Kolęda: Dla dowództwa AK powstanie warszawskie było ostatnią szansą na ratowanie niepodległości Polski

Co nowego można powiedzieć o powstaniu warszawskim? Odpowiada Artur Kolęda, starszy specjalista w Centralnym Biurze Edukacji IPN.

Artur Kolęda mówi o przygotowanej przez IPN  wystawie „Powstanie Warszawskie 1944. Bitwa o Polskę”.

Podtytułem wystawy jest „bitwa o Polskę” […] . To nie była bitwa tylko o Warszawę, to była bitwa o Polskę. Dowództwo Armii Krajowej widziało w tym ostatnią szansę na ratowanie niepodległości Polski.

Wystawa stanowi część ogólnopolskiej inicjatywy IPN, w ramach której przygotowywanych jest 17 wystaw poświęconych takim wydarzeniom jak poznański czerwiec, rzeź wołyńska, czy marzec 1968. Gość „Kuriera w samo południe” podkreśla, że  Akcja „Burza” i powstanie warszawskie stanowiły „krzyk rozpaczy zdradzonej Polski”, której losy zostały rozstrzygnięte za jej plecami na konferencji w Teheranie.

Dopiero po koloryzacji zobaczyłem, że ci żołnierze mają białe koszule i krawaty i na to nałożone panterki zdobyte na Niemcach.

Plakat promujący wystawę „Powstanie Warszawskie 1944 Bitwa o Polskę” / Materiał IPN

Kolęda szukał odpowiedzi na pytanie „co jeszcze można nowego powiedzieć o powstaniu”.  Odpowiedzią okazały się zdjęcia z epoki koloryzowane przez Mikołaja Kaczmarka. Jak mówi, „efekt był naprawdę zdumiewający”. Przywołuje zdjęcia z wyzwolenia przez powstańców „gęsiówki”, jak warszawiacy nazywali KL Warschau. Na wystawie można też znaleźć montaż znanego zdjęcia zniszczenia Prudentialu, gdzie niszczony przez niemiecki pocisk budynek przedstawiony jest na tle współcześnie stojących tam wieżowców.

Dzisiaj w Klubie Garnizonu Warszawa odbędzie się spotkanie „Powstanie warszawskie na zdjęciach niemieckiej Luftwaffe”, prowadzone przez Zygmunta Walkowskiego, który był gościem dzisiejszego „Poranka WNET”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Walki o utrzymanie Rzeczpospolitej Iwonickiej podczas „operacji dukielskiej”. Próby wspólnej walki z Armią Czerwoną

8 dni trwały zacięte walki, a Niemcy dla uzyskania lepszej widoczności na przedpolu, we wtorek 12 września, po wysiedleniu ze strefy przyfrontowej wszystkich mieszkańców, spalili 38 budynków.

Stanisław Orzeł

Kiedy front zatrzymał się na Wisłoku, dowództwo obrony Rzeczpospolitej Iwonickiej „chciało porozumieć się z Armią Czerwoną celem wspólnego przerwania obrony niemieckiej. W tym celu konno pojechała delegacja naszego oddziału za Wisłok do stanowisk sowieckich. Mieli szczęście, że wrócili cało.

Po tej wizycie został rozbrojony sowiecki pluton, ponieważ uciekł z pola walki, pozostawiając broń. Żołnierzy sowieckich ze zdemobilizowanego plutonu ukryli gospodarze z Lubatowej” (M. Murman [w:] L. Such, Wspomnienia z akcji „Burza” w Iwoniczu, s. 175–176). Doszło do tego na biwaku w Jasionce, 12 sierpnia. Następnego dnia, 13 sierpnia ok. 10 rano w Lubatowej za kościołem znaczny oddział niemiecki z autem pancernym na czele zaatakował powyżej mostu oddział partyzancki rozlokowany na sąsiednim wzgórzu. Partyzanci, mimo przewagi Niemców, bronią maszynową i granatami zmusili ich do ucieczki. Unieruchomione auto pancerne spalono. Jednak z meldunków zwiadowców wynikało, że Niemcy nadal zamierzają opanować Lubatową większymi siłami. (…)

W tym czasie pojawiła się z wizytą „delegacja wojska słowackiego w składzie dwu oficerów (major i kapitan) oraz pięciu żołnierzy. Jako prezent dostarczyli dwa furgony z bronią, amunicją i granatami.

Formalnie Słowacy wciąż byli sojusznikami Niemiec, ale „czując pismo nosem”, szykowali się do zmiany frontu. Oficerowie odbyli kilkugodzinne rozmowy z „Pikiem” i pod wieczór, mocno rozweseleni bimbrem, odjechali w stronę Dukli” (R. Sługocki, jw., s. 25). Trzeba pamiętać, że wówczas trwały na Słowacji przygotowania do powstania w związku z wkroczeniem Wehrmachtu na jej teren i w nadziei na szybką ofensywę Armii Czerwonej. W efekcie „29 sierpnia o godzinie 20.00 podpułkownik Ján Golian (szef sztabu generalnego wojsk lądowych armii słowackiej, a jednocześnie dowódca konspiracyjnego Centrum Wojskowego na Słowacji) wydał wszystkim jednostkom armii słowackiej umówiony sygnał do rozpoczęcia antynazistowskiego powstania rozkazem »zacznijcie wypędzanie«”. (…)

Podczas gdy na początku września trwały potyczki partyzantów z mniejszymi lub większymi oddziałami niemieckimi na przedpolach Lubatowej, 9 września 1944 r., idąc na pomoc gasnącemu powstaniu antyfaszystowskiemu na Słowacji, Front Ukraiński Armii Czerwonej przystąpił do tzw. operacji dukielskiej – krwawej bitwy o Przełęcz Dukielską, która miała otworzyć drogę.

Iwonicz stał się wówczas miejscowością frontową. Tego samego 9 września w sobotę wieczorem spod Krosna wkroczył do Iwonicza znaczny oddział Wehrmachtu, który zajął kwatery w wielu budynkach prywatnych.

Niemcy przyprowadzili i przywieźli z sobą około 100 jeńców sowieckich, wziętych do niewoli podczas walk o Krosno. Siedemnastu ciężko rannych umieścili w stodole domu Ludwika Zygmunta i po jednodobowym wypoczynku wymaszerowali z Iwonicza w godzinach popołudniowych, zostawiając owych ciężko rannych bez żadnej opieki lekarskiej.

W efekcie dwóch zmarło w nocy z niedzieli na poniedziałek. W poniedziałek 11 września pozostałych ciężko rannych jeńców, dzięki pomocy mieszkańców Iwonicza, sanitariusze z oddziału partyzanckiego broniącego Rzeczpospolitej Iwonickiej przewieźli furmankami do AK-owskiego szpitala w byłym sanatorium Sanato, pod opiekę dr. mjr. J. Aleksiewicza. (…)

Ostatnia potyczka partyzantów z Niemcami na terenie Iwonicza Zdroju miała miejsce 19 września. W. Murdzek wspominał: „Stałem na posterunku (…) nieopodal dużego drzewa o wydrążonym wewnątrz pniu. Właśnie w tym drzewie urządził sobie punkt obserwacyjny jeden z naszych (…) pochodzący z Krakowa, o pseudonimie Kurierek. Przez wydrążony otwór w pniu drzewa obserwował przedpole, będąc (…) niezauważalny. W pewnej chwili (…) coś zauważył, bo przywołał mnie i polecił podejść bliżej siatki ogrodzenia Excelsioru. Wybrałem sobie za cel krzak bujnej leszczyny i kiedy doszedłem do niego, zobaczyłem, że z drugiej strony stoi Niemiec. Natychmiast krzyknął do mnie „Hande hoch!”. Nie namyślając się (…), puściłem do niego serię z mojego stena i Niemiec padł na miejscu. (…) Rozpętała się bezładna strzelanina z obu stron, po czym Niemcy ustąpili, bojąc się wejść do lasu.

Do końca dnia przeczekaliśmy w lesie. Następnego dnia, tj. 20. 09. 1944 r. rano, oddział iwonickiego zgrupowania partyzanckiego Iwo został rozwiązany [ostatecznie – S.O.]. Wcześniej ukryliśmy broń i inne materiały, (…) zakopując je w ziemi w wiadomych miejscach. Zaczęliśmy schodzić z lasu w kierunku Uzdrowiska. W rejonie Turkówki spotkaliśmy pierwsze rosyjskie czołgi, jadące od wsi Bałucianka i Wólka” (W. Murdzek, jw., s. 166–168). W tym czasie podczas rozminowywania dla czołgów sowieckich drogi z Klimkówki do Iwonicza-Uzdrowiska zginęli śmiercią bohaterską dowódcy partyzantów: por. „Boruta” i zastępca rannego por. „Pika”, plut. Stanisław Klar „Bob”…

W takich okolicznościach Rzeczpospolita Iwonicka dotrwała do chwili ucieczki Niemców i wkroczenia Armii Czerwonej. Rabunek budynków i urządzeń sanatoryjnych, który wówczas nastąpił, powstrzymała interwencja dr. J. Aleksiewicza u dowódcy rosyjskiego i przypomnienie o rannych, których uratował w swoim Sanato.

Nie powstrzymało to jednak aresztowań wśród żołnierzy AK, wywózki w głąb Rosji i śmierci wielu bohaterów Rzeczpospolitej Iwonickiej (m.in. por. „Pika”) już w „wyzwolonej” ojczyźnie…

Materiały źródłowe, w tym fotografie, zostały udostępnione przez Stowarzyszeniu Przyjaciół Iwonicza-Zdroju.

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (V)” znajduje się na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka. (V)” na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Historia Rzeczpospolitej Iwonickiej utworzonej podczas Akcji Burza. Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim

W Lesie Warzyckim od 1941 do 1944 r. Niemcy i Ukraińcy z SS-Galizien rozstrzelali ok. 5 tys. Polaków, Żydów i obywateli polskich innej narodowości. Do 1970 roku ujawniono tam 32 masowe groby…

Stanisław Orzeł

(…) Fala aresztowań rozpoczęła się w czerwcu 1944 r.: W dniu 15. 06. 1944 r. około godziny pierwszej w nocy z moim kolegą Mieczysławem Zającem spotkaliśmy się z sierż. Ludwikiem Murdzkiem, który był wówczas dowódcą grupy AK w Lubatowej podległej placówce w Iwoniczu-Zdroju we wsi Lubatowa. On to polecił nam uciekać do pobliskiego lasu, bo będzie łapanka. Zaraz też udaliśmy się do pobliskiego lasu. Po kolejnej ucieczce nad ranem W. Murdzek dotarł do zagajnika „Przylasek” pod „Cergową”. Zebrało się tam około 10 osób, a wśród tej grupy (…) Franciszek Folcik, Piotr Pernal, Wincenty Albrycht i kilku innych. Nie wiem i nie rozumiem, dlaczego Ludwik Murdzek nie uciekł z nami, lecz dał się złapać Niemcom, wiedząc o terminie łapanki, bo przecież nas ostrzegł… (W. Murdzek, Lubatowa, jw., s. 165).

Przebieg aresztowań w tych dniach w Lubatowej tak opisał w 2010 r. najstarszy mieszkaniec tej wsi, Adam Zima: Konfident zdradził Niemcom, że w Lubatowej działa podziemie. Komendant placówki został aresztowany już wcześniej i rozstrzelany w Warzycach, w lesie. Co będzie dzisiaj? (…) słychać warkot samochodów. Nie czas już uciekać, bo esesmani biją kolbami w drzwi i pędzą ludzi do szkoły. Wtłoczyli wszystkich do jednej sali, kordonem wojska otoczyli szkołę. Każdy Niemiec miał broń gotową do strzału, karabin maszynowy stał na korytarzu. W Sali esesmani zasiedli na scenie, z ironią spoglądali na swoich więźniów. Kolbą lub kopnięciem uciszali rozmowy. Kazali wszystkim pojedynczo wychodzić na podwórze, gdzie stały samochody ciężarowe. Wsadzano na nie więźniów – jednego po drugim. Gdy już wszyscy zostali załadowani na ciężarówki, powiązanych sznurami powieźli do Jasła (J. Machnik, Aresztowanie żołnierzy Armii Krajowej w Lubatowej i tragedia w Lesie Grabińskim, w: „PIASTUN – dwumiesięcznik mieszkańców gminy Miejsce Piastowe” nr 2 (33), marzec/kwiecień 2010 r.).

Jak wynika ze wspomnień świadków, starszy sierżant L. Murdzek (rocznik 1901), który utworzył w Lubatowej pierwszy 18-osobowy pluton, nie tylko „dał się złapać Niemcom”, ale ściśle z nimi współpracował: przebrany w mundur Wehrmachtu, wskazywał spośród przeprowadzanych pod oknem szkoły w Lubatowej osoby związane z konspiracja BCh i AK.

W ten sposób wydał 37 mieszkańców Lubatowej. Czy dopiero wówczas poszedł na współpracę z faszystami niemieckimi dla ratowania życia, czy już wcześniej zdradził – nie wiadomo.

Kilka dni później podczas aresztowania 19 czerwca uczestników Szkoły Podchorążych w Korczynie koło Krosna zginął prowadzący szkolenie por. Nowakowski.

Pierwszą grupę aresztowanych z Lubatowej rozstrzelano 1 lipca w Lesie Warzyckim pod Jasłem. Egzekucji z dala przyglądały się rodziny oprawców [J. Machnik, aresztowanie…, jw.]. W lesie tym od 1941 do 1944 r. Niemcy i Ukraińcy z SS-Galizien rozstrzelali ok. 5 tys. Polaków, Żydów i obywateli polskich innej narodowości. Do 1970 roku ujawniono tam 32 masowe groby…

Dwa dni później, 3 lipca 1944 r., Niemcy ponownie okrążyli całą wieś. Wszystkich schwytanych mężczyzn ponownie, jak poprzednio, zapędzili do szkoły. W jednej z sal znajdowali się dowodzący akcją oficerowie: Becker, komendant SS Schmatzler, komendant gestapo z Jasła oraz jakiś oficer w mundurze w hełmie na głowie. Aresztowanych hitlerowcy pojedynczo wywoływali z sali, wyprowadzali przed budynek szkoły i przeprowadzali w kierunku drugiej klatki schodowej. W czasie przeprowadzania (…) ów człowiek w niemieckim mundurze i hełmie na głowie, stojący w oknie, skinieniem głowy dawał znaki esesmanowi, który wybranym znaczył kredą krzyż na plecach. Ci z krzyżami umieszczani byli w jednej sali, natomiast pozostałe osoby – w sąsiedniej. Oznakowani byli żołnierzami Armii Krajowej, których powiązanych sznurami załadowano następnie na samochody i wywieziono do więzienia w Jaśle. (…) Aresztowanych po trzecim lipca 1944 r. po torturach i przesłuchaniach w jasielskim więzieniu hitlerowcy przewieźli 22 lipca (…) do Iwonicza i umieścili w zakładzie o.o. Bonifratrów [J. Machnik, jw.].

Po trzech tygodniach tortur, w niedzielny wieczór (…) do dworu w Iwoniczu zajechały ciężarowe samochody, przywożąc 72 powiązanych ze sobą więźniów pod silną eskortą SS-manów. Następnego dnia skoro świt znowu pod strażą pognali ich do Lasu Grabińskiego. Tam czekał na nich wykopany wcześniej zbiorowy grób. (…) Każdego więźnia przyprowadzano na skraj mogiły, a Ukrainiec siedzący na koniu strzelał w tył głowy. Jeśli któryś ze strzałów nie był celny, wówczas żołdacy dobijali skazańca i układali na stosie pomordowanych w grobie (Marian Szczurek, Krosno, Aneks 3. Ocalić od zapomnienia, s. 331–332).

Zbrodni dokonali nacjonaliści ukraińscy z SS-Galizien (Hałyczyna) pod dowództwem niemieckiego komendanta barona Engelsteina i jego zastępcy, ukraińskiego majora, lekarza weterynarii Wołodymyra Najdy, który, siedząc na koniu, strzałami z wysokości w tył głowy osobiście strzelał do więźniów. Wśród zamordowanych było 3 mieszkańców Iwonicza i 38 Lubatowian.

W sumie faszyści niemieccy i ukraińscy zamordowali wówczas 72 ludzi. Na końcu na stosie trupów zastrzelili również konfidenta, który wydał swoich ludzi z AK, Ludwika Murdzka…

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (cz. II). Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim” znajduje się na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (cz. II). Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego