Bieszczadzki pustelnik opowiada o realizowaniu marzeń z dzieciństwa, życiu w biedzie i pięknych okolicznościach przyrody. Każdy dzień zaczyna od modlitwy i kontemplacji Pisma Świętego.
Jan Darecki opisuje swoją ścieżkę do zostania pustelnikiem:
Już od dzieciństwa miałem marzenie, by mieszkać w osamotnieniu, w skrajnej nędzy. Pustelnictwo to kwestia stanu psychicznego. Można nim być też w mieście. W większości przebywam w samotności. Piszę książki, czasem prowadzę wywiady. Zawsze jednak wracam do swojej pustelni – mówi mieszkaniec Bieszczad.
Przeprowadził wywiady z wielkimi polskimi muzykami, aktualnie kończy książkę opartą na tych rozmowach. W Bieszczadach nad Jeziorem Solińskim panują dogodne warunki do życia w samotności. Darecki fotografuje i portretuje ludzi. Jest miłośnikiem dobrego filmu i muzyki.
Pustelnik to słowo o znaczeniu chrześcijańskim, to ktoś inny niż samotnik. Dochodzi ten wymiar życia duchowego. Co ciekawe pan Jan wywodzi się z kręgu hipisowskiego – długie włosy, długa brodę, opaska na włosach.
Mam dwie twarze – samotnika i człowieka, który kocha ludzi. Lubi z nimi przebywać. Bieszczady fotografuje od 70 lat, moje albumy są głównie o ludziach – wyjaśnia nasz rozmówca.
Dzień zaczyna od modlitwy, czytania Pisma Świętego i chrześcijańskich mistyków. Dużą część dnia zajmuje mu pisanie książek.
Gdzie powiewała polska flaga w czasie powstania warszawskiego? Jak zidentyfikować fotografie i czemu najważniejszy jest detal? Odpowiada Zygmunt Walkowski, specjalista interpretacji zdjęć z PW.
Zygmunt Walkowski mówi o interpretacji i katalogowaniu przezeń sześciu tysięcy klatek filmowych (3 godz. projekcji) z okresu powstania warszawskiego, które do lat 80. były okazjonalnie wykorzystywane w telewizji i filmach.
Musiałem znaleźć metodę jak sobie z tym radzić, poprosiłem, żeby skopiowano na moje potrzeby całość materiału i żebym mógł rozcinać ten materiał, bo w pierwszym spojrzeniu na materiał, stwierdziłem, że dobrze byłoby, jakbym uporządkował go w tematy.
Rozmówca Piotra Dmitrowicza od połowy lat 80. pracował wytwórni filmów dokumentalnych. Kiedy zaczął porządkować materiał, odkrył, że poza zdjęciami z powstania, znajdują się tam także odrzuty z „Zakazanych piosenek”. Oznaczało to, że do tego czasu część pokazywanych przez telewizję ujęć z powstania warszawskiego, było tak naprawdę fragmentami filmu. Na dodatek okazało się, że część materiałów została nakręcona przez Niemców.
Zawsze zwracam uwagę, że nieprawdopodobnie ważną rzeczą na fotografii jest szczegół. Wszyscy patrzą na flagę, ale jeśli spojrzy dalej, w tle widzimy domy i jest taka nikła przestrzeń szarości na horyzoncie […]. Widzimy ciąg ulicy, układ ten nie mógłby być widoczny z dworca pocztowego, dworzec pocztowy, stoi tak, że pod innym kątem można by widzieć ten fragment ulicy.
Flaga na budynku w ostatnich dniach powstania/Foto. Zbigniew Brym/domena publiczna
Gość „Poranka WNET” odnosi się do historii o fladze polskiej powiewającej przez cały okres powstania na dachu dworca pocztowego przy ul. Żelaznej. Jak pokazuje, analizując zdjęcie, które flagę tą miało przedstawiać, flaga ta nie mogła znajdować się na dworcu pocztowym, ale była na budynku domu turystycznego. Ten zaś był w rękach powstańców od 2 do 13 sierpnia. Niemożliwe jest więc, żeby flaga powiewała tam przez całe powstanie. Dodatkowo obowiązywał zakaz oznakowywania budynków flagami, żeby nie zdradzać swych pozycji Niemcom.
Posłuchaj pierwszej części rozmowy już teraz!
Po przerwie Zygmunt Walkowski prezentuje kolejne zdjęcie z okresu powstania warszawskiego. Fotografię nasz gość nazwał „Pieta powstańcza”. Widać na nim mężczyznę noszącego na swych ramionach nieletniego żołnierza, który zginął.
Jest to żołnierz niosący młodego chłopca, zabitego i widać na twarzy tego starszego żołnierza nieprawdopodobny ból. Chciałem móc rozpoznać tę scenę, ale nie miałem żadnego podejścia.
Pomocą w rozpoznawaniu zdjęć z powstania była dla Walkowskiego redakcja „Stolicy”, która umieszczała na jego prośbę zdjęcia z prośbą do czytelników o pomoc w ich identyfikacji. W ten sposób udało się np. uzyskać informację o jednym z pogrzebów, od księdza, który ceremonię pogrzebową prowadził.
Jedno z ujęć było takie, że w przybliżonym kadrze Maria Rodziewiczówna coś mówiła. Przyszedł mi do głowy pomysł, żeby skontaktować się z Instytutem Głuchoniemych.
Z pomocą ludzi z Instytutu udało się odczytać z ruchu warg słowa pisarki, które brzmiały „to ja w tych pismach napiszę do przyjaciół Żydów, Niemców… ”. Słowa, w sposób znaczący jak mówi Walkowski, urywają się w tym momencie.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
K.T./A.P.
Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na użycie plików cookies. więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.