie to pójście własną drogą na prawo, zgodnie z tradycją i naszymi wartościami.

Gość „Poranka Wnet” wskazuje na tragizm nadchodzących wyborów prezydenckich, w których zadecyduje losowość frekwencyjna. Analizując strukturę wyborczą Polski, matematyk podkreśla, że Andrzej Duda ma szanse na reelekcję, jeśli uda mu się zmobilizować w większym stopniu swój elektorat:

Ciągle zapominamy, że co najmniej 25% w największych miastach głosuje na Prawo i Sprawiedliwość i Andrzeja Dudę (…) Drugi fakt, który zauważyliśmy to, że o ile we wszystkich segmentach wiekowych frekwencja wzrosła, to jedynym segmentem gdzie nie wzrosła to osoby 60 plus. Być może ten segment się poprawi i to daje nadzieje, że szala się przechyli.

Odnosząc się do wyborców Konfederacji, Prof. Kisielewicza podkreśla, że młodzi ludzie mają bardzo płynne poglądy, a w polityce zawsze osiąga się jedynie część wyznaczonych celów. Gość Krzysztofa Skowrońskiego podkreśla, że elektorat Krzysztofa Bosaka może mieć decydujące znaczenie dla wyborów prezydenckich:

Te 2% wyborców Konfederacji, które otumanione przez liderów Konfederacji np. nie pójdą zagłosować, mogą zadecydować dokładnie o tym, że pójdziemy na lewo.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Dr Tomasz Żukowski: Frekwencja 64% jest drugim lub trzecim w dziejach III RP. Część wyborców Hołowni zagłosuje na Dudę

Dr  Tomasz Żukowski o frekwencji w wyborach, tym, co ona oznacza i o głosowaniu wyborców w II turze.


Dr  Tomasz Żukowski mówi, że ostatecznie wyniki wyborów powinny się spłaszczyć. Wyjaśnia, dlaczego grupa wyborców w wieku 60+ była najmniejsza oraz stwierdza, że dwaj najwięksi rywale niezwykle zmobilizowali swój elektorat.  Zauważa odnosząc się do frekwencji według sondaży late poll:

64% to bardzo dobry wynik na podium, trzecie lub drugie miejsce.

Politolog przypomina, że wyższa frekwencja była w 1995 r. kiedy w II turze wyborów prezydenckich mierzyli się ze sobą Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Ocenia, że jeśli chodzi o głosowanie w II turze to

Podziały wewnątrz wyborców Krzysztofa Bosaka mogą być po połowie. Mniejszość wyborców Szymona Hołowni zamierza głosować na Andrzeja Dudę

Także część głosujących w I turze za Władysławem Kosiniak-Kamyszem może przenieść swój głos na urzędującego prezydenta.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Grondecka o wyborach w Iranie: Reżim pozbawił społeczeństwo złudzeń, że ma ono wpływ na cokolwiek

Do urn poszło zaledwie 42% obywateli. Kandydaci reformatorscy zostali praktycznie wyeliminowani.

 

 

W rozmowie z Krzysztofem Skowroński iranistka Jagoda Grondecka nazywa obowiązujący tam system polityczny „hybrydowym reżimem” i „konkurencyjnym autorytaryzmem”:

Utrzymywanie fasadowej demokracji ociepla międzynarodowy wizerunek Iranu, na czym władzom w Teheranie bardzo zależy. Poza tym, chcą Irańczykom dawać nadzieję, że zmiana systemu jest możliwa bez dokonywania przewrotu.

Ostatnie wybory zaprzeczyły regułom systemu. Ponad połowa kandydatów, w tym 90 dotychczasowych parlamentarzystów nie zostało dopuszczonych przez Radę Strażników. Jak mówi ekspertka. tego typu działania miały już miejsce wcześniej, ale nigdy na taką skalę.

Reżim postanowił tym razem  porzucić fasadę, złudzenia, że społeczeństwo ma wpływ na cokolwiek.

Stronnictwa zachowawcze uzyskały ponad 200 miejsc w parlamencie, reformatorskie zaś tylko 20. Doszło do gwałtownego spadku frekwencji wyborczej. Do urn poszło 42% obywateli. Zdaniem ekspertki, nie miało to związku z rozprzestrzeniającym się po Iranie koronawirusem. Rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego, zwróciła również uwagę, że władze w Teheranie zaniżają statystyki na temat epidemii. Wirus dotarł do wszystkich znaczących miast, a kraj ma ograniczony dostęp do leków ratujących życie.

Ludzie w Iranie nie wierzą, że jakakolwiek władza może mieć pozytywny wpływ na ich życie. Krajowa waluta straciła na wartości o 40%. Sankcje amerykańskie duszą gospodarkę Iranu.

Jagoda Grondecka mówi również o reakcjach społecznych na zabicie gen. Kasema Sulejmaniego. Zwraca uwagę, że presja Zachodu służy irańskiemu reżimowi do daleko idącej konsolidacji władzy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T / A.W.K.

W Iranie rozpoczęło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Za faworyta uznawany jest obecny szef państwa Hasan Rowhani

Według prognoz ostateczne rywalizacja w wyborach rozegra się między ubiegającym się o reelekcję i uznawanym za pragmatyka Hasanem Rowhanim a konserwatywnym islamskim duchownym Ebrahimem Raisim.

Do udziału w głosowaniu uprawnionych jest ponad 56 milionów Irańczyków powyżej osiemnastego roku życia, którzy mogą oddać głos w jednym z ponad 63 tys. lokali wyborczych w kraju. Lokale będą otwarte od godz. 5.30 do godz. 15.30 czasu polskiego, ale głosowanie może zostać przedłużone nawet do północy czasu miejscowego, czyli do godz. 23.30 w Polsce.

Irańskie ministerstwo spraw wewnętrznych podało, że pierwsze prognozy powyborcze mają pojawić się w sobotę rano, a ostateczne wyniki – w sobotę wieczorem lub najpóźniej w niedzielę. Jeśli żaden z kandydatów nie zdobędzie ponad 50 procent głosów, 26 maja odbędzie się druga tura.

[related id=”19414″]

Symboliczny pierwszy głos w wyborach oddał w piątek rano przywódca duchowo-polityczny ajatollah Ali Chamenei, który zaapelował do mieszkańców kraju o udział w głosowaniu.

Wyborcy mogą wybierać między czterema kandydatami, jednak powszechnie uważa się, że szanse na wygraną mają tylko dwaj – uznawany za faworyta, urzędujący szef państwa, Hasan Rowhani, oraz konserwatywny duchowny z otoczenia Chameneiego, Ebrahim Raisi.

Rowhani uważany jest za pragmatyka w kontaktach z Zachodem oraz reformatora, ale nie radykalnego. To za jego kadencji doszło do podpisania w 2015 roku porozumienia między Iranem a szóstką mocarstw w sprawie irańskiego programu atomowego. Walczy o głosy wyborców, którzy popierają reformy, chcą ograniczenia konfliktów z mocarstwami i większej wolności obyczajowej oraz gospodarczej w kraju. Był krytykowany za brak znaczącej poprawy sytuacji gospodarczej kraju i brak sukcesów w walce z bezrobociem (bezrobocie w Iranie wynosi 12,5 procent, a pośród młodych – 27 procent).

[related id=”13407″ side=”left”]

Raisi z kolei przedstawiał się jako kandydat najuboższych, którym obiecywał utworzenie milionów miejsc pracy, także odrodzenie wartości rewolucji islamskiej z 1979 roku. Cieszy się poparciem elitarnej formacji Strażników Rewolucji, związanych z nimi paramilitarnych milicji islamskich Basidż oraz radykalnych duchownych islamskich. Agencja Associated Press ocenia, że populistyczne postulaty tego kandydata, a także wezwania do walki z korupcją i twardszego stanowiska w relacjach z zagranicą mogą zmobilizować konserwatywnych wyborców z terenów wiejskich i warstwy robotniczej.

Pozostali kandydaci to Mustafa Haszimi-Taba – mało znana postać, zwolennik reform, który ostatni raz o prezydenturę ubiegał się bez powodzenia w 2011 roku, oraz Mustafa Agha Mirsalim – były minister kultury.

Według obserwatorów stawką w wyborach jest to, czy ponowne otwarcie się Iranu na świat, zapoczątkowane przez Rowhaniego, przyspieszy czy też wyhamuje. Oczekuje się też, że głosowanie będzie swoistym plebiscytem w sprawie umowy nuklearnej, która umożliwiła zniesienie części międzynarodowych sankcji. Wielu Irańczyków uważa, że porozumienie nie przyczyniło się do utworzenia obiecanych miejsc pracy i zwiększenia zagranicznych inwestycji. Za prezydentury Rowhaniego Iran wstrzymał wzbogacanie uranu i zwiększył zakres współpracy z inspektorami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

Wielką niewiadomą piątkowego głosowania jest frekwencja. Wysoka – może pomóc Rowhaniemu, który w 2013 roku wygrał wybory z ponad pięćdziesięcioprocentowym poparciem. Władze oczekują, że frekwencja będzie oscylowała wokół 70 procent.

PAP/JN

Francja: Można będzie oddać głos przez pełnomocnika, ale mieszkający za granicą nie będą mogli głosować przez Internet

Przed pierwszą turą wyborów prezydenckich we Francji, którą zaplanowano na niedzielę, władze próbują zapobiec ewentualnej niskiej frekwencji i na wszelkie sposoby zachęcają obywateli do głosowania.

Dla 11 kandydatów, w tym faworytów sondaży, centrysty Emmanuela Macrona i kandydatki skrajnej prawicy, Marine Le Pen, rywalizacja wkracza już na ostatnią prostą. Mobilizację obserwuje się wśród służb administracyjnych oraz policji.

Pierwsza tura wyborów odbędzie się w najbliższą niedzielę. Lokale wyborcze będą otwarte w godz. 8-19, a w dużych miastach o godzinę dłużej.

[related id=”13919″]

Jednak aż jeden na trzech obywateli Francji deklaruje, że nie weźmie udziału w głosowaniu, dlatego władze starają się zminimalizować efekt ewentualnej niskiej frekwencji i zachęcają w mediach do korzystania z innych form głosowania.

Osoby, które w dniu wyborów nie będą mogły pójść do lokalu wyborczego, będą mogły oddać głos przez pełnomocnika. Praktyka ta jest ściśle regulowana przez ordynację wyborczą i pozwala na reprezentowanie przez innego wyborcę z tej samej gminy (miasta), a decyzję o tym można podjąć aż do ostatniego dnia przed wyborami.

W tym celu wystarczy udać się do komisariatu policji, siedziby żandarmerii lub sądu rejonowego i zarejestrować swoje dane oraz dane pełnomocnika. Osoby niepełnosprawne mogą skorzystać z pomocy policjantów lub żandarmów, którzy przyjdą do nich do domu po wniosek.

[related id=”12631″]

Głosowanie za pośrednictwem pełnomocnika praktykowane jest od 1975 roku. W roku 2012 roku z prawa tego skorzystało 1,5 miliona obywateli, czyli 5 proc. elektoratu.

W tegorocznych wyborach Francuzi przebywający poza granicami kraju nie będą mogli głosować przez Internet. Decyzję taką podjął w marcu minister spraw zagranicznych Jean-Marc Ayrault, obawiając się zagrożenia atakami cybernetycznymi.

Według dziennika „Le Monde”, nie było to związane z konkretnym zagrożeniem lub sygnałami, że jakaś organizacja lub państwo zamierzają zakłócić głosowanie lub wpłynąć na jego wynik. Wpływ na to miał natomiast kontekst polityczny, działania niektórych grup powiązanych z państwami i przebieg kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA. Władze uznały, że system wykorzystywany w 2012 roku podczas głosowania przez Internet nie jest wystarczająco bezpieczny.

Taką decyzję szefa MSZ skrytykował m.in. kandydat centroprawicy François Fillon, nazywając ją „zaprzeczeniem demokracji” i „marnotrawstwem publicznych pieniędzy”.

Ponad 1,7 mln Francuzów mieszkających za granicą zarówno w niedzielę, jak i podczas drugiej tury, 7 maja, będzie oczywiście mogło głosować w ambasadach lub konsulatach. Francja posiada drugą co do wielkości sieć dyplomatyczną na świecie.

Jako byłe mocarstwo kolonialne Francja wciąż ma terytoria zamorskie. Ze względu na różnicę czasu mieszkańcy wielu z nich głosują już w sobotę. Ta zasada obejmuje francuskie wyspy na Karaibach, Gujanę Francuską oraz Polinezję Francuską.

PAP/jn