Nazywam się Karewicz, Marek Karewicz. Jestem fotografikiem. Fotografowałem jazz i z tego jestem głównie znany

„Marek, twoje zdjęcia są wspaniałe, radzę ci, przestań pierdzieć w ustnik tej trąbki. Weź się za fotografowanie i rób to, w czym jesteś najlepszy”. Marek Karewicz wziął sobie do serca słowa Tyrmanda.

Tomasz Wybranowski

Był człowiekiem-legendą. Towarzyszył polskiemu rockowi od jego poczęcia. Ani jedno z ważnych wydarzeń muzycznych w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych nie uszło jego uwagi. Specjalną sympatią i estymą otaczał jazz i muzykę rockową. Te dwie kategorie stylów muzycznych stały się przedmiotem wyjątkowej miłości obiektywów jego aparatów fotograficznych. Marek Karewicz był najwybitniejszym polskim artystą fotografikiem w tej kategorii. (…)

Marek Karewicz zawsze był tam, gdzie jęczały gitary, bas wypruwał wnętrzności, a perkusja wyznaczała rytm serca. Był częścią polskiego rock’n’rolla, jego kronikarzem i sumieniem. Pod obstrzałem jego obiektywu znalazły się dziecięce lata polskiego rocka, prekursorzy „mocnego uderzenia”, gwiazdy i gwiazdki lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych. (…)

The Rolling Stones, Warszawa 1967 r. | Fot. M. Karewicz; archiwum A. Malewskiego

Po powojennym okresie pobytu w Tomaszowie Mazowieckim, Marek Karewicz przeniósł się do Warszawy, gdzie ukończył Liceum Fotograficzne przy ulicy Spokojnej. Później zdobył indeks Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi, na wydziale operatorskim. To właśnie w Łodzi dopadł go bakcyl jazzu i rock’n’rolla, który zza „żelaznej kurtyny” przenikał do Szarek, odrapanej i komunistycznej Polski lat 50. ubiegłego wieku. Jazz pochłonął go i zafascynował. Ukąszenie muzyką było tak silne, że odłożył na bok wyuczony zawód i po powrocie do Warszawy uczył się gry na

kontrabasie i trąbce.

– Po skrzypcach kontrabas był jego kolejnym strunowym instrumentem, w którym Marek pokładał spore nadzieje. Największym problemem z kontrabasem było przemieszczanie się ulicami Warszawy. Posiadał wówczas modny wśród młodzieży skuter, włoską lambrettę – wspominał w moim programie w Radiu WNET Antoni Malewski.

Marek Karewicz zamienił kontrabas na trąbkę. Uśmiechnięty i szczęśliwy, trzymając ten instrument w dłoni, wziął udział „nowoorleańskim marszu” w Sopocie, w lipcu 1956 roku, kiedy Polska i Polacy wierzyli, że odwilż jest możliwa. Pełen nadziei i pasji muzycznego spełnienia, został trębaczem grupy Six Boys Stompers. W jej składzie zagrał podczas otwarcia klubu Hybrydy. Tam jego grę obserwował legendarny już wtedy dziennikarz, publicysta i pisarz oraz wytrawny znawca jazzu, Leopold Tyrmand. Autor wybitnego Dziennika 1954 i powieści Zły podszedł po koncercie do Marka Karewicza i bez ogródek powiedział:

– Marek, widziałem twoje zdjęcia. Są wspaniałe, radzę ci, przestań pierdzieć w ustnik tej trąbki. Weź się za fotografowanie i rób to, w czym jesteś najlepszy.

Słynne zdjęcie Milesa Davisa | Fot. M. Karewicz

Marek Karewicz wziął sobie głęboko do serca słowa Leopolda Tyrmanda. Jak głosi pewna anegdota, sprzedał trąbkę za 50 ówczesnych złotych jednemu z fanów warszawskiej Legii i skupił się na fotografii. (…) Wykonał w swoim życiu ponad dwa miliony negatywów i był autorem projektów ponad 1500 obwolut albumów muzycznych.

O jego kunszcie, klasie i mistrzostwie niech świadczy fakt, że został zatrudniony jako główny fotografik na trasach koncertowych dwóch największych z największych artystów. Przez dwa lata objechał niemal cały świat z legendarnym Rayem Charlesem, autorem słynnego szlagieru Hit The Road Jack. Potem przez ponad rok był w trasie z największym jazzowym trębaczem wszech czasów – Milesem Davisem.

Nie każdy wie, że Marek Karewicz jest twórcą największego zdjęcia świata Davisa, o wymiarach 10 x 3 metry. Wykonał je na zamówienie amerykańskiego artysty. Zawisło ono na największym wieżowcu Nowego Jorku.

A fotogramy Czesława Niemena? A zdjęcia Czerwonych Gitar i No To Co, że powrócę na polskie podwórko? A słynna okładka płyty Breakout Blues z 1971 roku, gdzie Tadeusz Nalepa idzie, trzymając za rękę swojego małego syna Piotra?

W 2003 roku, w uznaniu wybitnych zasług dla kultury Marek Karewicz został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Kapituła Nagrody Polskiej Akademii Fonograficznej „Fryderyk” w 2012 roku uhonorowała go „Złotym Fryderykiem”.

Cały artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Marek Karewicz (1938–2018) – dobry duch polskiego bigbitu, jazzu i rocka” znajduje się na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Marek Karewicz (1938–2018) – dobry duch polskiego bigbitu, jazzu i rocka” na stronie 16 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego