Chaos w chrześcijańskich głowach. Co wybierzemy w życiu publicznym, miłość czy nienawiść?/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Garstka ludzi chorych z nienawiści jawi się jako wzburzone morze. Ale to nadal jest garstka, jak w czasach I bolszewii. Czy wystraszeni krzykami i chamstwem ulegniemy nowej bolszewickiej garstce?

Chrześcijańska miłość, o której pisałem przed tygodniem, to podstawa do budowy normalnej, zdrowej rodziny. To powinien być także jeden z filarów ładu społecznego w naszej ojczyźnie. A w ostateczności w całym świecie. Ale chrześcijańska miłość nie może być rozumiana opacznie. Według wykładni, jaką nam serwują ateiści i dzieci szatana, którzy miłość sprowadzają do fizycznego pożądania i twierdzą, że love is love. Jako jedna z trzech cnót boskich, Miłość jest zarazem zanurzona w Wierze (w Boga) i Nadziei (na życie wieczne).

Nie ma nic wspólnego z materialną równością społeczną, likwidacją głodu i chorób, a tym bardziej szczęściem doczesnym. Kochamy bliźniego niezależnie od posiadanego przez niego majątku, pozycji społecznej i intelektu. Nie można kochać Pana Boga, nie kochając drugiego człowieka. Czy to zapewni nam, chrześcijanom, należne miejsce w społeczeństwie i szczęście w życiu doczesnym – czego często się spodziewamy w swojej naiwności? Oczywiście, że nie. Sam nasz Pan, Jezus Chrystus, mówi, że tak nie będzie: I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich (Łk 21,17). Jednocześnie uprzedza: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37–42).

Patrząc na ekscesy, jakie zaczęły się w naszej ojczyźnie po werdykcie Trybunału Konstytucyjnego o niedopuszczalności aborcji z powodów eugenicznych, te czasy znowu nadchodzą.

Jak się zachowamy widząc swoje dziecko w czarnej masce z czerwoną błyskawicą? Albo niosące bluźnierczy wobec Matki Bożej lub Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła transparent? Czy przytulimy je po powrocie do domu i zapytamy z troską, czy nie zmarzło?

Każdy z nas musi sam na to odpowiedzieć. Jednak musi też pamiętać, że usprawiedliwiając własne dziecko z każdego występku, nie jest godzien Jezusa. I niech nie męczy rodzica, który uważa inaczej.

To radykalne twierdzenie Jezusa i wymóg opowiedzenia się ma głęboki sens. Przecież gdybyśmy opowiedzieli się za Jezusem, a nie naszymi błądzącymi dziećmi, to tych błądzących dzieci byłaby garstka, a nie miliony. A my nie ulegalibyśmy wtórnej demoralizacji. Zamiast wybrać heroizm i bezwarunkowo postawić na Jezusa, przyjęliśmy moralne bagno i ugrzęźliśmy w nim na dobre. A nasze dzieci? Nie mają nawet do kogo wrócić.

Pan Jezus nie głosiłby swoich nauk, gdyby nie chciał, żeby wszyscy mieszkańcy Ziemi je przyjęli i zaczęli realizować w swoim otoczeniu. Po to przecież ustanowił swój Kościół. Ale zarazem powiedział, że królestwo Jego nie jest z tego świata. Nie chciejmy zatem działać na skróty. Żadna intronizacja Jezusa Chrystusa na króla Polski nie jest ani potrzebna, ani stosowna. Przyjmijmy Jego naukę do naszych serc i rozumów. Jeżeli autentycznie ją przyjmiemy, większość problemów społecznych zniknie, a nasz naród rozkwitnie.

Jednak gdy elity przywódcze ulegają demoralizacji (= zapominają o Bogu), wtedy na arenę dziejów wkracza szatan. I proponuje inne rozwiązanie problemów społecznych. Nie miłość, ale nienawiść jako podstawę ładu społecznego. Zaczyna się wynajdywanie i wyrzynanie tych, przez których masy cierpią niedostatek. W imię nie bożej sprawiedliwości, ale w szatańskim chichocie z niej.

Co w szybkim tempie doprowadza naród i państwo do ruiny. Nie tak dawno to przerabialiśmy, gdy Polską po roku 1945 zawładnęła sowiecka bolszewia.

Panu Jezusowi przyszło żyć w świecie pełnym występku i zakłamania. Elita władzy (dwór Heroda) była zdemoralizowana, a elita duchowa i społeczna (kapłani, faryzeusze i saduceusze) nakładała na lud ciężary nie do udźwignięcia, sama oddając się próżniactwu i niegodziwościom. I pod pozorem przestrzegania rygorów Prawa wypaczała podstawową ideę bożą, jaką jest miłość do drugiego człowieka. Jak zatem widzimy, nie tylko my żyjemy w chaosie intelektualnym i upadku moralnym.

Ale nie odnajdziemy w Nowym Testamencie (w Starym również) wezwania do zniesienia nierówności i niesprawiedliwości poprzez wyrżnięcie jednych i przejęcie władzy przez innych, rybaków na przykład. Znajdziemy za to w Ewangelii nakaz miłowania się i współpracy bogatych z biednymi, mądrych z głupimi. Nakaz godziwej zapłaty za uczciwą pracę i uczciwej pracy za godziwe wynagrodzenie. Znajdziemy nie nienawiść, ale miłość wzajemną.

W telewizyjnych relacjach widzimy wiele złych emocji, agresji, patologii, a nawet nienawiści matki do dziecka i odwrotnie. Tak działa kamera. Tak działa telewizja.

Garstka ludzi chorych z nienawiści jawi się jak wzburzone morze. Ale to nadal jest garstka, jak garstką była w czasach I bolszewii. To od nas, chrześcijan, zależy, czy wystraszeni krzykami i wyuzdanym chamstwem ulegniemy nowej bolszewickiej garstce. I dla rzekomej zgody społecznej nie zsuniemy naszego polskiego domu w bagno nienawiści.

Mam nadzieję, że wybierzemy miłość. Jakich kamieni węgielnych jeszcze potrzebujemy? Na pewno Prawa, Wolności i Odwagi. Ale o tym następnym razem.

Jan Azja Kowalski

Módlmy się i walczmy! – wzywa Jan A. Kowalski po ostatnich napaściach zwolenników aborcji w świetle prawa na kościoły

To jest wojna! – powtórzę za bojownikami nowej bolszewii. Gdyby chodziło o wyrok Trybunału, to jego budynek powinien być przez oszalałych z wściekłości lewaków zdewastowany, splądrowany i wysadzony.

Jan Kowalski

To jest wojna z chrześcijaństwem w Polsce i wojna wydana naszej zbudowanej na chrześcijaństwie Ojczyźnie. Niech Was, Drodzy Chrześcijanie, nie zwiedzie pretekst, czyli wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października. Gdyby chodziło o wyrok Trybunału, to jego budynek powinien być przez oszalałych z wściekłości lewaków zdewastowany, splądrowany i wysadzony. Tymczasem odbyła się tam jedna pikieta, a zorganizowane bojówki ruszyły na kościoły. Dewastując przy okazji wszystko, co kojarzy się im z naszą cywilizacją, na przykład pomnik Ronalda Reagana.

Trybunał Konstytucyjny nie mógł orzec inaczej. Jeżeli konstytucja z 1997 roku stanowi o państwowej ochronie dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci, to obowiązująca ustawa nie może być z nią – ustawą zasadniczą – sprzeczna.

Ale od wyroku TK do zmiany ustawy droga jest naprawdę daleka. I taką zmianą nie jest zainteresowany sam obóz Zjednoczonej Prawicy. Wszyscy o tym od wielu lat wiemy. Wie o tym również cała tęczowa zaraza.

Nie o to jednak chodzi wrogom naszej cywilizacji. Im chodzi o wykorzystanie każdego pretekstu do walki z podstawami naszej kultury i państwa. I temu dali wyraz w protestach, które przy zastanawiającej nieporadności policji, objęły cały kraj. Dlatego dziecięco naiwne wydają się wyjaśnienia rzecznika Episkopatu, ks. Leszka Gęsiaka, wskazujące Kościół jako prawie winnego obecnej sytuacji: „O pewnych rzeczach aksjologicznych, etycznych właściwie nigdy nie powinno się głosować, nie powinno się ich stawiać jako punkt wyboru i stawiać ludzi w dramacie wyboru: za lub przeciw”.

Ciężko to zrozumieć, zatem wytłumaczę. Jesteś za zabijaniem dzieci nienarodzonych czy przeciw? To bardzo prosty i podstawowy wybór. Jak mielibyśmy go uniknąć? Tak patrząc, całe życie ludzkie jest dramatem i nikt z tego dramatu wyboru nas nie wyzwoli.

Jeżeli chcemy, żeby nasze państwo – zbudowane na chrześcijaństwie – trwało i rozwijało się wspaniale, to nie możemy usprawiedliwiać prawnie zabijania dzieci nienarodzonych. I tak rozumując, każdy z nas opowiada się za lub przeciw. Za cywilizacją życia lub przeciw niej – za cywilizacją śmierci. Za Jezusem lub za szatanem.

Zabicie własnego dziecka nie w pełni sprawnego wynika właśnie z naszego określenia się. I chociaż nowocześni księża nie chcieliby o tym przypominać, to przecież wiemy, że zabicie własnego nienarodzonego dziecka skutkuje automatycznym wykluczeniem z Kościoła. Jasne, wiele niedoszłych matek, które zabiły własne dzieci lub właśnie to planują, nie chce być w Kościele i nigdy w nim nie było. Ale przecież nikt nie powiedział, że one muszą być w Kościele. Dlaczego jednak ich występek ma być uznany przez nasze państwo za normę prawną?

Nie dotarła także do moich uszu informacja, żeby piosenkarka Natalia Przybysz, która publicznie przyznała się do zabicia własnego dziecka, bo nie zmieściłoby się w jej mieszkaniu (musiałaby pozbyć się psa), odbywała w tej chwili karę wieloletniego więzienia. Ktoś inny może siedzi za podobny czyn?

W czerwcu tego roku pisałem o procederze nielegalnej (= wbrew obowiązującemu prawu), ale jawnej aborcji chemicznej na jak najbardziej zdrowych dzieciach, prowadzonym przez doskonale znane policji osoby. Czy któraś z tych osób siedzi właśnie w więzieniu? O nie, brylują na lewicowych salonach.

Zatem nie o to w ostatniej lewackiej zawierusze chodzi. Chodzi o zniszczenie naszych rodzin, naszego systemu wartości, naszej chrześcijańskiej Polski. Tu nie ma miejsca na żaden kompromis, na żaden dialog. Bolszewia, której nie udało się zniszczyć narodu polskiego po roku 1945, próbuje kolejny raz. Tym razem przy wsparciu nie Wschodu, ale Zachodu.

Jedno jest pewne, po stronie tego bolszewickiego szaleństwa opowiada się wiele ogłupiałych osób, głównie młodych. Widziałem 12-latki wrzeszczące na księdza, bo nie miał macicy! I – w nawiązaniu do słów rzecznika Episkopatu – to jest problem wychowawczy. Ale najbardziej zakłamanym problemem jest kwestia cierpienia. Wszyscy zwolennicy aborcji powołują się właśnie na cierpienie i jego uniknięcie w przypadku zabicia płodu. Wyjaśnił mi to jakiś czas temu mój przyjaciel doktor Tomasz Dangel, anestezjolog i twórca Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. Aborcja, czyli zabicie dziecka w łonie matki, jest koszmarną dla tego dziecka męczarnią. Porównywalną jedynie z torturami poprzez podtapianie, ale bez happy endu.

Wynika z tego ogromne cierpienie zabijanego dziecka i trauma na całe życie dla jego matki-zabójczyni. Moje dziecko widzę we śnie – piszą potem, gdy otrząsną się z amoku. Naszym chrześcijańskim zadaniem jest odwiedzenie ich od tego strasznego czynu i wytłumaczenie, że jedynym mądrym wyjściem jest urodzenie niepełnosprawnego dziecka. Jeżeli wada okaże się niewielka, dziecko stanie się wielkim darem dla rodziców. Jeżeli letalna – dziecko urodzi się, niedługo potem umrze i zostanie pochowane przez kochających je rodziców.

PS Wielki szacunek dla Straży Narodowej i Roberta Bąkiewicza za obronę naszych świątyń. Cześć i chwała bohaterom!

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Módlmy się i walczmy” znajduje się na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Módlmy się i walczmy” na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Panie Prezydencie! Wybrał Pan najgorsze możliwe wyjście, które nie zadowoli nikogo, bo niczego nie rozwiązuje

Legalizacja aborcji w wyniku nieuleczalnych i prowadzących do śmierci – przed urodzeniem lub wkrótce po nim – chorób lub wad rozwojowych jest niezdarnym ustępstwem wobec rozjuszonych aborcjonistów.

Takie rozwiązanie niczego nie załatwia. Skoro dziecko ma wadę lub chorobę letalną, i tak umrze – po co dokładać do tego zabójstwo? Czemu ma służyć taka propozycja?

Jest oczywiste, że domaganie się aborcji na życzenie to nic innego, jak żądanie dowolnego usuwania z życia przeszkody, jaką jest niechciane dziecko lub dziecko, które z powodu swej niepełnosprawności stanie się kulą u nogi opiekunów.

Płód z wadą letalną będzie problemem bardzo krótko. Natomiast dziecko zdolne do życia, ale wymagające opieki jest problemem na wiele lat. Brutalne? Taka jest prawda. I tego problemu nie chcą mieć ci, którzy chcieliby takie dzieci bezkarnie zabijać.

To samo zresztą dotyczy eutanazji. Opieka nad człowiekiem starym, chorym, a przez to uciążliwym, kosztuje. Nie tylko pieniądze, ale czas, wysiłek, powoduje ograniczenia w życiu opiekuna (jeśli nie robi tego zawodowo), a do tego te jej nieestetyczne aspekty… Nic dziwnego, że za pobyt w domu starców tyle się płaci. Wyjściem jest zabić, bo po co ma się męczyć – i chory, i opiekun? Aborcja rozwiązuje ten sam problem. Nikt się nie męczy – ani dziecko, ani matka.

Chrześcijaństwo sytuację cierpienia nazywa krzyżem. A człowiek nie chce cierpieć. I nie ma się czemu dziwić. Cierpienie boli. Także wtedy, kiedy rozumie się jego potrzebę i sens. A co dopiero, kiedy tego sensu się nie widzi.

Ludzie, którzy domagają się prawa do zabijania, nie widzą sensu cierpienia. Pomijam dzieci i młodzież, które są po prostu i w sposób naturalny jeszcze życiowo głupie i łatwo je nakłonić do wszystkiego, co stadne, choć w tym wypadku jest to niegodziwe. Ale dorośli? Albo są absolutnie niedojrzali, albo cyniczni, albo nie otrzymali od nikogo żadnej wizji sensownego, odpowiedzialnego życia.

Jednak ze świadomą postawą przeciw życiu innych w celu zachowania komfortu życia własnego wiąże się sprawa najważniejsza: ateizm. Jeśli nie ma się perspektywy wieczności, to sens życia sprowadza się do przeżycia swojego „tu i teraz” w jak największym komforcie. A ten komfort zakłóca, wręcz uniemożliwia niepełnosprawne dziecko. Ci, którzy po trupach chcą dążyć do własnego raju na ziemi, też pragną raju, tak jak wierzący. Tylko że ich jedyna nadzieja sprowadza się do doczesności i usiłują ją zrealizować za wszelką cenę.

Na pewno rozwiązaniem tego problemu nie jest propozycja Pana Prezydenta, bo ona tylko rozwścieczy tych, którym chodzi zupełnie o coś innego.

Mnie jako chrześcijankę rozczarowała postawa Pana Prezydenta, który deklaruje się jako chrześcijanin. Taka propozycja zmian w ustawie jest niczym innym jak przyzwoleniem na eutanazję i otwiera furtkę do kolejnych przyzwoleń.

Nie zamierzam twierdzić, że opieka nad osobą niepełnosprawną jest lekka, łatwa i przyjemna. Sama opiekuję się w domu starszą, leżącą osobą. Problem w tym, czy się akceptuje to, że życie to nie bajka. Każdy ma swoje cierpienie, krzyż, czy jakkolwiek to nazwiemy. Uciekanie przed tym za pomocą przemocy – zabijania – nie pomoże.  Pomocą jest wiara, a wiara jest łaską. Ona nadaje sens wszystkiemu; temu, co kojarzy się automatycznie ze szczęściem, i temu, co po ludzku trudne i czasem niemożliwe do udźwignięcia. Szczęście to nie jest życie bez problemów.

Nie wierzę, że można być chrześcijaninem i akceptować aborcję z jakichkolwiek przyczyn. Wierzę, że ateista może szukać innej drogi rozwiązania problemu niechcianej ciąży, opieki nad niepełnosprawnym itd. niż zadawanie śmierci. Mam nadzieję, że skoro Polska rozwija się teraz podobno tak dynamicznie, nawet pomimo koronakryzysu, można zorganizować system opieki nad niepełnosprawnymi tak, aby nikt nie musiał domagać się zabijania. To na pewno jest ważniejsze niż wiele innych spraw, na które przeznacza się państwowe pieniądze.

Wszystko wskazuje na to, że hydrze cywilizacji śmierci będą wówczas odrastać nowe głowy. Ale tak czy tak, tych już istniejących i najbardziej żarłocznych nie należy rozdrażniać nowelizacją, która niczego nie załatwia.

Magdalena Słoniowska

Tekst podlega licencji CC 3.0 (CC-BY-SA).