Ćwierćfinały Ligi Mistrzów: powtórka z ubiegłorocznego finału

W najbardziej emocjonującym starciu ćwierćfinałów Ligi Mistrzów Bayern Monachium zmierzy się z Paris Saint Germain. Bawarczycy zdają się być w dobrej formie, zaś Paryżanie wręcz przeciwnie.

Po przerwie na rozgrywki reprezentacyjne wraca Champions League! Najbardziej elitarne rozgrywki na świecie wkraczają w decydującą fazę – przed nami ćwierćfinały. Jest to etap, w którym słabsze drużyny pożegnały się już z rozgrywkami i pozostali jedynie potentaci.

Największym hitem wydaje się być starcie Bayern-PSG, czyli powtórka z finału poprzedniej edycji. Wtedy, po zaciętym i wyrównanym meczu, triumfowali Die Roten. Tym razem jednak przystępują do meczu bez swojego najlepszego strzelca i największej gwiazdy, Roberta Lewandowskiego. Zawodnika tego kalibru nie da się zastąpić ot tak. Jest to z pewnością wielki ubytek w składzie.

W weekend Bawarczycy mierzyli się, w zapewne decydującym starciu o mistrzostwie Niemiec, z RB Lipsk. Po raczej spokojnym spotkaniu Bayern zatryumfował 1:0. Mecz ten bliźniaczo przypominał zeszłoroczną, kluczową batalię w Bundeslidze, gdzie jednak rywalem klubu z Monachium była Borussia Dortmund. Bayern, w przeciwieństwie do swojej zwyczajowej, bardzo ofensywnej gry, starał się zamknąć przestrzenie w grze, nawet kosztem oddania inicjatywy rywalowi. Pragmatyczna gra poskutkowała zwycięstwem, które golem w pierwszej połowie zapewnił Leon Goretzka. Bayern ma w tym momencie 7 punktów przewagi nad zespołem z Lipska i w perspektywie 7 meczów do rozegrania – każdy inny scenariusz niż końcowy tryumf Bayern będzie sensacją wielkiego kalibru.

Lewanodwskiego na szpicy zastąpił Choupo-Moting, jednak z doniesień prasowych można wywnioskować, że na PSG w roli „dziewiątki” szykowany jest Serge Gnabry. Do gry w wyjściowej jedenastce ma być również przeznaczony Lucas Hernandez kosztem Alfonso Daviesa. Hansi Flick chce zapewne tym rozwiązaniem zabezpieczyć lewą stronę defensywy, gdyż Hernandez jest graczem usposobionym bardziej defensywnie od Daviesa, ma więcej atutów w grze fizycznej od Kanadyjczyka. Zaś pozostawienie młodego obrońcy na ławce daje więcej możliwości przy późniejszych rotacjach – Davies z powodzeniem może z ławki zastąpić któregoś ze skrzydłowych.

Z kolei Paryżanie wydają się być w przeciętnej formie. W weekend w starciu na szczycie polegli z Lille. Boisko w końcówce opuścił Neymar, ukarany czerwoną kartką. Porażka ta zdecydowanie nie przekreśla szans PSG na wygranie rozgrywek, jednak zazwyczaj na tym etapie nie było już wątpliwości – klub ze stolicy finiszował z wielopunktową przewagą. Wydaje się zatem, że liga będzie emocjonująca do samego końca. Lille utrzymuje trzypunktową przewagę nad klubem Nasera Al-Khelaifiego. A tuż za nimi czają się Monaco i Lyon.

Paris Saint Germain przystąpi do rywalizacji bez Alessandro Florezniego i Marco Verattiego. Szczególnie brak drugiego z wymienionych zawodników może okazać się dotkliwy – w starciu w środku pola z Kimmichem i Goretzką Veratti wniósłby zdolność do szybkiego rozegrania piłki oraz swoje świetne wyszkolenie techniczne. Zdominowanie środka pola może być kluczowe w ostatecznym rozrachunku.

W obliczu braku Lewandowskiego większa odpowiedzialność w poczynaniach ofensywnych spoczywać będzie na skrzydłowych Bayernu – Leroyu Sane i Kingsleyu Comanie. Obaj zdają się być w dobrej formie. Kluczowe będą również pojedynki Mbappe i Neymara z prawym stoperem Bayernu, Sule lub Boatengiem. Jeśli atakujący Paryżan będą w stanie wykorzystać braki szybkościowe w defensywie Gwiazdy Południa, będą poważnie zagrażać bramce Manuela Neuera.

W ostatecznym rozrachunku mecz jawi się, jako bardzo wyrównany. Z Lewandowskim to Bayern byłby nieznacznym faworytem. Bez niego znacznie ciężej przewidzieć zwycięzcę.

Wiele emocji powinno również dostarczyć starcie Liverpool kontra Real Madryt. Jest to również powtórka z niedawnego finału Ligi Mistrzów, ale z kolei z 2018 r. Obie drużyny były targane dużymi kryzysami w tym roku, obie zdają się w ostatnim czasie wychodzić na prostą. W Realu kluczowym graczem jest Karim Benzema i od w jego formie fani Królewskich upatrują nadziei. W Liverpoolu w ostatnich tygodniach błyszczy Diogo Jota, przez co może doczeka się szansy od Juergena Kloppa na grę w pierwszym składzie. W obliczu wahań formy i niestabilności obu drużyn jakiekolwiek typowanie rozstrzygnięcia zdaje się być bezcelowe.

Inne starcie ćwierćfinałowe także powinno dostarczyć sporych emocji – Manchester City gra z Borussią Dortmund. The Citizens są w wyśmienitej formie w 2021 r. Pewnie kroczą po mistrzostwo Anglii, olśniewają swoją grą. Czy Pep Guardiola zdoła w końcu przełamać niemoc swojego Manchesteru City w Lidze Mistrzów? Odkąd objął Obywateli nie zdołali oni ani razu dojść do półfinału tych rozgrywek.

Borussia z kolei jest targana wieloma kryzysami. W lidze w zasadzie stracili już szansę na miejsce gwarantujące grę w LM w przyszłym sezonie. Jedynym punktem zaczepienia dla żółto-czarnych jest fenomenalny Erling Haaland, który zdolny jest do ciągnięcia drużyny, nawet mimo jej słabszej gry. Faworytem starcia jest jednak zdecydowanie klub z Manchesteru.

W ostatnim, najmniej emocjonującym meczu, Chelsea zagra przeciwko FC Porto. Chelsea ma zapewne większe szanse na zwycięstwo, ale nie z uwagi na siłę londyńskiej drużyny, a raczej dlatego, że Porto jest najsłabszą drużyną w stawce. Należy też pamiętać, że to drużyna z Portugalii wyeliminowała faworyzowany Juventus i, mając w swoich szeregach choćby doświadczonego Pepe, jest zdolna do sprawienie niespodzianki.

Nie pozostaje nam zatem nic innego niż rozkoszować się tymi wspaniałymi bataliami. Dzisiaj zobaczymy Real z Liverpoolem i City z Borussią, zaś jutro – Bayern-PSG i Porto-Chelsea.

 

Autor tekstu: Krzysztof Gromnicki

Wtorek z Ligą Mistrzów

 Już dzisiaj poznamy kolejnych dwóch ćwierćfinalistów piłkarskiej Ligi Mistrzów.

Ciężko zakładać, że jednym z nich nie będzie Manchester City, który wypracował dwu-bramkową zaliczkę przed rewanżem i znajduje się ostatnio w wybornej dyspozycji. Awans Borussi Moenchengladbach byłby niemałym zaskoczeniem. Tym bardziej, że ,,źrebaki’’ przegrywają ostatnio również na krajowym podwórku.

Znacznie ciekawiej zapowiada się drugie dzisiejsze starcie, gdzie Real na Santiago Bernabeu podejmie Atalantę Bergamo.

W Lombardii, o bramkę lepsi okazali się ,,królewscy’’. Trzeba jednak zauważyć, że większą część spotkania grali w przewadze jednego zawodnika. Ekipa Zinedine’a Zidane’a ostatnio zwycięża, ale ledwo, podobnie jak w pierwszym spotkaniu w Bergamo. Real nie jest  walcem, który nie raz rozjeżdżał rywali w poprzednich latach.

Atalanta potrafi być nieobliczalna, a na pewno nie przestraszy się Realu. Jadąc do stolicy Hiszpanii, jej piłkarze wiedzieli, że nie mają nic do stracenia. Mistrzostwo kraju już im raczej nie grozi, a raczej próba utrzymania trzeciego z rzędu miejsca w top 4 Serie A. Dlatego walka o ćwierćfinał Champions League, jest dla piłkarzy ,,La Dea’’ priorytetem.  Real to utytułowana drużyna, a Atalanta pełna jest graczy, którzy nic ważnego jeszcze nie wygrali.

Jej piłkarze nie raz pokazali, że potrafią ograć teoretycznie mocniejszych przeciwników. Na pewno nie można skreślać drużyny Gasperiniego, która najlepiej radzi sobie pod presją. Do dobrej formy wraca ostatnio Ilicić, od którego, zależy obecnie najwięcej. Słoweniec potrafi w pojedynkę odwrócić przebieg spotkania świetnym podaniem lub strzałem na bramkę.

Atalancie brak jest kompleksów, a o takie ma przecież przyprawiać przeciwników Real Madryt z całą swoją otoczką. Dlatego warto zwrócić dziś uwagę na spotkanie rozgrywane w stolicy Hiszpanii.

Nowy sen ,,Spurs’’

Hitem piłkarskiego weekendu w Anglii, było spotkanie między Chelsea a Tottenhamem Hotspur. Przed spotkaniem można było doszukać się wielu podtekstów, zwłaszcza wokół osoby Jose Mourinho.

 

Słynny portugalski szkoleniowiec lwią część swojej kariery spędził w klubie z zachodniego Londynu, a od roku trenuje drużynę Tottenhamu Hotspur. Podczas swoich dwóch pobytów w Chelsea, trzy razy zdobywał z tym klubem mistrzostwo Anglii. W tym, dwa z rzędu w latach 2005 i 2006. Dla Chelsea, były to pierwsze tytuły od pięćdziesięciu lat.

W tamtej drużynie na boisku, występował obecny szkoleniowiec ,,The Blues’’, czyli Frank Lampard. Obecny menedżer Chelsea, kieruje stołeczną drużyna od ponad roku. Po efektownych letnich wzmocnieniach, jego drużyna ma sporo do udowodnienia w tym sezonie.

Obie drużyny przystąpiły do tego spotkania w najmocniejszych składach. W ataku Chelsea zagrał młody i rosły Tammy Abraham. Obok niego, szybcy i świetni technicznie,  Ziyech i Werner. The Blues próbowali narzucić inicjatywę i częściej utrzymywali się przy piłce, jednak sytuacji brakowało po obu stronach boiska. Tottenham był dobrze zorganizowany w obronie i próbował kontratakować. Z przodu, na długie piłki czyhali Son i Kane.  W spotkaniu zabrakło fajerwerków i kibice musieli się niejako obejść smakiem. Dość nudny mecz i bezbramkowy remis.

Wciąż dziwi mnie, że Frank Lampard tak sporadycznie korzysta z usług Oliviera Giroud. Jest on pierwszym napastnikiem w drużynie mistrzów świata, czyli Francji, gdzie goni rekord bramkowy Thierrego Henry’ego. W Londynie rzadko kiedy udaje mu się powąchać murawę, a kiedy tak.. to zazwyczaj pokazuje się z dobrej strony.

Tym bardziej nie mogę zrozumieć, czemu tak dużą dozą zaufania cieszy się u szkoleniowca Chelsea, Tammy Abraham. Jest młody i utalentowany, jednak szczególnie w meczach o dużą stawkę, a takim był mecz ze Spurs, wyraźnie brakuje mu doświadczenia. Warto stawiać na rozwój i młodzież, jednak nie warto tak pochopnie rezygnować z usług starego mistwrza.

Może Giroud nie jest najmłodszy, ale wciąż jest w dobrej formie, a jego doświadczenie jest nieocenione. Pokazał to w ostatnim meczu Ligi Mistrzów, kiedy dał The Blues zwycięstwo w samej końcówce spotkania. Z Tottenhamem znowu zagrał tylko chwilę i  prawie udało  mu się to znowu . Szkoda ciągle trzymać na ławce gracza, który wciąż może dać tak wiele.

Zero do zera. Ten wynik cieszy Mourinho, a Tottenham pozostaje na pozycji lidera ligi angielskiej. Jeszcze bardziej, cieszy Portugalczyka postawa jego graczy. A najbardziej, jak powiedział po meczu, był zadowolony z tego, że jego piłkarze byli niezadowoleni z remisu.

Rok temu, przed przybyciem Mourinho, Tottenham był druzyną, która grała pięknie, ale w najważniejszych meczach zawodziła. Nawet po pięknej grze i po walce, ale przegrywali.

,,The Special One’’ postanowił to zmienić. Przede wszystkim mentalność. Teraz drużyna nie gra pięknie, ale skutecznie i jest na pierwszym miejscu w tabeli. I w tym sezonie nie wyglądają na ekipę, która chce to wszystko pięknie spartolić.