Karuzela oponiarska w Formule 1. Bridgestone niepozbawiony szans

Fot.: ŚwiatWyścigów.pl

FIA prowadzi przetarg, którego zadaniem jest wybranie dostawcy opon dla koronnej serii na lata 2025-2027 (z opcją na ’28) . Obecny dostarczyciel mieszanek, Pirelli, stawia czoło dynamicznej sytuacji.

Pirelli od 2011 roku jest jedynym dostawcą ogumienia w Formule 1. Wcześniej tę rolę odgrywał Bridgestone. Wiemy, że to właśnie Japończycy zdecydowali się stanąć w szranki z włoską firmą i ubiegają się o względy decyzyjnych w Międzynarodowej Federacji Samochodowej i F1. Przetarg może zostać rozstrzygnięty jeszcze podczas przerwy wakacyjnej, którą zakończy weekend z Grand Prix Holandii – wyścig na Zandvoort obędzie się 27 sierpnia.

Ostatni czas jest dla Pirelli dość burzliwy. Formule 1 zależy na byciu bardziej „eko”. Jednym z czynników, który może jej w tym pomóc, jest planowana rezygnacja z koców grzewczych, które nakładane na opony przed wyjazdem bolidu na tor mają za zadanie zawczasu nadać mieszankom wyższą temperaturę, by te mogły szybciej wejść w tak zwane okno pracy.

Od tegorocznego wyścigu w Monako Pirelli wdrożyło takie opony, jednak tylko te oznaczone niebieskim paskiem – deszczowe. W międzyczasie trwały testy nowych mieszanek na suchą nawierzchnię. 28 lipca Komisja Formuły 1 nie zgodziła się jednak na wprowadzenie ich od sezonu 2024 roku. W przyszłym roku slicki nadal będzie można ogrzewać specjalnymi kocami. Jednak zakaz takiej metody będzie obowiązywał już nie tylko w kwestii „deszczówek” – dołączą do nich opony przejściowe.

Zdaniem kierownictwa Pirelli prace nad nowym ogumieniem szły bardzo dobrze, jednak zespołom nie spodobało się to, że opony były sprawdzane jedynie na obiektach, które sprzyjają szybkiemu ich dogrzaniu (tor Sakhir w Bahrajnie, obiekt Barcelona-Catalunya oraz brytyjski Silverstone).

Co ciekawe, mimo odrzucenia pomysłu wdrożenia opon na suchą nawierzchnię niewymagających koców grzewczych, Pirelli już we wtorek po decyzji komisji rozpoczęło kolejne, wcześniej zaplanowane, dwudniowe testy. Niestety zbyt mały odstęp czasu nie pozwolił na zmianę planów. Szczęśliwie na torze Spa-Francorchamps spadł deszcz, w związku z czym włoska firma testowała mieszanki deszczowe i przejściowe; pod kątem ich przyszłorocznej specyfikacji.

Kolejne testy zaplanowano na pierwszy pełny tydzień września. Odbędą się na włoskiej Monzy. Włosi pewnie mają nadzieję, że zdążą dostosować się do nowej sytuacji i czas spędzony na torze pod Mediolanem wykorzystają na pracę nad właściwymi przyszłorocznymi mieszankami.

Jeśli chodzi o zakaz koców grzewczych wobec wszystkich rodzajów opon, ten pojawi się najwcześniej w 2025 roku. To właśnie od tego roku możemy mieć innego dostawcę opon – Pirelli może zostać zastąpione Bridgestone (o potencjalnym innym kandydacie – cicho).

W kontekście przetargu ostatni obrót spraw zdaje się niekorzystny dla Pirelli. Po pierwsze: zespoły F1 uznały, że Pirelli nie wykonało jeszcze wystarczająco efektywnej pracy w kontekście wprowadzenie nowego typu opon. Opinia ekip ma istotne znaczenie, bo to w końcu one są ostatecznymi klientami dostawcy opon. Jeszcze bardziej na dobrej jakości ogumienia zależy samym kierowcom.

Ci w ostatnim czasie skrytykowali opony deszczowe. Fernando Alonso zwrócił uwagę na ich nadmierne przegrzewanie się. Inni mówili o tym, jak znacznie wolniejsza jest jazda na „deszczówkach” od tej na oponach przejściowych. George Russell tę różnicę szacuje na mniej więcej sześć sekund. Z kolei Charles Leclerc twierdzi, że obecnie przydatność opon deszczowych jest niewielka. Gdy mocno pada, dyrekcja wyścigu i tak nie pozwala się ścigać z uwagi na bardzo ograniczoną widoczność. Kiedy opady ustają, stawka często chętniej sięga po ogumienie przejściowe.

Dodatkowo odroczenie wprowadzenia zakazu koców grzewczych wytrąca z rąk Pirelli ważny argument. Gdyby nowe opony miały pojawić się już za rok, decyzyjni mniej chętnie patrzyliby na zmianę dostawcy od sezony 2025. Znika argument: „Skoro Pirelli opracowało takie mieszanki, skoro ta firma skutecznie pomaga nam w spełnianiu naszych ekologicznych celów, to czemu mielibyśmy zakończyć z nimi współpracę i związać się z kimś, kto może temu wyzwaniu nie podołać tak szybko?”. A tak, powrót Bridgestone’a może przypaść właśnie na początek ery „bezkocowej” i rok przed wejściem nowych przepisów silnikowych, którym towarzyszyć będą zmiany w konstrukcji bolidów – te z kolei już z pewnością będą wymagały również kolejnych zmian natury oponiarskiej.

Należy pamiętać, że sprawa opon niewymagających koców grzewczych nie będzie jedynym obszarem analizowanym w przetargu. Jednak decyzja o odroczeniu zaaplikowania zakazu prawdopodobnie sprawia, że Bridgestone ma lepszą pozycję startową niż miało to miejsc przed spotkaniem komisji.

Kamil Kowalik

Zobacz także:

Czas na Motorsport #22 – Tymek Kucharczyk o podium na Silverstone i Dariusz Szymczak o Grand Prix Belgii

Witt: Zanim przyszedł z Chin koronawirus na rynek europejski przyszły opony chińskie, tańsze o połowę od europejskich

Piotr Witt o zamykaniu wielkich fabryk opon we Francji, tym jak pracodawcy korzystają z epidemii by zwalniać pracowników i o problemach francuskiej branży metalurgicznej.


Piotr Witt zwraca uwagę na trwające trzeci tydzień protesty przeciwko zamknięciu fabryki Bigdestone w Béthune. Afera nabrzmiewała, jak mówi, od wielu miesięcy. Firma należy do Japończyków. Trzy dni po Bridgestone na zawieszenie produkcji w Unii Europejskiej zdecydował się Michelin. Według koncernów powodem likwidacji zakładów pracy jest troska o zdrowie pracowników w związku z pandemią koronawirusa.

Zanim przyszedł z Chin koronawirus na rynek europejski przyszły opony chińskie, tańsze o połowę od europejskich.

Nasz korespondent zaznacza, że jest to nieprawda. Prawdziwym powodem jest napływ konkurencyjnych chińskich opon do Francji. Zwolnienia zaczęły się jeszcze przed koronawirusem. Decyzję właściciele firm podjęli już dwa lata temu. Tymczasem swoje zakłady zamknął gigant metalurgiczny ArcelorMittal. Przyczyn kryzysu metalurgii nad Sekwaną widzi się w tym, że

Bank Goldman Sachs ignorując realia przemysłu i specyfikę metalurgii podtrzymywał spekulację finansową przemysłem ciężkim, co doprowadziło do krachu.

Pandemia, jak mówi Witt, daje nowe narzędzia w ręce koncernów. Dzięki niej przedsiębiorcy mogą zwalniać pracowników, zamykać fabryki i działać w taki sposób, w jaki nie mogliby w czasach przedcovidowych.

Pandemia jest tak pożyteczna, że jak jej by nie było, to trzeba byłoby sobie ją wymyśleć! […] Jeśli potrwa dostatecznie dług […] to będziemy z łezką w oku spoglądać na czasy przedcovidowe, kiedy wzrastało rekordowe bezrobocie i powiększały się nierówności społeczne.

Airbus zwalnia trzecią część swych pracowników. Michelin mógł zamknąć z tytułu pandemii 14 swych zakładów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.