Stefanik: Adwokat Sarkozy’ego i współpracownicy podsłuchiwani przez prokuraturę. Zakaz nagrywania policjantów na służbie

Czy śledztwa ws. korupcji Nicolasa Sarkozy’ego mają na celu zaszkodzenie mu? Zbigniew Stefanik o kontrowersjach wokół działań francuskiej prokuratury oraz o ograniczeniu wolności słowa nad Sekwaną.


Zbigniew Stefanik komentuje ostatnie doniesienia na temat śledztwo ws. Nicolasa Sarkozy’ego. Były prezydent Francji oskarżony jest o korupcję. Okazuje się jednak, że

W tym śledztwie prokuratura użyła metod co najmniej kontrowersyjnych.

Adwokat Sarkozy’ego i jego współpracownicy byli przez wiele miesięcy podsłuchiwani. Śledczy poszukiwali kreta przekazującego byłej francuskiej głowie państwa szczegóły śledztwa.

Wiele kontrowersji budzą rewelacje głównego świadka oskarżenia przeciwko Sarkozy’emu w tak zwanej aferze libijskiej w której Sarkozy jest oskarżony o pozyskanie 5 mln euro przychodów euro na finansowanie swojej kampanii wyborczej poprzedzającej wybory prezydenckie w roku 2007.

Osoba ta, jak informuje korespondent, wycofała się ze swoich zeznań sugerując, że śledczy stosowali wobec niej przymus psychiczny. Działalność prokuratury wywołuje coraz więcej kontrowersji.  Czy mamy do czynienia z działaniami o podłożu politycznym lub osobistymi porachunkami? Nie jest to wykluczone. Wspomniane afery zaszkodziły karierze politycznej ubiegającego się w 2012 r. o reelekcję prezydenta.

Kolejne rewelacje w związku z tą aferą doprowadziły do jego przegranej w prawyborach prawicy w roku 2016. Te afery i śledztwa nie pomagają Sarkozy’emu w jego działalności politycznej.

Zbigniew Stefanik zauważa, że jeśli w Unii Europejskiej mówi się o praworządności to należałoby wziąć pod lupę wydarzenia we Francji. Poza wyżej przytoczonymi wątpliwości mogą budzić takie rzeczy jak nowe francuskie przepisy, przez dziennikarzy nad Sekwaną oceniane jako ograniczenie wolności słowa:

Przepisy te przewidują, iż  filmowanie policjantów podczas wykonywania przez nich czynności służbowych będzie nad Sekwaną zakazane jak również będzie zakazane, jak również rejestrowanie dźwięku i obrazu na demonstracjach i innych zdarzeniach o charakterze masowym dla osób, które nie mają akredytacji dziennikarskiej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Z notatnika Witolda Gadowskiego / Splot interesów związanych z produkcją i handlem substancjami odurzającymi w Bogatyni

Tabletki zawierające pseudoefedrynę są w ilościach hurtowych skupowane przez handlarzy. Po czeskiej stronie granicy gangi produkują z nich metamfetaminę, sprzedawaną potem w klubach i na dyskotekach.

Przy okazji pobytu w Bogatyni Krzysztof Skowroński zapytał Witolda Gadowskiego o „układ bogatyński” związany z przestępczością narkotykową.

Zainteresowanie Witolda Gadowskiego Bogatynią rozpoczęło się w związku z głośną śmiercią w Egipcie młodej kobiety pochodzącej właśnie z Bogatyni. Dziennikarz stwierdził, że nazywanie układem splotu interesów, których centrum jest Bogatynia, to przesada. Jednak prawdą jest, że te niejasne sprawy istnieją i zgodnie z wiedzą dziennikarza zbiegają się w osobie burmistrza Bogatyni.

Wystarczyło, że opublikował kilka informacji, które są znane wszystkim mieszkańcom miasta nieuwikłanym w żadne układy, by burmistrz powiedział o nim, że jest nieobiektywny i atakuje bezpodstawnie.[related id=29031]

– Od farmaceutów z okolicy wiem, ze do kilku aptek w Bogatyni dostarczana jest duża ilość tabletek Cirrus zawierających pseudoefedrynę. Te tabletki są w ilościach hurtowych, bez recept, skupowane przez handlarzy, a potem np. gangi wietnamskie tuż za granicą po stronie czeskiej produkują z nich metaamfetaminę, wyjątkowo niedobry i źle wpływający na układ nerwowy syntetyczny narkotyk, który jest potem rozprowadzany po dyskotekach i nocnych klubach. O tym oczywiście p. burmistrz nie wiedział, tak przynajmniej stwierdził oficjalnie – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Wszystkim w mieście wiadomo także, że jedyny na cmentarzu w Bogatyni kiosk jest prowadzony przez człowieka karanego za przestępstwa kryminalne i nadal podejrzewanego o sprzedawanie w tym kiosku  niedozwolonych rzeczy. Burmistrz musi o tym wiedzieć, bo takie sprawy nie mogą dziać się w mieście bez jego wiedzy, uważa Witold Gadowski.

Burmistrz jednak oświadczył, że nic mu na ten temat nie wiadomo. Na twierdzenie Witolda Gadowskiego, że w Bogatyni istnieje przestępczość narkotykowa, zwołał posiedzenie rady miasta, na którym obwołał dziennikarza fantastą.

Śmierć Magdaleny Ż. do dziś nie została wyjaśniona. Śledztwo w tej sprawie jest nadzorowane przez prokuraturę w Jeleniej Górze. Równolegle parę osób prywatnie prowadzi dochodzenie i zbiera informacje na własną rękę. Jeżeli oficjalne śledztwo nie przyniesie efektu, wówczas zostaną opublikowane wyniki śledztw prywatnych i dojdzie do konfrontacji posiadanych informacji.

Witold Gadowski powiedział, że na razie nie będzie mówił o najnowszych osiągnięciach tych prywatnych dochodzeń, żeby nie przeszkadzać w oficjalnie prowadzonym śledztwie. Przyznał, że nie ma jednak dobrego zdania o prokuraturze jeleniogórskiej i nie przypuszcza, żeby uzyskała satysfakcjonujący efekt.

Przypomniał sprawę Fabryki Maszyn Górniczych ze Zgorzelca. Dochodziło tam do nadużyć i dwóch pracowników usiłowało temu przeciwdziałać. W odwecie postanowiono postawić im zarzuty, kilku prokuratorów nie chciało podjąć się tej niejasnej sprawy. W końcu to kuriozalne, jak je nazwał Witold Gadowski, śledztwo poprowadziła właśnie prokuratura w Jeleniej Górze.

Podczas sesji rady miasta Bogatyni 7 maja 2017 roku przedstawiciel policji powiedział, że z roku na rok rośne liczba przestępstw dotyczących środków odurzających, z czego 40% jest ujawnianych. W zeszłym roku odnotowano tych przestępstw ponad 200, o kilka więcej niż rok wcześniej. Znaczna część została popełniona w mieście i gminie Bogatynia. Zarekwirowano ponad 32 000 porcji marihuany, 10 000 porcji amfetaminy. Ilości te w porównaniu do obszaru gminy są ogromne, porównywalne z ilościami z miast tej wielkości co Legnica, Jelenia Góra czy Wałbrzych. W dwóch przypadkach interweniowało Centralne Biuro Śledcze.

Burmistrz Bogatyni został zaproszony do Poranka, jednak nie skorzystał z zaproszenia.

Spotkani mieszkańcy miasta chwalili go m.in. za to, że kiedy Solidarność zwracała się do niego, udzielał jej pomocy.[related id=29013]

Krzysztof Skowroński wypytał także Witolda Gadowskiego o sytuację polityczną w Warszawie, gdzie Tomasz Lis rozpaczliwie i bezskutecznie nawoływał zwolenników sfrustrowanego, tracącego władzę i pieniądze establishmentu do wyjścia na ulice. Dziennikarz przytoczył też ciekawą rozmowę damy z dżentelmenem – Moniki Olejnik z Lechem Wałęsą.

Tego wszystkiego można posłuchać w piątej części Poranka Wnet z Bogatyni.

MS

 

„Układ”, który zniszczył niepokornego dziennikarza i wydawcę, wyciąga pieniądze ze „skarbonki bogatyńskiej”

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez 2-3 godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział wydawca Zdzisław Szostek.

– W swoim czasie pan Braun ocenił, że na Dolnym Śląsku pewien schemat się udał i to jest trochę przerażające, bo jeśli się udał, to znaczy, że my nadal w tym układzie funkcjonujemy – powiedział Zdzisław Szostek, były wydawca. Jego zdaniem jest

to schemat wypracowany „jeszcze przez obce mocarstwo”, bo przypomnijmy, że  Władimir Putin w swoim czasie stacjonował w Dreźnie, czyli odpowiedniku Dolnego Śląska po stronie niemieckiej.

– Tam byli specjaliści od wprowadzania nowych systemów, które miałyby rządzić jak perpetuum mobile, bo po co cały czas kontrolować politycznie, skoro zrobimy taki system, który sam się będzie kontrolować – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Jego zdaniem jest to w ten sposób ustawione, że nie można nawet przedstawić dowodów, konkretnych dokumentów na jego istnienie.

Układ musi się finansować

– Układ zawsze musi czemuś służyć, układ musi się z czegoś finansować – powiedział Szostek, który przypomniał o szeregu mafijnych porachunków, jakie miały miejsce w okolicach Bogatyni w latach 90.[related id=29143]

– Pod koniec lat 90. na Dolnym Śląsku mieliśmy do czynienia z grupami przestępczymi zajmującymi się przemytem papierosów, alkoholu, handlem żywym towarem. Później nagle wszystko znikło – powiedział Szostek, który uważa, że „został zrobiony rachunek sumienia”. Przypomniał, że wówczas do władzy doszło SLD i nie potrzebowało już „przerzucać alkoholu przez granicę, ponieważ mogło to zrobić na zasadzie ustaw dla siebie przygotowanych”. Jego zdaniem miała tu miejsce koordynacja działań.

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez dwie-trzy godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział Szostek.

– System bardzo szybko się zmienia i przyjmuje nowe formy. Kiedyś forma łapówki była bardzo prosta, czyli konkretnie koperta – powiedział Szostek. System łapownictwa jednak szybko dostosował się do dzisiejszych realiów, bo „układ” zaczął do swych celów wykorzystywać m.in. giełdę.

– Dekadę temu ktoś mówił komuś, żeby sobie kupił akcje firmy X, która nic nie znaczyła… po kilku miesiącach w sposób niewytłumaczalny z ekonomicznego punktu widzenia kurs akcji rósł o kilkaset procent – powiedział Szostek.

– Jeżeli tego procederu jeszcze nie upublicznili, bo przecież tym zajmowały się urzędy skarbowe, to kto wie, być może jeszcze to trwa – zastanawiał się rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Bogatynia – „tu są pieniądze”

– Afera paliwowa, chyba wszyscy w kraju pamiętamy – nie została do końca wyjaśniona, a to tu się wszystko zaczęło od wystawiania lewych faktur – powiedział Szostek, dla którego Bogatynia to jest „ewenement”.

To bogata gmina ze względu na elektrownię i kopalnię. Zwrócił uwagę na fakt, że mało mówi się o tej miejscowości nawet wtedy, gdy to jest coś dobrego. Informacje są stąd podawane zawsze w formie szczątkowej.

– W mojej opinii jest to idealna skarbonka jakiegoś „układu” – powiedział Szostek, który uważa, że mimo iż władza się zmienia, a w Bogatyni zawsze są „te same buty”, bo „tu są pieniądze”.

– Bogatynią rządziło SLD, a potem przejęła schedę Platforma – powiedział Szostek, którego zdaniem kolejni politycy, którzy przejmują tu stery rządów, po prostu przejmują też korzyści płynące z „układu”.

– Przedsiębiorstwa wrzucają do skarbonki – powiedział, pytany o to, kto wrzuca do skarbonki. W jego opinii wokół Bogatyni jest dużo osób, firm, instytucji, które wyciągają stąd pieniądze, bo to taka „dojna krowa”.

Czy jest w Polsce wolne dziennikarstwo?

– Po wyborach wielka euforia, ale po trzech miesiącach każdy zauważa, że tylko nazwiska się zmieniły, ale system nadal funkcjonuje – powiedział Zdzisław Szostek, kiedyś wydawca dużej, wpływowej „Gazety Powiatowej” na Dolnym  Śląsku, o którego działalności informowało już Radio Wnet cztery lata temu. Poważne kłopoty zaczęły się, gdy Zdzisław Szostek zadecydował, że chce być niezależny. Wycofano jego pismo z kiosków Ruchu, po prostu kolporterzy odmówili dystrybucji, reklamodawcy zrezygnowali z dawania ogłoszeń i wkrótce gazeta zbankrutowała.

Podczas swej pracy dziennikarskiej Szostek liczył, że kolejne ekipy, które dochodziły do władzy, będą chciały rozliczyć poprzedników i w jakiś sposób będzie mógł przekazać informacje na temat różnych afer i przekrętów mających miejsce na Dolnym Śląsku, ale po kolejnych wyborach okazywało się, że nikt nie chce go słuchać: „znowu ściana”.

Uważa, że bez względu na wynik wyborów presja „układu” była coraz większa i w końcu ktoś podjął decyzję o tym, żeby „zablokować pismo, zlikwidować gazetę”.

– Byłem pozbawiony źródła dochodu i musiałem zamknąć gazetę – powiedział Szostek, który rozgrywkę, jaką „układ” z nim prowadził, przyrównuje do partii szachów. Rządzący doprowadzili do sytuacji, w której „musiałem upaść, ale teraz każdy mówi to nie my, my mamy ręce czyste„.[related id=29013]

– Chciałem się przekonać, jako autor wielu publikacji o tak zwanych nieprawidłowościach, czy nie mamy tu do czynienia z jakąś mafią – mówił Szostek.

– Jeszcze żyję! Tylko pytanie, jak to życie ma wyglądać? – wydawca nie może znaleźć pracy, chociaż „niby się miało wszędzie dobrych znajomych”. „Wszyscy odwrócili się”, nawet ci, którzy w czasach wydawania gazety kibicowali niepokornemu dziennikarzowi.

– Dla pozostałych dziennikarzy, szczególnie tych lokalnych, mój przykład działa odstraszająco – powiedział Szostek. Uważa, że jest przestrogą dla młodych, którzy chcieli uprawiać prawdziwe dziennikarstwo.

– Czy jest ta wolność dziennikarska w naszym kraju? – pyta Szostek, który mimo problemów jest dumny z tego, co robił, i chciałby, aby w Polsce było wielu dziennikarzy takich jak on, którzy będą mieli odwagę podejmować trudne i ryzykowne tematy.

– Dziennikarstwo to nie praca, to styl życia – podkreśla – „trzeba to poczuć” i nawet „śnić na sposób dziennikarski”. Dzięki dziennikarstwu, gdy całkowicie posypało się jego życie zawodowe i prywatne, znalazł siłę, aby nie dać satysfakcji tym, którzy chcieliby zobaczyć jego nekrolog. „Walczy o siebie”, być może opublikuje książkę.

MoRo

Fragmenty wywiadu ze Zdzisławem Szostkiem, który przeprowadził Krzysztof Skowroński, zostały opublikowane w dzisiejszym Poranku Wnet w części 3 i 4. Chcesz posłuchać, kliknij tutaj

PiS publikuje „afery koalicji PO-PSL”. Wśród nich wymieniono m.in. aferę: taśmową, hazardową czy Amber Gold

W piątek Prawo i Sprawiedliwość przekazało w ręce mediów wykaz afer koalicji PO-PSL z lat 2007-2015. Wykaz zawiera 115 spraw. Został również opublikowany na facebookowym fanpage’u PiS.

Pierwszą ze spraw wymienionych przez PiS jest tzw. afera taśmowa. „W czerwcu 2014 Wprost i w maju 2015 Do Rzeczy publikują taśmy dotyczące czołowych polityków PO i ich spotkań towarzyskich, na których poruszali kluczowe dla bezpieczeństwa państwa sprawy” – podkreśla PiS. „Przy okazji taśm prawdy dowiedzieliśmy się, że politycy PO i ich otoczenie za pieniądze publiczne jedli niebotycznie drogie obiady, których symbolem stały się ośmiorniczki” – czytamy w publikacji.

[related id=”3022″]

Wymienione też zostały wątki tzw. afery taśmowej, w tym m.in. kwestia płacenia „publicznymi pieniędzmi za prywatne spotkania” polityków, określenie przez ówczesnego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, że „państwo istnieje tylko teoretycznie”, czy informowanie przez ówczesnego szefa NBP Marka Belkę premiera Donalda Tuska „o tym, że Amber Gold to niebezpieczna piramida finansowa, jeszcze przed wybuchem afery”.

W publikacji przedstawiono również informacje na temat afery Amber Gold, którą zaczęła badać Sejmowa Komisja Śledcza pod przewodnictwem Małgorzaty Wassermann.

W dokumencie możemy przeczytać, że: „Piramida finansowa funkcjonowała przez całe lata w mateczniku PO (Trójmieście). Instytucje państwowe odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa finansowego obywateli nie reagowały lub działały opieszale (KNF, NBP, prokuratura, skarbówka, ABW, sądy). Do dziś nie wiadomo, co stało się z gigantycznymi pieniędzmi klientów AG wytransferowanymi poprzez firmę aferzysty. Kierujący piramidą ciągle nie jest skazany, a prezes sądu w Gdańsku przyjmował ws. afery polecenia z KPRM (prowokacja dziennikarska GPC)” – czytamy w opracowaniu.

Na liście nie zabrakło również „afery NIK”, która dotyczyła „rozdawania stanowisk, pieniędzy oraz stosowania urzędniczych kombinacji”. Wśród afer rządu PO-PSL wskazano także na aferę: hazardową, stoczniową, paliwową, pendolino oraz OFE.

Pełna lista jest dostępna na profilu facebookowym PiS pod tym ADRESEM.

PAP/K.T.