Austria jako państwo nie poniosła żadnej odpowiedzialności za zbrodnie austriackiego narodowego socjalizmu

Austria dokonała całkowicie świadomie imperialistycznego wyboru przynależności do Wielkiej Rzeszy i w żadnym wypadku nie stała się przymusową ofiarą przemocy nazistowskiego aparatu.

Dariusz Brożyniak

Zbrodnia a kara

Nie sposób w publicystycznym artykule przeanalizować pełni zbrodni niemieckiego i austriackiego narodowego socjalizmu. Jednak przykład Austrii, kraju, który jako państwo nie poniósł za te zbrodnie żadnej odpowiedzialności ani formalnej, ani finansowej, ani moralnej, pokazuje jak w soczewce, do jakiej społecznej moralnej amputacji może prowadzić polityczna relatywizacja zbrodni. Austriackie memento to memento dla rządzących współcześnie.

Entuzjastyczne przyjęcie Hitlera w Linzu 12 marca 1938 r. zadecydowało o zajęciu przez Niemcy całej Austrii.

Pierwotnie planowano połączenie stanowisk Prezydenta Niemiec i Austrii przy zachowaniu samodzielności tejże. Tym samym rozpoczął się proces realizacji nazistowskiej idei stworzenia z całej Europy jednej wielkiej technologicznej i ekonomicznej prowincji z Berlinem jako jedyną metropolią. Nierównomierny XIX-wieczny rozwój państw narodowych został tym samym cofnięty. Chłopi zostali tylko częściowo włączeni w ten proces, ale pozbawionym praw spadkowych synom gospodarzy dano perspektywę uzyskania własności w nowym „Lebensraum” na Wschodzie. Stała się widoczna poprawa infrastruktury, odczuwalna skuteczna walka z bezrobociem i głodem mieszkaniowym oraz możliwość kariery poprzez partyjną przynależność. Pomimo przypadków brzemiennych w drastyczne skutki wzajemnych denuncjacji w latach wojny 1939–45, stabilność narodowosocjalistycznego systemu nie była oparta jedynie na terrorze, propagandzie i manipulacji. Stały za tym konkretne ekonomiczne, socjalne i emocjonalne zachęty, co spowodowało nawet 5-procentową nielegalną przynależność do NSDAP w latach 1934–38.

Zatem Austria dokonała całkowicie świadomie imperialistycznego wyboru przynależności do Wielkiej Rzeszy i w żadnym wypadku nie stała się przymusową ofiarą przemocy nazistowskiego aparatu. W praktyce przymusowi stali się za to „wschodni cywilni robotnicy” (według prawa III Rzeszy dobrowolni (sic!)). Rosjanie, Polacy i Ukraińcy – „Untermenschen” – podlegali tzw. wschodniemu prawu karnemu, które stawiało ich na ostatnim miejscu w porównaniu z innymi nacjami, np. Włochami czy Grekami.

Rasizm był programowo centralnym elementem nacjonalistycznego systemu społecznego. Ze względu na duży procent powołań do wojska Urząd Zatrudnienia kierował do pracy szczególnie na roli, przede wszystkim Polki i Polaków, jednak byli tam zatrudnieni także francuscy, chorwaccy, słowaccy i węgierscy jeńcy wojenni, a więc z krajów z Hitlerem kolaborujących.

W czerwcu 1940 r. polscy jeńcy byli już w 91% kierowani do pracy na roli. Liczba obcej siły roboczej rosła. W Linzu, określanym jako „Nazi-Hauptstadt” (stolica nazizmu), w końcowej fazie wojny było 40–45% obcej siły roboczej, w tym 27 000 kobiet. 60% to były Rosjanki i 20% Polki. W większości szpitali miejskich – Klinice dla Kobiet, Szpitalu Neurologicznym czy Szpitalu Ogólnym – przeprowadzano medyczne eksperymenty na kobietach i zabiegi sterylizacji. Powstało swoiste centrum ze specjalnie stworzonym Urzędem Kwalifikacyjnym.

Bezprecedensowo tragiczny bilans 100 000 zamordowanych z 200 000 więźniów KZ Mauthausen i 30 000 ofiar „Aktion T4” w ośrodku eutanazji na zamku Hartheim koło austriackiego Alkoven, w obliczu przegranej de facto wojny rozpoczął już w 1945 r. proces zacierania śladów, tuszowania koszmarnej rzeczywistości i ograniczania zbrodni do wymiaru żydowskiego holokaustu. Marszowi Śmierci w kwietniu 1945 r., a więc ewakuacji obozu KZ Mauthausen do obozu Gunskirchen w Wels, towarzyszyło tzw. „Himmelfahrtkomando” – Oddział Wniebowstąpienia (sic!), gdzie SS masowo rozstrzeliwało słabych. Przyjmuje się długość trasy marszu 55 km z Mauthausen do Wels. Pierwotna wersja o więźniach z KZ Mauthausen została później zastąpiona informacją o przemarszu węgierskich Żydów aż z Burgenlandii. Były to kobiety i mężczyźni, starcy i dzieci. Jednak świadkowie wspominają katolickie modlitwy i chrześcijańskie pozdrowienia. W marszu tym szedł także zmarły przed paru laty były więzień KZ Mauthausen, artysta malarz z Warszawy, Rajmund Poboży-Kozakiewicz, współwięzień Stanisława Zalewskiego, obecnego prezesa ZG Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych.

W swym apogeum, od 16 kwietnia 1945 r. przez trzy dni, Marsz Śmierci przechodził przez miejscowość St. Florian koło Linzu, znaną z założonego w 1071 r. klasztoru augustianów przechowującego relikwie św. Floriana zamordowanego męczeńsko przez Rzymian w pobliskim Enns (w tymże klasztorze odnaleziono w 1827 r. modlitewnik polskiej królowej Jadwigi – Psałterz floriański). Klasztor prowadził gimnazjum i własną szkołę filozoficzno-teologiczną oraz chór chłopięcy.

Za przykładem samego przeora Hartla nie ukrywano sympatii do narodowego socjalizmu, jak i do samego Hitlera wśród braci zakonnych, profesorów czy studentów. Mimo tego siostrę przeora naziści zamordowali w Hartheim z powodu niepełnosprawności.

Goebbels widział więc możliwość propagandowego wykorzystania dla Hitlera klasztoru po wywłaszczeniu i przesiedleniu zakonników. Ostatecznie postanowiono posłużyć się postacią Antoniego Brucknera dla nazistowskiej propagandy. Bruckner, ur. w 1824 r. w sąsiedniej miejscowości Ansfelden, był przez 13 lat członkiem chłopięcego chóru, a w latach 1845–1855 nauczycielem i organistą w St. Florian. Został pochowany pod posadzką klasztoru, a przed wojną odbywały się międzynarodowe festiwale jego twórczości. Postanowiono zatem zlaicyzować kompletnie obiekt, nazywając go „Klasztorem Brucknera”, założyć 5. co do wielkości rozgłośnię radiową III Rzeszy, nadającą głównie muzykę klasyczną, z własną 120-osobową orkiestrą symfoniczną. Dyrygenturę planowano powierzyć lojalnemu sympatykowi nazizmu Herbertowi von Karajanowi. Do idei nazistowskiej sekularyzacji klasztoru próbowano jeszcze powrócić w latach 80. uroczystym wykonaniem 8 symfonii Brucknera w bazylice St. Florian, właśnie pod batutą samego Herberta von Karajana. W latach 2000. zbudowano w Linzu nowoczesny teatr muzyczny, realizując w ten sposób lokalizację i osobistą wizję Adolfa Hitlera zakochanego w tym mieście.

Po ogłoszeniu kapitulacji w maju 1945 r., według zarządzenia aliantów wszyscy członkowie NSDAP musieli zostać zarejestrowani. Najgorsi jednak nie znaleźli się na liście wskutek przeróżnych i wyrafinowanych manipulacji (listy były „dziurawe”, aresztowanych nie umieszczano na nich pod pretekstem oddzielnej ewidencji więziennej, popełniano „błędy i przeoczenia”). Nazistów podzielono na kategorie: obciążeni (funkcjonariusze SS i SA), mało obciążeni (tylko członkowie NSDAP, np. NSKK – Kraftsfahr-Korps/Korpusu Transportowego) i przestępcy wojenni. Aresztowani przez aliantów mogli składać do Urzędu Gminy wnioski o wsparcie ułaskawienia w specjalnie powołanym Sądzie Ludowym „Volksgericht”.

Gminy rzadko udzielały takiego wsparcia, ale w sądzie członkowie NSDAP byli wobec siebie bardzo solidarni. Wystawiali sobie nawzajem jak najlepsze opinie, nie obciążali się, usprawiedliwiali się np. intelektualnym wpływem klasztoru St. Florian, kryli się wzajemnie („Gnadenschuss” – humanitarny (sic!) strzał w głowę z litości), zasłaniali niepamięcią i zacierali ślady, nie przyznając się do numerów legitymacji partyjnych, szczególnie tych niskich (przynależność jeszcze przed 1934 i nielegalnie do 1938 r.).

W rezultacie na 20 000 oskarżeń w Linzu zapadło ponad 4000 wyroków (22%), z czego 2000 uznających winę i 2300 uniewinnień (54%). Był to jedyny sąd w Austrii, gdzie uniewinnień było więcej niż orzeczeń winy. W reszcie kraju zapadło 58% orzeczeń winy.

Już w 1948 r. nastąpiła pierwsza amnestia dla młodzieży i „mało obciążonych”. Kolejne amnestie – 1950, 1955 i 1957 – dla „obciążonych” zakończyły ostatecznie denazyfikację, przywracając oskarżonych w pełni do społeczeństwa. Starano się jak najszybciej zapomnieć o wojnie i przestępstwach, traktując niedawne wydarzenia jak niebyłe. Byli znaczący funkcjonariusze NSDAP, zajmujący kluczowe stanowiska decyzyjne, szybko wrócili na dawne miejsca nauczycieli, kierowników i dyrektorów szkół czy burmistrzów. Przy przejściu na emeryturę otrzymywali później wysokie odznaczenia państwowe za zasługi dla Republiki Austrii.

Na takim to gruncie Stowarzyszenie Niezależnych (Verbands der Unabhangingen, VdU) stało się polityczną ojczyzną tysięcy nazistowskich oficerów, którzy nie mając po przegranej wojnie kim dowodzić, wrócili właśnie po długoletnich karach więzienia jako „mało obciążeni” do społeczeństwa, konstatując objęcie większości politycznych stanowisk przez socjalistów i chadeków. Po otrzymaniu na początek mocnego wsparcia od służb specjalnych sił okupacyjnych, uczynili użytek ze swych odzyskanych praw wyborczych i już przy pierwszych wyborach odebrali socjalistom i chadekom 16 mandatów. Po brutalnej walce wewnętrznej, często kończącej się w szpitalu, roztrwonili jednak swój wyborczy dorobek. W tej sytuacji ster kierownictwa VdU objął ułaskawiony nazista Reinthaler, który po zaciętej walce dwóch skrzydeł rozwiązał VdU i utworzył ze zwycięskich prawicowych ekstremistów i byłych nazistowskich przywódców Partię Wolnościową, FP. Po śmierci Reinthallera, przez 20 lat Wolnościowcami kierował były oficer SS, Peter. Friedrich Peter należał do 1.SS-Infanteriebrigade, która w ramach tzw. Einsatzgruppen realizowała plan likwidacji rosyjskich Żydów. Do lata 1942 r. SD, SS i Waffen-SS (złożone także z ukraińskich ochotników dowodzonych przez Niemców) zamordowało przez rozstrzelanie około 500 000 Żydów.

On to, przekazując ostatecznie władzę w 1970 r. mniejszościowemu rządowi socjalistycznemu Bruno Kreisky’ego, zagwarantował jego stabilność pod warunkiem sześciu stanowisk ministerialnych dla byłych nazistów. Bruno Kreisky, urodzony w wiedeńskiej rodzinie żydowskich przemysłowców włókienniczych, z pochodzącej z czeskiego Znojma matki, także z rodziny przemysłowców spożywczych Felixów, zdecydował się na ten tzw. brunatny rząd, mimo że 25 członków jego bliskiej rodziny zginęło w holokauście. On sam uciekł w 1938 r. z najbliższymi do Szwecji, gdzie spędził całą wojnę. W 1935 r. narodowi socjaliści (członkowie zabronionego NSDAP) byli jego „współtowarzyszami niedoli” w wiedeńskim więzieniu, gdzie trafił podobnie jak i oni za nielegalną w Austrii do Anschlussu rewolucyjną działalność socjalistyczną.

Słynny stał się bezpardonowy konflikt Szymona Wiesenthala z Kreiskym. Choć Wiesenthal mieszkał w Linzu dwa domy dalej od byłego mieszkania Eichmanna i utrzymywał, że go widywał, to dopiero w Argentynie służbom izraelskim udało się Eichmanna dopaść.

Cały pakiet reform Kreisky’ego dał podwaliny austriackiemu państwu opiekuńczemu, stał się on więc niemalże narodowym bohaterem, a rządy socjalistów przetrwały 30 lat, do kolejnej próby sięgnięcia po władzę Partii Wolności FPO. Masowe protesty w Europie i na świecie zniweczyły ten zamiar, tym razem już Jorga Haidera, podejrzewanego (szczególnie za swe poglądy) w rozpowszechnianych teoriach spiskowych o to, że był synem Hitlera. Wtedy to rozpoczęły się tajemnicze związki partii FPO z rosyjską oligarchią. Po jednym z takich spotkań Jorg Haider zginął w wypadku samochodowym. Powszechnym autorytetem natomiast cieszy się w Austrii do dziś postać Kurta Waldheima, byłego prezydenta Austrii i przede wszystkim Sekretarza Generalnego ONZ, który jakoby „ukrył” swoją przeszłość wojenną, tj. służbę oficera Wehrmachtu w randze starszego porucznika na Bałkanach w Podgoricy. W latach 2000. ujawniono dokumenty zbrodniczej działalności także Wehrmachtu, szczególnie wobec właśnie bałkańskiej partyzantki.

Tzw. Operacja spinacz zapewniła Amerykanom po 1945 r. setki nazistowskich ekspertów i tysiące inżynierów. Wielu członków SS, SD i Gestapo zostało wykorzystanych w CIA, z szefem Gestapo Heinrichem Mullerem włącznie. Wojenne „kariery” zostały przemilczane, ślady zatarte. Kariery nazistowskich przestępców w czasie zimnej wojny stały się elementem konkurencji służb amerykańskich i sowieckich. KGB przejęło tysiące nazistowskich naukowców i około 16 tys. inżynierów. Kanada udzieliła spektakularnego azylu ukraińskim ochotnikom najbardziej zbrodniczych, pacyfikacyjnych formacji Waffen-SS i SS-Galizien, wykorzystywanym także do nadzoru i terroru w całym systemie niemieckich obozów koncentracyjnych.

Doszło więc do przetrącenia moralnego kręgosłupa społeczeństwom i całym narodom. Dziś, 74 lata po zakończeniu wojny, pojawiają się zatrute owoce tej operacji.

Austria staje się egoistycznym i ksenofobicznym krajem, 11. z najbogatszych na świecie, i po raz kolejny wybiera do władzy Partię Wolności FPO, z najnowszym otwarcie już rasistowskim hasłem „Austriacy przede wszystkim”. Władimir Putin tańczy na weselu jednej z pań minister tego politycznego środowiska.

Tym razem jednak świat i Europa znamiennie milczą. Państwo Izrael, niepomne hekatomby własnego narodu i łamania w przeszłości dziesiątek rezolucji ONZ, stacza się w stronę skrajnej prawicy, budując swoją tożsamość na nienawiści, przede wszystkim do Palestyńczyków i Polaków, także wspierając się Rosją. Ukraina buduje swoje młode państwo, uparcie i wbrew wszystkiemu, rękami parlamentu i autorytetem prezydenta, na zatrutym zbrodnią ludobójstwa micie OUN UPA, Waffen-SS i SS-Galizien i na niepogrzebanych dziesiątki lat szczątkach swych ofiar. Nawet mała i bezbronna Litwa, chroniona przez polskich lotników, demonstruje decyzjami byłej sowieckiej komunistki i komsomołki antypolskie szykany nazwisk, szkół, instytucji, byłej własności, językowej tolerancji. Świat i Europa milczą nadal. Niemcy próbują zawrócić koło historii też wspólnie z Rosją, a najnowsze dzieje, pozostające jeszcze w pamięci żywych, napisać od nowa. Amerykanie na zimno kalkulują swe globalne interesy patrząc wyłącznie w przód, traktując historię jak statystykę, a sojuszników tylko instrumentalnie.

W Polsce władza, nie mając ciągle odwagi jasnych decyzji, piękne słowa o Żołnierzach Wyklętych wypowiada przy jednym stole z tymi, co mówią nadal bezkarnie o Wyklętych Bandytach; szuka przyjaźni u tych, co swe wyborcze głosy zdobywają na ostentacyjnym antypolonizmie, potyka się na własnym terytorium o nielegalne (w państwie prawa (sic!)) pomniki swych oprawców, rodzinom ofiar niemieckiego i austriackiego bestialstwa – R.P.O.O.K – odmawia godnego miejsca dla wspólnej modlitwy, narażając je z premedytacją na wpływ ewentualnych prowokatorów trzeciorzędnego sektora; wstydzi się w KL Auschwitz polskich narodowych barw, symboli i historii.

Polski społeczny kręgosłup jest już także mocno doświadczony najpierw sowieckim totalitaryzmem, później okrągłostołowym fałszem. Ta kolejna „lekcja”, przykład z góry idący, może być brzemienna w skutki. Tym razem świat i Europa nic już nie powie, konstruktywnej cenzury nie będzie, bo postępujący relatywizm zabija wszelką przyzwoitość. Polityczny machiawelizm na krzywdzie słabszych, na własnej pamięci i na własnych grobach, który staje się jedyną metodą osiągania karier i zaspokajania osobistych ambicji, może zostać po raz kolejny srogo ukarany.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Zbrodnia a kara” znajduje się na s. 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Zbrodnia a kara” na s. 9 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego