Niewielu w życiu spotkałem ludzi tak mądrych i tak oddanych sprawie Bożej i Polsce jak Stanisław Leszczyc-Przywara

Ponosił straszne koszty niezłomnej życiowej postawy. Swoim życiem pokazał, że jeśli człowiek sam się nie podda, to żadne złe moce nie zdołają pogrzebać w nim ducha wolności otrzymanego od Boga.

Paweł Milla

W styczniowym „Śląskim Kurierze WNET” przedstawiłem dość dokładny opis losów Staszka Przywary „Szarego” i jego męczeństwa w dniu 22 września 1944 r. Prawie 40 lat później Wujek otrzymał związany z tym kolejny znak Boży i wynikające z niego cierpienie, ale jak zawsze w swoim życiu, pokornie i godnie był posłuszny Woli Bożej. Po synu Staszku, „córuni” Werze, w kolejnym już pokoleniu tracił ukochanego wychowanka. To od Wujka w wakacje 1982 r. najwięcej dowiedziałem się o szczegółach zakończonego już śledztwa i cierpień Staszka Matejczuka. Wujek walczył codziennie na kolanach, żarliwą modlitwą prosząc Boga o zdrowie i wytrwałość dla „jego Staszka” w tej niezwykle ciężkiej próbie. Próbował mi wówczas w Rydułtowach przekazać, na czym polega moc modlitwy i całkowite zawierzenie Woli Bożej dające siłę i wewnętrzny spokój w każdej sytuacji – ale do tego trzeba dojrzeć, mieć własne przeżycia albo otrzymać łaskę Bożą, jak ks. Blachnicki.

Staszek Matejczuk w latach 80. XX wieku był chyba najdłużej przetrzymywanym więźniem politycznym w PRL. Gdy komuniści wprowadzili stan wojenny, studiował na KUL. Było dla niego oczywiste, że jak jest wojna, to trzeba walczyć i wszystko inne odłożyć na bok. Obrał pseudonim „Student” i w rodzinnym Grodzisku Mazowieckim zorganizował i dowodził grupami Sił Zbrojnych Polski Podziemnej. Chłopcy zdobywali broń do przyszłej walki z komunistami. SB szybko ich rozpracowało. Staszek został aresztowany w nocy z 4 na 5 marca 1982 r. 9 września 1982 r. został skazany w głównym procesie grupy grodziskiej razem z ks. Zychem, Robertem Chechłaczem, Tomaszem Łupanowem i innymi na 6 lat pozbawienia wolności za „zorganizowanie i przywództwo związku zbrojnego na terytorium PRL w czasie obowiązywania stanu wojennego”. Nie miał możliwości nawet czasowego opuszczenia więzienia, a został zwolniony dopiero pod koniec 1986 roku, więc nie mógł się spotkać z Wujkiem ani być na jego pogrzebie.

Duże wrażenie zrobiło na mnie zestawienie, jakie po jednej z naszych wspólnych modlitw za Staszka w 1982 r. podał mi Wujek:

„Mój syn też miał na imię Staszek, podobny wiek 22 lata, walczył zbrojnie na wojnie za Polskę i za wiarę katolicką, a po aresztowaniu podobnie był przez oprawców torturowany! Gestapo w Ptaszkowej zerwało Stasiowi różaniec i kazało pozbierać jego części palcami z powbijanymi drzazgami. Staszkowi zomowcy na Rakowieckiej również zerwali różaniec i podeptali medalik z Matką Boską, z tą różnicą, że zamiast drzazg powbijali mu szpilki i igły.

Stasia Gestapo katowało kilka godzin i nic nie powiedział, został skazany i rozstrzelany. Stasia Matejczuka zomowcy katowali kilkanaście godzin i też nic nie powiedział, ale jednak przeżył, za co dziękuję Bogu”. I spoglądając na mnie, dopowiedział: „A ty masz się uczyć – to jest teraz najważniejsze!”. (…)

Basia z Podlasia

Podobnie jak wielu jej przyjaciół, Wujek nazywał ją „Basia z Podlasia”. Ona tytułowała go „Panem Pułkownikiem”, którym wg powojennych szarż mógłby zostać, choć nie był zawodowym żołnierzem. Nie miał nigdy ku szarżom pretensji; był dumnym i skromnym porucznikiem – polskim legionistą z 1914 r. Barbara Wachowicz – jedna z największych pisarek, jakie Polska ostatnio miała – zmarła w czerwcu 2018 roku i została pochowana w Alei Zasłużonych na Wojskowych Powązkach. (…)

Dzięki dzieciom młodszego brata Wujka Stefana Przywary – Ludmile oraz Janowi i jego żonie Małgorzacie – zachowały się niektóre listy i dedykacje od „Basi z Podlasia” do „Pana Pułkownika”. Poznali się w Sanktuarium Maryjnym w Leśnej Podlaskiej i zaprzyjaźnili, wręcz duchowo zakochali. Przez trzy ostatnie lata życia to właśnie z Barbarą Wachowicz Wujek najczęściej korespondował – co kilka tygodni.

Oboje są już w Ojczyźnie Niebieskiej, więc można udostępnić choć cząstkę ich pięknego języka, myśli przepojonych miłością do Boga, Ojczyzny i całego ich wspaniałego świata kultury duchowej. Minionego już świata epoki przedkomputerowej, gdy ludzie, nie zważając na PRL-owską cenzurę, pisali odręcznie kartki i listy oraz czekali cierpliwie na odpowiedź, którą przynosił listonosz.

Podlasie, 22 lipca 1982 r (czas stanu wojennego); Drogi, NIEZAPOMNIANY, WSPANIAŁY! Jeszcze czuję na czole znak krzyża błogosławiący, który uniosłam z Leśnej, jak płomyk – ogrzewający serce, dający siłę i nadzieję… Jakże żałuję, że tak krótko było dane mi cieszyć się obecnością PANA i tak bardzo chciałabym poznać PANA biografię i owe dni, gdy orły polskie znowu weszły do sanktuarium Leśnieńskiej MADONNY…(…) Bardzo, bardzo chciałabym napisać o Panu w mojej książce o Podlasiu – „Ogród młodości”. Ojciec mój był podsztandarowym IV pułku ułanów GROCHOWSKICH – i w 1918 roku zdobywał pałac Ogińskich w Siedlcach…. (…) Mottem mego życia i pracy są słowa młodego Stefana Żeromskiego „Miłości ziemi rodzinnej, miłości rodaków, miłości wszystkiego co polskie – stój zawsze przy mnie!”. Jakże dziękuję losowi, że na moim ukochanym Podlasiu spotkałam Kogoś w błękitnym legionowym mundurze – który znałam tylko z legendy! Tysiączne serdeczności łączę – NIGDY PANA NIE ZAPOMNĘ. (…)

Warszawa 15.09.1982 (czas stanu wojennego); Pułkowniku Wspaniały! Powróciwszy z wojaży na rocznicę śmierci ANDRZEJA MORRO (o którym „Przekrój” drukował właśnie cykl moich artykułów) – zastałam listy najmilszego Pana z przepiękną kopią grottgerowską… Jakże mam dziękować!!! Załączam ksero wywiadu ze mną, który nieco zorientuje Drogiego Pana w moich działaniach! Dzień przeżyty z Panem w Leśnej zaliczam do najpiękniejszych w moim życiu! Całuję z całego serca, a dotyk krzyża czuję na mym czole. (…)

Prawdziwemu Synowi Polski – Żołnierzowi Legionów, ojcu Stasia – „Szarego” – Kochanemu Panu Stanisławowi Leszczyc-Przywarze ten bibliofilski druk o człowieku, który uderzał mową jak szpadą w obronie wszystkich Polaków – a jego bohaterowie byli Tacy jak Pan – ofiarowuje z miłością – autorka. (…)

Stanisław Leszczyc-Przywara zmarł 5 stycznia 1985 r., w wieku 89 lat, przebywając u swojego brata Franciszka w klasztorze ss. dominikanek w św. Annie k. Częstochowy. Został pochowany w Rydułtowach. Swoim życiem wywarł wielki wpływ na wiele osób, szczególnie na młodzież. (…)

Jestem pełen wdzięczności za całe dobro duchowe, jakie otrzymałem od Wujka Stanisława Leszczyc-Przywary.

Niewielu w życiu spotkałem ludzi, którzy byli tak mądrzy i tak bardzo oddani sprawie Bożej i Polsce. Wujek był człowiekiem otwartym, przyjaznym, pogodnym, o wysokiej kulturze osobistej, zawsze eleganckim. Jako przedwojenny oficer stanowił ucieleśnienie takich zasad jak honor, uczciwość, patriotyzm i szacunek wobec kobiet. W długim życiu doznał wielu cierpień, ale nie było w nim żadnego narzekania na los czy smutku – co niestety mnie się zdarzało zbyt często. Cieszył się każdym przeżytym dniem, bo po prostu adorował Boga w swoim sercu: „I nic nad Boga!”

Cały artykuł Pawła Milli pt. „»A gdzie mój legionista?« (VI)” znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Milli pt. „»A gdzie mój legionista?« (VI)” na s. 8 i 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego