Piotr Witt: Wyborcę Trumpa France Culture zdefiniowała jako „wolny człowiek, biały i kretyn”

Piotr Witt o tym, czy we Francji biły dzwony z okazji zwycięstwa kandydata Demokratów oraz o przedstawianiu elektoratu republikańskiego i o badaniach nad wirusami.

Stacja CNN podała wiadomość, że we wszystkich kościołach regionu paryskiego o 17.45 odezwały się dzwony głoszące radość z wyboru Bidena.

Piotr Witt zauważa, że biskupi Paryża i Nanterre musieli rozczarować zwolenników Josepha Bidena- dzwoniono na nieszpory, bez żadnego związku z wyborami w Stanach. Przypomina sprawę odkrycia wirusa HIV, którego dokonał Luc Monatgnier. Osiągnięcie francuskiego badacza przypisał sobie jednak Amerykanin Robert Gallo. Kiedy w 2008 r. dowiedziono słuszności roszczeń Francuza do odkrycia prof. Monatagnier został wysłany na emeryturę i stracił swoje laboratorium.

Z ciężkim sercem uczony spakował swoje wirusy i retrowirusy i wyniósł się za Ocean.

Tymczasem prof. Didier Raoult jest sceptyczny wobec skuteczności szczepionki na koronawirusa. Korespondent Radia WNET we Francji wyjaśnia jak komentowane są amerykańskie wybory nad Sekwaną. Wyborcę Trumpa określano we francuskim dokumencie się jako „free, stupid white male” (wolny, głupi biały mężczyzna). O elektoracie tym mówią, że są to macho i suprematyści, ale słabi, egoiści i wyznawcy teorii spiskowych.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Stopniowo narzucono nam, nie bez zamysłu politycznego, ograniczenia coraz poważniejsze i coraz mniej usprawiedliwione

Zanurzcie żabę we wrzątku, a natychmiast z niego wyskoczy. Umieśćcie ją w wodzie zimnej i podgrzewajcie powoli: żaba przyzwyczai się do zmiany i pozostanie spokojna, dopóki się nie ugotuje.

Piotr Witt

Hollywoodzka wizja dziejów ogranicza się do scen spektakularnych: strzelają, rzucają granaty, umierają, giną. Mniej widowiskowe, ale bardziej istotne są motywacje. Archiwa odtajniane po latach informują coraz pełniej o motywacjach, o cynizmie, chciwości i tchórzostwie jednych, za które inni płacili życiem. Nauki płyną z nich zawsze aktualne, zwłaszcza dzisiaj, w obecnej dziwnej wojnie (trudno powiedzieć z czym: z wirusem czy z chlorochiną), która także pochłania ofiary.

Dawna Europa jest słusznie krytykowana przez historyków za uległość wobec Hitlera. Na jej usprawiedliwienie należy przypomnieć, że Führer prowadził swoją politykę zaborczą w sposób naukowy, opierając się na prawach przyrody odkrytych przez wielkich uczonych i trudnych do ominięcia.

Tym, co widzą w nim tylko nieudanego malarza i niedouczonego kaprala, niełatwo jest wytłumaczyć sukcesy, jakie odnosił wobec doskonale udyplomowanych oksfordczyków i absolwentów słynnej École Militaire. Hitler był samoukiem, ale jego nienasycony głód wiedzy popychał go do sumiennego zgłębiania problemów, którymi się zajął. „Czytanie – pisał w Mein Kampf (s. 32) – nie jest celem, lecz środkiem dla każdego do wypełnienia ram, które wyznaczyły jego talenty i uzdolnienia. (…) Czytałem bardzo wiele w tym okresie (w Linzu, w Wiedniu i w Monachium, P.W. ) i w sposób pogłębiony. Wykułem sobie w ciągu kilku lat zespół wiadomości, które stały się granitowym cokołem mojej przyszłej działalności. Pewne rzeczy dorzuciłem później. Niczego nie muszę zmieniać”. Erudycja, którą chętnie się popisywał, dzięki wyjątkowej pamięci zdumiewała wszystkich, którzy się z nim zetknęli.

Namiętny czytelnik literatury popularnonaukowej poznał także dzieła profesora Friedricha Goltza, który odkrył i opisał m.in. niektóre funkcje systemu nerwowego żab (1869).

Doświadczenie z wrażliwością żaby, przeprowadzone przez wybitnego neurofizjologa, zainspirowało Führera do jego działalności politycznej. „Zanurzcie żabę – pisał Goltz – w garnku z gotującą wodą, a natychmiast z niego wyskoczy. Umieśćcie ją w wodzie zimnej i podgrzewajcie powoli: żaba przyzwyczai się do zmiany i pozostanie spokojna, dopóki się nie ugotuje”.

Prawo rządzące fizjologią żab Hitler zastosował do dyplomacji międzynarodowej z doskonałym rezultatem. „Jeżeli postawi się ich [rządzących] brutalnie wobec radykalnego problemu, obudzi się ich wrogość i chęć odwetu, ale postępując łagodnie, krok po kroku, można zrobić z nimi wszystko” – tłumaczył swoim generałom. Stosując tę metodę, zajął kolejno Austrię i Sudety, i wypowiedział pakt o nieagresji z Polską za milczącym przyzwoleniem mocarstw europejskich, zadowolonych, że ustępując nieco „panu Hitlerowi”, ratują pokój. A przecież mocarstwa były związane z Czechosłowacją i Polską sojuszami wojskowymi i gwarantowały nietykalność ich granic.

W obecnej wojnie sanitarnej chodzi o znacznie mniej, ale spektrum zagadnienia jest szersze. Stopniowo narzucono nam, nie bez zamysłu politycznego, ograniczenia coraz poważniejsze i coraz mniej usprawiedliwione. Profesor Raoult potwierdza użyteczność żelu hydroalkoholowego, ale go nie przecenia. Z równym skutkiem wystarczy dobrze myć ręce wodą i mydłem. Wczoraj pasażer autokaru w Perpignan wyraził optymistyczną nadzieję, że doświadczenia obecnej zarazy nauczą wreszcie Francuzów mycia rąk. Byłaby to w istocie prawdziwa rewolucja obyczajowa. Pisałem już kiedyś, że przez lata życia we Francji tylko jeden na pięciu wezwanych przez nas do domu lekarzy umył ręce, zanim zabrał się do badania. A co mówić o pacjentach?

We Francji znikły ze sklepów żółte kamizelki, zastąpione innymi kolorami, za to maski każą nam nosić prawdopodobnie do końca roku. Czy wystarczy to do uniknięcia jesieni socjalnej, gorącej każdego roku? Z pewnością złagodzi wybuch. Jedni nie pójdą manifestować z obawy zarażenia, inni z obawy przed grzywną.

Powoli przyzwyczajamy się do masek. Kaganiec na razie jest miękki.

Hitler nie powiedział swoim generałom, że profesor Goltz przed ugotowaniem odciął żabie głowę. Pozostał jej refleks, ale świadomy wybór, dusza – zniknęły bezpowrotnie. Führer uznał w danym przypadku głowy swoich rozmówców za szczegół nieistotny.

Profesor Raoult nie przecenia także znaczenia masek, gdyż w ciągu kilkudziesięciu lat praktyki epidemiologicznej stwierdził, że zakażenia dokonują się głównie przez ręce.

Śniło mi się, że jestem psem. Stałem obok torów kolejowych i próbowałem zatrzymać jadący pociąg towarowy. Szczekałem, ile sił, ale pociąg gwizdnął i przejechał. Mój przyjaciel, obeznany z dziełami Karla Gustawa Junga, wytłumaczył, że tak, w formie syntetycznej i alegorycznej, objawił się sens mojej działalności publicystycznej. Słowem, jak mówił niezastąpiony Władysław Gomułka: „Psy szczekają, a karawan jedzie dalej”. Pociąg się nie zatrzymał – dodał znawca psychologii głębi – ale szczekanie zwróciło uwagę innych. Szczekajcie więc, ile wlezie!

Cały artykuł „Śniło mi się, że jestem psem” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w wrześniowym „Kurierze WNET” nr 75/2020, s. 1 i 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Śniło mi się, że jestem psem” na s. 1 „Wolna Europa” wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Piotr Witt: Gigantomachia rozpętana przez zarazę jeszcze się nie skończyła

Paryski korespondent Radia WNET mówi zarzutach przeciwko dr Didierowi Raoultowi i spadku śmiertelności COVID-19.


Piotr Witt omawia sytuację epidemiczną we Francji. Mieszkańcy Paryża muszą chodzić w maskach. Francuskie media donoszą o tym, że terapia dr Didiera Raoulta nie przynosi efektów:

Musiałbym przeprosić słuchaczy, gdyby nie to, że w Marsylii śmiertelność COVID-19 jest dwa razy niższa niż w Paryżu.

Paryski korespondent Radia WNET mówi o sieci powiązań biznesowych, która stoi za atakami na Raoulta i promowania remdesiviru.

Media są dzisiaj często maszynkami do wyciągania pieniędzy.

Jak dodaje Piotr Witt:

Mam wrażenie, ze gigantomachia rozpętana przez zarazę jeszcze się nie skończyła.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego ocenia, że:

Smiertelność COVID-19 spadła niemal do zera.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T / A.W.K.

W kraju PiS wygrał z niewielką przewagą, choć zrobił bardzo wiele, żeby przegrać. Nie będę się nad tym rozwodził

Wyborcy Trzaskowskiego głosowali ujęci tym, co ich kandydat obiecywał; wyborcy Dudy oceniali to, czego ich kandydat dokonał. Łatwiej sformułować urzekające obietnice, niż zdać rachunek z czynów.

Piotr Witt

Trzaskowskiego poparli ludzie młodzi, najbardziej skłonni do ryzyka i obdarzeni najkrótszą pamięcią. Programy szkolne, z których eliminuje się naukę historii, stwarzają doskonałe warunki dla kandydatów na wysokie urzędy.

Dla większości przedstawicieli pokolenia smartfonitów porozumienia okrągłostołowe, układy w Magdalence to są odległe wydarzenia historyczne, mało znane i rozmaicie interpretowane, nie mówiąc już o stanie wojennym sprzed czterdziestu lat. Polska jest krajem ludzi młodych, rezerwuarem wyborczym Trzaskowskiego.

Ponad 80% obywateli nie przekroczyło 64 roku życia, w tym 62% liczy mniej niż 34 lata.

Dochodzi do tego czynnik psychologiczny zmiany, lekceważony przez politologów, gdyż trudno uchwytny. Już co najmniej od czterech lat marynarka męska musi być krótka, o wąskich ramionach, jeżeli nie chcecie narazić się na śmieszność. Młody człowiek nie może więc zaakceptować zeszłorocznego Dudy, skoro nawet jego ubiegłoroczny model smartfona przynosi mu wstyd wśród kolegów.

Tylko dinozaury pamiętają dobrze, czym była Polska Ludowa, okradana w najbardziej bezczelny sposób przez Sowiety. Obywateli powyżej 65 roku życia jest zaledwie 18%. Dinozaury nie uległy namowom T(W) Mazowieckiego, aby zapomnieć i wszystko, co było, oddzielić grubą kreską. Najstarsi z nich pamiętają nawet powojenną zagładę polskiej elity – te ćwierć miliona wymordowanych patriotów. I nie mogą pogodzić się z myślą, że ich kaci dożywali i nadal dożywają późnej starości, obsypani zaszczytami i nagrodzeni sowitą emeryturą specjalną.

Rachunek za pięć lat działalności to jest miecz obosieczny i odnosi się także do Polonii.

W regionie paryskim dwie trzecie Polaków głosowało na Trzaskowskiego. Ale też PiS zapracował sobie na ten wynik sumiennie. Po pięciu latach rządów Instytut Polski w Paryżu wciąż jest zamknięty. Uroczyście obiecanego remontu, niewielkiego, nawet nie rozpoczęto. Nie ma więc polskich wystaw, nie ma filmów, nie ma biblioteki. Co dano w zamian? Niezrozumiałą politykę historyczną.

Dwie sesje opluwania Polski zorganizowane przez PAN, z udziałem prof. Grossa, Anny Bikont, noblistki i innych podobnych. Jeszcze trochę wysiłku w tym kierunku, panowie, i za chwilę przejdziecie do historii, czyli do przeszłości.

W kraju PiS wygrał z niewielką przewagą, choć zrobił bardzo wiele, żeby przegrać. Nie będę się nad tym rozwodził.

(…) Mieliśmy w tym roku prawo nie do jednej, ale do dwóch defilad. Prezydent pragnął, aby z okazji zwycięstwa nad koronawirusem personel szpitalny defilował wspólnie z wojskiem. Personel podjął wyzwanie i defilował, ale sam. Ci, których poświęcenie oklaskiwaliśmy z okien i balkonów przez trzy miesiące, manifestowali 14 lipca od placu Bastylii do placu Republiki przeciwko przywilejom, jeszcze dzisiaj do obalenia. Była to jednocześnie demonstracja przeciwko ugodzie podpisanej z rządem przez część związków zawodowych służby zdrowia.

Uroczystość wieczorem w Grand Palais, zorganizowana przez ministra zdrowia Verana; spektakl w Operze Paryskiej dla wybranych; dekoracje orderami, hołd oddany podczas defilady, podwyżka 183 euro netto. Dlaczego więc nie minęło ich oburzenie? Mieli trzy wymagania: jedno odnośnie do zarobków, drugie – łóżek szpitalnych i trzecie – naboru nowych pracowników. We wszystkich trzech przypadkach rezultat oczekiwań jest opłakany. Obiecano im podczas epidemii 300 euro podwyżki. Potem przeliczono ponownie: dostaną sto osiemdziesiąt. Właściwie dostaną dziewięćdziesiąt, ale teoretycznie, praktycznie ani centyma w tym roku. W przyszłym mają otrzymać dziewięćdziesiąt euro i w następnym też dziewięćdziesiąt. Ponieważ tyle wynosi różnica stwierdzona przez Komisję Europejską między średnią płacą w Europie i we Francji; Francja płaci najmniej. Będą zatem wciąż opłacani gorzej niż reszta Francuzów.

Trzeba w Polsce dobrze zdać sobie sprawę, że euro we Francji warte jest mniej niż złotówka w Polsce. Mówię o sile nabywczej. Problem szpitali francuskich to więcej pracowników administracyjnych, jak medycznych.

Od roku 2000 było 71 tysięcy lekarzy i 30 tysięcy urzędników. W ciągu 10 lat odebrano 11,3 mld z budżetu na szpitale. I tę politykę się kontynuuje, nadal zmniejszając ilość łóżek. Rząd jakby nic nie zrozumiał z pandemii covid. Dzisiaj, w lipcu, jest mniej łóżek szpitalnych niż było w styczniu. Kontynuuje się zamykanie. Zlikwidowano czternaście łóżek reanimacyjnych w Strasburgu. Zamknięto oddział reanimacyjny w szpitalu Celestin w Alzacji, gdzie łóżek najbardziej brakowało.

To nie jest tylko sprawa personelu medycznego, który wychodzi na ulice i strajkuje, i nie chodzi tylko o pracę – mówi rzecznik pielęgniarzy Thirerry Amouroux. Stawką jest życie i zdrowie Francuzów. Francja na 1000 osób ma 1, 9 łóżka reanimacyjnego; Niemcy mają osiem. Niemcy mają pięć razy więcej łóżek reanimacyjnych niż Francja, a jednocześnie cztery razy mniej ofiar koronawirusa.

Dzisiaj, kiedy rysuje się groźba drugiej fali epidemii, francuska służba zdrowia wciąż czeka na sprzęt. Nie ma dostatecznej ilości masek specjalistycznych. Brak personelu. Minister Zdrowia obiecał nabór 15 tysięcy nowych pracowników. Wśród tych 15 tysięcy jest siedem i pół tysiąca nowych etatów i tyleż etatów wakujących z braku kandydatów. Pielęgniarze francuscy nie chcą pracować za proponowaną płacę i uciekają za granicę albo zmieniają zawód.

W szpitalach wszyscy są źle opłacani. Ale salowa, która naraża życie ubrana w plastikowy worek do śmieci z braku bluz ochronnych, uważa, że zasługuje na więcej. Dzisiaj są wściekli, ponieważ dali z siebie wszystko, a rząd targuje się z nimi jak szmaciarz.

Nie chcą medali, hołdów, uroczystości i wyrazów uznania. Chcą, aby ich pracodawca płacił im przyzwoicie, odpowiednio do ich kompetencji, kwalifikacji, odpowiedzialności i zaangażowania.

Wieczorem z parteru wieży Eiffla i z trzeciego piętra strzelano sztucznymi ogniami. Kanonada trwała pół godziny. Wielkie kule, które zwykle kojarzą się z dmuchawcami, obecnie kojarzyły się z ogromnym koronawirusem.

Cały artykuł „Wygrana mimo wszystko i fajerwerk w kształcie koronawirusa” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w sierpniowym „Kurierze WNET” nr 74/2020, s. 1 i 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Wygrana mimo wszystko i fajerwerk w kształcie koronawirusa” na s. 1 „Wolna Europa” sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Terapia dra Raoulta z problemu medycznego urosła do rozmiarów największej afery politycznej ostatnich czasów we Francji

Jeśli bitwa wydana chlorochinie przez rząd była słuszna, to chwała mu za to. Ale jeśli zawzięty, acz niebezinteresowny upór pozbawił naród skutecznej terapii – odpowiedzialność władz jest straszliwa.

Piotr Witt

Niezadowolenie z rządu, które zarysowało się w końcu 2018 r. wraz z wystąpieniem żółtych kamizelek, osiągnęło finał przed Bożym Narodzeniem 2019 r. Rząd i partia rządząca były oskarżane o sprzeniewierzenie się jednej z podstawowych zasad Republiki, wypisanej nad bramą każdego merostwa, urzędu i szkoły publicznej – zasadzie równości. Z jednej strony fortuny liczone w dziesiątki miliardów euro, tajne, rosnące konta w rajach podatkowych, wszelkie formy ucieczki fiskalnej tolerowane przez rząd i Komisję Europejską, z drugiej – postępująca pauperyzacja coraz szerszych warstw społeczeństwa, szalejące bezrobocie, inkwizycja podatkowa dla biednych i średniaków.

Zupełnie nowe elementy pojawiły się wraz z wybuchem i przebiegiem epidemii. Im dłużej trwała zaraza, tym ostrzej rząd był krytykowany z powodu zaniedbań, złego zarządzania kryzysem, szkodliwych decyzji. Co do zarzutu nieprzygotowania do kryzysu i fatalnych w skutkach decyzji, niewiele można zrobić. Fakty i daty są nieubłagane i łatwe do przypomnienia, gdyż zarejestrowane w telewizji i opisane w gazetach.

Pozwy sądowe przeciwko rządowi się mnożą. W niedzielę 24 maja Trybunał Sprawiedliwości Republiki naliczył ich 71. Przeciwko premierowi, ministrom zdrowia i innym.

Powszechnie zarzuca się ministrom umyślne odrzucenie niektórych środków zapobiegających epidemii. Od początku władze lekceważyły niebezpieczeństwo, chociaż z Chin napływały alarmujące wiadomości, a WHO ostrzegała i słała zalecenia. Zawsze jednak można liczyć na krótką pamięć wyborcy.

Afera najpoważniejsza: hydroksychlorochina. Tutaj stawka jest ogromna: tysiące ofiar śmiertelnych. Jeżeli walka wytoczona chlorochinie przez rząd była słuszna, to chwała mu za to. Ale jeżeli zawzięty, lecz niebezinteresowny upór pozbawił naród skutecznej terapii, to odpowiedzialność władz jest straszliwa. Z problemu medycznego terapia dra Raoulta urosła do rozmiarów największej afery politycznej ostatnich czasów we Francji. (…)

W sobotę 23 maja cieszący się powagą w świecie nauki przegląd medyczny „Lancet” opublikował studium niekorzystne dla chlorochiny, obejmujące wielotysięczną grupę pacjentów.

Postawieniem kropki nad i zajęli się dwaj uczeni francuscy: prof. Christian Funck-Brentano i dr. Joe-Elie Salem, którzy stwierdzili, że lek jest bezużyteczny i może być szkodliwy. Tezę podjął Minister Zdrowia. Olivier Veran jeszcze tego samego dnia wystąpił do Rady Głównej Zdrowia Publicznego o natychmiastową – w ciągu 48 godzin – zmianę zasad stosowania leku.

Ale przecież poprawę zdrowia pacjentów dzięki terapii chlorochinowej stwierdził nie tylko profesor Didier Raoult, infekcjolog z Marsylii.

Pierwsi skomentowali wyniki ankiety „Lanceta” sygnatariusze apelu w sprawie uchylenia zakazu stosowania leku. Profesor kardiologii Douste-Blazy, były minister zdrowia, zakwestionował wartość studium z „jednego, prostego powodu” – jak mówi – który jest łatwy do zrozumienia: w grupie chlorochinowej są pacjenci znacznie ciężej chorzy niż w grupie kontrolnej. Są ciężko dotknięci cukrzycą i innymi schorzeniami, a przede wszystkim potrzebują tlenu. Nawet autorzy opublikowanych badań to przyznają. W grupie chlorochinowej 20% chorych potrzebuje tlenu, a w grupie kontrolnej tylko 7%. Jeżeli podacie chlorochinę ludziom umierającym, to jest rzeczą pewną, że umrą – konkluduje profesor Douste-Blazy.

Zabrał głos również profesor Christian Perron, współautor petycji w sprawie chlorochiny. Indagowany przez telewizję BFM, ograniczył się do zapowiedzi: Didier Raoult, który leczył 2000 pacjentów, opublikuje w tych dniach pierwszą listę 1000 chorych leczonych chlorochiną. Druga zostanie opublikowana w ślad za nią. Wszystkie doświadczenia lekarzy włoskich, amerykańskich i izraelskich, którzy ją stosują, są pozytywne. Profesor Perron zebrał również liczne anonimowe świadectwa lekarzy zadowolonych z terapii, którzy „nie podają nazwisk w obawie przed represjami”. Wszyscy oni uzyskali bardzo dobre rezultaty. Twierdzą, że od czasu, kiedy stosują tę terapię, zdrowie ich pacjentów znacznie się poprawiło; nie potrzebują już reanimacji ani szpitala.

Ministrowi zdrowia, który stwierdził w wywiadzie, że istnieje niepewność odnośnie do negatywnych skutków leku, prof. Perron odpowiada: – Mamy doświadczenie pięćdziesięciu lat jego stosowania. Ten lek jest bardzo dobrze tolerowany. Nie stwierdzono żadnych ujemnych działań ubocznych, żadnych poważnych skutków szkodliwych dla zdrowia pacjentów.

Dlaczego nie zrobiono zapasów tego lekarstwa?– pyta infekcjolog, ordynator oddziału chorób zakaźnych wielkiego szpitala w Garche; dlaczego pozwolono, aby wszystkie zapasy odleciały do Stanów Zjednoczonych?

Artykuł „Największa afera polityczna – chlorochina” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w czerwcowym „Kurierze WNET” nr 72/2020, s. 3 – „Wolna Europa”.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Witta pt. „Największa afera polityczna – chlorochina” na s. 3 „Wolna Europa” czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marsylski lekarz leczy chorych na koronawirusa plaquenilem, a zazdrośnicy ze sfer rządowych usiłują go zdyskretydować

Wczoraj przed Szpitalem Śródziemnomorskim kibole rozwinęli ogromny transparent na cześć profesora Raoulta. Kiedy nikt ich nie judzi jednych przeciwko drugim, kibole stają się przyzwoitymi ludźmi.

Piotr Witt

Na chorobę covid-19 nie ma lekarstwa. Wirus, raz znalazłszy się w organizmie, po okresie inkubacji, bezobjawowym 6 – 14 dni, przystępuje do ataku i jego ilość w ciele ludzkim gwałtownie się zwiększa, czyniąc coraz większe szkody. Przyczepia się do białka tworzącego śluzówkę płuc i ją obezwładnia. Człowiek umiera z uduszenia, z powodu niewydolności zajętych płuc. Plaquenil podawany w dawce 500 mg dziennie przez 10 dni zmniejsza ilość wirusa w ciele. U pacjentów Raoulta stężenie wirusa spadło po sześciu dniach do 25%, po czym wirus znikł. We wtorek 24 marca minister zdrowia wydal dekret zezwalający na leczenie plaquenilem osób w stanie ciężkim. Dlaczego trzeba było aż dekretu i dlaczego został wydany tak późno?

Afera profesora Raoulta jest jeszcze bardziej skomplikowana. Rysuje się jako rodzaj tragedii w antycznym stylu.

Dyrektor wielkiego szpitala uniwersyteckiego chorób zakaźnych i tropikalnych w Marsylii dał się poznać światu jako odkrywca wielu bakterii i niejednego wirusa, m.in. wirusa giganta. Jego sukcesy budziły od lat słuszne oburzenie niejednego z uczonych kolegów, a zwłaszcza paryskiego wirusologa Yves’a Levy’ego. Ten ostatni, obdarzony potężną władzą jako prezydent narodowego instytutu badań medycznych, nie miał jednak wystarczających wpływów, aby ukrócić zbyt śmiałe poczynania marsylczyka. Należy dodać, iż profesor Levy w chwilach wolnych od polityki i administracji oddawał się także nauce, poszukując szczepionki na AIDS. Jego badania, popularne w środowisku uczonych i polityków paryskich, Raoult ze swej strony uważał za mrzonkę i wyrzucanie milionów, które można by użyć z pożytkiem dla ludzkości gdzie indziej.

Miara goryczy przebrała się, od kiedy w 2017 roku amerykańskie czasopismo fachowe „Expert Skype” uznało Raoulta za najlepszego światowego eksperta w jego dziedzinie. W tym samym roku jednak żona profesora Levy’ego, Agnes Buzyn, została ministrem zdrowia w rządzie Macrona i zabrała się energicznie do reformowania Raoulta. (Jej nazwisko Francuzi wymawiają ‘Biuzę’. Po polsku brzmi ono tak jak się pisze, gdyż rodzice b. pani minister są z Łodzi). Status Śródziemnomorskiego Szpitala Chorób Zakaźnych i Tropikalnych w Marsylii zmieniła na GIP – w nowomowie: Grupę Interesu Publicznego, co nic nie znaczy, ale co wiązało się z odebraniem 200 z 400 milionów dotacji na szpital i badania naukowe. Los Raoulta wydawał się przesądzony, kiedy przyszło wybawienie. (…)

Rolę chóru greckiego w tej tragedii pełni tłum kibiców. Pozbawieni meczów i stadionów, nie mając gdzie ani na kim wyładować energii, klaszczą i wrzeszczą, stojąc w oknach, w drzwiach, na balkonach, w bramach kamienic.

Codziennie o ósmej wieczór, jak Francja długa i szeroka, kibice oklaskują francuską służbę zdrowia, która z ograniczonymi środkami, z narażeniem życia pełni swoją zaszczytną i niebezpieczną służbę.

Wczoraj przed szpitalem śródziemnomorskim kibole rozwinęli ogromny transparent na cześć profesora Raoulta. Kiedy nikt ich nie judzi jednych przeciwko drugim, kibole stają się przyzwoitymi ludźmi.

Cały artykuł „Dziennik czasu zarazy” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w „Kurierze WNET” nr 70/2020, s. 3 – „Wolna Europa”, gratis.kurierwnet.pl.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Witta pt. „Dziennik czasu zarazy” na s. 1 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Witt: W dużej mierze za rozprzestrzenianie się choroby ponoszą winę władze. Potencjalny lek na Covid-19 jest blokowany

Piotr Witt o sytuacji we Francji w związku z epidemią, błędach francuskich władz, położeniu francuskich seniorów i wiarygodności rządu. Także o prof. Diedier Raoulcie i jego metodzie leczenia Covid-19


Piotr Witt zwraca uwagę na przypadki śmierci pensjonariuszy francuskich domów dla seniorów (m.in. 20 osób w Wogezach, 16 w Paryżu). Rzecznik prasowy francuskiego Ministerstwa Zdrowia powiadomił, że resort nie wie, ilu z nich zmarło. Oznacza to, jak zauważa nasz korespondent, że nie są prowadzone statystyki w tej sprawie. Tymczasem pielęgniarki nie chcą pracować w domach opieki, nie dysponując środkami bezpieczeństwa, które, jak zapewniają władze „mają dojść”. W ten sposób wiekowi Francuzi są pozostawieni samym sobie.

W dużej mierze za rozprzestrzenianie się choroby ponoszą odpowiedzialność władze, wydając zarządzenia sprzeczne i nieprzemyślane.

Witt jako przykład przywołuje likwidację przydrożnych sanitariatów, w których kierowcy ciężarówek myli ręce. Teraz już ich nie myją. Podkreśla, iż Francuzów cechuje „niezmierzona arogancja i bezbrzeżna pogarda dla innych”. Kazała ona francuskim władzom być ponad rozwiązania wprowadzane w takim „dzikim” i dyktatorskim kraju jak Chiny.

9 marca para prezydencka udała się do teatru celem zachęcenia Francuzów do wychodzenia z domów.

[related id=101815 side=left]Trzy dni później „przyszło lekkie opamiętanie” po znacznym skoku zachorowań. Tego dnia francuski minister edukacji zapowiedział, że szkoły nie są zamknięte, by kilka dni później prezydent ogłosił, że jednak będą. Ostatecznie zamknięto je wraz z przedszkolami 14 marca. Niedawno prezydent Macron powołał nowy komitet naukowy przy prezydencie Republiki. Poprzedni opuścił prof. Didier Raoult, który jako jedyny od początku prowadzi u swoich pacjentów testy na koronawirusa i leczy ich chlorokiną. Tymczasem zbliża się termin składania deklaracji podatkowych.

Rząd zapowiada odroczenia, ale nikt mu nie wierzy.

Witt wyjaśnia, że dla francuskiego fiskusa nawet śmierć podatnika nie jest powodem, by nie zapłacić on zaległych należności. W drugiej rozmowie rozwija wątek francuskiego mikrobiologa.

Być może francuski uczony wynalazł lek na koronawirusa, ale ten lek jest wciąż politycznie blokowany.

Prof. Didier Raoult zaadaptował stosowaną przez Chińczyków metodę leczenia koronawirusa planknilem- lekiem na malarię. Kuracja ta nie zabija wirusa, ale „uodparnia komórki, tak, że stają się mniej przystępne dla wirusa”. Dzięki temu spada poziom ładunku wirusa w organizmie. Metodę tą docenili badacze amerykańscy, oceniając ją jako skuteczną. Sceptyczny pozostaje Francuski Narodowy Instytut Badań Zdrowia i Medycyny (Inserm), na którego czele stoi Yves Lévy. Ten zaś, jak tłumaczy korespondent, „robił wszystko, stojąc na czele Insermu, by blokować osiągnięcia profesora Didieur Raoulta”.

Profesor ma wygląd kontestatora z 1968 r. […] Koledzy po fachu mówią o nim […]  „oszołom”.

Choć kilka bakterii nosi nazwisko francuskiego badacza to jego styl bycia i postawa czynią z niego prawdziwego kontestatora. Nie zgadza się on z polityką Isermu, który chce poddać jego metodę dalszym badaniom, gdzie decyzja zapaść może, jak wskazuje dziennikarz, choćby i za cztery tygodnie. Raoult uważa, że nie wolno zwlekać i „domaga się wprowadzenia jego terapii do powszechnego użytku”. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego przybliża też postać Richarda Frąckowiaka, brytyjskiego lekarza, syna uczestniczki powstania warszawskiego i żołnierza generała Maczka. Jest on „bardzo znany w Anglii dzięki pracom na temat zmian w mózgu londyńskich taksówkarzy”.

Posłuchaj obu rozmów już teraz!

K.T./A.P.