Litwa uznała, że Chiny zmieniają się z partnera do współpracy i konkurenta gospodarczego w zagrożenie hybrydowe

Litwa wycofała się ze współpracy z Chińską Republiką Ludową w ramach tzw. formatu „17+1”, do którego dołączyła w 2012 roku. Gabrielius Landsbergis zakomunikował, że „17+1” już nie istnieje.

Agnieszka Iwaszkiewicz

Format „17+1” nie spełnił oczekiwań Litwy, w szczególności dotyczących inwestycji, które miały służyć wspólnym interesom. W sobotę 22 maja w „Baltic News Service” Landsbergis potwierdził, że Litwa nie uważa się już za członka „17+1” i nie będzie uczestniczyć w działaniach tej inicjatywy.

Landsbergis wezwał także inne państwa członkowskie do rezygnacji ze współpracy z Chinami w ramach „17+1”. W ocenie litewskiego ministra ta inicjatywa bardziej dzieli niż łączy państwa Europy, a jego zdaniem Wspólnota Europejska ma największą siłę, gdy się jednoczy i wszystkie państwa członkowskie działają razem.

„Nie możemy przymykać oczu”

24 maja w Wilnie odbyła się międzynarodowa konferencja pt. „EU–USA & China: Where we stand”, podczas której zastanawiano się m.in. nad sposobami i środkami, jakie wzmocnią współpracę transatlantycką w zakresie przeciwdziałania próbom zdominowania świata przez Chiny i Rosję oraz usiłowaniom zniszczenia „obecnego porządku światowego po obu stronach Atlantyku, opartego na wartościach demokracji liberalnej”. W odtworzonym na konferencji oświadczeniu minister Gabrielius Landsbergis zauważył m.in., że „nowe realia geopolityczne wyraźnie pokazują, iż Chiny zmieniają się z partnera do współpracy, konkurenta gospodarczego i systematycznego rywala w zagrożenie hybrydowe i [zagrożenie dla] bezpieczeństwa”.

Wskazał, że gdy stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ odrzuca międzynarodowe prawo i zobowiązania, taka sytuacja wymaga „zdecydowanego stanowiska ze strony społeczności międzynarodowej.

Interesy gospodarcze nie mogą przesłaniać wartości i opartego na zasadach porządku globalnego. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości nacisku, aby skłonić Chiny do przestrzegania własnych zobowiązań, w tym dotyczących Hongkongu, przestrzegania rezolucji ONZ o prawach człowieka”.

Prowadząca konferencję dr Laima Liucija Andrikienė, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji ds. Europejskich, odniosła się do wycofania się Litwy z inicjatywy „17+1” i stwierdziła, że uczestnictwo w tym formacie „nie spełniło dotychczasowych oczekiwań w zakresie otwarcia rynku chińskiego na produkty litewskie, a także inwestycji”. Dodała, że Litwa będzie szukać nowych rynków w Azji i dostrzega możliwość współpracy z Singapurem, Koreą Południową i Tajwanem.

Z kolei Radvilė Morkūnaitė-Mikulėnienė, wiceprzewodnicząca Sejmu Republiki Litewskiej i przewodnicząca sejmowej Komisji ds. Europejskich, zaznaczyła, że „duchem każdego porozumienia jest współpraca, szczera i zbudowana na zaufaniu”. Jak stwierdziła, powinna ona być „bardziej przejrzysta, aby ustalić wspólne zasady w celu zorganizowania naszego codziennego życia”. W opinii posłanki współpraca z ChRL od samego początku wzbudzała wiele dyskusji, a ostatnie kroki podjęte przez pekińskie władze, które nałożyły sankcje na polityków UE, naukowców, nie są „oznaką chęci do zawarcia porozumienia”. Fundamentem współpracy „są wspólne wartości zachodniej demokracji, podstawowe zasady UE dotyczące praw człowieka, zasad prawa i wielu innych spraw”.

Radvilė Morkūnaitė-Mikulėnienė zwróciła uwagę, że 20 maja litewski parlament przyjął rezolucję w sprawie dokonywanych w Chinach masowych, systemowych i rażących naruszeń praw człowieka oraz ludobójstwa Ujgurów. Patrząc na to, co się dzieje w Chinach, „nie możemy przymykać oczu i powiedzieć: OK, to jest jakaś wewnętrzna polityka, a to, że prowadzimy interesy, wszelkie relacje gospodarcze, to inna sprawa. Nie, wszystko jest »w jednym garnku« i musimy to przyznać, a ludzie przy tym stole oczywiście to widzą” – stwierdziła. W odpowiedzi na rezolucję, w oświadczeniu wydanym 20 maja ambasada Chin na Litwie zaatakowała litewski parlament za „tandetny pokaz polityczny oparty na kłamstwach i dezinformacji”.

Radvilė Morkūnaitė-Mikulėnienė, gdy określała podejście Litwy do współpracy z Chinami, powiedziała: „Myślę, że najbardziej znaczące jest to, że Litwa wycofała się z formatu 17+1”. W jej ocenie ta „struktura” nie jednoczyła Unii wobec stosunków z Chinami, a bardziej dzieliła. „Bardzo ważne jest, aby rozmawiać z Chinami, ale na szczeblu UE jako cała europejska rodzina” – zauważyła parlamentarzystka.

„Chciałbym pogratulować Litwie, a w szczególności pogratulować Sejmowi Republiki Litewskiej, że odważył się stanąć w obronie tego, w co wierzy jego kraj, i podjął odważny krok, by wydać rezolucję dotyczącą tego, co czujecie, że powinno zostać powiedziane o straszliwych okrucieństwach popełnionych w Chinach wobec Ujgurów, które nazwaliście ludobójstwem. (…) Mam nadzieję, że inne kraje pójdą w ślady Litwy” – powiedział na konferencji Reinhard Bütikofer, niemiecki eurodeputowany, przewodniczący Delegacji Parlamentu Europejskiego ds. Stosunków z Chińską Republiką Ludową.

W artykule wykorzystano relacje Franka Fanga, Politico, 15min.lt oraz materiały przygotowane przez Lietuvos Respublikos Seimas, Atviras Seimas. Artykuł pierwotnie został opublikowany 10.06 br. w polskiej edycji „The Epoch Times”.

Artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Litwa wycofuje się ze współpracy z ChRL” znajduje się na s. 6 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Litwa wycofuje się ze współpracy z ChRL” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polski sąd uznał niedopuszczalność ekstradycji do Chin zatrzymanego w Warszawie obywatela Szwecji chińskiego pochodzenia

Mec. Krzysztof Kitajgrodzki: Pan Li jest obecnie stuprocentowo bezpieczny tylko u nas w Polsce. W innych krajach władze Chin mogą wystąpić o jego ekstradycję i cała procedura rozpocznie się od nowa.

Agnieszka Iwaszkiewicz

Po dwóch latach spędzonych w polskim areszcie, 4 marca został wypuszczony na wolność Li Zhihui, Chińczyk ze szwedzkim obywatelstwem, którego ekstradycji domagała się Chińska Republika Ludowa. Sąd Apelacyjny w Warszawie po ponownym rozpoznaniu sprawy postanowił, że mężczyzna nie może zostać wydany stronie chińskiej, gdzie za postawiony mu zarzut przestępstwa gospodarczego, które rzekomo miał popełnić, groziła mu kara dożywotniego więzienia, a według obrony nawet śmierć.

Wolność

– Dzisiaj Sąd Apelacyjny około godziny 14 wydał postanowienie o prawnej niedopuszczalności wydania pana Li Zhihui władzom chińskim i nakazał jego natychmiastowe zwolnienie. To oznacza, że procedura jego ekstradycji została zamknięta w sposób dla niego pozytywny – oświadczył w czwartek 4 marca w rozmowie z „The Epoch Times” mecenas Krzysztof Kitajgrodzki, obrońca pana Li, na niespełna godzinę przed opuszczeniem przez jego klienta aresztu na warszawskiej Białołęce.

– Jest wysoce prawdopodobne, że od tej decyzji nie będzie odwołania nadzwyczajnego, czyli kasacji do Sądu Najwyższego, ponieważ zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich, jak i tym razem Prokuratura, wnosili zgodnie o to, żeby go nie wydawać, więc prawdopodobieństwo zaskarżenia tego postanowienia poprzez środki nadzwyczajne jest nikłe. Zatem można powiedzieć, że sprawa jest zamknięta.

Sąd dziś wydał prawomocną decyzję o niedopuszczalności wydania pana Li do Chin. Pan Li czekał na tę chwilę aż dwa lata, które były dla niego bardzo trudne – powiedział adwokat i dodał: – W mojej ocenie pan Li jest obecnie stuprocentowo bezpieczny tylko u nas w Polsce. W innych krajach władze Chin mogą znów wystąpić o jego ekstradycję i cała procedura rozpocznie się od nowa.

Mecenas poinformował, że pan Li „na razie będzie przebywał na terenie Polski. Zatrzyma się w wynajętym mieszkaniu. W przyszłym tygodniu nawiążemy kontakt z Ambasadą Królestwa Szwecji. Na miejscu współpracujemy ze szwedzkim adwokatem. Zbadamy, jaki będzie ewentualny status pana Li w jego kraju ojczystym, czyli w Szwecji. W zależności od tego, co zostanie ustalone, podejmiemy dalsze decyzje”.

Ciesząc się z postanowienia sądu pomyślnego dla klienta, Krzysztof Kitajgrodzki podziękował wszystkim osobom i mediom, które zaangażowały się w sprawę pana Li, i podkreślił, że jest to wspólny sukces w uratowaniu życia tego człowieka.

Dwa lata

Polska nie ma podpisanej umowy ekstradycyjnej z Chińską Republiką Ludową.

Po tym, jak w sierpniu 2020 roku sąd II instancji utrzymał orzeczenie I instancji o dopuszczalności ekstradycji do Chin obywatela Szwecji Li Zhihui, Rzecznik Praw Obywatelskich podzielił pogląd obrony, że wydanie mężczyzny władzom ChRL zagraża jego życiu i złożył kasację. 15 stycznia br. Sąd Najwyższy uchylił postanowienie sądu II instancji i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Miał on zbadać, jakie prawa przysługują osobie ściganej po odesłaniu jej do Państwa Środka oraz wyjaśnić, czy ekstradycja nie narazi ściganego na tortury lub utratę życia.

Od 9 marca 2019 roku Li Zhihui przebywał w areszcie na Białołęce, gdzie został osadzony po zatrzymaniu w trakcie rutynowej kontroli pasażerów na lotnisku Chopina, dokonanej na podstawie chińskiego wpisu do bazy danych Międzynarodowej Organizacji Policji Kryminalnej. Wtedy po raz pierwszy dowiedział się, że jest o coś podejrzany, bo mimo że miał zarejestrowaną działalność gospodarczą w Szwecji, a jego szwedzki adres zamieszkania widniał w liście gończym, nikt go wcześniej o tym nie powiadomił.

Sprawę pana Li Zhihui opisywaliśmy w styczniu 2021 roku. W udzielonym nam wówczas wywiadzie mecenas Krzysztof Kitajgodzki ocenił, że zarzut przedstawiony przez Chińską Republikę Ludową jest bardzo zawile sformułowany, jego przełożenie na polski język prawniczy sprawiało trudności. Jak podał, w uproszczeniu miało rzekomo dojść na przełomie 2011 i 2012 roku do transakcji zakupu tekstyliów, których jakoby pan Li nie wydał, pomimo otrzymania płatności za towar o wartości ok. 1,5 mln euro. Mec. Kitajgrodzki zwrócił uwagę, że od wielu lat Li prowadził w Chinach dobrze prosperującą firmę tekstylną. 28 listopada 2012 roku wyjechał do Szwecji, by zawrzeć związek małżeński z wcześniej poznaną obywatelką tego kraju. Przeniósł tam część interesów, jednak nadal w Chinach funkcjonowała jego fabryka.

Z wniosku o ekstradycję wynikało, że przestępstwo zostało jakoby popełnione „w okresie od 1 października 2011 roku do 31 stycznia 2012 roku”. Jednak chińskie organy ścigania wszczęły postępowanie w sprawie dopiero 4 czerwca 2014 roku, a zarzut w stosunku do pana Li pojawił się prawie trzy lata po jego wyjeździe z Chin, to jest w sierpniu 2015 roku. Z kolei w 2017 roku wpisano go na listę ściganych przez Międzynarodową Organizację Policji Kryminalnej.

Od początku Li Zhihui mówił, że jest niewinny i że opisywana przez stronę chińską sytuacja nie miała miejsca. Nie znał też ani nazwy rzekomo poszkodowanej firmy, ani nazwiska osoby rzekomo ukaranej już w tej sprawie, będącej jakoby jego współpracownikiem.

Na Zachodzie

Mecenas podkreślił, że pan Li po przyjeździe do Szwecji zrezygnował z członkostwa w Komunistycznej Partii Chin. Zauważył, że wobec osób, które sprzeciwiają się w jakikolwiek sposób reżimowi chińskiemu bądź ośmielają się go krytykować, władze stosują różne rodzaje represji, w tym fałszywe oskarżenia.

Przez cały czas toczącego się postępowania Li Zhihui i jego adwokat utrzymywali, że w Szwecji pan Li angażował się w niektóre wydarzenia wspólnoty Falun Gong. Miał też namówić ujgurskiego biznesmena na zamieszczenie reklamy w „The Epoch Times” oraz brał udział w forach biznesowych organizowanych przez „The Epoch Times” w Szwecji. Jak podał Kitajgrodzki, pan Li miał zostać nieoficjalnie ostrzeżony, że nie powinien w tym uczestniczyć. Prawdopodobnie zrobiły to osoby z chińskiej ambasady, ale nie wiadomo, kto to był.

Artykuł pierwotnie został opublikowany 9.03 br. w polskiej edycji „The Epoch Times”.

Cały artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Ekstradycja odrzucona przez polski sąd” znajduje się na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021. 

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Ekstradycja odrzucona przez polski sąd” na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy będzie finalna umowa USA–Chiny? O różnicach między umową pierwszego etapu z ChRL a umową USA–Meksyk–Kanada

Zgodnie z przyjętą przez reżimowe władze chińskie ustawą na terenie każdej firmy musi działać komitet KPCh. W konsekwencji firmy są pod kontrolą reżimu, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Agnieszka Iwaszkiewicz

W styczniu br. doszło do podpisania dwóch umów handlowych: tzw. umowy pierwszego etapu między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz umowy między Stanami Zjednoczonymi, Meksykiem i Kanadą (USMCA), które w ocenie prezydenta Donalda Trumpa „stanowią nowy model handlu na miarę XXI wieku” i są oparte na sprawiedliwych zasadach.

Trump zaznaczył, że nadają one priorytet potrzebom pracowników i ich rodzin. Czym różnią się te umowy i czy chiński reżim będzie skłonny do zawarcia ostatecznej, kompleksowej umowy? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy eksperta ds. Chin, generała w stanie spoczynku Roberta Spaldinga, który niejednokrotnie wypowiadał się na temat pasożytniczej natury chińskiej gospodarki i zagrożeń związanych ze współpracą z Chinami. (…)

Wprawdzie przyznaje, że phase one (czyli umowa pierwszego etapu z Chinami) jest prawdopodobnie najlepszą ofertą, na jaką każda ze stron mogła liczyć, jednak w odróżnieniu od USMCA, nie jest to umowa sensu stricto. „To jedynie umowa przejściowa, aby kontynuować negocjacje” – stwierdza.

Według Spaldinga nie dojdzie do zawarcia kompleksowej umowy handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, a co za tym idzie, nie będzie też kontynuacji normalnych stosunków handlowych. (…)

W opinii Spaldinga Komunistyczna Partia Chin nie ma zamiaru dostosowywać gospodarki do zasad sprawiedliwej, uczciwej ekonomii, a tym samym zrezygnować z władzy, jaką nad nią sprawuje. (…) Z czasem gospodarki Stanów Zjednoczonych i Chin zaczną się coraz bardziej od siebie oddalać i jest wysoce prawdopodobne, iż w rezultacie dojdzie do zerwania stosunków nie tylko handlowych: rozłam będzie dotyczył także m.in. finansowych rynków kapitałowych, nauki, technologii, podróży. (…)

USMCA zastępuje umowę NAFTA. Spalding wskazuje, że powstała, ponieważ Amerykanie mieli wiele nierównoważnych procedur handlowych i umów z krajami, w których przepisy prawa pracy i ochrony środowiska „były zasadniczo mniej rygorystyczne niż w Stanach Zjednoczonych, co pozwoliło na wiele offshoringowych produkcji”, czyli produkcji przeniesionych za granicę. USMCA zapewnia zatem krajom o dwustronnych stosunkach handlowych coś więcej niż tylko równoważne zasady taryfowe.

Celem porozumienia USMCA jest wyrównywanie szans w zakresie prawa pracy i ochrony środowiska, aby ludzie mogli żyć godnie i pracować w odpowiednich warunkach. Powstało więc po to, by mieć pewność, że amerykańskie firmy nie będą przenosić produkcji za granicę, żeby tam czerpać korzyści z taniej siły roboczej lub przyczyniać się do zanieczyszczania środowiska, wykorzystując brak regulacji prawnych.

Tym samym Amerykanie zamierzają zainwestować w tworzenie nowych miejsc pracy i produkcję na obszarze własnego kraju.

Cały artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Czy będzie finalna umowa USA-Chiny?” znajduje się na s. 9 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Czy będzie finalna umowa USA-Chiny?” na s. 9 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Generał Robert Spalding: KPCh chce kontrolować twoje życie / Agnieszka Iwaszkiewicz, „Śląski Kurier WNET” nr 65/2019

Znają twoje zamiary, pragnienia, zainteresowania, także słabości. Te dane można wykorzystać w taki sposób, by powoli skłonić cię do dobrowolnego porzucenia wolności i nigdy nie zostać na tym złapanym.

KPCh chce kontrolować twoje życie

Agnieszka Iwaszkiewicz, Robert Spalding

Generała brygady Sił Powietrznych USA w stanie spoczynku Roberta Spaldinga trudno przedstawić w kilku słowach. Od ponad 26 lat pełni wysokie funkcje strategiczne i dyplomatyczne w Departamencie Obrony i Departamencie Stanu USA. Jest uznawany za znakomitego stratega polityki bezpieczeństwa. W Pentagonie był głównym strategiem ds. Chin przy Przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. W rządzie jest ceniony za innowacyjność rozwiązań, umiejętność przewidywania globalnych trendów i unikalną wiedzę na temat chińskiej konkurencji gospodarczej, wojny cybernetycznej i wpływów politycznych. To on odpowiadał za tworzenie krajowych ram konkurencji w strategii bezpieczeństwa narodowego w administracji prezydenta Donalda Trumpa. Jako dowódca wojskowy ma na swoim koncie wiele sukcesów operacyjnych. Obecnie jest Senior Fellow w waszyngtońskim Hudson Institute.

W rozmowie z „The Epoch Times” wyjaśnia m.in., dlaczego tak istotne jest łączenie ekonomii z zasadami demokratycznymi oraz co możemy stracić, wchodząc w interesy z totalitarnym reżimem. Mówi o pasożytniczej naturze gospodarki Chin. Wyjawia, z kim Stany Zjednoczone będą utrzymywać sojusze i gdzie zamierzają inwestować. Dzieli się także przemyśleniami na temat sytuacji w Hongkongu.

Agnieszka Iwaszkiewicz, „The Epoch Times”: Czy silna Europa to według Pana Europa kierująca się zasadami i wartościami?

Robert Spalding: Przede wszystkim uważam, że należy przyjąć, że Unia Europejska jest instytucją wielostronną i uznać, że nie zawsze reprezentuje wartości istotne dla obywateli krajów reprezentowanych przez Unię. Tak więc bardzo trudno jest mówić z punktu widzenia zasad demokracji i praw człowieka, zwłaszcza gdy UE jako instytucja nie jest zdolna powstrzymać reżimów totalitarnych od wykorzystywania poszczególnych krajów członkowskich. A ponieważ UE działa jako kolektyw, zasadniczo reżimy są w stanie przejąć kontrolę nad całą instytucją. Mówię w szczególności o głosowaniu za niesankcjonowaniem łamania praw człowieka, a raczej za niepodnoszeniem tego tematu. Właściwie po raz pierwszy UE nie zagłosowała za zwróceniem uwagi na łamanie praw człowieka w Chinach podczas [obrad] Komisji Praw Człowieka ONZ; było to latem 2017 roku. Stało się tak dlatego, że Chiny w zasadzie przejęły stery w Grecji i na Węgrzech, a następnie uwiodły UE.

Próbuję wyjaśnić światu, że w Stanach Zjednoczonych staramy się współpracować indywidualnie z krajami demokratycznymi, aby powiedzieć: Jeśli chcesz promować wolny świat, będziesz musiał zacząć odzwyczajać się od ekonomicznych i finansowych, a zwłaszcza internetowych relacji z Chinami, ponieważ w przeciwnym razie nadal będziesz osłabiany od wewnątrz.

W związku z tym naszą strategią bezpieczeństwa narodowego – nas jako kraju promującego zasady nie tylko otwartych rynków, lecz otwartych rynków i zasad demokratycznych łącznie – jest wypracowanie nowego konsensusu w sprawie tych wspólnych zasad demokracji i wolnych rynków, a następnie chronienie naszego społeczeństwa przed totalitarnymi reżimami. Świetnie, jeśli kraje chcą z nami współpracować w tym zakresie. Jednak jeśli chcą jednocześnie współpracować z nami i reżimami totalitarnymi, takim partnerstwem nie jesteśmy zainteresowani. Interesuje nas partnerstwo polegające na wspólnym promowaniu zasad demokracji, a nie takie, które podważa demokratyczne zasady.

Ludzie słyszą o wojnie handlowej między USA i Chinami, ale także prezydent Trump mówi o możliwości zawarcia najkorzystniejszej w historii umowy z Chinami. Wiele osób może czuć się nieco zdezorientowanych. Informacje, które docierają do społeczeństwa, mogą różnić się od strategii dyplomatycznej Może Pan jakoś rozjaśnić tę sytuację?

Myślę, że to, co media publikują, jest głównie związane z tweetami prezydenta. Nigdy nie spotkałem się z tym, żeby media przekazywały, że ktoś w Departamencie Stanu lub w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego współpracuje z sojusznikami i partnerami, aby ograniczyć pole działania Komunistycznej Partii Chin i zacieśnić sojusz państw demokratycznych. To są nasze informacje dyplomatyczne oraz wysiłki ekonomiczne Stanów Zjednoczonych i krajów współpracujących. Media nigdy tego nie promowały ani o tym nie informowały, głównie dlatego, że dziennikarstwo stało się bardzo leniwe. Nie idą głębiej, nie drążą tematu, nie usłyszymy więcej niż to, co było w tweecie. W rządzie federalnym Stanów Zjednoczonych dzieje się też wiele innych rzeczy. To przecież duża organizacja, w której pracuje wiele osób odpowiedzialnych za różne sprawy. Większość z nich nie jest relacjonowana.

Wiedza o łamaniu praw człowieka w Chinach, prześladowaniach Falun Gong i innych jest dla rządów państw niewygodna, bo chcą prowadzić interesy z Chinami. Europa, w tym Polska, angażuje się m.in. w przedsięwzięcie Nowego Jedwabnego Szlaku („Jeden pas, jedna droga”). Dlaczego świat udaje, że nie widzi tego wszystkiego, co dzieje się w Chinach, i uważa je za partnera w interesach?

Z pewnością ze strony chińskiej, a także ze strony zachodniej na każdym poziomie motywacją jest czerpanie korzyści: jeśli jest to transakcja finansowa, w której zarabia się pieniądze, jeśli handel oferuje tańsze produkty, jeśli jakaś firma sprzedaje Chińczykom np. technologię.

Jeśli chodzi o imigrację, to działa w USA EB-5 (ang. the EB-5 Immigrant Investor Program – przyp. redakcji) czy inne znane programy, gdzie wpłaca się pieniądze w zamian za emigrację do Stanów Zjednoczonych; czasem nielegalnie. Bo Chińczycy doszli do wniosku: dlaczego mielibyśmy tworzyć duże wojsko i walczyć, kiedy możemy po prostu zapłacić za wejście?

I oczywiście wszyscy są gotowi brać pieniądze, ponieważ nie widzą, że jest to tak naprawdę korupcja, niezależnie od tego, czy jest to działalność przestępcza, czy reżim totalitarny, który stara się kupić twoją wolność, bo zbytnio lubisz pieniądze.

Kiedy Erping Zhang, ekspert zajmujący się polityką i gospodarką regionu Azji Wschodniej, przyjechał do Polski, na jednym ze spotkań przypomniał słowa Friedmana, iż nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad. Robiąc interesy z Chinami, niczego nie dostajemy za darmo i zwykle trzeba będzie oddać dużo więcej, niż się spodziewaliśmy.

Zgadza się, tak czy inaczej, ale zapłacisz.

Sri Lanka czy kraje Afryki straciły więcej, niż zyskały na inwestycji Chin. Europa mimo to zacieśnia współpracę. Nawet po ujawnieniu kolejnych faktów dotyczących Huawei, pomimo ostrzeżeń przed możliwością inwigilacji, szpiegostwa, kradzieży danych, firma nie zniknęła z Europy. Dlaczego się na to pozwala?

Myślę, że częścią tego problemu jest to, że ludzie przestali reagować na fakt, że nie wiedzą, co dzieje się z ich danymi. Są bardziej niż skłonni przekazać dane do Google lub Facebooka i nie zdają sobie sprawy, że z biegiem czasu będą następstwa tej decyzji, poważne konsekwencje, zwłaszcza jeśli dane przejmą Chiny. A więc po pierwsze, ludzie nie sądzą, że mogą zabezpieczyć swoje dane. Po drugie, firmy telekomunikacyjne lubią bezpłatny sprzęt, więc jest to kombinacja kilku problemów.

W miarę upływu czasu wszystko łączy się z tym, co robisz w internecie. Im więcej w nim jesteś, tym bardziej twoja wolność ulega ograniczeniu. Poszliśmy tą ścieżką, pozwoliliśmy na to i to się dzieje.

Jeśli wrócimy do założenia Stanów Zjednoczonych, to zobaczymy, że bardzo rozważnie zastanawiano się, jak zorganizować rząd USA. W jaki sposób projektujemy rząd, w którym nikt, żadna osoba, żadna partia, żadna grupa nie może zdobyć władzy absolutnej, ponieważ władza absolutna demoralizuje i prowadzi do korupcji. I tak stworzono rząd, w którym występuje trójpodział władzy. Przyjęto też drugą poprawkę, mianowicie: nawet jeśli nam się nie uda, upewnimy się, że ludzie będą w stanie oprzeć się represyjnemu rządowi.

Teraz, gdy technologia ewoluowała, szczególnie wraz z rozwojem internetu i globalizacji, tracimy możliwość zapewnienia, że żadna osoba, grupa nie pozyska władzy absolutnej, ponieważ posiadanie wszystkich danych o każdym z nas jest niesamowicie potężnym narzędziem. W połączeniu z big data, analizą sztucznej inteligencji, sieciami społecznościowymi i handlem elektronicznym nie tylko mogą teraz wiedzieć, jaką osobą jesteś, znają twoje zamiary, pragnienia czy zainteresowania, lecz także twoje słabości. Te dane można wykorzystać w taki sposób, by powoli skłonić cię do dobrowolnego porzucenia twojej wolności, i nigdy nie zostać na tym złapanym.

Na tym polega przemyślność KPCh. Na umiejętności społecznego projektowania naszego zachowania za pomocą technologii, biznesów i finansów w sposób, w jaki robi to Amazon. Ale Amazon tylko stara się zarobić, nie próbuje kontrolować twojego życia. KPCh zaś chce kontrolować twoje życie, twoje pragnienie bycia wolnym i gotowość do obrony tej wolności.

Chyba lepiej nie da się tego ująć. Mówi się o wojnie handlowej, ale to jest wojna między dwoma systemami – demokratycznym i totalitarnym, między wartościami i ich brakiem. Ekonomia i wartości; nie wszyscy pewnie to łączą i rozumieją?

Pomysł robienia zakupów, stworzenia wolności gospodarczej, ale tylko wolności gospodarczej, wywołuje wrażenie wolności. Jeśli pojedziesz do Chin, możesz nawet pomyśleć, że wszyscy ci ludzie robią, co chcą. Nie, oni robią wszystko, co chcą, w ściśle określony, narzucony sposób.

Przyjmując wolność gospodarczą oferowaną jako umowę społeczną, oddaje się w ręce rządu wszystkie inne swobody, wolność. Aby mógł on zachować kontrolę i pozostać prawomocny, sprzedaje to jako fałszywą wolność. Tylko wtedy, gdy myślisz szerzej i chcesz wyjść poza ten bardzo wąski, określony schemat, zdajesz sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę handlujesz w tym systemie. Szczerze mówiąc, większości ludzi to nie obchodzi. Chcą domu, samochodu, chcą wysłać swoje dzieci do szkoły. Więc im to nie przeszkadza. Dostrzegają to dopiero wtedy, gdy sami są zagrożeni lub gdy chcą czegoś więcej od życia, np. wyrażać siebie w dowolny sposób. Właśnie wtedy chcą czcić swojego Boga, jakiegokolwiek Boga, kiedy dowiadują się, że tego im zabroniono.

Rok temu pewien gimnazjalista w Chinach powiedział: „Ja nie chcę się wzbogacić, żeby uciec od bezsensowności życia”. Chciał przez to powiedzieć, że w Chinach poza pieniędzmi i władzą życie nie ma znaczenia. Nie ma w nim nic więcej. To naprawdę puste życie dla człowieka i nie zdajesz sobie z tego sprawy, dopóki nie skonfrontujesz się z faktem, że to wszystko, co możesz mieć.

Wielu z nas pewnie nie wyobraża sobie, co znaczy żyć w zamkniętym, totalitarnym systemie, bez prawa do wolności. Czy Pana zdaniem Chiny chcą zawrzeć umowę z USA, czy jest to rodzaj spektaklu na arenie międzynarodowej?

Jeśli przejrzy się ich oświadczenia, szczególnie po tym, jak odstąpili od umowy, kiedy wynegocjowali 150-stronicowy dokument – to nie my od tego odstąpiliśmy, a oni – to widać, że Chińczycy nigdy nie powiedzieli, że chcą umowy. Powiedzieli, że będą negocjować w dobrej wierze, dopóki USA ich nie zastraszą. Nie powiedzieli, że chcą umowy. Uważam, że nie chcą umowy, ponieważ nie chcą żadnego mechanizmu egzekwowania, nie chcą zmienić struktury swojej gospodarki.

Myślę, że Chiny zdają sobie sprawę, że nawet jeśli to demokrata zostanie wybrany w 2020 roku, to nie mają szans na umowę, ponieważ wysiłki przeciw strategii Chin wobec USA są coraz bardziej dwupartyjne.

Chiny są przygotowane, by zamiast ze Stanami Zjednoczonymi połączyć się z Europą, ponieważ myślą, że są w stanie sprawić, że Europa zgodzi się sprzedać siebie, sprzedać swoją wolność.

Jeśli dobrze rozumiem, w Pana opinii lepiej, żeby do tej współpracy nie doszło, bo wchodzenie w interesy z chińskim reżimem, to jak nawiązywanie współpracy z mafią?

To jest jak współpraca z Hitlerem. Niepodejmowanie współpracy z Chinami nie tylko będzie dobre w aspekcie zasad demokracji obowiązujących w Stanach Zjednoczonych, lecz także przyczyni się do wzmocnienia naszej gospodarki. Komunistyczna Partia Chin ma bardzo pasożytniczą gospodarkę i zabiera ze Stanów Zjednoczonych, szacuję, od 1 do 3 proc. PKB. Jak tylko ten procent spadnie, nasza gospodarka zacznie rosnąć bardziej niż obecnie, ponieważ jest to przede wszystkim gospodarka napędzana konsumpcją krajową, a nie eksportową. Zamiast produktów dostarczanych przez Chińczyków do Stanów Zjednoczonych, amerykańskie firmy mogą stworzyć lepszą produkcję w USA, a inne kraje demokratyczne mogą dostarczać to, czego potrzebujemy.

Jeśli amerykańskie firmy przestaną produkować w Chinach, będą pewnie przenosić fabryki w inne miejsca. Prawdopodobnie zainwestujecie m.in. w Amerykę Łacińską, Europę. Co zatem, według Pana, mogłaby zrobić Polska, żeby mieć szansę na taką współpracę?

Myślę, że należy skoncentrować się na tym, aby Chiny nie mogły wykorzystać Polski – tak jak Stany Zjednoczone nie pozwalają się Chinom wykorzystywać. Jednym z wyzwań, przed którymi stoimy, jest to, że Chiny wykorzystują naszych sojuszników i partnerów. Jeśli odcinamy Chinom dostęp do naszej gospodarki, wówczas produkty przechodzą przez stronę trzecią – w celu przeładunku towarów. Chiny robią wszelkiego rodzaju rzeczy sprzeczne z regułami systemu międzynarodowego. Szukamy więc sojuszników i partnerów, którzy nie pozwolą na to, by Chiny wykorzystywały ich w celu zaszkodzenia naszej gospodarce. Tak postępując, możemy mieć znacznie silniejsze relacje.

Myślę, że na ile inne kraje pozwalają, by Chiny wykorzystywały je do wywierania wpływu na naszą gospodarkę, na tyle my będziemy musieli odciąć tych sojuszników, ponieważ nie są naszymi prawdziwymi sojusznikami. Nawet jeśli mamy zawarty sojusz bezpieczeństwa, jeśli takie kraje utrzymują stosunki gospodarcze, które podważają nasze zbiorowe bezpieczeństwo, o wiele lepiej jest mieć sojusze tylko z tymi państwami, które chcą mieć silny ekonomicznie i finansowo handel oraz stosunki wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi.

Zatem powinniśmy przyjąć nasze cła dla Chin na stałe. To z kolei musi być powielone przez naszych sojuszników i partnerów. Nie chcemy, by Chińczycy np. przewozili stal do Polski, aby podstemplowano ją „wyprodukowane w Polsce” i wysłano do Stanów Zjednoczonych. Chińczycy często omijają w ten sposób zakazy. Wiele chińskich firm wysyła towary przez Wietnam, Hongkong lub inne kraje. Chociaż mają oznaczenie, że zrobiono je w jednym z tych państw, wiadomo, że zostały wyprodukowane w Chinach.

Kiedy więc już to stwierdzimy, zaczynamy odcinać także te inne kraje. Mam na myśli to, że będąc w grupie, trzeba wybrać, z kim wolisz utrzymywać relacje, ponieważ jeśli dany kraj ma stosunki gospodarcze z Chinami, to równie dobrze później może nawiązać z nimi stosunki dotyczące bezpieczeństwa. Będą mogli sprzedać mu samoloty i czołgi.

Dlatego nie zamierzamy współpracować z takimi państwami, ponieważ podważają nasze zbiorowe bezpieczeństwo.

Przejdźmy do sytuacji w Hongkongu, gdzie od ponad trzech miesięcy mieszkańcy tłumnie wychodzą na ulice, by sprzeciwić się projektowi ustawy ekstradycyjnej do Chin kontynentalnych. Polacy wielokrotnie musieli odzyskiwać wolność, żyliśmy też w totalitarnym systemie. Dlatego Polakom łatwiej jest zrozumieć, co przeżywają Hongkończycy. Do świata docierają informacje, że próbuje się oczernić protestujących. Wygląda na to, że KPCh rozpoczęła akcję propagandową przeciwko nim. Co KPCh chce osiągnąć swoimi działaniami w Hongkongu i dlaczego jest aż tak zdeterminowana?

Przede wszystkim partia komunistyczna zawsze miała zamiar przejść z doktryny „jeden kraj, dwa systemy” do „jeden kraj, jeden system”. Partia chce, aby do 2047 roku Hongkong nie różnił się od Szanghaju lub Pekinu. I myślę, że oni pragną, żeby to samo stało się z Tajwanem.

Jeśli chodzi o ustawę ekstradycyjną, to wydaje mi się, że przywódcy Hongkongu nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wielu Hongkończyków nie poparłoby tego prawa ekstradycyjnego. A zatem nawet jeśli czuli, że mają wystarczającą większość w parlamencie, żeby przegłosować to prawo, to nie zdawali sobie sprawy z tego, że ludzie będą z tym walczyć. Ludność Hongkongu uświadomiła sobie, co się dzieje. Powinni byli zawsze o tym wiedzieć, a wtedy protesty, takie jak rewolucja parasolek z 2014 roku, trwałyby przez cały czas.

Według mnie protesty odbywają się dzięki milenialsom. Milenialsi dorośli i doszli do wniosku: jestem przypisany do totalitarnej przyszłości i jeśli jej nie chcę, teraz jest czas się temu sprzeciwić, a jeśli nie zaprotestuję, będę się tego wstydził. Myślę, że zdecydowali, że nie chcą żyć pod rządami Komunistycznej Partii Chin, a KPCh zdecydowała, że muszą żyć zgodnie z regułami przez nią wyznaczonymi.

Jesteśmy więc w impasie, który, jak sądzę, skończy się tym, że partia komunistyczna dostanie to, czego chce. Jednak ostatecznie będzie to bardzo szkodliwe, ponieważ Hongkong jest finansowym oknem na Zachód.

Jak długo ludzie w Hongkongu będą wychodzić na ulice i protestować? Czy KPCh może się obawiać, że protesty przeniosą się do Chin kontynentalnych?

Odkąd Hongkong wrócił do chińskiego rządu, zdolność skutecznego wywierania nacisku przez innych jest bardzo niewielka. Jakieś znaczenie mógł mieć jedynie fakt, że dla Chin jest to okno finansowe na Zachód. Hongkong to terytorium chińskie i myślę, że musimy jedynie lepiej zrozumieć, czym są Chiny. Czy Chiny to Chińczycy, czy Chiny to chińska partia komunistyczna? Jeśli Chiny to Chińczycy, to kto zabiera głos w imieniu ludzi? Czy jest to Komunistyczna Partia Chin? Jeśli tak, wówczas nie ma nadziei dla Hongkongu.

Czy kiedykolwiek Chińczycy będą przemawiać w imieniu Chińczyków? To zbyt trudne, by to wiedzieć.

A w jakiej kondycji jest według Pana obecnie KPCh?

Gospodarka chińska jest bardzo głęboko zadłużona. Mają 3 proc. PKB długu. W obiegu jest 20 bln renminbi (juanów – przyp. redakcji) i 2 bln aktywów. Można więc powiedzieć, że ich finanse stoją na głowie. A jedynym powodem, że w tej chwili nie upadają, jest to, że pozwoliliśmy im mieć walutę niewymienialną w warunkach ścisłej kontroli kapitału i nadal mają dostęp do międzynarodowych rynków finansowych.

Nigdy nie powinni mieli mieć specjalnych praw ciągnienia w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Nigdy nie powinno im się zezwalać na sprzedawanie akcji spółek na naszych giełdach, jeśli nie pozwalają one na przeprowadzenie audytu, nie działają transparentnie i nie stosują jakichkolwiek innych zasad, których muszą przestrzegać amerykańskie firmy. Z naszej strony jest to całkowicie niedorzeczne, że dopuszczamy takie zachowanie. Dopóki będziemy pomagać Chinom, dając im pieniądze, technologię, innowacje, będą miały problem z ciągłością [własnego rozwoju gospodarczego].

Tylko wtedy, gdy staniemy w obronie nas samych i przestaniemy dawać im wszystko, czego chcą, zapobiegając wykorzystaniu przez nich naszych innowacji, kapitału, talentu, technologii, Chiny będą musiały stanąć na własnych nogach. A kiedy będą musiały nazbyt długo i nazbyt stabilnie trzymać się prosto, to nie będą mieć środków, żeby tego dokonać.

Zatem co by Pan doradził Europie, Stanom Zjednoczonym, żeby nie pozwolić na takie działanie KPCh? Czy to w ogóle jest realne?

Tak. Numer jeden – skoncentrować się na połączeniu zasad demokratycznych i zasad wolnego handlu. Nie wolno patrzeć tylko na zasadę wolnego handlu. Musimy bronić swoich finansów, handlu, inwestycji, imigracji, mediów, polityki, internetu i wszystkich innych rzeczy. Chroń swój kraj, inwestuj w swoim kraju w infrastrukturę, bazę przemysłową, badania naukowe i rozwój edukacji STEM (nauki, technologii, inżynierii i matematyki, ang. Science, Technology, Engineering, Mathematics – przyp. redakcji). Kiedy do tego doprowadzimy, gospodarka zacznie znów rosnąć, a świat spojrzy na Amerykanów i powie: O, właśnie tak kraj powinien się rozwijać: dumny, wolny i silny! Jeśli będziemy tak rosnąć, będziemy dumni, wolni i silni. Chodzi o to, aby naprawdę wrócić do naszych korzeni i stać się latarnią morską, pokazując światu, jak można być wolnym, silnym i zamożnym.

Obywatele innych narodów, czy to z Chin, z Polski, czy z jakiegokolwiek innego kraju, spojrzą na swoje rządy i powiedzą im: Dlaczego my tego nie mamy? To jest wizja – tworzenie możliwości dla naszych obywateli i wskazywanie innym krajom sposobów tworzenia możliwości dla ich obywateli.

Rządy ludzi, przez ludzi, dla ludzi.

Wywiad pierwotnie został opublikowany 3.10 br. w polskiej edycji „The Epoch Times”.

Wywiad Agnieszki Iwaszkiewicz z Robertem Spaldingiem pt. „KPCh chce kontrolować twoje życie” można przeczytać na s. 1 i 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Wywiad Agnieszki Iwaszkiewicz z Robertem Spaldingiem pt. „KPCh chce kontrolować twoje życie” na s. 1 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego