Ks. Studnicki: Potrzebna jest nam wrażliwość miłosiernego Samarytanina. Kościół musi opatrzeć rany ofiar pedofilii

Kierownik Biura Delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, ks. Piotr Studnicki tłumaczy sposób działania systemu wsparcia osób wykorzystanych seksualnie przez kapłanów.

 

 

W siedzibie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie odbyła się konferencja „POMOC ZRANIONYM W KOŚCIELE”, z udziałem prymasa Polski, abp Wojciecha Polaka. Uczestniczyli w niej również m.in. o. Tomasz Grabowski  (dominikanin, prezes Wydawnictwa “W drodze”) i Barbara Smolińska (psychoterapeuta, szefowa warszawskiej Pracowni Dialogu). Konferencji towarzyszyła premiera książki “Łzy niewinności. Przemoc seksualna w dzieciństwie. Droga duchowego uzdrowienia” Joëla Pralonga, wydanej przez dominikańskie Wydawnictwo “W drodze”.

Kierownik Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, ks. Piotr Studnicki mówi o działaniach Kościoła na rzecz pomocy ofiarom pedofilii. Każda diecezja ma specjalnego delegata, do którego mogą zgłaszać się pokrzywdzeni.  Duchowny mówi o niedoborze psychologów współpracujących z Kościołem w tym zakresie.

Fundusz zebrany od księży i biskupów na działalność Fundacji Świętego Józefa, powołanej do pomocy osobom zranionym w Kościele, ma wartość 4 mln złotych. Zdaniem ks. Studnickiego materialny aspekt pomocy osobom pokrzywdzonym jest bardzo ważny, jednak jak mówi duchowny:

Potrzebna jest nam wrażliwość miłosiernego Samarytanina. Musimy opatrzyć rany, zapewnić pomoc psychologiczną, i – jeżeli jest potrzebna – duszpasterską. Wiele polskich diecezji wywiązuje się już z tego zobowiązania.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Najbardziej masowy gwałciciel w historii? W UK Reynhard Sinaga wykorzystał seksualnie co najmniej 195 mężczyzn

Mężczyźni szukający noclegu, przeważnie heteroseksualni, padali ofiarą Reynharda Sinagi, który ofiarował im nocleg, by otumanić ich GHB i zgwałcić, dokumentując swoje zbrodnie na zdjęciach i filmach.

Jak informuje „The Guardian”, Indonezyjczyk do Wielkiej Brytanii przybył na studia w 2007 r. Obecnie 36-latek – niewysoki mężczyzny o łagodnym głosie i nieodłącznym uśmiechu – budził zaufanie. Jak opisywała go jedna ze znajomych z gejowskiej dzielnicy Manchesteru, był „miły, łagodny, nieszkodliwy”. Z tego powodu, kiedy pytał świeżo poznanych mężczyzn, czy chcą przenocować w jego mieszkaniu, nie mieli obiekcji. Wystawał on przed klubami, gdzie jako „dobry Samarytanin” oferował nocleg mężczyznom wyrzuconym przez ochroniarzy i nie mającym w większości pieniędzy na taksówkę. Na miejscu odurzał swoje ofiary pigułką gwałtu lub innymi środkami, po czym wykorzystywał je seksualnie, nagrywając przebieg gwałtów. W ten sposób powstały nagrania na 250 płytach DVD oraz 300 tysiącach zdjęć.

Był hetero w 2014 roku. 2015 rok był jego przełomem do świata gejowskiego ha, ha, ha.

W powyższych słowach Sinaga żartował z jednej ze swych ofiar w wiadomości przesłanej jednemu ze swych znajomych. Autor cytowanych słów czerpał perwersyjną przyjemność z „konwersji” niczego nieświadomych heteroseksualistów. Przyjaciele Sinagi wiedzieli, że przez jego mieszkanie przewija się wielu heteroseksualnych mężczyzn, jednak nie podejrzewali go o nic złego.

2 czerwca 2017 r. jeden z mężczyzn obudził się w trakcie napaści, zaczął walczyć z gwałcicielem, a następnie udało mu się wezwać policję. Ta ostatnia przypuszcza, że przestępca seksualny mógł gwałcić przez całe 10 lat swojego pobytu na Wyspach (na pewno robił to przez co najmniej 2,5 roku) i kontynuowałby swój zbrodniczy proceder, gdyby nie powyższa sytuacja. Ze względu na gigantyczny wymiar zbrodni, proces w sprawie Indonezyjczyka podzielono na cztery procesy. W dwóch pierwszych skazany został na dożywocie z brakiem możliwości ubiegania się o zwolnienie warunkowe przed upływem 20 lat, a w trzecim, w którym skazano go za gwałt na 136 mężczyznach, na dożywocie z 30 latami bez zwolnienia warunkowego. Policja sądzi, że jego ofiar mogło być nawet 195, ale nie we wszystkich przypadkach udało się udowodnić przestępstwo. Oskarżony bronił się twierdząc, że widoczni na zdjęciach mężczyźni jedynie udawali, że śpią, a tak naprawdę godzili się na grę seksualną z nim.

A.P.