Jan K. Ardanowski: Twórcy „piątki dla zwierząt” będą się jej mocno wstydzić. PiS kieruje się zasadami marksistowskimi

Droższy drób, utrata nowych rynków zbytu od Afryki Płn. po Indonezję, wpisanie się w narrację neomarksistów i „koalicja” PiS-u z Lewicą. Jan Krzysztof Ardanowski krytykuje tzw. piątkę dla zwierząt.

Bycie ministrem to pewien etap w życiu, gdzie człowiek podejmuje przerastające go czasem zadania i musi być gotowy odejść, gdy zmieni się koncepcja rządu.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi wskazuje, że nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt jest pomieszaniem z poplątaniem i nie była z nikim konsultowana. Przyznaje, że jest „zaskoczony i zawiedziony”, że z powodu tzw. piątki dla zwierząt niszczy się dorobek polityki Prawa i Sprawiedliwości w zakresie rolnictwa. Zawieszony poseł PiS wskazuje, że

Bracia Kaczyński mieli zbieżną z moim myśleniem wizję Polski, która jest jest silna na arenie międzynarodowej, solidarna, ale też oparta o tradycyjne wartości: konserwatyzm, poszanowanie własności.

Rolnicy są niezadowoleni z poczynań partii rządzącej. Uchwalone przez Sejm nowelizacja jest dla nich jak policzek. Jan Krzysztof Ardanowski zaznacza, że niekonsultowana z nikim nowela:

Ma wiele, wiele wad. Konsekwencje tej ustawy będą się wlekły latami w sądach. Ci którzy ją stworzyli będą się jeszcze mocno wstydzić tej ustawy.

Podkreśla, że 81 proc. rolników poparła prezydenta Andrzeja Dudę, a 71 proc. Prawo i Sprawiedliwość w wyborach parlamentarnych.  Antagonizowanie tej grupy społecznej to prezent dla PSL-u, Konfederacji i reszty opozycji. Gość „Poranka Wnet” mówi, że nawet sprawy z którymi można by się co do zasady zgodzić w tej ustawie, jak zakaz używania zwierząt w cyrkach, czy surowsze normy trzymania zwierząt są ujęte w formie absurdalnych zapisów.

Wyobraża sobie Pan małego pinczerka, który będzie ciągnął sześciometrowy łańcuch. […] Jeżeli ktoś ma sukę w mieszkaniu, która mu się oszczeni, to jeśli ma kawalerkę, to musi się z niej wyprowadzić.

W ustawie nie chodzi więc bynajmniej o norki. Kwestia ta przykrywa inne, zwarte w tej nowelizacji. Ardanowski przyznaje, że zapotrzebowanie na futra spada. Sektor ten i tak prędzej, czy później upadnie. Wybrano jednak rozwiązanie siłowe. Branża ta powiązana jest z drobiarską, gdyż drobiarze sprzedają odpady produkcyjne hodowcom norek na karmę. Jeśli nie będą tego mogli robić to odpady trzeba będzie spalić, czym chętnie zajmą się niemieckie firmy specjalizujące się w tym.

Albo zbankrutuje branża drobiarzy albo będziemy musieli więcej za drób zapłacić.

Jan Ardanowski podkreśla, że w innych krajach europejskich w których zakazano produkcji futer, albo i tak jej nie było lub była na szczątkowym poziomie albo, jeśli była bardziej rozwinięta, to likwidowano ją przy zachowaniu okresu przejściowego i odszkodowań dla hodowców.

Hodowla zostanie przeniesiona do Białorusi, Ukrainy, Chin, czy Rosji, gdzie w dużo gorszych warunkach te zwierzęta będą.

Podkreśla, że kwestia zabijania zwierząt futerkowych nie jest najbardziej kontrowersyjna. Jest nią policyjna ochrona aktywistów prozwierzęcych, nie mających bynajmniej specjalistycznej wiedzy weterynaryjnej, którzy będą mieli możliwość zabierania cudzych zwierząt, jeśli uznają, iż ich właściciel nie stosuje się do omawianej ustawy.

To postawienie państwa prawa na głowie .

Ubój zwierzęcia zawsze jest dramatyczny, bo zabieramy życie zwierzęciu- wskazuje szef resortu rolnictwa porównując ubój zwykły i rytualny. Za hipokryzję uważa mówienie o uboju lepszym, czy gorszym. Wskazuje na kurczące się rynki zbytu w rolnictwie. Rynek wieprzowiny cierpi w wyniku ASF. Zostają jak mówi, drób i wołowina. Powiązane są one z produkcją zboża (na paszę) i mleka.

Nie ma innych nowych rynków mięsa na świecie niż rynki muzułmańskie i muzułmanów w Europie Zachodniej.

Żeby rozwijać rolnictwo w polskie potrzeba nam rynków zbytu, takich jak Afryka Północna, Bliski Wschód, czy Indonezja. Jest to zaś rynek mięsa halal. Nie zaprosimy zaś muzułmanów do Polski, by zrekompensować polskim rolnikom utratę tych rynków.

PiS, partia, której zawierzyłem, partia, która wydawała się prawicowa […] Ta partia wpisuje się w wojnę ideologiczną, która się toczy w Europie […] która ze zwierzęcia robi boga i dehumanizuje człowieka.

Ponadto mówi, że nie zamierza być doradcą w Kancelarii Prezydenta, a obecne zachowanie PiS jest próbą wypchnięcia go z partii. Nie zamierza porzucić mandatu posła.

Nadal będę zajmować się problemami polskiej wsi.

Podkreśla, że w sprawach sumienia, do których zalicza głosowanie, za które został ukarany, nie powinno być dyscypliny partyjnej. Zauważa, że w Sejmie:

Doszło do jakiegoś absolutnie egzotycznego sojuszu […] Prawa i Sprawiedliwości oraz Lewicy.

Nie spodziewał się, że doczeka się takich czasów. Przypomina prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że polska wieś powierzyła mu swoje zaufanie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Pyffel: Chiny w swojej doktrynie niespecjalnie chcą wchodzić na Bliski Wschód. Uważają go za niestabilny

Radosław Pyffel mówi o sukcesie polskiego komisarza Wojciechowskiego na szczycie UE-Chiny, wzajemnej rejestracji unijnych i chińskich znaków towarowych oraz polityce Chin wobec Bliskiego Wschodu.


Wykładowca oraz kierownik studiów „Biznes chiński” w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, Radosław Pyffel uważa, że szczyt UE-Chiny, który odbył się w formie video konferencji przebiegł w dobrej atmosferze. W agencie spotkania pojawiła się kwestia dostępu do chińskiego rynku, która jest rzeczą pożądaną dla wielkich firm zachodnich, a także kwestie polityki klimatycznej i multilateralizmu. Zaakcentowano również sprawy związane z mniejszością ujgurską i Hong Kongiem.

Wszystko odbywa się wedle formuły, że tam gdzie możemy współpracujemy, tam gdzie możemy to konkurujemy, a tam gdzie musimy to krytykujemy.

Dodaje, że był też akcent polski, jakim był „sukces” polskiego komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego w sprawie rejestracji znaków towarowych.

Uzyskano rejestracje stu znaków towarowych. To są znaki pochodzenia produktu. Chińczycy cenią bardzo produkty europejskie, zwłaszcza są tutaj produkty spożywcze […] Te znaki towarowe zostały zarejestrowane. Z resztą chińskie w Europie także. Minister ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski cieszył się z tego i poczytywał to jaki duży sukces Europy. Mogę to zakończyć anegdotką, że znak polskiej wódki też będzie zarejestrowany w Chinach, jako produkt europejski.

Odnosząc się do kwestii normalizacji stosunków pomiędzy Izraelem a Bahrajnem i ZEA „pod patronatem USA”, Radosław Pyffel podkreśla, że Chiny są początkującym aktorem na Bliskim Wschodzie i nie zamierzają trwale angażować się w tym zdestabilizowanym regionie.

Chiny są początkującym aktorem na Bliskim Wschodzie i są tam dopiero od 10 lat. Dało się to zauważyć w 2011 roku, gdy ewakuowali 40 tys. swoich ludzi z Libii. Powstał potem taki film o wilczych wojownikach, czyli chińskich siłach specjalnych, a inspiracją było właśnie ich działanie, kiedy wydobywali i ratowali chińskich obywateli z różnych części świata […] Rozmawiając z przedstawicielami chińskiego świata finansów to jest duży sceptycyzm, co do Bliskiego Wschodu, także w kontekście projektu Nowego Jedwabnego Szlaku  […] Raczej tego regionu nie bierze się pod uwagę uważając, że jest to region zdestabilizowany, który przez kilkadziesiąt lat będzie jeszcze walczył.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Rakowski: Świat arabski zaczyna uznawać Izrael, pomimo że nie rozwiązano sprawy palestyńskiej. Wkrótce dołączą kolejni

Paweł Rakowski zapowiada normalizacje stosunków Izraela z innymi państwami arabskimi, jak Oman, Maroko, Tunezja czy Sudan. Dodaje, że blok antyizraelski przestał być opłacalny, a stał się uciążliwy.


Bliskowschodni korespondent Radia Wnet, Paweł Rakowski mówi o wielkiej wadze porozumień izraelsko-arabskich, które sprawiają, że świat arabski powoli zaczyna uznawać Izrael, pomimo że nie doszło do utworzenia państwa palestyńskiego. Zdaniem redaktora Rakowskiego jest to spowodowane zagrożeniem w regionie ze strony Iranu.

Bahrajn to państwo rządzone przez sunnitów, w większości zamieszkane przez szyitów. Tylko interwencja Arabii Saudyjskiej w 2011 roku doprowadziła do tego, że ta mała wysepka kojarzona z rajdem formuły 1, de facto nie stała się islamską republiką na wzór Iranu. To zaczątek procesu, który będzie trwać. Już wiadomo, że Oman jest kolejny, a także Maroko, Tunezja i Sudan.

Gość Kuriera w samo południe przewiduje, że blok antyizraelski przestał być opłacalny, a staje się uciążliwy.

Jak Palestyńczycy od dekad mówili, że świat arabski dobrze żyje z Izraelem, to komentatorzy nie chcieli tego słuchać i uznawali, że jest to bredzenie. Okazuje się, że to bredzenie okazało się faktem, a świat arabski bardzo dobrze żyje z Izraelem.

Odnosząc się do pytania o rolę Chin w regionie, rozmówca Jaśminy Nowak podkreśla, że coraz większą rolę na Bliskim Wschodzie odgrywać będą zasoby gazu, a nie ropy. Szczególnie pod tym względem, wyróżniać będzie się w tej kwestii Iran i Katar. W tym celu potrzebna będzie państwom Zatoki Perskiej technologia ze strony Chin, ale także Izraela.

Paweł Rakowski ocenia, że Strefa Gazy „nikogo już nie interesuje”, a działający tam Hamas traci dotacje finansowe od państw z Zatoki Perskiej i staje się coraz silniej uzależniony od irańskich pieniędzy pranych przez chińskie banki oraz dotacji z Kataru.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Chiński konsulat w Sydney podejrzany o próbę infiltracji Australijskiej Partii Pracy

Australijska Policja Federalna (AFP) bada, czy doradca parlamentarzysty z Nowej Południowej Walii John Zhang nie brał udziału w spisku mającym na celu zinfiltrowanie ALP i wpłynięcie na wyborców.

26 czerwca australijskie służby przeprowadziły nalot na biura polityka ze stanu  Nowa Południowa Walia i jego pracowników, wśród których był John (Zhisen) Zhang. Nakazy obejmowały także konsula chińskiego w Sydney Sun Yantao, odpowiedzialnego za utrzymywanie dobrych relacji między Pekinem a Canberrą oraz za opiekę nad chińską diasporą. W dokumencie złożonym 1 września w Sądzie Najwyższym Australii oficjalnie przyznano, że Chiny są podejrzane o wywieranie nacisku na Shaoquetta Moselmane’a. Od oskarżeń odciął się chiński konsulat:

Chiński Konsulat Generalny w Sydney jest zaangażowany w promowanie przyjacielskiej wymiany i pragmatycznej kooperacji na rozmaitych polach między stroną chińską a Nową Południową Walią.

John Zhang zwrócił się do Sądu Najwyższego z wnioskiem o unieważnienie wydanego nakazu przeszukania jego mieszkania. Oskarżył australijskie władze o naruszenie państwowego i międzynarodowego prawa przez AFP i straż graniczną, które przechwyciły wiadomości jakie wymieniał z chińskimi dyplomatami i pracownikami konsulatu. Stanowi to zdaniem Zhanga naruszenie konwencji wiedeńskiej gwarantującej ochronę komunikacji dyplomatycznej. Biznesmenowi i działaczowi diaspory chińskiej w Australii grozi do 15 lat więzienia, jeśli zarzuty pod jego adresem się potwierdzą.

Sprawa ta nie poprawi stosunków Australii ze swoim największym partnerem handlowym.

Źródło: abc.net.au; Reuters

A.P.

Incydent na wodach Morza Południowochińskiego. Indonezja wzmacnia swoje patrole

Indonezja reaguje, po tym, jak okręt chińskiej straży przybrzeżnej został zauważony na jej terytorium. Pekin rości sobie historyczne prawa do 90 proc. obszaru Morza Południowochińskiego.

W sobotę rano okręt chińskiej straży przybrzeżnej został wykryty na północ od należących do Indonezji wysp Natuna. Załoga okrętu twierdziła, że ma prawo do kontroli rejonie tzw. Linii Dziewięciu Kresek, która stanowi granicę morskich pretensji terytorialnych rządu w Pekinie. Okręt pozostał w wyłącznej strefie ekonomicznej Indonezji do poniedziałku. Cytowany przez Reuters indonezyjski urzędnik opisał incydent, mówiąc, że

Ponieważ ten [okręt] dryfował, później zaczął robić kółka, zaczęliśmy być podejrzliwi. […] dowiedzieliśmy się, że to okręt chińskiej straży przybrzeżnej.

Stwierdził, że w związku z incydentem jego kraj zwiększy obecność wojskową w otoczeniu tych wysp. MSZ Indonezji zwróciło się do ambasady chińskiej z prośbą o wyjaśnienie, podkreślając, że indonezyjska wyłączna strefa ekonomiczna nie nachodzi na wody należące do Chin. Cytowany przez Polskie Radio 24 rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin powiedział na wtorkowym biefingu:

Prawa i interesy Chin na tym akwenie są jasne.

Chińskie roszczenia na Morzu Południowochińskim/ Foto. Goran tek-en/CC BY-SA 4.0

Podkreślił, że chiński okręt wykonywał regularny patrol na wodach pozostających pod jurysdykcją Chin. Pekin miał się kontaktować z Dżakartą w tej sprawie. Obawy tej ostatniej podsyca świadomość podobnych incydentów na wyłącznych strefach ekonomicznych Filipin, Malezji i Wietnamu.

Jak wskazuje Polskie Radio 24, Pekin rości sobie prawa do 90 proc. obszaru Morza Południowochińskiego, powołując się na tradycję połowów chińskich rybaków. Kwestię tą zbadał na wniosek Filipin Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze  orzekając w 2016 r., że roszczenia ChRL nie mają podstaw prawnych w świetle Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS).

A.P.

 

 

Nie będziesz dwóm Chinom służył. Czescy inwestorzy, którzy odwiedzili Tajwan nie zrobią interesów z Pekinem

Uczestnicy delegacji czeskiego Senatu, która odwiedziła Tajwan nie pohandlują z Chinami kontynentalnymi- wskazuje Echo 24.cz za „China Daily”.

Od 30 sierpnia do 4 września z wizytą na Tajwanie był przewodniczący izby wyższej czeskiego parlamentu Miloš Vystrčil. Czechy, jak większość państw na świecie, uznaje Chińską Republikę Ludową za jedyne państwo chińskie. Według deklaracji marszałka czeskiego Senatu, jego wizyta nie naruszyła zasady jednych Chin:

W żadnym wypadku nie sprzeciwiamy się korzystnym i równym stosunkom z Chińską Republiką Ludową, tak jak chcemy wzajemnie korzystnych i równych stosunków z Tajwanem.

Politykowi towarzyszyła grupa łącznie ok. 90 ludzi, w tym przedsiębiorców. 4 września Petrof- czeski producentem fortepianów poinformował o stracie pięciomilionowego kontraktu na dostawy fortepianów do Chin. Zdaniem właścicielki Zuzany Ceralovej Petrofovej, zerwanie kontraktu ma związek z wizytą Vystrčila na Tajwanie. Pianina, które miały trafić do Chin kupiła fundacja miliardera Karela Komárka.

A.P.

Yoshihide Suga następcą Shinzō Abego. Japońska partia rządząca wybrała swojego nowego przywódcę

W poniedziałek sekretarzem gabinetu premiera Yoshihide Suga zdecydowanie wygrał wybory na szefa Partii Liberalno-Demokratycznej stając się premierem Japonii in spe.

[related id=123297 side=right] „Urodziłem się jako najstarszy syn famera w Akicie”- podkreśla zwycięzca poniedziałkowego głosowania parlamentarzystów i regionalnych reprezentantów Partii Liberalno-Demokratycznej. 71-letni Suga otrzymał 377 głosów na 534 oddane, wygrywając z byłym ministrem obrony Shigeru Ishibą oraz z byłym ministrem spraw zagranicznych Fumio Kishidą. Kiedy obecny sekretarz gabinetu premiera zostanie w środowym głosowaniu wybrany premierem zostanie on ósmym szefem japońskiego rządu, który pełnił wcześniej to stanowisko. Po pierwszym ustąpieniu Shinzō Abego na stanowisku premiera także zastąpił sekretarz jego gabinetu Yasuo Fukuda. Sam Abe był sekretarzem gabinetu w rządzie Jun’ichirō Koizumiego. Cytowany przez Reuters Suga wskazuje, że

Bez jakiejkolwiek wiedzy lub więzów krwi wszedłem do świata polityki startując od zera- i byłem w stanie stać się przywódcą PLD, z wszystkimi jej tradycjami i historią.

Zapowiedział on kontynuowanie inflacyjno-inwestycyjnej polityki gospodarczej ustępującego premiera, zwanej abenomiką oraz zmierzenie się z wyzwaniami jakie niosą ze sobą dla Japonii koronawirus oraz kryzys gospodarczy i demograficzny. Jak zwraca uwagę Reuters, nowy premier Japonii będzie musiał ułożyć sobie stosunki ze zwycięzcą listopadowych wyborów prezydenckich w USA oraz z Chinami, z którymi Japonia mimo istniejących tarć pozostaje we wzajemnej zależności ekonomicznej.

A.P.

Zakaz hodowli zwierząt na futro i ograniczenie uboju rytualnego. PiS zaprezentował „piątkę dla zwierząt”

Na wtorkowej konferencji prasowej Jarosław Kaczyński zapowiedział zmianę przepisów dot. ochrony zwierząt przewidującą m.in zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach i trzymania ich na krótkiej uwięzi.

Przed wyborami prezydenckimi temat ochrony zwierząt poruszany był na lubelskim zjeździe Forum Młodych PiS w którym udział wziął Jarosław Kaczyński. We wtorek Prezes PiS razem z szefem partyjnej młodzieżówki, Michałem Moskalem zaprezentowali na konferencji tzw. piątkę dla zwierząt. Jak powiedział szef Forum Młodych PiS:

Chcemy pokazać, że miarą naszego człowieczeństwa jest to, jak traktujemy zwierzęta. Chcemy zakazu hodowli zwierząt futerkowych oraz uboju rytualnego.

Ubój rytualny ma zostać ograniczony do potrzeb krajowych związków wyznaniowych. Większe kompetencje zyskać mają organizacje społeczne- przy odbieraniu zwierząt możliwa będzie asysta policji. Zdefiniowane ma zostać pojęcie kojca, a ochrona weterynaryjna zyska prawo nakładania mandatów. Większej kontroli poddane mają być schroniska, które prawo prowadzić będą miały jednostki gminne i organizacje pożytku publicznego.

Projekt zakazu ferm futerkowych składany był w polskim Sejmie w 2011 i 2016 r. W 2017 r. zmiany w tym kierunku zapowiedział Jarosław Kaczyński, jednak produkcja futer naturalnych nie została po tej deklaracji zabroniona. Zdaniem autora materiału „Krwawy biznes futerkowców”Janusza Szwertnera z Onet.pl, prezes PiS ugiął się pod naciskami branży futrzarskiej:

Lobby futerkowe okazało się silniejsze od Prawa i Sprawiedliwości, a stricte od prezesa Kaczyńskiego.

[related id=35825 side=right] Ówczesną zapowiedź zmiany przepisów komentowała w Radiu Wnet dr Lidia Błaszczyk, która zauważyła, że Polska jest trzecim po Danii i Chinach największym producentem futer naturalnych na świecie. Jak wskazuje pracowniczka Wydziału Biotechnologii i Hodowli Zwierząt Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologii w Szczecinie zakaz hodowli norek wiązałby się z koniecznością przetwarzania odpadów z ferm drobiu i firm przetwórstwa rybnego, które obecnie wykorzystywane są do karmienia hodowanych na futro zwierząt.

[related id=50185 side=left] Zdaniem Szczepana Wójcika, gdyby norki w Polsce nie były karmione tymi odpadami, to zyskałyby na tym firmy niemieckie, zajmujące się ich przetwórstwem. W wywiadzie dla Radia Wnet wyraził on opinię, że branża futrzarska potrafi sama poradzić sobie ze swoimi patologiami, dodając, że złe traktowanie zwierząt przełożyłoby się negatywnie na jakości uzyskiwanego z nich futra. Podkreślał on, że

Stowarzyszenie Otwarte Klatki współpracuje z firmami utylizacyjnymi. 90 % z tych firm należy do kapitału niemieckiego. Ta fundacja przyznaje się do tego, że współpracuje z tymi firmami. Mają oni wspólny cel – zniszczenie branży futerkowej w Polsce. Beneficjentem wprowadzenia ewentualnego zakazu w Polsce są właśnie niemieckie firmy.

Jarosław Kaczyński na konferencji podkreślił, że zmiana przepisów dotyczących ochrony zwierząt ma wymiar humanitarny, a przez to ponadpartyjny. Wskazał, że „w Polsce bardzo często mówi się o europeizacji, że Polska powinna być jak Europa”:

To czasem jest celne, a czasem nie warto się wzorować na państwach, które leżą na zachód od naszych granic. Ale na pewno to jest celne, jeśli mówimy o tym, żeby w Polsce humanitarne standardy odnoszące się do zwierząt były nie gorsze, a nawet może lepsze jeszcze niż w krajach na zachód od naszej granicy.

Fermy futrowe zostały zakazane w takich europejskich krajach jak Wielka Brytania (2000 Anglia i Walia, 2002 Szkocja i Irlandia Płn.), czy Austria (2004, w 6 z 9 krajów związkowych). W Niemczech w 2017 r. wprowadzono bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące tej branży.

A.P.

Co bym zrobił, gdybym był Chińczykiem, a ściślej mówiąc, chińskim przywódcą, i chciał zniszczyć zgniły Zachód?

Poczekałbym na uspokojenie sytuacji, a potem wysłał kolejnego wirusa podobnego do covida. Można przewidzieć, że reakcja rządów nie będzie już tak zdecydowana. Operację taką można powtórzyć kilka razy.

Zbigniew Kopczyński

Prezydent Putin, ogłaszając niewątpliwy sukces jego kraju, jakim jest stworzenie skutecznej szczepionki na covida, dodał, że rosyjskie laboratoria pracowały nad nią od sześciu lat. Sześć lat pracy nad wirusem, który pojawił się rok temu, musi zadziwiać. Prorocy jacyś, czy co?

(…) Pozostańmy przy Chinach, których stosunek do konwencji rozbrojeniowych jest podobny do rosyjskiego. Co zrobiłbym, gdybym był Chińczykiem, a ściślej mówiąc, chińskim przywódcą, i chciał osiągnąć to, co jest niezmiennym celem komunistów, czyli zniszczyć zgniły Zachód? Wydaje mi się, że postąpiłbym mniej więcej tak, jak mieliśmy okazję obserwować.

Wywołałbym epidemię na ograniczonym obszarze, jednocześnie ograniczając przepływ informacji stamtąd. Oczywiście blokada informacyjna mogła być spowodowana wrodzonym komunistom odruchem zatajania informacji dla nich niekorzystnych, ale mogła też być celowym podgrzewaniem atmosfery grozy.

Efektem, wcale nie ubocznym, był spadek wartości akcji firm zachodnich, przede wszystkim amerykańskich, działających w Chinach jako wspólne przedsięwzięcia z kapitałem chińskim. Umożliwiło to ich wykup przez Chiny, a tym samym przejęcie przez Chińczyków technologii tych firm i ich ośrodków badawczych. (…)

Znamy natomiast już dość dobrze efekty gospodarcze. Kryzys dotknął praktycznie wszystkie kraje. Wygląda jednak na to, że kraje zachodnie ucierpiały bardziej niż – przypadkiem? – Chiny, które dość szybko pozbierały się po kryzysie i wychodzą na prostą. Lada chwila pojawią się pytania, czy warto było tak mrozić gospodarkę.

To mniej więcej stan na dziś. A co zrobiłbym dalej, będąc Xi Jinpingiem? Ano, poczekałbym na uspokojenie sytuacji, a później wysłał kolejnego wirusa podobnego do covida. Można przewidzieć, że reakcja rządów nie będzie już tak zdecydowana. Wiele z nich długo będzie zastanawiać się nad wprowadzeniem obostrzeń, a część nie zrobi nic, uważając, że zamrożenie gospodarki jest zbyt kosztowne. Operację taką można powtórzyć kilka razy, aż uzyskamy stan zobojętnienia na zagrożenie przynajmniej w kluczowych krajach Zachodu.

Wtedy wpuściłbym naprawdę groźnego wirusa, bardzo zaraźliwego i ze śmiertelnością porównywalną z wirusem Ebola. Gdy społeczeństwa i rządy zorientują się, że tym razem sytuacja jest inna, będzie już za późno.

Powodzenie tego scenariusza będzie klasycznym przykładem wygrania wojny bez konieczności jej prowadzenia, o czym chińscy stratedzy nauczają już od ponad 2500 lat.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Gdybym był Chińczykiem” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Gdybym był Chińczykiem” na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komunistyczna Partia Chin dokonuje czystki etnicznej na Ujgurach. To zamierzony plan ograniczenia populacji

Ujgurka, która pracowała w chińskiej prowincji Xinjiang, opowiada o czystce etnicznej, przymusowych zabiegach sterylizacji, aborcji i zabijaniu dzieci, których dokonywała na zlecenie władz Chin.

W wywiadzie dla brytyjskiej stacji ITV, ujgurska kobieta, która pracowała jako lekarka w chińskiej prowincji Xinjiang opowiedziała o metodach stosowanych przez Chińską Partię Komunistyczną w celu ograniczenia populacji Ujgurów w Państwie Środka.

„Wyraźnym zamiarem była czystka etniczna. Poproszono nas, abyśmy uwierzyli, że to część planu kontroli populacji partii komunistycznej ” – powiedziała kobieta.

Kobieta przyznała się, że na polecenie chińskiego rządu, przez 20 lat wzięła udział w co najmniej 500-600 operacjach przymusowej aborcji, sterylizacji czy usuwaniu macicy Ujgurkom. Była też świadkiem sytuacji, gdy po przeprowadzeniu zabiegu, żywe dzieci zabijano poprzez zastrzyk lub wyrzucano do śmieci.

„Chodziliśmy od wioski do wioski, zbieraliśmy wszystkie kobiety i zapędzaliśmy je do traktorów […] Młode kobiety były zaopatrywane w środki antykoncepcyjne. Kobiety w ciąży musiałyby poddać się aborcji i sterylizacji ”

Szacuje się, że co najmniej 1 milion Ujgurów jest internowanych w obozach koncentracyjnych w chińskiej prowincji Xinjiang. Ujgurowie to muzułmańska mniejszość turecka mówiąca własnym językiem, której wielkość w Chinach szacuje się na 12 mln ludzi.

Wedle informacji i nagrań, które wyciekają do sfery opinii publicznej, a także potwierdzeniach ze strony rządu USA i dziennikarzy, chińskie władze dopuszczają się ludobójstwa na Ujgurach, stosując w tym celu przymusową sterylizację, aborcję, tortury, pozyskiwanie organów oraz tłumienie ich kultury, języka i religii.

Rząd chiński przyznał w październiku 2018 r., że utworzono „obozy reedukacyjne” dla ludności ujgurskiej, a w oficjalnych chińskich dokumentach wyszczególniane są pozycje budżetowe na kontrolę urodzeń i sterylizację. Wskaźniki urodzeń w niektórych obszarach zamieszkanych przez Ujgurów spadł o 60%, choć w całym kraju spadek wynosi nieco ponad 4%.

Chiny twierdzą, że działania „reedukacyjne” które podejmują wobec mniejszości etnicznych są podyktowane walką z terroryzmem. Podnoszenie tematu rzekomej eksterminacji mniejszości etnicznej takiej jak Ujgurowie, to zdaniem rzeczniczki chińskiego MSZ Hua Chunying „sensacyjny temat spreparowany przez anty-chińskie siły, by osłabić Chiny”.

Po wyemitowaniu video z prowincji Xinjiang, na którym widać Ujgurów z z założonymi na głowę torbami, związanymi z tyłu rękoma i zapędzanych do pociągów, ambasador Chin w Wielkiej Brytanii powiedział, że „czasami transportuje się więźniów, jak w każdym państwie […] traktujemy wszystkie grupy etniczne równo”.

Źródła: itv.com/catholic news agency/bbc

M.K.