Dmytro Antoniuk, Tomasz Szatkowski, Agnieszka Romaszewska-Guzy, Anna Fotyga – Poranek Wnet – 22.06.2022 r.

„Poranka Wnet” można słuchać na 87.8 FM w Warszawie, 95.2 FM w Krakowie, 96.8 FM we Wrocławiu, 103.9 FM w Białymstoku, 98.9 FM w Szczecinie, 106.1 FM w Łodzi, 104.4 FM w Bydgoszczy.

Goście „Poranka Wnet”:

Dmytro Antoniuk – korespondent Radia Wnet na Ukrainie;

Tomasz Szatkowski – ambasador Polski przy NATO;

Agnieszka Romaszewska-Guzy – dyrektor telewizji Biełsat;

Anna Fotyga – europosłanka;


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Realizator:  Mateusz Jeżewski


Dmytro Antoniuk mówi, że Rosjanie dokonali dużych postępów w rejonie Lisiczańska. Mogą próbować zamknąć siły ukraińskie w małym kotle. Sytuacja obrońców jest trudna. W okolicach Charkowa Ukraińcy próbują odzyskać kontrolę nad granicą z Rosją. Siły ukraińskie odnoszą sukcesy na odcinku chersońskim. Są coraz bliżej miasta.


Tomasz Szatkowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Tomasz Szatkowski wyjaśnia, czego możemy oczekiwać po szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Madrycie. Zauważa, że miał on przyjąć nową koncepcję strategiczną. Chodzi o wzmocnienie sojuszniczego odstraszania i obrony. Będzie się także mówić na temat pomocy Ukrainie. Na szczycie może nie zapaść decyzja dotycząca przyjęcia Szwecji i Finlandii do NATO.

Gość Poranka Wnet liczy, że ostatecznie uda się jednak wypracować kompromis. Zauważa, że wzmocnienie wschodniej flanki odczują głównie inne państwa regionu niż Polska, gdzie obecność amerykańska jest już znaczna. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego nie sądzi, aby przesmyk suwalski był zagrożony przez Rosję. Odnosi się do kwestii Chin. Państwo Środka jest obiektem zainteresowania Sojuszu, choć nie jest ono militarnie obecnie w sferze działania NATO.


Anna Fotyga z Prezydent Republiki Chińskiej Tsai Ing-wen, 2017/ Foto. 總統府/ Flickr

Anna Fotyga komentuje spodziewane nadanie Ukrainie statusu kandydata na członka Unii Europejskiej. Odnosi się także do unijnych aspiracji białoruskiej opozycji. Mówi na temat wydarzenia zorganizowanego przez tą ostatnią. Sądzi, że narody walczące o swą wolność nie dadzą się pohamować. Wierzy w zwycięstwo Ukrainy.

Europosłanka ocenia, że rola Polski rośnie w obliczu wojny na Ukrainie. Zwraca uwagę na zmiany w polityce unijnej po rosyjskiej agresji. Nie został uruchomiony gazociąg Nord Stream II.

Rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego mówi o scenariuszach dotyczących przyszłości Białorusi. Sądzi, że Rosja nie jest w stanie „połknąć” tego kraju.


Romaszewska-Guzy Agnieszka / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Agnieszka Romaszewska-Guzy pozytywnie ocenia konferencję zorganizowaną przez środowisko Swiatłany Ciachanouskiej. Wskazuje, że obecnie uwaga świata skupiona jest na południowej sąsiadce Białorusi. Warto przypominać o tym, co się dzieje na Białorusi.  Potwierdzonych jest ponad 200 więźniów politycznych. Jest to jednak tylko część wszystkich poddawanych represjom z powodów politycznych.

Dyrektor telewizji Biełsat sądzi, że jako dziennikarz musi widzieć światełko w tunelu. Podkreśla, że Polska nie może zgodzić się na nic mniej niż przynajmniej częściowe zwycięstwo Ukrainy tj. powrót do stanu sprzed 24 lutego. Sądzi, iż demokratyzacja Białorusi może nie być łatwa, lecz w końcu dojdzie w tym kraju do zmian.

Agnieszka Romaszewska-Guzy: nie mogę pojąć, dlaczego Zachód nie wdraża sankcji na białoruski aparat represji

Dyrektor telewizji Biełsat mówi o położeniu Polaków aresztowanych przez miński reżim. Ubolewa nad tym, że sytuacją na Białorusi interesują się głównie jej sąsiedzi.

Tam rzeczywiście panuje terror.

Agnieszka Romaszewska-Guzy powraca do tematu prześladowań Polaków na Białorusi. Ocenia, że służby więzienne utrudniają aresztowanym życie na każdy możliwy sposób

Warunki są naprawdę bardzo nieprzyjemne.

Nic nie zapowiada, aby procesy osadzonych Polaków miały się wkrótce rozpocząć.

Zdaniem rozmówczyni Adriana Kowarzyka, Zachód podejmuje wobec reżimu mińskiego stanowczo zbyt łagodne kroki:

Nie mogę pojąć,  dlaczego wciąż nie ma ogłoszonych sankcji w stosunku do członków aparatu represji.

Rozwiązaniem problemu zdają się być zainteresowani jedynie unijni sąsiedzi Białorusi; Polska i Litwa.

Dyrektor telewizji Biełsat ocenia, że Łukaszenka przygotowuje pod naciskiem swego rosyjskiego odpowiednika scenariusz przekazania władzy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P / A.W.K.

Romaszewska: Polska powinna wprowadzić znacznie ostrzejsze sankcje przeciwko białoruskiemu reżimowi

Dyrektor telewizji Biełsat mówi o sytuacji aresztowanego dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Wskazuje, że represje władz w Mińsku mają bardzo szeroki zasięg.


Agnieszka Romaszewska mówi o sytuacji obchodzącego w piątek urodziny Andrzeja Poczobuta i generalnym położeniu tamtejszego społeczeństwa. Żyje ono w trudniejszych warunkach niż Polacy w okresie PRL. Jak mówi rozmówczyni Łukasza Jankowskiego, polskie władze komunistyczne represjonowały głównie elity, zaś na Białorusi rządzący wymierzają swoje działania przeciwko całemu społeczeństwu.

Dyrektor telewizji Biełsat wskazuje, że zarzuty wobec polonijnego dziennikarza są całkowicie absurdalne. Jak zwraca uwagę, Aleksandr Łukaszenka osobiście nie lubi Polaków, i obecnie próbuje znaleźć wroga zarówno w kraju, jak i za granicą.

Moim zdaniem Łukaszenka ma dwa cele: wewnętrzny, bardzo dobrze jest znaleźć wroga wewnętrznego; a w tym przypadku jest też drugi wróg – zewnętrzny.

W związku z tym, sankcje personalne przeciwko przedstawicielom reżimu mińskiego powinny być znacznie szerzej zakrojone.  Ponadto, rząd RP powinien rozważyć wstrzymanie finansowania Uniwersytetu Grodzieńskiego.

Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego zapewnia, że rzekome próby zbliżenia się przez Łukaszenkę z Zachodem były jedynie instrumentem w relacjach z Kremlem.

Gdyby Aleksander Łukaszenka rzeczywiście chciałby się „otworzyć”, mógłby zrobić cokolwiek, chociażby w kierunku Polski, na przykład otworzyć jedną polską klasę.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

[Portal WNET.fm] Romaszewska o stosunku UE do Rosji: to przypomina spokojne rozmowy z bandytą. Wśród elit nie ma odwagi

O kompromitacji szefa unijnej dyplomacji, sprawie Aleksieja Nawalnego, stosunku Unii Europejskiej do Rosji oraz sytuacji w rosyjskiej opozycji red. Anna Nartowska rozmawiała z Agnieszką Romaszewską.

Anna Nartowska.: W minionym tygodniu Siergiej Ławrow otwarcie poniżył szefa unijnej dyplomacji Josepa Borella podczas jego wizyty w Rosji. Na wspólnej konferencji prasowej Ławrow poinformował o wydaleniu trzech europejskich dyplomatów, w tym jednego pochodzącego z Polski. Jak w tym kontekście ocenia Pani zdolność unijnych elit do reakcji na to, co dzieje się w Rosji, także w kontekście sprawy aresztowania Aleksieja Nawalnego?

Agnieszka Romaszewska.: Unia Europejska ma wiele instrumentów, by działać w tym zakresie, ale musi mieć jeszcze wolę i odwagę, by je wykorzystać. Zostało tu jednak przejawione coś zupełnie odwrotnego. Pokazano brak woli i charakteru. Ławrow powiedział, że Unia Europejska nie jest solidnym partnerem, na co odpowiedziano mu grzecznie, że nikt nie będzie tego komentować. To tak, jakby uprzejmie rozmawiać z bandytą. Efekty takiego działania mogą być różne. Jeśli to ma pójść w tym kierunku, to może być nie najlepiej. Ogromna część możliwości, jakie może wykorzystać UE, to kwestie finansowe i gospodarcze. Wiele relacji gospodarczych kończy się w Unii Europejskiej, również bezpośrednie interesy Putina, jego przyjaciół i oligarchów splatają się właśnie tam. Bez większej trudności można te powiązania wykryć i poważnie im zaszkodzić, zyskać tym samym wpływ na przeciwnika. Pytanie brzmi czy jest na pewno taka wola. Wolę z pewnością prezentują kraje Europy Środkowo-Wschodniej, czyli Polska i Litwa, częściowo Łotwa, choć z tą ostatnią bywa z nią różnie. Z pewnością można znaleźć w UE jakieś kraje, które są zainteresowane wykazaniem twardego stanowiska wobec Rosji, ale wygląda na to, że główne państwa europejskie takie jak Niemcy, Francja czy Włochy, nie są na to przygotowane.

A.N.: Jak w tej sprawie powinna zachować się Polska? Czy dotychczasowe działania są wystarczające?

A.R.: Jak rozumiem zabiegamy o to, by sankcje były wzmacniane. Chociażby nasza walka przeciwko Nord Stream 2 jest takim symbolicznym i praktycznym działaniem. Walczymy o to od wielu lat. Polskie stanowisko jest więc chyba dosyć widoczne.

A.N.: Co dalej z Aleksiejem Nawalnym. Czy jest jakaś szansa na poprawę jego sytuacji?

A.R.: To zależy bardziej od samych obywateli Rosji niż od czynników zewnętrznych. Od zewnętrznego nacisku też oczywiście zależy wiele, ale niezwykle znacząca będzie wewnętrzna sytuacja w Rosji, także ta gospodarcza. Położenie Nawalnego może też zależeć od poziomu niezadowolenia społecznego i od tego, jak będą przebiegać dalsze protesty, czy będą kontynuowane. Okazało się, że druga sobota manifestacji była bardziej masowa niż pierwsza. Muszę przyznać, że to dla mnie zaskoczenie. Początkowe wystąpienia były brutalnie tłumione, stosowano wyraźnie model białoruski. Myślałam, że ludzie się zniechęcą. Jest jednak istotna grupa w wielu miejscach Rosji, która ma dosyć tego kleptokratycznego systemu. Zwykły prosty Rosjanin, mieszkający na dalekiej prowincji wie, że nie ma żadnego wpływu na swój kraj ani nawet na swoje życie codzienne. Jest na łasce lub niełasce miejscowego oligarchy, który ma lokalny zakład, a ponieważ w Rosji prawo specjalnie nie działa, to oligarcha może z nim zrobić, co chce. Jednocześnie jednak w dzisiejszych czasach jest Internet i młodzi mają różne pomysły, chcą naśladować wolny świat. Mają większe oczekiwania niż ich rodzice. To poważny dysonans i trzeba go czymś zaspokoić i to nie tylko wśród młodej moskiewskiej inteligencji, bo ci młodzi ludzie mieszkają w Nowosybirsku, Tomsku, Kazaniu, Krasnojarsku i Władywostoku. Nie bardzo wiadomo, co może zaoferować im Putin. Dotychczas były to nowe wojny albo kolejne zwycięstwa, które powodowały, że można wypiąć pierś i powiedzieć: jesteśmy obywatelami mocarstwa. To była stała metoda, którą działał Putin, czyli oddziaływał na te głęboko zakorzenione imperialne obszary mentalności rosyjskiej. Zmieniły się jednak wzorce konsumpcji i młode pokolenie funkcjonuje już inaczej. Trudno powiedzieć, co ono ma w głowach – z jednej strony elementy postsowietyzmu, elementy tej imperialnej dumy, a z drugiej wzorce napływające z Zachodu. Jaki będzie to miało wpływ na władztwo Putina i sytuację polityczną w samej Rosji trudno dziś powiedzieć.

A.N.: Protesty w Rosji mają raczej oddolny charakter. Jak w tej sytuacji zachowuje się rosyjska opozycja i co można powiedzieć o jej kondycji?

A.R.: Kondycja opozycji rosyjskiej w ostatnich latach jest bardzo słaba, bo oderwała się od mas. Charakterystyczną cechą Nawalnego było to, że on bardzo intensywnie jeździł po całej Rosji. Rzeczywiście posiadał wiele ogniw terenowych. W tym sensie niejako wszedł w Rosję. To nie była hermetyczna grupa inteligentów w Moskwie i Petersburgu. Środowisko się rozszerzało. Pozostałej części opozycji brakowało kontaktu ze społeczeństwem. To jeszcze od czasów carskich tak jest, że ta grupa czysto oświecona, mająca często ciekawe idee, słabo dzieli je z ludem, bo nie ma komunikacji pomiędzy jednymi i drugimi. To zawsze było dobrze widać w więzieniach i łagrach sowieckich. Więzień polityczny był pariasem tępionym przez urków, czyli więźniów kryminalnych, popieranych przez administrację więzienną. Konflikt podsycano, bo był metodą utrzymania w ryzach. Więźniowie polityczni nigdy nie mogli nadawać tonu. Jak się obserwuje polską historię opozycji, to sytuacja była inna. Więzień polityczny nie był kimś gorszym.

A.N.: Czy Aleksiej Nawalny może odegrać jeszcze jakąś rolę w rosyjskiej polityce?

A.R.: On nadal odgrywa rolę. Jego przykład odgrywa rolę. Wykazał się niebywałą postawą, która zdarza się rzadko i wywołuje, a przynajmniej powinna wywoływać, szacunek nawet w dzisiejszym świecie. To postawa człowieka, który ryzykuje własne życie. Przecież długo dochodził do zdrowia, po czym sam oddał się w łapy Putina i nikt go do tego nie zmuszał, choć wiedział, że ryzykuje bardzo dużo. Zdawał sobie sprawę, że zostając na emigracji, wykonuje życzenie przeciwnika i oprawcy. W ten sposób przestałby istnieć, a o to chodzi Putinowi. Na Zachodzie miałby ograniczone możliwości działania, a będąc w Rosji, nawet w więzieniu, jest dla Putina bardzo niewygodny i stanowi wrzód na jego systemie.

A.N.: Zdarzają się obecnie głosy studzące zapał ku temu, by występować w obronie Nawalnego, bo reprezentuje on wielkorosyjskie i szowinistyczne poglądy. Niektórzy wskazują, że gdyby doszedł do władzy, byłby gorszy od Putina. Zgadza się Pani z tym?

A.R.: Jestem ostrożna w takim gdybaniu. Szansa, że Nawalny w ogóle obejmie władzę, zwłaszcza w najbliższej perspektywie, jest niewielka. Teraz w ogóle nie wiadomo, czy wyjdzie z tego cały. Niemniej, w tej chwili władze rosyjskie w takiej formule, w jakiej występują, są bardzo poważnym zagrożeniem, zarówno dla sąsiadów i pokoju w Regionie, ale także dla świata, a w końcu dla samych Rosjan. Zakładając, że władzy po Putinie nie objąłby sam Stalin, to właściwie każdy rząd, który przyjdzie, będzie lepszy. Trzeba sobie jednak uświadomić, że pod żadnym rządem Rosja nie zamieni się w zbiorowisko aniołów. Większość scenariuszy będzie  lepsza niż Putin i system kleptokracji. Jestem przekonana, że ktokolwiek dojdzie w Rosji do władzy, kto będzie chciał poprawić jej wewnętrzną sytuację, będzie musiał otworzyć ją na świat. To rodzi konieczność podjęcia wielu istotnych problemów takich jak nierozwiązany problem Donbasu, Krymu, czy tych wszystkich zamrożonych konfliktów, utrzymywanych przez Putina jako bezpiecznik swojej władzy. To są też przecież realne obciążenia finansowe, ale również poważne węzły polityczne. Dlatego też uważam, że niezależnie od tego, jakie Nawalny prezentuje poglądy, a niewątpliwie mają one coś z tych typowo wielkoruskich założeń, to jako polityk, który chce realnie mieć szansę na przejecie władzy w przyszłości i wygranie wyborów, nie może rozpoczynać swojej drogi od stwierdzenia, że właściwie to on wszystko odda. Musi mieć świadomość, że rozmawia z ludźmi, którzy mają poglądy uformowane za pomocą fałszywej propagandy. Nie może więc zacząć od tego, żeby stanąć przed nimi i powiedzieć, że zajęcie Krymu to była głupota. Popełniłby tym samym polityczne samobójstwo. Niektóre wymijające stwierdzenia Nawalnego wynikają zatem z tego, że on nie chce się narazić na ostracyzm wśród własnego narodu, do przywództwa którego poważnie aspiruje, niezależnie od tego, czy mu się to uda.

A.N.: Dziękuję za rozmowę.


Agnieszka Romaszewska – polska dziennikarka prasowa i telewizyjna, oraz pomysłodawczyni, założycielka  i dyrektorka telewizji Biełsat;

Agnieszka Romaszewska-Guzy: Cywilizacja europejska przechodzi swojego rodzaju kryzys – Audycja „Jesteśmy razem” [VIDEO]

Czy Europa przetrwa? Czy zdołamy stworzyć razem z najbliższymi sąsiadami silną, nowoczesną wspólnotę, coś na miarę naszych marzeń, co będzie odbudowaniem Rzeczpospolitej sprzed wieków? Posłuchaj!

Audycja z muzyką: Continue reading

Białoruś: Milicja przeszukała dziś rano dwa mińskie biura telewizji Biełsat. Jeden z dziennikarzy został aresztowany

Wyniesiono sprzęt komputerowy, zatrzymano jednego z naszych kolegów, który był w biurze. W tej chwili jest przetrzymywany na komendzie – mówiła Radiu Wnet dyrektor Biełsat TV, Agnieszka Romaszewska.

Co dalej, nie wiem. Oczywiście powiadomiłam o tej sprawie polską ambasadę. W tej chwili, jak możemy się domyślać, władze białoruskie będą się zasłaniać kwestią znaku towarowego – że przeszukania miały związek z naszym znakiem towarowym, a istnieje na Białorusi firma instalatorska o tej samej nazwie – mówiła Agnieszka Romaszewska.
Milicjanci przeprowadzający przeszukania nie poinformowali pracowników, jakiej sprawy one dotyczą. Biełsat uzyskał jednak komentarz przedstawiciela służby prasowej milicji, który oświadczył, że działania służb są związane z kontrolą w związku z „nielegalnym wykorzystaniem znaku handlowego”.

Redakcja przypomina, że w 2014 roku sąd zabronił telewizji używać na terenie Białorusi znaku „TV Biełsat” w związku z pozwem Andreja Bielakoua z firmy BIEŁSATplus, który twierdził, że przez zbieżność nazw widzowie kojarzą jego przedsiębiorstwo z kanałem telewizyjnym.

Szef programów informacyjnych Biełsatu Alaksiej Dzikawicki ocenił, że przeszukania mogą mieć związek z tym, że telewizja „aktywnie relacjonowała” protesty społeczne na Białorusi w ostatnich tygodniach. Od połowy lutego w różnych miastach odbywają się akcje społeczne przeciwko tzw. dekretowi o pasożytnictwie i w związku z pogarszającą się sytuacją gospodarczą.

W ubiegłym roku czterech pracowników Biełsatu po raz pierwszy otrzymało oficjalne akredytacje białoruskiego MSZ jako przedstawiciele TVP. Podejmowane wcześniej próby uzyskania akredytacji kończyły się niepowodzeniem.

 

Agnieszka Romaszewska: Myślę, że Aleksander Łukaszenka zdaje sobie sprawę z tego, że jego władza jest zagrożona

– Można sobie wyobrazić, co przychodzi na myśl ludziom, gdy dowiadują się, że zarabiając kilkaset złotych, mają zapłacić podatek wysokości 400 zł. O protestach na Białorusi mówiła dyrektor Biełsat TV.

Na Białorusi od dłuższego czasu dochodzi do protestów przeciwko władzy. Ostatnie miały miejsce w sobotę w Mińsku. W trakcie protestów byli zatrzymywani również dziennikarze Biełsat TV: – Ostatecznie doliczyliśmy się 20 osób zatrzymanych, niektóre po dwa, trzy razy. Oprócz tego dziesięciu naszych dziennikarzy zostało obłożonych grzywnami – mówiła redaktor Agnieszka Romaszewska.

Jednym z aresztowanych jest Alaksandr Barazienka, który został skazany na 15 dni więzienia. Protestuje on poprzez strajk głodowy: – Moment jego aresztowania był nagrany. Słychać, że nie używał niecenzuralnych wyrazów. Zważywszy na to, że został skazany za drobne chuligaństwo, to rozumiem ten protest. Jest to jeden z naszych dzielniejszych operatorów – powiedziała rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego.

Jak mówiła, relacjonowanie protestów było możliwe dzięki polityce stacji, stawiającej na mniejsze miejscowości: – Dzięki rozeznaniu na prowincji mogliśmy pokazywać, co się działo. Zanim zdarzył się protest w Mińsku, te protesty były w małych i średnich miastach. Nasi dziennikarze tam wszędzie byli i ludzie nas rozpoznawali.

[related id=”8862″]Przyczyną protestów jest wprowadzenie w życie dekretu o podatku od bezrobotnych, który obowiązuje od 2015 roku, ale do tej pory nie był egzekwowany. Zakłada on, że każdy, kto pracował mniej niż 183 dni w roku, musi zapłacić dodatkowy podatek.

Dyrektor stacji przypomniała, że ceny produktów w Mińsku są podobne jak w Polsce, a pensje na prowincji to równowartość około 800, 600, a czasem 400 złotych: – Można sobie łatwo wyobrazić, co przychodzi do głowy ludziom, gdy się dowiadują, że mają jeszcze zapłacić podatek wysokości 400 złotych – skomentowała dziennikarka.

Zapytana o politycznego rywala dla obecnego prezydenta Białorusi, stwierdziła, że obecnie takiego nie widzi. Jednak polityka Aleksandra Łukaszenki jest ryzykowna ze względu na złą sytuację gospodarczą w kraju oraz coraz częstsze zmiany w relacjach z Rosją: – W tej chwili znowu wyznał miłość Putinowi. Jednocześnie obecne protesty zostały stłumione stosunkowo łagodnie. Więc myślę, że Łukaszenka zdaje sobie sprawę z tego, że jego władza jest zagrożona.

Zdaniem dyrektor Biełsat TV, nie ma obecnie realnych szans na wybuch protestu analogicznego do Majdanu, ale trudno wykluczyć to w dłuższej perspektywie: – Specyfika tych protestów nie tkwi w liczebności, ale na przekroczeniu bariery strachu i determinacji, bo jak na ulicę miasta liczącego 50 tysięcy osób wychodzi sto osób, to one wiedzą, że zostaną zidentyfikowane.

Przyszłość Telewizji Biełsat nie jest jasna. Na razie fundusze na działalność są jedynie do końca maja. Wynika to z decyzji Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

WJB

 

Zatrzymanie Alaksandra Barazienki.

https://www.facebook.com/tut.by/videos/1349612258437416/