Ekologia – przedmiot emocjonującej gry politycznej i gospodarczej angażującej graczy na poziomie światowym i powiatowym

Komin dymi. Czy to źle? W praktyce zależy, czyj on jest oraz dla kogo i z jakich pozycji dymi. A! Pozostaje jeszcze niewykonalne zadanie określenia, ile i jakiego dymu może z niego wylatywać. I kiedy.

Adam Gniewecki

Chyba nie ma dziedziny nauki, której teorie i reguły naginano oraz „dostosowywano” do aktualnych potrzeb tak otwarcie, jawnie i cynicznie. Jednocześnie uczciwie pojęta i stosowana ekologia, przy coraz szerszej skali aktywności ludzkiej, to środek na zachowanie naszej planety w stanie nadającym się do zamieszkania, a tym samym uratowanie ludzkości przed… właściwie nie wiadomo czym – zaniknięciem, drastyczną depopulacją, wojnami o czystą wodę, powietrze i kawałek uprawnej ziemi? Nie tragizujmy.

Rozwój techniki, czyli postęp techniczny, ma to do siebie, że prawie jednocześnie z wprowadzeniem do użycia truciciela znajduje i stosuje remedium na towarzyszące mu szkodliwości albo zastępuje go innym, zdrowszym rozwiązaniem. Bo postęp jest dziełem istoty rozumnej.

I właśnie takim istotom zawierzyłbym strzeżenie stanu Ziemi, a nie daj, Panie, politykom, czyli wybrańcom krótkowzrocznego wielkiego biznesu i finansjery.

Według Encyklopedii PWN ruch ekologiczny czy zielonych to ruch społeczny, który działa na rzecz ochrony środowiska i racjonalnego korzystania z zasobów naturalnych, aby zapewnić odpowiednią jakość życia (zdrowe powietrze, żywność, czysta woda) i prawidłowy jego rozwój na Ziemi. Ruch ten pojawił się na początku lat 70. ubiegłego wieku w wyniku kontestacji cywilizacji konsumpcyjnej. Postuluje on odrzucenie systemu przemysłowego i stworzenie takiego, w którym człowiek i społeczeństwo są częścią przyrody oraz żyją z nią w harmonii, pojęcie wzrostu zaś należy zastąpić pojęciem ekorozwoju, czyli takim modelem produkcji, który będzie opierał się na odtwarzalnych źródłach energii (w tym rezygnacji z energetyki jądrowej) i uwzględniał właściwości ekologiczne i społeczno-kulturowe regionów. Centralne struktury biurokratyczne ustąpią zdecentralizowanej demokracji bezpośredniej, a przemoc jako narzędzie polityczne zostanie odrzucona.

W 1973 r. powstała w Wielkiej Brytanii pierwsza na świecie partia ekologiczna, następne tworzono kolejno w Austrii, Belgii, Holandii, Irlandii, Niemczech, Szwecji, a w końcu lat 80. w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Czyli ekologia i związane z nią ruchy idą dużo dalej niż troska o środowisko. Sięgają po hasła głębokich zmian w sposobie życia społeczeństw, ich organizacji i rozwoju. Nie próbuję osądzać, czy to dobrze, czy nie, ale pozwalam sobie zauważyć, że takie idee i cele działań to już polityka pełną gębą, a ta jest bez porównania mniej niewinna, autentyczna i transparentna niż prawdziwe ruchy społeczne.

(…) Prawo do czystego powietrza do dzisiaj nie doczekało się wpisania na listę praw człowieka, mimo że wydaje się ono oczywiste. A może dlatego, że właśnie takie jest, dotycząc potencjalnie i jednocześnie wielu państw i licznych grup interesów. Na przykład komin dymi. Czy to źle? Z pozycji idealisty – tak, ale w praktyce – zależy, czyj on jest oraz dla kogo i z jakich pozycji dymi. A! Pozostaje jeszcze niewykonalne zadanie określenia, ile dymu i w jakim składzie może z niego wylatywać. I kiedy. Tyle będzie opinii, ile grup lobbystów, źródeł finansowania badań nad dymem i kominem oraz ilu „pożytecznych idiotów” zdołają zwerbować agenci wpływu, a także ile zadym w sprawie dymu uda się zorganizować. Jakby się nie kręcić, w końcu staje się twarz w twarz z polityką. I tu możemy naturalnie i płynnie przejść do sprawy Agendy 2030. (…)

W roku 2015 Polska przyjęła Agendę, a wraz z nią 17 celów i 169 związanych z nimi zadań. Za realizację podjętych zobowiązań odpowiada Ministerstwo Rozwoju, uwzględniając je w planach na kolejne dekady. W części dotyczącej demografii Agenda mówi, że „wzrost zaludnienia zwiększa napięcie środowiskowe, które obniża jakość życia” i „instytucje na wszystkich poziomach powinny dokładniej badać związki między zmianami demograficznymi, zróżnicowanymi poziomami rozwoju i wpływem na środowisko”, ponieważ „polityka ludnościowa jest częścią polityki zrównoważonego rozwoju, a społeczności muszą uczestniczyć w konsultacjach na temat rozwoju polityki ludnościowej. Kobietom szczególnie należy umożliwić podejmowanie decyzji o liczebności rodziny, w tym celu dostęp do „właściwych środków”, zaś wszechstronna prenatalna opieka medyczna powinna być dostępna dla wszystkich”.

Agenda zawiera m.in. punkty dotyczące: likwidacji ubóstwa we wszystkich jego formach, promowania zrównoważonego rolnictwa, w tym produktów GMO (!), wspierania zrównoważonego oraz zintegrowanego rozwoju gospodarczego (globalizm?!), podjęcia pilnych działań w celu zwalczania zmian klimatu i ich skutków (dekarbonizacja ze wszystkimi jej aspektami?!), ochrony i zrównoważonego korzystania z oceanów, mórz i zasobów morskich (morza i oceany miały być największą spiżarnią świata!), promowania pokojowego i integracyjnego społeczeństwa (wymuszone mieszanie narodów, ras i kultur, które pod przymusem integrować się nie chcą?!).

Chwalebne i chwytliwe idee. Któż nie chciałby zlikwidować ubóstwa? Jakie formy ludzkiej działalności mają zostać wykluczone, a jakie obowiązkowe? Co będzie wolno robić bez kontroli, a co tylko pod nadzorem? W końcu, jakie środki kontroli będą stosowane? Agenda 2030 to m.in. zamysł ograniczenia populacji świata, która, gdy czytać między wierszami, jest za wysoka. To w zasadzie manifest dotyczący przyszłości świata, zaaprobowany przez prawie wszystkie kraje, zawierający nieostre, niewyraźne i niejednoznaczne pojęcia, normy oraz elastyczne definicje, których doprecyzowaniem, na miarę swoich potrzeb, zajmą się egzekutorzy programu.

(…) Globalni Egzekutorzy decydują, co w konkretnych okolicznościach i dla kogo oznaczają paragrafy Agendy. Ekologia to globalnie obowiązująca, swobodnie i bez ograniczeń interpretowana ideologia, a Agenda 2030 to Manifest wskazujący kierunek politycznej poprawności.

(…) W 2015 r. Bill Gates zapytał: „Jak możemy wyprodukować wystarczającą ilość mięsa bez niszczenia planety?” i sam odpowiedział, że „jednym z rozwiązań byłoby poproszenie największych drapieżników – Amerykanów i nie tylko – o ograniczenie konsumpcji mięsa nawet o połowę”. Następnie dodał: „Wiążę również nadzieję z przyszłością substytutów mięsa”, zauważając, że zainwestował w rozwiązania alternatywne wobec mięsa, jakie proponuje np. firma Impossible Foods, współfinansowana przez Google i Jeffa Bezosa oraz Gatesa. Impossible Foods stawia sobie za cel zastąpienie w naszej diecie mięsa produktami roślinnym za 15 lat. Jeśli liczyć od daty wypowiedzi 2015 r., to wymieniony przez Gatesa docelowy rok pokrywa się z planowaną datą osiągnięcia celów ONZ-owskiej Agendy 2030.

Już w czasie, gdy pracowałem nad niniejszym tekstem, dotarła do mnie wiadomość, że Bill Gates, Jeff Bezos oraz były wiceprezydent USA Al Gore zainwestowali prawie 160 mln USD w Amerykański startup Nature’s Fynd, zajmujący się produkcją sztucznego ekologicznego mięsa i serów na bazie mikroba-grzyba o nazwie Fusarium strain flavolapis, żyjącego w okolicach gorących źródeł Parku Narodowego Yellowstone. W rezultacie fermentacji mikroba otrzymuje się zasobną w białko, nazwaną Fy, podstawę wszystkich produktów firmy. Substancję, która ma zawierać o połowę więcej protein niż tofu (twarożek sojowy otrzymywany w procesie koagulacji mleka sojowego) i zaledwie 10% tłuszczu w porównaniu do wołowiny. Nature’s Fynd planuje dostarczać ją jeszcze w 2021 r. do sklepów i restauracji. Będą to m.in. bezmięsne hamburgery, nuggetsy jak z kurczaka, jogurty czy serki śmietankowe.

Wszystko bez produktów odzwierzęcych. Ekologiczne, jeśli przyjąć, że ekologia to działania ofensywnie chroniące naturę przed człowiekiem, od uprzykrzenia mu życia po odebranie przypisanego mu przez naturę pokarmu i depopulację, czyli częściowe wytępienie.

(…) Jeszcze niedawno ekolodzy walczyli zaciekle o tzw. warstwę ozonową. Obecnie jest to już niemodne, a zainteresowanie skupia się raczej wokół emisji CO₂. Jednak warto przyjrzeć się sprawie ozonu jako charakterystycznej dla przemijalności ekologicznych trendów. Wkrótce po wystrzeleniu satelity meteorologicznego, w latach 80. XX w. zaobserwowano gwałtowny zanik powłoki ozonowej nad Antarktyką. W ciągu zaledwie 3 lat obserwacji tzw. dziura ozonowa powiększyła się ponad 10-krotnie. Naukowcy zaczęli bić na alarm. Winnym utraty ozonu nad biegunem południowym okrzyknięto freon, który w tamtych czasach był powszechnie używany jako czynnik chłodzący w lodówkach i klimatyzatorach, gaz nośny aerozolowych kosmetyków oraz w produkcji spienionych polimerów.

Mimo wyeliminowania freonu ze sprzętu AGD i składu aerozoli, dziura ozonowa nadal puchła. Między rokiem 1979 i 1987 zwiększyła się 23-krotnie, a w latach 2000 i 2006 osiągnęła rekordowe 30 milionów kilometrów kwadratowych. Uczeni przekonywali, że regeneracja warstwy ozonowej przebiegała powoli i mimo zaprzestania stosowania freonu, na efekty tzw. zielonej rewolucji trzeba było jeszcze poczekać. Następnie dziura malała, by w roku 2015 ponownie osiągnąć rekord z lat 2000–2006. Obecnie znowu maleje.

Dziura najwyraźniej „pulsuje”. Tak małej dziury ozonowej nad Antarktyką, jak w 2019 r., nie było wcześniej od ponad 30 lat. Nie jest to jednak, wbrew informacjom niektórych mediów, zasługa ograniczania emisji niszczących warstwę ozonową gazów, lecz nietypowego, tak silnego ocieplenia się stratosfery, że dziura ozonowa skurczyła się najbardziej od ponad 3 dekad.

To nagłe skurczenie się dziury ozonowej nie było efektem działań człowieka, czyli ograniczania emisji niszczących ozon gazów. Źródłem tej anomalii było tzw. nagłe ocieplenie stratosferyczne. Dziura ozonowa nie utrzymuje się nad Antarktyką przez cały rok. Pojawia się ona wraz z początkiem wczesnej wiosny (na półkuli północnej panuje wtedy wczesna jesień), gdy spod topniejącego lodu Antarktyki wydobywają się olbrzymie ilości gazów, głównie metanu. Powoduje on niszczenie warstwy ozonowej. Opinie specjalistów są podzielone. Jak zawsze w nieoczywistych kwestiach ekologicznych. Jedni utrzymują, że dziura ozonowa to efekt „freonowej” działalności ludzkiej, inni zaś twierdzą, że to bzdura, a zjawisko jest całkowicie naturalne i stare jak świat, a jego obserwacja stała się możliwa dopiero dzięki postępowi techniki. (…)

Zdzisław Kijas, profesor nauk teologicznych i rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego św. Bonawentury Seraficum w Rzymie powiedział: „Czynić sobie ziemię poddaną znaczy to samo, co troszczyć się o nią. Kto odczytuje to wyrażenie egoistycznie, grzeszy”. To oznacza symbiozę człowieka z jego środowiskiem, które zyskuje na ludzkiej „opiece”, a nie wykluczanie rozsądnych i wyważonych działań ludzkich.

Symbioza oznacza współżycie. Rozwój świadomości człowieka w sprawie uzależnienia jego losu od kondycji planety, na której żyje, i postęp techniczny oraz prosty instynkt samozachowawczy doprowadzą do zrównoważenia produkcji zanieczyszczeń i ich usuwania. Pogodzenia ludzkich dążeń z dobrostanem Ziemi. Z udziałem ekologów albo bez. Człowiek to istota racjonalna. Nie będzie podcinał gałęzi, na której siedzi, ale też nie zgodzi się na skarmianie go mięsem i twarożkami z „grzybobakterii” czy roślinami GMO albo wymuszone depopulowanie, czy sztuczne ograniczenia służące celom innym niż ekologia. Na przykład polityce, finansom czy gospodarce.

Cały artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Polityka ekologiczna i ekologia polityczna” znajduje się na s. 10–11 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Polityka ekologiczna i ekologia polityczna” na s. 10–11 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wątek dziury ozonowej w tematyce kłamstwa ekologicznego/ Jacek, Karol i Michał Musiałowie, „Śląski Kurier WNET” 73/2020

Skutkiem dziury ozonowej miał być epidemiczny wzrost nowotworów skóry, którego po 50 latach nie zaobserwowano poza przypadkami związanymi z turystyką nieodpowiedzialnych ludzi do tzw. ciepłych krajów.

Jacek, Karol, Michał Musiał

Dziura ozonowa?

Część I

Czytelnicy naszych artykułów pewnie zastanawiają się, dlaczego w tematyce demaskowania kłamstwa ekologicznego, jakim miałby być decydujący wpływ dwutlenku węgla na globalne ocieplenie, znajdują wątek ozonu. Na temat dziury ozonowej i apokalipsy z nią związanej powstało już tyle prac naukowych i innych, że wydaje się, iż wszystko zostało powiedziane i wszystko jest jasne. Nie można do końca wykluczyć, że jest tak, jak to wciąż jeszcze przedstawiają podręczniki szkolne. Pozostają jednak pewne wątpliwości, które nie mogą być zbyte w stylu „bo tak mówi nauka i kropka”, jak to zwykł robić dogmatyczny blog „Skeptical Science”, którego zadaniem jest, jak się wydaje, ośmieszyć każdą hipotezę podważającą obowiązujące ustalenia. Jeszcze nie w tym artykule, lecz w przyszłości spróbujemy połączyć wątek dziury ozonowej z teorią CO2-centryczną globalnego ocieplenia.

Tlen

Bez tlenu nie byłoby ozonu. Tlen to pierwiastek chemiczny łatwo reagujący z wieloma innymi pierwiastkami, wchodzący w skład licznych związków chemicznych nieorganicznych i organicznych. O przyznanie zaszczytu odkrywcy tlenu pretendowali szwedzko-niemiecki aptekarz Karl Scheele, Anglik Josepf Priestley i Francuz Antoine Lavoisier, jednak faktycznie za pierwszego jego odkrywcę można uznać alchemika, Polaka – Michała Sędziwoja herbu Ostoja (łac. Sendivogius Polonus), który najpewniej dokonał tego w 1604 roku, nazywając tlen „eliksirem życia”, czego nie omieszkał opisać Nick Lane – autor monografii Tlen. Cząsteczka, która stworzyła świat, Oxford University Press 2002, wyd. polskie Prószyński i S-ka 2005.

Ciekły tlen w 1883 roku jako pierwsi otrzymali Zygmunt Wróblewski i Karol Olszewski, profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Tlen w naturze, jako gaz nieszlachetny, występuje przede wszystkim w postaci dwuatomowej O2. W postaci atomowej O spotykany jest w niewielkich ilościach, na przykład w stratosferze, ale bliżej naszemu doświadczeniu – w znanej reakcji odszczepienia od nadtlenku wodoru H2O2, występującego w wodzie utlenionej. Tlen atomowy jest silnie reaktywny i może się łączyć z powrotem z innym atomem tlenu, tworząc najstabilniejszą postać O2, lub z cząsteczką tlenu O2, tworząc trójatomową cząsteczkę ozonu O3, która jest molekułą mniej stabilną, chętną do oddania tego nadmiarowego atomu tlenu innemu pierwiastkowi lub cząsteczce.

Tlen O2 może być mniej lub bardziej reaktywny, w zależności od konfiguracji elektronów w atomach, co określa się jako tlen tripletowy lub singletowy i jeszcze dodatkowo w formie sigma bądź delta, a formy wzbudzone związane są z pewnym „nadmiarem” energii. Tak wzbudzone molekuły mogą oddawać swój nadmiar energii np. w postaci promieniowania widzialnego 634 nm i podczerwonego 1270 nm, jako jedna z wielu dróg przekazywania energii drogą promieniowania elektromagnetycznego, na przekór hipotezie CO2-centrycznej, nadużytej (z pobudek przedstawionych w poprzednich artykułach) przez Ala Gore’a jako dogmat.

Kazimierz Stabrowski, Burza (źródło ozonu w troposferze). Źródło: zbiór własnych pocztówek autorów artykułu, Wyd. Salonu Malarzy Polskich, Kraków, 1919

W stratosferze wolnemu atomowi tlenu trochę łatwiej napotkać jest cząsteczkę O2 aniżeli drugi wolny atom tlenu, stąd można tam znaleźć pewną (choć i tak małą) ilość ozonu. Nawiasem mówiąc, bardziej jest prawdopodobne, że ten wolny atom tlenu spotka cząsteczkę N2, mniej prawdopodobne, że spotka cząsteczkę azotu atomowego, cząsteczkę tlenku azotu, pary wodnej, a wyżej – atom wodoru… i z którymś się połączy. Odkryto występowanie kilku innych odmian alotropowych tlenu. Należą do nich: O4 – tetratlen (oksozon) i O8 – oktatlen, bardzo nietrwałe, choć mogące samorzutnie powstawać i natychmiast rozpadać się w wyższych warstwach atmosfery, laboratoryjnie zaś otrzymywane są pod znacznym ciśnieniem.

Ozon

Ozon – trójtlen – powstaje w stratosferze i mezosferze wskutek oddziaływań promieniowania ultrafioletowego (UV) i cząstek wiatru słonecznego z atomami tlenu. Rozpada się samoistnie, choć ściślej – też wskutek promieniowania UV, lecz tu wystarcza mniejsza jego energia, lub po prostu podczas zderzeń z innymi cząsteczkami, zamieniając swój nadmiar energii na energię kinetyczną lub wypromieniowując kwant energii elektromagnetycznej.

W warunkach nam bliższych, w troposferze, ozon powstaje podczas wyładowań atmosferycznych. Charakterystyczny zapach ozonu wyczuwany może być przed burzą, podczas burzy lub już po niej.

Zapach ozonu znali dobrze użytkownicy pierwszych radzieckich telewizorów kolorowych Rubin z napięciem anodowym kineskopu rzędu 30 kV. Obecnie ozon wykorzystywany jest do dezynfekcji i dezynsekcji pomieszczeń, np. szpitalnych, do neutralizacji nieprzyjemnych zapachów z samochodów i pomieszczeń, dezynfekcji ścieków.

Jest też używany do dezynfekcji wody pitnej zamiast chloru. Urządzenia służące do jego wytwarzania nazywane są ozonatorami. Stosowany jest jako utleniacz w napędach rakietowych. Ozon występujący w troposferze w dużej mierze pochodzi z działalności człowieka, czyli jest antropogenny. Główne źródła to motoryzacja, zakłady chemiczne i rolnictwo; zasadniczo ozon nie jest tam wytwarzany bezpośrednio, lecz powstaje wtórnie w rekcjach fotochemicznych z tzw. prekursorów ozonu, do których zalicza się tlenki azotu i tlenek węgla.

Ozon w stratosferze i mezosferze przyczynia się do redukcji docierającego do powierzchni Ziemi promieniowania ultrafioletowego z zakresu 200 do 300 nm, co odpowiada tzw UV-B (280 do 315 nm).

Zapominamy jednak często, że tlen atmosferyczny już powyżej stratosfery pochłania lwią część ultrafioletu o długości fali poniżej 240 nm, czyli niosącego energię wyższą od tej pochłanianej przez ozon, i jest to zakres UV-C (100 do 200 nm), uszkadzający DNA komórek. Czyli to tlenowi O2 zawdzięczamy ochronę przed najgroźniejszym dla organizmów promieniowaniem UV-C.

Ważna jednak uwaga: zakres 290 do 315 nm UV-B to potrzebne nam promieniowanie, które pozwala syntetyzować w ludzkiej skórze naturalną witaminę D z cholesterolu (która jest nieporównywalnie cenniejsza od syntetycznej, tak obecnie reklamowanej przez jej producentów, w tym Polaka – inżyniera Jerzego Ziębę). Jeśli już mówimy o tarczy przed ultrafioletem, to tworzą ją nie tylko tlen O2, nie tylko ozon O3, lecz cały szereg innych gazów i aerozoli atmosferycznych.

Abstrahując od pewnych wad pomiarów metodą spektrometru Dobsona oraz wykresów ilustrujących zjawisko zmian grubości warstwy ozonowej, należy potraktować warstwę ozonu jako warstwę pochłaniającą określone zakresy promieniowania UV w sposób najpewniej logarytmiczny, czyli nie aż tak krytycznie, nawet przy zmianach grubości warstwy wyrażanej w dobsonach DU o 50%. Przyjmując wyjściowo warstwę 200 DU, to spadek o 50% spowoduje zmniejszenie warstwy cząsteczek ozonu o 50% z 5,4×1022/m2 do 2,7×1022/m2. To i tak w dalszym ciągu jest względnie gruba warstwa, aby pochłanianie odbywało się w zakresie małego nachylenia funkcji logarytmicznej.

Skoro wcześniej, przed stwierdzeniem dziury ozonowej nad biegunem południowym, nie prowadzono tam długotrwałych obserwacji, to do końca nie wiemy, czy za wartość bazową powinno się przyjąć dla Antarktydy 100 DU, zaś wartość 200 DU jako wyjątkową, spowodowaną przyczynami zewnętrznymi (aktywność słoneczna, wiatr słoneczny, promieniowanie kosmiczne) lub antropogenną inną aniżeli freony, o czym będzie dalej.

Czy stwierdzane fluktuacje poziomu ozonu są dla ludzkości aż tak znaczące? A nawet, gdyby tak było, to kto jeździ na Antarktydę na wakacje opalać się?

Ozon jest cząsteczką silnie reaktywną chemicznie, dzięki pewnemu naddatkowi energii (entalpia) ponad stan podstawowy tlenu dwuatomowego. Ozon w stanie skroplonym jest niebezpieczny – wybuchowy, co jako pierwszy opisał Polak – Karol Olszewski; podobnie i w stanie stałym. Jest łatwo rozpuszczalny w wodzie.

Ozon od lat 80. ub. wieku ludzie kojarzą ze „śmiercionośną dziurą ozonową” i teoria ta po dziś dzień opowiadana jest przez nauczycieli dzieciom w przedszkolach i szkołach podstawowych, czasem i średnich. Wywołano światową panikę, porównywalną ze spowodowaną rzekomo śmiertelnym, CO2-centrycznym globalnym ociepleniem lub nawet z dzisiejszą – koronawirusową. Skutkiem dziury ozonowej miał być epidemiczny wzrost nowotworów skóry, którego po 50 latach nie zaobserwowano poza przypadkami związanymi z nasiloną turystyką wakacyjną nieodpowiedzialnych ludzi o jasnej karnacji do tzw. ciepłych krajów, a także ze wzrostem otyłości i narażeniem na kancerogenne substancje chemiczne, a bez związku z dziurą ozonową.

Freony

40 lat temu za winowajcę dziury ozonowej uznano związki chemiczne, tzw. stare freony, będące chloro- i fluoropochodnymi metanu i etanu. Podstawą naukową było stwierdzenie możliwości reakcji fotochemicznych, w których promieniowanie UV miałoby w stratosferze rozbijać wiązania fluoro- i chlorowęglowodorów, uwalniając atomy chloru lub fluoru, które dalej brałyby udział w rozbijaniu ozonu. W 1985 roku politycy (nie chemicy!) uchwalili Konwencję wiedeńską w sprawie warstwy ozonowej, następnie, w 1987 roku, w Protokole montrealskim zgodzili się na wycofywanie starych freonów z produkcji.

Ograniczenia były kolejno zaostrzane w latach 1990, 1992 i 1996. Przypomnijmy, że te freony były już wtedy powszechnie stosowane jako gaz chłodzący w lodówkach, klimatyzatorach, kompresorach, do produkcji aerozoli, do spieniania materiałów budowlanych. Freony zostały opracowane jako związki chemiczne o niskiej reaktywności, a zatem niepalne i nietoksyczne, nadające się do wykorzystania w wyżej wymienionych urządzeniach. Po latach okazało się, że lżejsze (starsze) freony nie są do końca obojętne dla zdrowia, więc może nie warto z powodu zakazu ich stosowania rozdzierać szat?

Hipoteza próbnych wybuchów jądrowych

Astronomiczne finansowanie badań naukowych, w tym fizyki atmosfery, nie miało służyć badaniu klimatu ani nauce jako takiej, lecz konkretnym celom militarnym. Tak było na Zachodzie, tak było w ZSRR (instytuty w Leningradzie prowadzone przez Kondratiewa i Budykę) i zapewne w Chinach.

Nie przypadkiem w latach 60. ub. wieku ktoś wpadł na pomysł, że monitorowanie poziomu ozonu w atmosferze pozwoliłoby na weryfikację (przynajmniej części) prób jądrowych, coraz liczniej przeprowadzanych w tamtych czasach przez wielkie mocarstwa. Szczególnie dobrze monitorowane w ten sposób były próby pod- i nadwodne. Podczas ich przeprowadzania powstawał grzyb atomowy dostarczający do stratosfery znaczących ilości izotopu 36Cl chloru w postaci atomowej, czyli bardzo reaktywnej. Ten prawdopodobnie „wygryzał” w stratosferze potężną dziurę ozonową (w późniejszym okresie wykorzystano fakt możliwości rozkładu ozonu w reakcji z chlorem dla udowadniania tezy o szkodliwości starych freonów, ale o tym potem). Promieniotwórczy izotop chloru, pochodzący z opadu radioaktywnego po przeprowadzonych w przeszłości licznych (w tym ponad 230 na Pacyfiku) próbach jądrowych po dziś dzień jest uwalniany z powierzchni Antarktydy.

Konflikt RPA – Angola

W latach 1966–1990 trwał konflikt zwany wojną graniczną południowoafrykańską. Przyczyny i przebieg wojny są z grubsza opisane w dostępnej literaturze. W istocie był to jeden z poligonów, na których ścierały się ze sobą po stronie Angoli Chiny, na drugim miejscu Rosja (i pośrednio my – jako Układ Warszawski), a fizycznie – zaprzyjaźnione wówczas z nami czarnoskóre wojska kubańskie, po stronie RPA zaś najbardziej z nią związana Wielka Brytania, Portugalia, Stany Zjednoczone i praktycznie NATO. Faktem jest, że RPA, silna wówczas gospodarczo, prowadziła prace nad budową własnej broni jądrowej jako środka odstraszającego. Nagle świat obiegła wiadomość będąca „przeciekiem z tajnych obserwacji”, że 22 września 1979 r. nad Oceanem Indyjskim amerykański satelita szpiegowski VELA zaobserwował rozbłysk, niejasno sugerując, że albo pochodził z eksplodującego w atmosferze meteoru, albo z próby jądrowej.

W 1982 r. Joe Farman z British Antarctic Survey oświadczył, że znaczna część pokrywy ozonowej nad biegunem zanikła – nad Antarktydą zauważono potężną dziurę ozonową. Tyle, że właściwie do 1979 roku nie obserwowano systematycznie zmian w zawartości ozonu w atmosferze (za Wikipedią, wersja polska, 05.2020), a przynajmniej nie upubliczniano, jeśli takie były.

Wszakże i Stany Zjednoczone, i Rosja, i Chiny, jako mocarstwa atomowe, doskonale wiedziały, że takie zaburzenie wynika z wykonania próby jądrowej na oceanie. Wspomniane informacje połączone ze sobą w związek przyczynowo-skutkowy miały zapewne wstrząsnąć Rosją i Chinami i powstrzymać je od wspierania inwazji Angoli na RPA, a przynajmniej od eskalacji międzynarodowego konfliktu. Dało to RPA czas na pójście na ustępstwa dotyczące Namibii i apartheidu, i to nie w roli państwa przegranego w konflikcie, a tym bardziej nie zniszczonego obcą inwazją. Ponieważ wspomniana, prawdopodobnie przeprowadzona próba nuklearna została przypisana współpracy RPA i Izraela, dało to też sygnał ostrzegawczy państwom arabskim nastawionym wojowniczo wobec Izraela.

Patenty koncernu DuPont

DuPont to jeden z pięciu najpotężniejszych koncernów chemicznych świata zachodniego. Firma została założona w 1802 roku przez syna Piotra-Samuela du Pont de Nemours, osobistego sekretarza polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i członka Komisji Edukacji Narodowej (1774). Najbardziej znaną domeną działania koncernu stały się tworzywa sztuczne. W jego laboratoriach powstawały tworzywa sztuczne o niespotykanych wcześniej, niesamowitych właściwościach. Koncern dorobil się wielu tysięcy patentów. Rocznie DuPont uzyskuje w Stanach Zjednoczonych ponad 500 patentów.

Dla porównania w Polsce rocznie przyznaje się łącznie ok. 3000 patentów. Jednak do Europejskiego Urzędu Patentowego Polska zgłasza około 500 patentów rocznie, co stanowi zalewie 0,3% spośród 174 000 wszystkich zgłoszeń.

Jest to nieadekwatnie mało jak na kraj, którego gospodarka ma stanowić 1% gospodarki światowej, trzy razy mniej niż wynika z naszego potencjału ekonomicznego, co w dziedzinie wynalazczości plasuje Polskę bliżej krajów surowcowych. Stany Zjednoczone tylko do Europejskiego Urzędu Patentowego rocznie dostarczają 25% wszystkich zgłoszeń patentowych.

Przez dwa wieki swojego istnienia DuPont zatrudniał wielu wynalazców o światowej sławie. Do najbardziej znanych nam patentów firmy DuPont należą nylon, lycra, neopren, kevlar i oczywiście freony. DuPont przyczynił się do wielkiego światowego postępu nauk chemicznych oraz zmiany życia całej ludzkości. O DuPont mówi się, że jest to firma, która zmieniła świat. Gdy już wspominamy o polskich związkach firmy DuPont, warto wymienić Stephanie Kwolek, zasłużonego chemika tej firmy, która wraz ze swoim zespołem w 1964 roku wynalazła kevlar – niezwykle wytrzymałe tworzywo sztuczne, znane np. z kamizelek kuloodpornych. Stephanie Kwolek urodziła się w rodzinie polskich emigrantów w New Kensington w Pensylwanii w roku 1923, zmarła w 2014. Więcej informacji Czytelnik znajdzie w książce Andrzeja i Ireny Fedorowiczów 25 polskich wynalazców i odkrywców.

W swojej dwustuletniej historii ta zacna firma nie zawsze była do końca uczciwa i zdarzało jej się lobbować wśród prominentnych decydentów Stanów Zjednoczonych, czasem wykorzystując do tego wsparcie brukowej prasy. Ale świat wielkiego biznesu nie zawsze postępuje w pełni etycznie. Czy w przypadku freonów tak zasłużony dla świata koncern DuPont nie posunął się do podobnych wybiegów?

Sprawa DuPont ma dwa wątki. 1. Jeśliby faktycznie niedobór ozonu w stratosferze był aż tak groźny dla człowieka i jego przyczyną miałyby być antropogeniczne freony, to czy firma nie dopuściła się opóźnienia ogłoszenia (domniemanego) niszczenia ozonu stratosferycznego przez freony? 2. Czy koncern DuPont nie zaangażował się w zakaz używania znanych freonów z przyczyn patentowych?

Pierwszy wątek kojarzy się z podejrzeniami wysuwanymi wobec niektórych firm farmaceutycznych: dziwnym trafem, kiedy kończy się okres patentowy dla leku, następuje wysyp informacji o działaniach niepożądanych tego leku, czasem nawet dyskwalifikujących go. Patent DuPont: Proces fluorowania węglowodorów halowęglowych nr USA 3258500 wygasał w 1979 roku. Od tej pory wszyscy mogli bezkarnie produkować freon tą tanią technologią. Jak wspomniano wcześniej – dziurę ozonową nad Antarktydą ogłoszono w 1982 roku. Gdyby ta hipoteza była słuszna, firma powinna zostać skazana za zaniechanie lub działania do tego zmierzające.

Drugi wątek wiąże się już ściślej ze sprawami ochrony patentowej. Gdy kończył sie czas ważności patentu pochodzącego z 1928 roku, DuPont posiadał już w zanadrzu wynalazki nowych, tzw. ciężkich freonów i tylko trzeba było przekonać świat do kupowania tych nowych patentów. Rok 1979 – wygaśnięcie starego patentu; rok 1982 – ogłoszenie dziury ozonowej, jakoby spowodowanej starymi freonami; rok 1985 – konwencja wiedeńska, rok 1987 – protokół montrealski, lata 1990, 1992, 1996 – kolejne zaostrzanie ograniczeń eliminujących stare freony. Jak wspomnieliśmy wcześniej – nie ma co żalować starych freonów, które miały być całkowicie neutralne dla zdrowia, a po czasie okazało się, że nie do końca są obojętne. Czy w decyzjach polityków nie można dopatrzeć się ingerencji lobby firmy DuPont?– pozostawiamy opinii Czytelników.

Jeśli przedstawione wątpliwości okazałyby się słuszne, to należy postawić pytanie: Czy poważną, szanowaną firmę, jaką jest DuPont, moralnie stać na to, aby przyznać się, że w swoich działaniach marketingowych posunęła się zbyt daleko z przekłamaniami? (nie chodzi tu o odpowiedź w stylu: „posunęliśmy się w sam raz”). Może na wzór Kondratiewa, radzieckiego uczonego, który – po latach tworzenia fikcji globalnego ocieplenia od CO2, sławy, dobrego życia, setek publikacji – przed swoją śmiercią dokonał swoistego oczyszczenia, przyznając, że z globalnym ociepleniem od CO2 wcale ie jest tak, jak przez lata zapewniał (patrz artykuł Spowiedź naukowca w „Kurierze WNET” nr 59 z maja 2019 r.).

Na tym etapie czytania tego artykułu stara gwardia naukowa może powiedzieć: „dość podważania dogmatów nauki, trzeba przeciwko autorom tych bluźnierstw powołać inkwizycję”.

Otóż nie twierdzimy, że jesteśmy nieomylni. Proponujemy jednak poczekać do publikacji książkowej, gdzie będzie obszerne rozwinięcie tego artykułu, być może zaskakujące.

Artykuł Jacka, Michała i Karola Musiałów pt. „Dziura ozonowa?” znajduje się na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka, Michała i Karola Musiałów pt. „Dziura ozonowa?” na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego