Platynowa „10” najważniejszych albumów muzycznych roku 2020. Laury dla grupy Świetliki. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W Radiu WNET niezależny ranking wydawnictw muzycznych roku – jak zwykle – bez podziału na style i gatunki. Piosenki z każdej z wyróżnionych płyt na dłużej gościły (i goszczą) na antenie Radia WNET.

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej dziesiątki najważniejszych albumów roku 2020 w opinii redakcji muzycznej Radia WNET:

 

10. Peja/Slums Attack/Magiera: “Czarny Album” – hip – hop / RPS Enterteyment

Przyznam, że oczekiwanie na album Peji działo się w moim przypadku na szczególnych prawach. Ryszard Andrzejewski, znany jako Peja, wiarus hip – hopu z Poznania krążkiem „Black Album” wniósł bardzo wiele na polską scenę rapową.

Klimat oldschoolowej szkoły rapu sprawdził się. Nie wszystkim, czytając szereg recenzji, przypadły do gustu nagrania z Igim i Multim.

Próba jednak została podjęta o walkę o rząd dusz młodszych słuchaczy. Z drugiej strony wiemy zaś, że wszystkich się nie zadowoli.

Takie nagrania jak „Najlepszą Obroną Jest Atak”,  „Czarny Psalm” czy “Wejście Smoka” to znakomity rap a uliczne wersy podszyte doświadczeniem życiowym i zmysłem obserwacji Peji zapadają w pamięć.

Słowa uznania dla gości ze świata – Big Shug i Smoothe Da Hustler, oraz naszego klasyka – Lukasyno. „Pomniki” to najważniejsze nagranie w zestawie z kapitalnym udziałem Ero. Liczę na to, że Peja i Magiera zaskoczą nas jeszcze nie raz wspólną produkcją.

 

   9. Sanah: „Królowa dram” – indie pop; electro – pop / Magic Records

Nieszczęśliwa miłość, rzeki wylanych łez – słyszeliśmy to tyle razy, prawda? Jednak nie w ten sposób… Smutek i jednocześnie nadzieja, wyrażone zarówno tekstami, jak i unikatowym wokalem roztaczają aurę tajemniczości.

 

Nieśmiała Sanah, czyli Zuzanna Jurczak, dojrzewa z każdą nową produkcją. Premierowy krążek „Królowa Dram” jest jednocześnie zastawem nagrań, których można się było spodziewać w warstwie lirycznej, jak i przyjętej art popowej konwencji, jednakże zaskoczył na plus.

Urokliwe i barwnie zaśpiewane historie tworzą świetne połączenie z warstwą muzyczną.

Już pierwszy utwór z płyty o zaskakującej nazwie “Początek” wprowadza nas w melancholijny klimat z przygrywającą wiolonczelą, która będzie powracać w reszcie utworów, podobnie jak hipnotyzujące pianino.

Utworów takich jak „Szampan”, „Oto ocała ja” czy „Melodia” nikomu przedstawiać nie trzeba, to już są to niekwestionowane hity.

Cała płyta „Królowa dram” miała swoją prapremierę na antenie Radia WNET na tydzień za sprawą Adriana Kowarzyka w obecności samej Sanah. „Królowa dram” przyniosła Sanah tytuł księżniczki polskiego popu. Drżyjcie królowe!

 

      8. EABS: “Discipline Of Sun Ra” – jazz / Astigmatic Record

Herman Poole Blount, czarnoskóry jazzowy pianista, nie był szczególnie popularny w Polsce i kultowym, czy powszechnie podziwianym nie można go nazwać. Sun Ra jednakże, jak i jego muzyka i wrażliwość (dziwna, pokręcona, niepokorna, ale zostająca w sercu) wypaliły wielkie znamiona na sercach muzyków.

 

Ukochali go sobie Wrocławianie z grupy dla mnie absolutnie magicznej – EABS. Electro – Acoustic Beat Sessions (bo takie jest rozwinięcie skrótu EABS) zyskał sławę i fanów nie tylko w Polsce dzięki kompletnie nowym, jak na polskie możliwości (i wrażliwości) podejście do jazzu i jego spuścizny.

EABS nabiera w żagle już nie wiatru, ale huraganu, gdzie współgra na albumie mozaika jazzowych stylów i klimatów. Oto mamy postbop, jazzrock, ale i psychodelię. Jest drone i space rock a nawet spirituals – jazz, aby nie zapomnieć o free – jazzie.

Od otwierającego „Brainville”, przez „Instellar Low Ways”, gdzie słyszymy wsamplowany głos samego idola Sun Ra, po wieczorne i kołyszące do snu „UFO” soulowo-hip hopowej perełki muzyka płynie. Wyróżnić trzeba także „The Lady with the Golden Stockings (The Golden Lady)”, gdzie przez zapętloną melodię saksofonu znowu słyszymy głos protektora albumu wypowiadający monotonnie: I am Sun Ra.

Kolejny znakomity album EABS! Trzy lata temu ogłosiłem płytą roku „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”. Rok temu „Slavic Spirit” znalazło się na drugim miejscu zestawienia najlepszych albumów roku 2019, w oczach redakcji muzycznej Radia WNET przed rokiem)

 

7. Francis Tuan: „Let’s Pretend” – pop rock, funk & soul

Fryderyk Nguyen, lider formacji Katedra, mimo że ma około trzydziestu lat, to jest już jednym z najważniejszych wykonawców na polskiej scenie muzycznej. Ma w sobie charyzmę i talent, i nieuchwytne COŚ! Udowodnił to z grupą Katedra (albumy „Zapraszamy na łąki” i „Człowiek za dużo myślący”) i solo kryjąc się pod pseudonimem Francis Tuan. Towarzyszą mu basistka Ajda Wyglądacz i Katedralny perkusista Paweł Drygas.

Co o albumie z miejsca VII naszego zestawienia sądzi Sławomir Orwat, szef i prowadzący Listę Polskich Przebojów Radia WNET Poliszczart? Poczytajcie:

 

„Kompozycje z krążka Let’s pretend najbardziej (choć nie tylko) inspirowane są stylistyką początku lat 80-tych, kiedy to muzyka popularna posiadała najwyższą jakość.

Uważny słuchacz doszuka się na tym wydawnictwie także disco lat 70-tych, a także mieszankę indie rocka sprzed dekady połączoną ze współczesnym graniem alternatywnym.

Nie brak tam również elementów popu współczesnego, muzyki psychodelicznej oraz folk rocka i muzyki wietnamskiej, z którą lider formacji jest związany rodzinnie.

Po okresie fascynacji latami 60-tymi, co słychać na albumach Katedry, Fryderyk popłynął w pełną przygód podróż do krainy aranżacyjnych pomysłów Quincy Jonesa i Davida Paicha. Czy ta nagła zmiana sprawdziła się?

Pomimo mojego braku obiektywizmu do twórczości Fryderyka z nieukrywaną satysfakcją przyznaję, że tak. Dzięki nowemu wcieleniu artysta objawił się nam też jako autor dobrych anglojęzycznych tekstów a także jako wokalista sięgając do zupełnie innych barw i technik, jak choćby po popularny w końcówce lat 70-ych falset. – napisał Sławomir Orwat, twórcy i prowadzący Listę Poliszczart.

Jednak tym, co przykleja uszy do tych dźwięków najbardziej jest niezwykle pozytywny vibe, który niczym czarodziejski pył powoduje u słuchacza nieskrępowane poczucie weekendowego nastroju i niegasnącej nadziei na skuteczny reset zmęczonego całotygodniową walką o byt umysłu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Fryderykiem Nguyen A.K.A. Francisem Tuan: 

 

  6. Bartas Szymoniak: „Wojownik z miłości” – beatrock / Out Production

Krążek “Wojownik z miłości” to trzecia solowa płyta Bartasa Szymoniaka. Bartas idzie drogą, którą zapoczątkował na poprzedniej płycie „Alarm”. Beatrock, poezja i światło, tak charakteryzuję ten album. Tym razem Bartas podarował nam dziewięć wartościowych, pełnych emocji i uczuć nagrań.

 

Na płycie oprócz autorskich tekstów Szymoniaka słyszymy także oryginalne i bardziej niż odkrywcze interpretacje wierszy Bolesława Leśmiana.

„Texas” jaśnieje radością istnienia miłości, zaś „Ludzie” to świeża, niczym zroszona trawa ze zbiorku Leśmiana „Łąka” wzorcowa poetycka piosenka.

Tutaj jeszcze jedna uwaga. Aby tworzyć znakomitą muzykę nie trzeba mieć wielkiego elektrycznego składu, z baterią gitar i mocną sekcją.

Bartas Szymoniak tworzy gamę melodii, gąszcze rytmów i dźwiękowe przeszkadzajki jedynie (ale AŻ) swoim głosem. Najważniejszym instrument na płycie oprócz gitary Michała Parzymięso to ponownie głos Bartasa.

Bazą dziewięciu kompozycji na albumie „Wojownik z miłości” jest poszerzona i udoskonalona odmiana beatboxu, która polega na zastąpieniu baterii partii wielu instrumentów, dźwiękami wyczarowywanymi rezonatorami mowy Bartasa Szymoniaka. Swoją drogą powinien to opatentować! To znakomita płyta, która – gdy mowa o nagraniu tytułowym – w tych czasach zarazy daje ludziom i miłość, i światło, i potrzebę dzielenia się tym, co najważniejsze. Sobą bez żadnych złudnych fetyszy.

 

Tutaj rozmowa z Bartasem Szymoniakiem:

 

             5. Natalia Świerczyńska: „O północy” – dream pop / MTJ

Jak powtarza Natalia Świerczyńska, muzyka i dźwięki wypełniają jej cały świat. Po udanym muzycznym romansie z ikoną piosenki Frankiem Sinatrą, w 2020 roku Natalia wydała solowy album. Klisze rozmów z jej babcią o jej przeżyciach z czasów II Wojny Światowej, trwoga, strach i afirmacja za wszelką cenę życia, przeniknęły do jej najgłębszych i najbardziej osobistych załomów serca i duszy.

 

Te piosenki opowiadają nie tylko o marzeniach czy tęsknotach, ale przede wszystkim o pragnieniu wolności i chęci życia młodej dziewczyny, której przyszło żyć na Kresach Wschodnich w czasach II Wojny Światowej.

To absolutnie przewartościowało w tamtych tragicznych czasach jej świat.

Z zestawu nagrań wyróżniam „Na świętego Jana”, piękne wspomnienie nocy świętojańskiej. „Przepaść” to najcięższy utwór z całej płyty „O północy”, który jako jedyny wprost opowiada o wojnie, dokładnie o tym, jak NKWD ścigało jej babcię a ona wielokrotnie myślała podczas ucieczki, że to już koniec: „karabin mam przy skroni, umieram”

– Pisząc teksty piosenek do tej płyty, czułam, że jestem do babci bardzo podobna. – wyznaje Natalia Świerzyńska.

Natalia Świerczyńska jest mistrzynią techniki wokalnej. Album „O północy” to wielkie oddanie uczuć, znakomite aranże oraz liryki dające słuchaczowi obraz artystki o wielkim talencie muzycznym, wrażliwości i głębi.

W finale dodam, że zdarzenia z życia babci Natalii Świerczyńskiej spisała znakomita pisarka Hanna Krall a Natalia postanowiła, że wplecie je w swoje teksty piosenek i stworzy z nich swą pierwszą płytę. Płytę znakomitą.

 

Tutaj rozmowa z autorką albumu „O północy” Natalią Świerczyńską:

 

4. Mgły: „Samotna podróż do Arkadii” – dream pop / space rock / Wytwórnia Mgły

Już obwoluta albumu grupy Mgły programuje nasze zmysły. Spojrzałem na okładkę i pierwszym skojarzeniem była „jesień” i mimowolne żegnanie się z latem oczekując pierwszych chłodów, cienistości i mgieł.

 

Z niepokojem oczekiwałem całości zakomponowanej (jak mi się jawiło) w letniej dream popowej polewie oczekiwań porywów serc i lipcowo – sierpniowych zdarzeń, nieco odrealnionych od szarych ciągów zdarzeń zwykłych dni.

Okazało się inaczej, z czego bardziej niż się cieszę. O czym za chwilę…

24 kwietnia 2020 przyniósł premierę „Samotnej podróży do Arkadii”. Od pierwszego taktu, od pierwszej rozśpiewanej wyliczanki miesięcy w „Tess” (trochę jak u mistrza Śliwonika, tylko zestaw miesięcy inny) porzuciłem letnie pejzaże na rzecz dystyngowanych dam: jesieni i nostalgii. A tej melancholii w trzynastu nagraniach umieszczonych na płycie jest więcej niż moc.

Muzycznie też dzieje się wiele. Ale owo „dzianie się” w strukturze jest nieśpiesznie, bez fajerwerków na siłę i utartych schematów. Analogowe klawisze wtapiają się w wiolonczelę i wianki wysmakowanych orkiestracji (trąbka i flugelhorn), jak w cudownym i wyszukanym nagraniu „Smutna piosenka”. Dopełnieniem jest głos Ewy Wyszyńskiej, który przykuwa uwagę słuchacza i zatapia go w półśnie.

Oniryczność dream popu, z domieszką space rocka i triphopowego nastroju łowi słuchacza na błogą smycz. Baśniowa i poetycka to płyta. Urzeka i daje poczucie wytchnienia od wielości znaków zapytania, co też przyniosą nam kolejne fale czasu.

Finalny utwór „Inaczej” z transową perkusją, analogowo – moogową wycieczką (do innej muzycznej Arkadii) daje wielką zachętę do tego, aby czekać na drugi album grupy Mgły. To prawdziwe i najważniejsze odkrycie muzyczne roku 2020 – grupa Mgły!

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Ewą Wyszyńską i Piotrem Grudzińskim:

 

 3. Half Light: “(Nie)Pokój wolności” – electro – rock / Audio Anatomy

 

Toruńska electro-rockowa grupa Half Light to równolatek Radia WNET. Wspólnie antenowo rok temu obchodziliśmy dziesięciolecie istnienia. To ważny zespół na muzycznej mapie polski.

Powstał z konfiguracji energetycznej dwóch muzycznych kręgów, wokalisty i autora tekstów Krzysztofa Janiszewskiego i klawiszowca Piotra Skrzypczyka. By w pełni tworzyć muzyczny gwiazdozbiór do składu dołączył gitarzysta Krzysztof Marciniak.

3 lutego tego roku i ukazał się kolejny album „(Nie)pokój Wolności”. Na płycie możemy wysłuchać 11 kompozycji electro-prog-rockowych, które tworzą idealny i przystający do „świata w czasach zarazy” koncept album.

 

„(Nie)pokój Wolności” w warstwie lirycznej opiera się na wszechstronnej i wyczerpującej interpretacji prozy George’a Orwella, choć ja odnajduję i echa powieści Roberta Musila „Człowiek bez właściwości”.

Ale aktualna aura polityczna, społeczna i mentalna w kraju i na świecie była koronnym motywem do nagrania tego albumu.

Płyty dodam pełnej cierpienia zwyczajnego, szarego człowieka, który musi zmagać się z ustawicznym poszanowaniem narzucanych reguł, inwigilacją, wreszcie brakiem intymności oraz koniecznością wyboru by być „z nami lub przeciw wam”.

Bez końca szukamy w sercu i społecznych relacjach owego „pokoju wolności”, w którym chcemy być wreszcie sobą i kultywować własne wartości. Niestety takich niemal utopijnych miejsc na ziemi jest coraz mniej.

Half Light

Muzykę skomponował cały zespól w składzie: Piotr Skrzypczyk, Krzysztof Marciniak, Krzysztof Janiszewski. Niezwykłe metafory napisał Krzysztof Janiszewski, także głos Half Light.

Krzysztof wyrasta na sukcesora poetycko – muzycznych wizji innego mieszkańca Torunia – Grzegorza Ciechowskiego. Janiszewski znakomicie czuje sprawy społeczne i ostateczne („2+2” zaśpiewane z nerwowym rytmem, oddającym niepokój dzisiejszego świata), ale i pięknie pisze o uczuciach z erotyzmem delikatnym w tle (cudowne „Istnieję”, czy psalmowy „Kochajmy się”).

Muzycznie też niekonwencjonalnie. Obok siebie mamy motywy electro i nowej fali, rock progresywny i sythpop, wreszcie ambient łagodzący industrialne źródła. To także płyta gitarzysty Krzysztofa Marciniaka, który – jak mawiam – wreszcie w pełni pokazał swój talent.

Cały album znakomity, równy i ani na jotę nienudzący. Teraz w głowie mam „Departament Zbędnych Słów”, motoryczne a’la Republika „3 minuty nienawiści” i emocjonujący w swoim bezsenności „Pokój Wolności”. Ten krążek trzeba mieć na półce i koniecznie poznać. Przetrwa dziesięciolecia!

 

2. Julia Marcell: „Skull Echo” – pop / Mystic Production

 

 

Album Julii Marcell, który podarował nam styczeń i zima 2020 roku,  jest dla mnie i objawieniem, i muzycznym ukontentowaniem.

To lek na tęsknoty i kolejna znakomita płyta artystki, która ma coś ważnego do zakomunikowania światu. Światu, który w pędzie i ekstazie wielkiego hedonistycznego dobrostanu totalnie nie zastanawia się, gdzie zmierza.

„Echo czaszki” / „Skull Echo” wybija z tego marazmu i bezwolności myśli i uczuć. Wreszcie dodam, że to najdojrzalsza płyta Julii Marcell, a teksty celnie i boleśnie dają świadectwo stanu cywilizacji oraz coraz bardziej samotnych ludzi. Jest to bolesne, bo prawda często boli i nie znosi czegoś w pół taktu, w zawieszeniu Bo półprawd nie ma. Po prostu nie ma!

„Skull Echo” to jedenaście obrazów współczesności, która zarozumiale niczego się nie lęka, ale wciska w ramy samotności, tęsknoty i nie – Miłości. Tekstowo to najdojrzalsza płyta Julii Marcell. Wszystkie liryki są dojrzałe i niezwykłe. A kluczem i kamieniem węgielnym zrozumienia całego zbioru jest nagranie „Domy ze szkła”. Ten song jest ABSOLUTNIE doskonałe! To dzieło sztuki!

/…/ Domy na domach i w domach ze szkła

Widoki z okien spowija mgła

Domy na domach i w domach ze szkła

W zbrojonych trumienkach się sypia do cna /…/

Julia Marcell zmierzyła się na „Skull Echo” z wielkimi tematami i mocami. To samotność, absolut i perspektywa jednostkowa. Zależało jej na tym, aby pisać jak najprościej. Wszystkie wymyślne metafory i zabawy słowem bardzo szybko wypadały, po jednym dniu.

Jak powiedziała w rozmowie ze mną na natenie Radia WNET tuż po premierze, dążyła do takiego stanu, gdzie mogła w miarę prostych słowach, bardzo szczerze pisać, o czym myśli, co czuje na te właśnie tematy.

– I to długo trwało, było bardzo trudne. Często chodziłam z jednym tekstem kilka miesięcy, zmagając się z nim. Była jeszcze oczywiście kwestia muzyki. Bo muzyka powstała jako pierwsza i bardzo szybko. – powiedziała Julia Marcell.

To album, przy który wzruszamy się, uśmiechamy i smucimy. Ale przede wszystkim wspólnie smakujemy drogi ku odpowiedziom na nurtujące współczesne kwestie, nie tylko egzystencjalne. Ku dobru i światłu!

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Julią Marcell:

 

1. Świetliki: „Wake Me Up Before You F..k Me” – muzyka alternatywna / Karrot Kommando

 

To się nazywa z wielkim rozmachem i artystyczną gracją uczcić ćwierćwiecze muzycznego debiutu. 25 lat po wydaniu albumu „Ogród koncentracyjny” Marcin Świetlicki, Grzegorz Dyduch, Tomasz Radziszewski, Marek Piotrowicz (od roku 1992 w zespole), oraz Michał Wandzilak i jedyny kobiecy rodzynek w zespole, znakomita wiolonczelistka Zuzanna Iwańska wydali na świat album doskonały!

W zgodnej opinii redakcji muzycznej Radia WNET to album roku 2020!

“Wake Me Up Before You F..k Me” to zestaw muzycznych poezji, który opowiada o świecie i ludziach z perspektywy narracyjnego off’u. Oto świat, który zdaje się nie mieć końca, zasklepiony w niedokończonym i coraz bardziej przypadkowym ruchu, wciąż trwa. Ale my, ludzie jesteśmy w stanie zniewolenia, chocholej nieważkości i nie chcemy otwierać bliźniemu swoich drzwi. Nieważne czy do domu, czy do serca.

Katastrofista, znakomity poeta Marcin Świetlicki wreszcie doczekał się wigilii końca świata, który zaznaliśmy przed zarazą. A wieścił to od dawna, od początku… Stało się bowiem to, co przewidział w wierszu „Wiersz bez światła”:

/…/A więc światło umarło, Wiele martwych świateł
leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku.

Co ciekawe, album został nagrany przed czasem pandemii. Ot, wielkość prawdziwego poety rodem z podlubelskiego miasteczka Piaski, z adresem w Krakowie!

Na nowej płycie Świetlików znajdziemy wiele oksymoronów. Obok pewności siebie, czasem arogancji a na pewno dezynwoltury odnajdujemy delikatność, spokój, obycie i uspokojenie. “Wake Me Up Before You F..k Me” koi i płynie. Bo poezja najlepsza i dobra muzyka płynąć musi nie tylko z głośników, ale przede wszystkim przepływać przez serca, dusze i ducha narodu. Tego narodu!

Płynie, choć nie liczy na to, że stanie się sztuką dla mas. Świetliki nie szukają zwolenników i wyznawców. Oni szukają kogoś kto posłucha i … pomyśli. Z dala od zgiełku, z dala od mód i celebryckich fajansów, z dala od rzezi eterowych i reklamowych opakowanych g…

„Wake Me Up Before You F..k Me” to diapozytyw dwóch ich wcześniejszych albumów “Cacy cacy fleischmaschine” (1996) i budzącej u mnie grozę „Sromoty” (2013). Jest kameralnie, kontemplacyjnie minimalistycznie, bo mniej – jak mawiają mistrzowie – znaczy więcej. A mistrzem jest Świetlicki. I Świetliki są mistrzami. Niczego nie muszą, czasami ewentualnie coś chcą uczynić. I czynią to genialnie.

Wszystkie nagrania są genialne. Czy to otwierający „Jimi Czeczen”, czy z metaforami Gałczyńskiego „Ulica Szarlatanów”, albo szczery do bólu a traktujący o sprzedajności i braku moralnej bazy „O wojnie”, oraz przez mój hymn (od kwietnia tego roku) „Sierpień w mieście” wszystko niezwykłe, choć proste jest.

I zachwyca ten zbiór. Marcinie Świetlicki! Zaprawdę powiadam Ci, że dzięki tej płycie miasto Kraków jest już Twoje!

A co poeta i muzycy mieli na myśli? – jeśli kto ciekawy, odsyłam do zamykającego nagrania „Info Track”, gdzie wujo Grzenio nieco (z naciskiem na owo „nieco”) oświeci.

Tomasz Wybranowski

współpraca: Sławomir Orwat & Adrian Kowarzyk

 

 

„Let’s Pretend to dziesięć energicznych i radosnych piosenek, bo radość to najlepszy rodzaj buntu.” – mówi Francis Tuan.

Gdy po raz pierwszy usłyszałem debiutancką EP Francisa Tuan, to powiedziałem sobie [prawie jak Faust]: „Chwilo jesteś piękna! Chwilo trwaj!”. Cztery wyśmienite interpretacje poetyckich herosów i świat

muzycznej wyobraźni, gdzie dużo miejsca na refleksję i oddech. Wiersz mistycznego poety Williama Blake’a „The Divine Image” (trzeci na EP „Poems”) to małe, piosenkowe arcydzieło. I czas czekania na duży, debiutancki album Francisa Tuan dłużył mi się. Wreszcie 20 lutego 2020 roku „Let’s Pretend” został światu ukazany.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj rozmowa z Fryderykiem Nguyen, którego alter ego jest Francis Tuan:

Najpierw ukazał się pierwszy singel „First Mover”, który zapowiadał album „Let’s Pretend”. Niezwykła mała, singlowa płytka. bo w przełamaniu tanacznych brzmień i rytmów z wplecioną filozoficzną refleksją o jedności bytu i ruchu:

/…/ Spojrzyj w niebo: wszystkie gwiazdy, planety, galaktyki i samoloty są tej samej wielkości.
Wszystko jest tańcem, nasza Ziemia wiruje wokół Drogi Mlecznej jak serpentyna DNA /…/

Muzycznie na mapie stylowo – gatunkowej róża wiatrów wyrzuciła nas gdzieś pomiędzy The Bee Gees, biegnącym Tame Impala, a melodycznością Debbie Harry  i jej Blondie. Do tego spora szczypta tajemniczej aury azjatyckich instrumentów. Bo przecież Fryderyk – Francis (prawie jak Gustaw – Konrad) kryje w sobie moc i niezwykłość wietnamskiej spuścizny historii i muzyki. Ale w „First Mover” jest i pogłos Blake’a i Swedeborga wywodzący się z pism św. Tomasz z Akwinu:

Jeśli w świecie istnieje ruch, musiał istnieć Pierwszy Poruszyciel.

Francis Tuan w pełnej koncertowej krasie. Fot. archwum własne zespołu.

Wszystkie nagrania z krążka są warte posłuchania wielokrotnie. Jego uniwersalność zniewala, bo to dźwięki (i metafory) na niepogodę złych chwil i duchowych rozterek, jak i na słońce, radość i konsumpcję miłości w każdej możliwej formie. Od zachwytu nad pięknem świata i Boskiego stworzenia, po dotyk, oddech i słowo osoby ukochanej.

Od pierwszego dźwięku niewoli fankujący rytm, który okryty peleryną folkujących wietnamskich instrumentów przynosi popowe melodyczne smakowitości.

Cały album jest słonecznie perfekcyjny. To jedna z tych płyt, którą chce się odtwarzać w nieskończoność. I nie nudzi się, bo trwa tyle … ile trzeba. Od pierwszego przesłuchania mnie urzekły trzy nagrania: „Come to the Water”, „Speaking in Tongues” i singlowy „Borders”.

Warto dodać, że majową porą Francis Tuan będzie reprezentował nasz kraj podczas Canadian Music Week, jednego z najważniejszych festiwali muzycznych w Kanadzie.

Tę niezwykłą grupę tworzą, obok wielkiego mistrza nastroju Francisa Tuan – Fryderyka Nguyen, Ajda Wyglądacz, Gabriela Cybuch i Paweł Drygas.

Pamiętajcie, że Francis Tuan to muzyka warta słuchania, bo tylko taką serwujemy na antenie Radia WNET. Podczas rozmowy z Fryderykiem – Francisem nie obyło się bez wspomnienia osoby Sławomira Orwata, szefa i pomysłodawcy Listy Przebojów Radia WNET PoliszCzart. 

 

Muzyczna Polska Tygodniówka WNET – 21 lipca 2018 – Spotkanie z Fryderykiem Nguyen, liderem formacji Katedra

Fryderyk Nguyem, lider formacji Katedra mimo, nie ma jeszcze trzydziestu lat, a jest już jednym z ważniejszych wykonawców na polskiej scenie muzycznej. Ma w sobie charyzmę i talent, i nieuchwytne COŚ!

Po wizycie w Warszawie i odwiedzeniu miejsca spoczynku Wielkiego Czesława Niemena, Fryderyk Nguyen i jego najbliżsi przyjaciele podjęli decyzję o powołaniu do życia grupy Katedra.  Dźwiękowo to istna muzyczna mozaika stylów i konwencji, ale spójna. Króluje big bit i jego echa, ale nie brak odniesień do psychodelicznej muzyki, czystego rocka i elementów progresywnych.

 

Fryderyk Nguyen. Foto: archiwum grupy Katedra.

Jedno jest pewne, Katedra to jeden z ważniejszych zespołów w Polsce i na świecie. I nie boje się o tym mówić i pisać.

A udowodnili to sześć lat po swoim powstaniu, kiedy w 2015 roku ukazała się ich duża debiutancka płyta „Zapraszamy na łąki”, która Słuchaczy zabrała w podróż niezwykłą, bo do przeszłości (do krainy subkultur hipisowskiej i nieco bitników), ale i przyszłości, tworząc ze znanych schematów wartości nowe.

Nostalgia za big bitem była tylko drogą do potraktowania „po nowemu” żelaznych kanonów z lat 60. i 70.

Bo przecież na płycie jest hard rockowy, z mocnym riffem „Czarny szlak”, czy progresywny, nieco zahaczający o Doorsowski klimat, mój najukochańszy z krążka „Strach i pragnienie”.

Oczywiście „hymn” Katedralny „Kim jesteś?” i pełen zadumy, spokoju i refleksji, gdzieś z półki „piosenka autorska z tekstem” / „poezja śpiewana”„Wolny elektron”.

 

Solo, czyli Francis Tuan

 

Do swojego projektu solowego Francis Tuan, Fryderyk Nguyen zaprosił basistkę Ajdę Wyglądacz i Katedralnego perkusistę Pawła Drygasa. Tutaj zywe barwy instrumentów łączą się z elektroniką. Niektórzy mówią i piszą, że Francis Tuan to … łagodniejsza odmiana Katedry.

Francis Tuan

Dla mnie jest tam więcej mroku, bo metafory, który wyśpiewuje w tym projekcie stworzyli m.in. William Blake czy E. E. Cummings. Niezwykłe.

 

O swoich polsko – wietnamskich korzeniach, fascynacjach impresonizmem, przyjaźni ze Sławomirem Orwatem i magi telewizji i pewnego programu dla młodych talentów, opowiadać będzie Fryderyk Nguyem podczas rozmowy ze mną, w programie „Muzyczna Polska Tygodniówka WNET”. Zapraszam Tomasz Wybranowski.

Tutaj zapis całej rozmowy z Fryderykiem Nguyen: