Rzeczywistość oczami zwykłego Jana Kowalskiego / Brzydka biurokracja przeciwko atrakcyjnej polskiej wolności (1)

To niewola kosztuje, i to bardzo dużo. A wolność? W wolność musimy jedynie zainwestować. Po to, żeby później płacić dużo mniej. Bo to wolność jest opłacalna; liczona w złotych polskich również.

Mało mamy śniegu tej zimy w Beskidzie Niskim. Zatem zamiast stawać się kolejnym frustratem, odpaliłem samochód i po sześciu godzinach wylądowałem w Jakuszycach – stolicy polskiego narciarstwa biegowego. Nabiegałem się co niemiara, żeby zrekompensować miejscową drożyznę (dwa razy wyższe ceny niż w Niskim). Dzięki temu cena za jeden kilometr biegu nie wypadła najgorzej, ale zaraz po powrocie wylądowałem w moim ulubionym gabinecie masażu, to znaczy fizjoterapii.

I zupełnie gratis wysłuchałem opowieści mojej fizjoterapeutki o uszczęśliwieniu całej branży przez wprowadzenie nowej ustawy o zawodzie terapeuty. Co zaowocowało powołaniem Krajowej Izby Fizjoterapeutów ze stanowiskiem prezesa za 12 200 zł miesięcznie i obowiązkowym płatnym świadectwem do wykonywania zawodu.

A zatem, oprócz płacenia normalnych podatków od działalności gospodarczej, moja fizjoterapeutka będzie musiała płacić składki miesięczne po 25 zł i jedną w wysokości 100 zł. Razem 400 zł rocznie dodatkowego podatku. W Polsce jest 50 000 fizjoterapeutów, co pomnożone przez 400 zł daje okrągłą sumkę 20 milionów rocznego dochodu.

Krajowa Izba Fizjoterapeutów dzięki temu będzie mogła utrzymywać piękne biuro w centrum Warszawy, wypłacać regularnie pensje prezesowi i jego zastępcy, sekretarkom i pewnie różnym dyrektorom, a także diety członkom Zarządu po 800 zł dziennie (na razie). Zapytałem, rzecz jasna, o korzyści dla niej, ale w odpowiedzi moja masażystka tylko pokręciła głową, a w plecach poczułem większy ból.

Tak właśnie wygląda klasyczny przypadek brzydkiej biurokracji, która niszczy atrakcyjną polską wolność. Najpierw wprowadza się rzekomo konieczną ustawę, a potem drenuje pieniądze z naszych kieszeni.

Przyjęło się potoczne określenie, że wolność kosztuje. Tak, ale jedynie jako inwestycja w jej zdobycie i pogłębienie. A potem wolność jest opłacalna dla nas wszystkich, prostych zjadaczy chleba i produktów bezglutenowych, bo jest tańsza. W każdy interes musimy najpierw zainwestować pieniądze. I to jest widzenie rzeczywistości oczami zwykłego Jana Kowalskiego.

Ale urzędnik widzi rzecz całą diametralnie odmiennie. On najpierw oblicza, ile pieniędzy jest w puli, liczy wszystko w skali makro. 400 zł od łebka razy 50 tysięcy daje 20 milionów. W ten sam sposób obliczono kiedyś nasze zdrowie; w roku 2002 to było 80 miliardów złotych w budżecie państwa. Mój znajomy polityk aż się był oblizał, wymieniając przy mnie tę sumę.

Dlatego wcale mnie nie cieszy nasza nowa minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz, bo pomimo pozornej atrakcyjności, ma twarz brzydkiej biurokratki. I już się boję, że urzędnicy w jej resorcie zrobią podsumowanie liczby i dochodów prywatnych przedsiębiorców, i zaczną nam pomagać.

Bo chociaż w Urzędzie Skarbowym urzędnik już nie patrzy na mnie jak na przestępcę, jak działo się to w latach 90., to teraz widzi we mnie źródło swojego dochodu.

Zajmijmy się wreszcie tym nieszczęsnym, rzekomo obniżonym ZUS-em. Skrajny biurokratyczny fiskalizm w myśleniu o organizacji naszego wspólnego życia narodowego doprowadził do faktycznego wyrzucenia z Polski 2,5 miliona pełnych energii Polaków. Bo opodatkowano obligatoryjnym ubezpieczeniem już pierwszy dzień działalności gospodarczej każdego człowieka. Bo wprowadzono opodatkowanie ubezpieczeniem społecznym każdej aktywności zawodowej. Tak jakby człowiek prowadzący drugą działalność co najmniej drugi raz żył. I ten stan trwa do dziś, i nie słyszałem nawet zająknięcia z ust rządowego biurokraty, żeby to zlikwidować.

Zamiast prostego systemu: nie zarabiasz – nie płacisz, jak jest na przykład w Anglii, wprowadza się coraz bardziej skomplikowane formuły i sposoby ich mierzenia i ważenia. Po co? Jak to po co, przecież kolejne dzieci politykom dorastają, a muszą gdzieś pracować, i nie za grosze.

8 160 funtów. Prawie 40 000 złotych. Do osiągnięcia takiego dochodu mała firma w Anglii nie płaci żadnego ubezpieczenia. Ale jeszcze ciekawiej rzecz wygląda, gdy przedsiębiorca zatrudnia pracowników. 12% płaci od pracownika dopiero od zarobków powyżej 680 funtów miesięcznie.

Przez wiele lat prowadziłem firmę, zatrudniając średnio 20 pracowników rocznie. I – co trzeba tu dodać – same kobiety, w większości mężatki i wdowy. Po co to piszę? Otóż w Anglii od wdów i mężatek pracodawca płaci pomniejszone składki, nie 12%, ale 5,85%.

Aż za głowę się złapałem, gdy zacząłem przeliczać. Nie w funtach oczywiście, ale procentowo. Oto co mi wyszło. Od aktualnie najniższej pensji na rękę w wysokości 1530 zł zapłaciłbym ok. 8% ubezpieczenia (część kobiet to jednak były stare panny i rozwódki). Jeden pracownik kosztowałby mnie zatem, według angielskich obciążeń społecznych, po odliczeniu nieopodatkowanych 530 zł, tylko 80 zł miesięcznie. Pomyślicie pewnie, że byłem idiotą – za każdego pracownika płaciłem 1000 złotych, 12-krotnie więcej.

Na zdrowy rozum wszyscy jesteśmy idiotami. My, przedsiębiorcy, bo cały czas musimy płacić astronomiczne sumy na obrzydliwą biurokrację, na to pasożytnicze i teoretyczne państwo. I wy, pracownicy, bo… sami sobie dopowiedzcie. Na co poszły nasze ciężko wypracowane pieniądze? To chyba jasne, na rozwój biurokracji.

Ze 110 tysięcy w roku 1991 do przeszło 1 miliona obecnie (podejrzewam, że to już jakieś 1 100 000, ale nie mogę znaleźć danych). A co musi robić biurokracja, żeby uzasadnić swoje istnienie? Musi efektywnie pracować, czyli wydawać rozporządzenia, zarządzenia, okólniki, przepisy, pozwolenia, zezwolenia, zaświadczenia. Po prostu musi nas niewolić, a my musimy grzecznie za to płacić!

A zatem to niewola kosztuje, i to bardzo dużo kosztuje. A wolność? W wolność musimy jedynie zainwestować. Po to, żeby później płacić dużo mniej. Bo to wolność jest opłacalna; liczona w złotych polskich również.

Jan Kowalski

PS Jak słusznie się domyślacie po numerku w tytule, za tydzień uzupełnię temat. (JK)