4 po pierwszej – Magdalena Uchaniuk – 03.03.2021 r.

W środowej audycji „4 po pierwszej” wiosna kwiatowa i emocjonalna. Porozmawiamy m.in. o znaczeniu kwiatów, lękom towarzyszącym kobietom

W programie wzięli udział:

Monika Drąg – pełnomocniczka dyrektora ds. architektury krajobrazu i ogrodów Zamku Królewskiego w Warszawie – opowiadała o znaczeniu kwiatów w życiu ludzi, ich symbolice, znaczeniu oraz tym, gdzie szukać o nich informacji.

Red. Elżbieta Ruman rozmawiała z Adamem Rosłońcem – prezesem Fundacji Fenicja – o libańskich kościołach, miejscach pamiętających ślady pierwszych chrześcijan.

Katarzyna Matusz – współautorka książki „O niektórych lękach kobiet. Zanim pójdziesz na terapię” – mówiła o genezie powstawania książki oraz emocjonalnych potrzebach współczesnych kobiet.

Joanna Sawicka-Gajin – specjalistka ds. Relacji z Firmami i Mediami w Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie – wskazywała jak kupować odpowiedzialnie. W artykułach sportowych zaczęto wykrywać substancje szkodliwe dla zdrowia.

 


Kontener Fundacji Fenicja dotarł do Libanu. 15 ton produktów z Polski będzie rozdysponowanych wśród libańskich rodzin

Kazimierz Gajowy o dotarciu polskiej pomocy do Libanu i swym zarażeniu koronawirusem.

Kazimierz Gajowy informuje od dotarciu pomocy z Polski do Libanu. Dziękuje Adamowi Rosłońcowi za zorganizowanie kontenera z 15 tonami produktów od polskich przedsiębiorców. Związana z patriarchatem fundacja Młodzież Nadziei nadziei zajmuje się pakowaniem paczek, które będą rozsyłane do libańskich rodzin.

Rozmówca Jaśminy Nowak informuje, że będą paczki małe, średnie i duże- w zależności od wielkości obdarowanej rodziny. Zawierają one przede wszystkim środki czystości, gdyż ich obecnie najbardziej brakuje. Kazimierz Gajowy zdradza, że jest razem z Adamem Rosłońcem zarażony koronawirusem:

Co prawda złapaliśmy tą koronę, ale naprawdę ją znosimy dzielnie i wiemy, że ona nas bardzo umocni.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Wiceprezes Fundacji Fenicja: Chrześcijanie zaczynają emigrować, uciekać z Libanu. Chcemy podarować jednemu z nich dom

Liban fot. Adam Rosłoniec

Adam Rosłoniec o trudnej sytuacji humanitarnej w Libanie, transporcie środków czystości do tego kraju i wsparciu dla libańskich chrześcijan, aby nie musieli opuszczać swej ojczyzny.

Adam Rosłaniec mówi, że kontener z pomocą humanitarną do Libanu został przeładowany w Antwerpii. Niedługo płynąć będzie na Morze Śródziemne. Transport środków higienicznych niestety nie zdąży dotrzeć do Libańczyków na Boże Narodzenie.

Miejmy nadzieję, że już będą mogli Libańczycy prać w naszych polskich proszkach.

Wiceprezes Fundacji Fenicja przypomina, że w ostatnim wybuchu w Bejrucie najciężej dotknięte zostały dzielnice chrześcijańskiej. Do tego cały kraj trapi kryzys gospodarczy. W rezultacie

Chrześcijanie zaczynają emigrować, uciekać z Libanu.

Patriarchat maronicki podarował ziemię dla rodzin chrześcijańskich. W ramach akcji „Dom dla Józefa” Fundacja Fenicja chce podarować jeden dom „dla takiego Jusufa, który chciał już uciekać z Bejrutu”. Adam Rosłaniec składa słuchaczom życzenia  z okazji Świąt Bożego Narodzenia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

To w Libanie feniks odrodził się z popiołów. My też się odrodzimy/ Maja Outayek, Adam Rosłoniec, „Kurier WNET” 76/2020

Bliski Wschód się gotuje jak w garnku pod ciśnieniem. Tylko Liban pozostaje jako wentyl bezpieczeństwa. Jeśli zniknie Liban, zniknie cały Bliski Wschód, a zwłaszcza chrześcijanie jeszcze tutaj żyjący.

Maja Outayek, Adam Rosłoniec

Zdjęcia Witold Dobrowolski

Bejrut po wybuchu

Dlaczego warto ratować to miasto?

Rozmawiam z Mają Outayek, rodowitą Libanką z maronicko-katolickiej rodziny od pokoleń zamieszkującej w Byblos, mieście z historią pięciu tysięcy lat. Maja jest menedżerką zarządzania oraz urzędniczką instytucji międzynarodowych.

Adam Rosłoniec: Dlaczego tak wiele krajów na świecie interesuje się Libanem?

Maja Outayek: Według mnie nigdy żaden kraj nie interesował się Libanem, aby mu pomóc. Zawsze obce rządy korzystają z Libanu, aby osiągnąć własne cele; czasem są to cele polityczne, czasem ekonomiczne. Albo wręcz chcą bez reszty zachłannie wykorzystać nasz kraj i zabrać wszystko. Aktualnie wyraźnie widać, że istnieje kilka grup państw ze sobą skonfliktowanych. Na arenie międzynarodowej po jednej stronie znajdują się Stany Zjednoczone ze swoimi sojusznikami, na czele z Izraelem, po przeciwnej stronie stoi Rosja z Turcją, a do gry ostro chcą włączyć się Chiny, szukając swojego interesu w Libanie. Według zasady, gdzie dwóch się bije…

Do odbudowy czy wyburzenia?

A tak ściślej, dla przykładu. Czego szuka w Libanie Francja, w kontekście podwójnej wizyty prezydenta Macrona tuż po wybuchu i miesiąc później?

Francja po prostu szuka w Libanie gazu odkrytego pod dnem Morza Śródziemnego na wodach terytorialnych Libanu. Gazu jeszcze nie wydobywanego, choć gra potężnych firm wydobywczych o koncesję właśnie jest w stanie kulminacji. Francja za pośrednictwem firmy Total chce urwać spory kawałek tego tortu. Wiele krajów jest zainteresowanych tym bogactwem, ale szczególnie Francja uważa się za pretendenta do niego. Korzysta z historycznych relacji, jakie miała z Libanem.

Jednak ostatnio dowiedzieliśmy się o powstaniu Forum Gazowego, które za plecami Francji chce całkowicie pozbawić Liban możliwości korzystania z tych bogatych złóż „błękitnego złota”. Rychła eksploatacja mogłaby rozwiązać w krótkim czasie większość problemów ekonomicznych kraju cedrów, ratując go przed upadkiem. Tymczasem ministrowie energii i rozwoju gospodarczego 7 krajów wschodniego basenu Morza Śródziemnego – Egiptu, Włoch, Cypru, Grecji, Izraela i Jordanii oraz Autonomii Palestyńskiej – podpisali umowę o utworzeniu Wschodnio-Śródziemnomorskiego Forum Gazowego, z siedzibą w stolicy Egiptu, Kairze. Według oświadczenia egipskiego ministerstwa ropy naftowej, „Wschodnio-Śródziemnomorskie Forum Gazowe ma stać się istotną platformą zrzeszającą producentów, konsumentów i kraje tranzytu gazu, w celu stymulowania trwałego regionalnego rynku surowców”. Pytam się: a co z Libanem, któremu niby wszyscy chcą pomóc, a tu wyraźnie widać, że się go pomija i utrudnia korzystanie z jego naturalnych bogactw? Wykluczenie Libanu dziwi tym bardziej w kontekście włączenia do tego Forum Jordanii, która przecież nie ma dostępu do Morza Śródziemnego. Czyżby miał również wchodzić w grę transfer głębiej do Azji?

To zastanawiające. Francja miałaby przegrać ten wyścig. To dobry moment, aby choć trochę naszkicować czytelnikom historyczne związki między Libanem a Francją.

Pytasz, gdzie szukać korzeni nowożytnego Libanu?

Tak, wiemy przecież, że tak jak Polska, Liban nowożytny obchodzi, można powiedzieć, swoje 100-lecie istnienia – choć jeszcze nieutrwalonego deklaracją niepodległości, to jednak już kształtującego się spójnego bytu państwowego.

Historię Libanu, jaki znamy współcześnie, można rozpocząć już w 1920 roku. Bezpośrednio po zakończeniu pierwszej wojny światowej, francuski generał Henri Gouraud, dzięki swojemu zwycięstwu w bitwie pod Maysaloun, zniweczył marzenia o wyswobodzeniu się Syrii spod panowania haszymidzkiego króla Fajsala. Tenże generał uzyskał całkowitą swobodę działania, oddzielając Syrię od Libanu i proklamując stworzenie Państwa Libańskiego, którego granice miały całkowicie zaspokajać pragnienia zwolenników „wielkiego Libanu”. Ta idea pojawiła się, gdy na prośbę delegacji maronickiej do Mandatowego Libanu dodano Dolinę Bekaa, Tripolis, Sydon i Tyr. Dodanie tych obszarów zniweczyło szansę na powstanie ścisłego państwa maronickiego, na rzecz konfesyjnej demokracji 18 wyznań i grup etnicznych.

Wydzielenie Libanu z Syrii pociągnęło za sobą niezadowolenie zarówno w Damaszku, jak i w Trypolisie czy w Baalbek. Część środowisk muzułmańskich kontestowała sens istnienia Libanu. Spis powszechny z roku 1932 (jedyny taki do tej pory) wykazał, że na obszarze Libanu dominują chrześcijanie (51%), a najliczniejszą chrześcijańską grupą są maronici (30%). Według tego właśnie spisu ukształtowany został porządek organizacyjny państwa libańskiego.

Wyniki spisu z 1932 roku do dzisiaj budzą kontrowersje. Dla chrześcijan marzenie posiadania własnego państwa, przynajmniej częściowo, stawało się rzeczywistością. Nacjonalistom arabskim zostało jednak narzucone przez armię francuską. Syria na krótki czas została podzielona na cztery wyznaniowe minipaństwa, między innymi na Państwo Alawitów i Druzów. Libanowi już od 1920 roku udało się poczynić pozytywne kroki i dostosować się do nowej rzeczywistości, stąd jego niepowtarzalność i specyfika. To prawda, że działo się to na drodze konfliktów i napięć, ale Liban wciąż chce przypominać światu, że w najlepszych latach swojej historii był i nadal ma nadzieję być krajem-symbolem lub nawet tym, czym określił go papież Jan Paweł II podczas wizyty w Harrisie w Sanktuarium Matki Bożej Libanu, w 1997 roku, gdy powiedział znamienne słowa, święte dla Libańczyków – „Liban to więcej niż kraj, to przesłanie”.

Obecny stan portu, który powinien dawać pracę

Trzeba zaznaczyć, że pomimo konfliktów i kryzysów gospodarczo-finansowych, jest nadal atrakcyjny dla wszystkich mieszkańców arabskiego Bliskiego Wschodu, a w szczególności dla chrześcijan. Ta „mozaikowa” kompozycja społeczeństwa i pluralizm libański nie datują się od początków istnienia mandatu francuskiego, ale istniały już w czasach imperium otomańskiego. Obecny charakter pluralizmu libańskiego wywodzi się właśnie z tamtego okresu. Jest on obecny nie tylko w systemie sądowniczym, ale również w organizmach politycznych i administracyjnych, gdzie wyznaniowość jest regułą.

Jednak system mandatowy sprawił, że muzułmanie poczuli się oszukani na polu politycznym i ekonomicznym. Źle znosili panowanie chrześcijan. Przewidujący chrześcijanie dostrzegli ten problem i zaczęli stopniowo zdawać sobie sprawę, że emancypacja i przetrwanie Libanu będą możliwe tylko dzięki porozumieniu z muzułmańską burżuazją. Dążyli do przekonania elity sunnitów do idei niezależnego Libanu. Zaproponowali sunnitom porzucenie myśli o „wielkiej Syrii”. Zaszczepienie takiej idei stworzyło spójność interesów (niektórzy mówili o akcie wiary), a w konsekwencji przyczyniło się do powstania w 1943 roku „paktu narodowego” – nigdzie nie zapisanego, lecz trwałego porozumienia między maronitami a sunnitami. Miało ono na celu zbudowanie wspólnej wizji politycznej i podzielenie odpowiedzialności, za cenę wzajemnych ustępstw. Tak oto zarysował się kompromis w stylu libańskim. Prawdą jest, że nie zawsze udawało się go utrzymać w sferze polityki, ale długie doświadczenie, zdobyte przez wspólne życie Libańczyków, dało pozytywne rezultaty. Gdybyśmy ośmielili się stwierdzić, że w każdym chrześcijańskim Libańczyku jest coś z muzułmanina, a w każdym muzułmańskim Libańczyku coś z chrześcijanina, oznaczałoby to, że dialog poprzez sukcesję pokoleń, mimo pewnych trudności, nie był zmarnowany. Nie chodzi tylko o jakiś fakt narzucony przez historię, razem z jego blaskami i cieniami, ale również o wolny i odpowiedzialny wybór, którego konsekwencje są widoczne dla jednostki i wspólnoty.

Jak w tę historię nowożytnego Libanu wpisuje się jego stolica Bejrut?

Czas mandatu francuskiego, który przypada na okres międzywojenny, to czas, kiedy Bejrut przygotowywał się, aby stać się stolicą nowo tworzącego się państwa. Powstały okazałe bulwary i ulice. Z tego okresu pochodzi plac Gwiaździsty i większość do dzisiaj stojących budynków w stylu neokolonialnym. Niestety niemal wszystko zostało zniszczone podczas 15-letniej wojny, którą trudno nazwać domową, jeżeli weźmiemy pod uwagę, chociażby bombardowania izraelskie z 1982 roku. Centrum Bejrutu w 90% zostało odbudowane. To, czego najbardziej brakowało, to przedwojenny duch, który jeszcze się nie odrodził. Stan na dzień dzisiejszy można by określić jako zadawalający, gdyby nie ten nieszczęsny wybuch z 4 sierpnia tego roku.

Zanim zajmiemy się tym zagadnieniem, powróćmy na chwilę do problemów dzisiejszego Libanu, a zarazem problemu dzisiejszej Europy. Chodzi mi o uchodźców, których przecież nie brakuje.

To ważne zagadnienie dla Libanu, ale jeszcze ważniejsze dla całej Europy. Bo jeżeli rządy europejskie boją się upadku Libanu, to tylko z tego powodu, że spadnie na nich dramat uchodźców. 1,5 mln zdesperowanych ludzi stąd mogłoby raptem zapukać do domów Europejczyków, zakłócając im wygodny, konsumpcyjny styl życia. Co więcej, nie tylko uchodźcy ekonomiczni, ale również rodowici Libańczycy, spoglądając na upadające państwo, decydowaliby się na emigrację do Europy. Próby już mieliśmy w ostatnich dniach. Z okolic Trypolisu wypłynął statek pełny Libańczyków próbujących nielegalnie dopłynąć do Cypru. Niestety, o zgrozo, zatonął.

Czy można powiedzieć, że komuś zależy na tym, aby zniszczyć Liban – ten, który znamy – i na jego zgliszczach powołać nowy byt państwowy? Może jakieś rządy chciałyby, aby uchodźcom palestyńskim, zamieszkujących okolice Saidy i Tyru, przyznać obywatelstwo nowego Libanu? Jest ich około pół miliona, tak jak uchodźców syryjskich, którzy nie chcą wrócić do Syrii. Zmuszenie Libanu do przyznania im wszystkim obywatelstwa libańskiego rozwiązałoby problemy pewnych państw, ale co to znaczyłoby dla Libanu? Czy Twoim zdaniem taki scenariusz jest możliwy?

Stara dzielnica chrześcijańska

Taki plan istnieje od czasów Sekretarza Stanu USA Henry’ego Kissingera i plan ten powrócił w 2006 roku z nową, autorytarną wizją dla Bliskiego Wschodu Condoleezzy Rise. Od wojny między Hezbollahem a Izraelem w 2006 roku ten plan wszyscy mieli i mają w głowie. Czy aby tylko dlatego, żeby pomóc Izraelowi rozwiązać jego problem, Liban ma cierpieć? Czy do tego dojdzie? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na takie pytanie. Sama zadaję sobie retoryczne pytanie, czemu trzeba zniszczyć Liban. Czemu trzeba zniszczyć wcześniej, niż go się zdobędzie. Dlaczego nie przejąć go takim, jaki jest obecnie?

Naturalnie, aby go przejąć, trzeba go maksymalnie osłabić. Liban taki, jaki jest obecnie, nie może masowo dać obywatelstwa uchodźcom. To zachwiałoby fundamentami państwa. Przecież jest ono zbudowane na równowadze pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami.

Oczywiście! Zdajemy sobie sprawę, że przyznanie obywatelstwa takiej liczbie muzułmanów sprawiłoby, że chrześcijanie staliby się niczym, mniejszością bez znaczenia. A jak uczy doświadczenie, taka mniejszość spychana jest do nicości. Właśnie dlatego według koncepcji nie-Libańczyków trzeba stworzyć nowe państwo. Taki „nowy” Liban, „zaprogramowany” przez wielkich tego świata, nigdy by nie protestował. De facto Izrael miałby rozwiązany problem palestyński u siebie. Gdyby doszło do sytuacji, że muzułmanie stanowiliby 80 procent Libańczyków, zostałoby mniej miejsca dla chrześcijan w życiu politycznym. Chrześcijanie doświadczą wówczas tego samego, co w Syrii i Iraku – po prostu zostaną zmuszeniu do emigracji. Szyici od wieków śnią sen o potężnym państwie w kształcie półksiężyca zaczynającego się w szyickim Iranie, poprzez Irak, Syrię aż po Liban, gdzie szefem tego superpaństwa byłby ajatollah. Sunnici natomiast od wieków mają swój projekt wielkiego państwa muzułmańskiego na czele z kalifem. W tym wypadku chrześcijanie mogą zostać jako poddani – zimmi – i jak nakazuje Koran, płacić podatek religijny – dżizję, dzięki czemu mogliby pozostać w kraju i praktykować swoją wiarę.

Czyli wszyscy, którzy niby chcą pomóc Libanowi pod pozorem tworzenia państwa laickiego, demokratycznego – tak naprawdę kłamią. Dla islamu państwo i religia to jedno: „DIN ŁA DAULE”.

Islam rządzi i nigdy nie może być rządzony, żadne laickie prawa nie mogą rządzić islamem. Europa Zachodnia tego nie rozumie. Prawdziwy muzułmanin nie może podlegać żadnemu innemu prawu poza szariatem. Gdyby powstał ten tzw. nowy Liban, mamy 80 % władzy w rękach islamistów.

Ale przecież można pozytywnie założyć, że 80 proc. parlamentarzystów będzie politykami świeckimi, areligijnymi.

Dokonać zmiany na papierze i nazwać reprezentantów narodu świeckimi, to tylko pozór. Należałoby zmienić ich przekonania, myślenie i serca, a to w przypadku religii muzułmańskiej sprawa niewykonalna.

Znasz przecież wiele muzułmanek i muzułmanów w Libanie w pracy i w życiu codziennym, z którymi się przyjaźnisz. Czy Twoje koleżanki i koledzy śnią o Libanie muzułmańskim?

Nie, w żadnym wypadku. Pragną Libanu, naszego Libanu, który zbudowaliśmy razem. Nie chcemy mieć Libanu instruowanego przez inne państwa.

Co trzeba zrobić, aby właśnie, tak jak mówiłaś, ten zbudowany przez muzułmanów i chrześcijan Liban uratować?

Przede wszystkim wszystkich polityków rządzących Libanem od początku lat 90., a wcześniej będących „panami wojny”, należy postawić przed trybunałem. Każdy, kto zawinił, musi ponieść karę; ten, który ukradł państwowe pieniądze, musi je oddać. A w konsekwencji oddać władzę, którą uzurpuje od ponad 30 lat.

Stara dzielnica chrześcijańska

Czy wobec tego Liban potrzebuje nowego porozumienia narodowego, nowej konstytucji? Przecież obecna jest dość stara, z 1943 roku?

Moim zdaniem obecna konstytucja jest jedną z najlepszych na świecie. Świat powoli się do niej przekona i ją odkryje. Mówi się teraz o stworzeniu państwa laickiego, demokratycznego – ale my, według konstytucji, już tym jesteśmy właśnie takim państwem. Religie nie mają żadnej roli bezpośredniej w systemie politycznym Libanu, pozostają jednak w życiu społeczeństwa, są swego rodzaju sumieniem dla poszczególnych ich wyznawców i kiedy zabraknie tego sumienia, zabraknie również i ducha wartości.

Czy w Waszej konstytucji są nawiązania do religii chrześcijańskiej czy muzułmańskiej?

Nie ma żadnych. Mamy konstytucję świecką, ale zbudowaną na wartościach pochodzących z wiary i na poszanowaniu życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Jedyne wspomnienie o religii w konstytucji dotyczy zapisu o wolności wyznania. Jakiekolwiek utrudnienia w wyznawaniu wiary podlegają karze.

No tak, ale przecież zdarza się, że wychodzący na mównicę parlamentarzysta muzułmanin zaczyna swoje przemówienie od słów zapisanych w pierwszych wersetach Koranu: Bi Smi Lahi rahmani Rahim…, tzn. „W imię Boga miłosiernego, przebaczającego”… Dlaczego tak się dzieje?

Konstytucja mu tego nie zabrania i nie nakazuje, tu jest pełna wolność. Choć w nawiązaniu do takich sytuacji parlamentarzysta chrześcijanin występujący po nim rozpoczyna wystąpienie od znaku Krzyża Świętego: „W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, dodając jeszcze – dla naszego regionu – „W Boga Jedynego”, żeby muzułmanie nie myśleli, że mamy trzech bogów.

I istotną sprawą jest to, że choć wezwanie muzułmanina jest dla nas, chrześcijan, do zrozumienia, choć nie zaakceptowania, to już nasze wyznanie wiary, mówiące „W Imię Syna-Jezusa”, jest dla muzułmanina bluźnierstwem. Tym samym chcę jeszcze raz podkreślić i udowodnić, że wizja państwa Libanu jako państwa świeckiego w znaczeniu zachodnioeuropejskim jest utopią.

Mając doświadczenie pracy dla wielu instytucji międzynarodowych, masz ogląd sytuacji w różnych zakątkach globu. Czy uważasz, że jest sens ratowania tego Libanu, który znamy obecnie? Jeżeli tak, to dlaczego?

Mój Liban jako naród i kraina istnieje od kilku tysięcy lat. Jego historię znamy chociażby ze Starego i Nowego Testamentu. Jest tam wspominany ponad 100 razy. Najpiękniejsze znane nam epizody, historie miały miejsce właśnie tutaj. Niszczyć go teraz byłoby czymś nielogicznym i zbrodniczym. To byłaby katastrofa nie tylko dla Libanu, ale także dla całego swiata. Liban, zwłaszcza dla Bliskiego Wschodu, jest swego rodzaju zaworem bezpieczeństwa. Bliski Wschód cały się gotuje jak w garnku pod ciśnieniem. Izrael, Palestyna Syria, Irak – wszędzie jest stan napięcia. Tylko Liban pozostaje jako wentyl bezpieczeństwa. Jeżeli zniknie Liban, zniknie cały Bliski Wschód, a zwłaszcza chrześcijanie jeszcze tutaj żyjący. A rezultaty tych zniszczeń i odłamki tej tragedii dotrą do Europy. A może nawet odbiją się również na całym świecie.

Bejrut przeszedł wiele: długie lata wojny domowej, bombardowania, ranni i zabici. Jednak dzisiaj stolica Libanu wydaje się przerażona, niedowierzająca, wstrząśnięta do samego fundamentu gwałtowną eksplozją, która 4 sierpnia tego roku wstrząsnęła portem i zniszczyła prawie połowę miasta. Hipotezy na temat tego, co się stało, są liczne. Detonacja, która uderzyła w Bejrut, była tak potężna, że spowodowała trzęsienie ziemi o sile 3,5 w skali Richtera, które było odczuwalne na Cyprze, oddalonym o około 200 kilometrów. Eksplozja w porcie w Bejrucie wstrząsnęła krajem borykającym się już z bezprecedensowym kryzysem gospodarczym, który jest przyczyną i zarazem skutkiem równie głębokiego kryzysu politycznego. Jak mogłabyś opisać ranę zadaną Bejrutowi 4 sierpnia tego roku?

Ta rana została zadana na dwóch poziomach o różnym natężeniu. Na poziomie fizycznym jest to zburzenie portu i prawie połowy miasta. Żadne z działań podczas piętnastoletniej wojny nie doprowadziło do tak kolosalnych zniszczeń, jak ten jeden moment. Drugi poziom zniszczeń, może jeszcze gorszy, dotyczy ducha. Podczas żadnej wojny, nawet tej najbardziej okrutnej, krwawej, Libańczycy nie bali się tak, jak podczas tego wybuchu. Lęk pozostał do dziś. Zwłaszcza dotknęło to dzieci, ponieważ zostały niespodziewanie zranione w ich własnych domach, tam, gdzie czuły się najbezpieczniej. Wiele z nich widziało na własne oczy śmierć swoich rodziców. W jednej sekundzie dzieci straciły wszystko: dom, rodziców, przyjaciół, szkołę i swoją przyszłość. Teraz, gdy słyszą jakiś nieznany, głośniejszy dźwięk w pobliżu, wzbudza to u nich strach.

Czego teraz najbardziej potrzebują ci, którzy mieli szanse przeżyć, aby pozostać w Bejrucie?

Ludzie szukają pomocy

Przede wszystkim powrotu do własnego domu, mieszkania, przed rozpoczęciem pory deszczowej i nadchodzącego chłodu. Ludzie zostali złamani. Wcześniej włączali się w próbę reform swego kraju – jak słynna saura, czyli rewolucja uczniowska jesienią ubiegłego roku. Teraz, gdy nie mają gdzie mieszkać, nie mają co jeść, nie będą się zajmować rewolucją. Nie wyjdą na ulice, aby protestować. Może właśnie o to chodziło. Po pierwsze chcę mieć chleb, mieszkanie, później mogę myśleć, jak wpłynąć na rząd mego kraju, aby zmieniał go na lepsze. Po drugie, żeby kontynuować moje życie, muszę mieć gdzie pracować, utrzymać rodzinę. Dewaluacja naszej waluty z jednej strony spowodowała zubożenie znacznej części naszego społeczeństwa i tym bardziej pomoc zagraniczna, która napływa w walucie dolarowej, sprawia, że nawet małe sumy pozwalają na powrót do normalności. W chwili obecnej najbardziej efektywna jest pomoc w żywej gotówce, ponieważ pomoc żywnościowa w postaci ryżu czy cukru może być nietrafiona – może rodzina potrzebuje zupełnie czegoś innego.

Jak wiesz, polska Fundacja Fenicja im. świętego Charbela od lat pomaga na różnych płaszczyznach zarówno uchodźcom syryjskim, jak i ubogim rodzinom libańskim. Od pierwszego dnia po wybuchu 4 sierpnia całą naszą energię skierowaliśmy na pomoc Bejrutowi. Dzięki naszym ofiarodawcom doprowadziliśmy do stanu użytkowania kilkanaście mieszkań. Oprócz tego pomogliśmy w odbudowaniu piekarni i restauracji. Jak oceniasz wkład fundacji?

Mówiłam już wcześniej, jak ważna jest sprawa odbudowy mieszkań przed porą deszczową. Waszą działalnością zatrzymaliście choć trochę tendencję wyjazdu chrześcijan z miasta. Moim zdaniem jeszcze większe znaczenie ma pomoc w odbudowie małych, rodzinnych biznesów, takich jak piekarnia czy wspomniana restauracja. Odbudowana restauracja nie tylko utrzyma właściciela firmy, ale przede wszystkim uratuje miejsca pracy dla Libańczyków i ich rodzin.

A Ty – czy masz zamiar zostać w Libanie?

Tak, pozostaję tu. Jeżeli ktoś planuje zmusić nas, chrześcijan, do opuszczenia Libanu, to my mu w tym nie pomożemy. Co nie znaczy, że nie ma lęku w moim sercu. Ale dzięki mojej wierze i wsparciu libańskich świętych, niczego nie powinnam się bać. W takich trudnych chwilach zwątpienia przychodzi mi na myśl modlitwa z Psalmu 23: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza…”.

Liban jest miejscem, gdzie mitologiczny feniks odrodził się z popiołu. Tak i my odrodzimy się jeszcze raz.

Dziękuję za rozmowę.

Więcej o Libanie przeczytają Państwo w książce Kazimierza Gajowego pt. Liban, więcej niż przewodnik, polecanej na stronie makazi.eu.

Maja Outayek posiada tytuł licencjata w dziedzinie komunikacji i informatyki oraz tytuł magistra zarządzania biznesem. Przez ostatnie 15 lat pracowała w zakresie pomocy humanitarnej w Libanie w różnych organizacjach lokalnych i międzynarodowych.

Adam Rosłoniec, wiceprezes
Fundacja FENICJA im. św. Charbela
fenicja.org
NIP 5252620561
KRS 000561105
[email protected],
[email protected], tel.+48 602 449 777

Numer konta dla darowizn: 62 1020 1156 0000 7402 0134 0702
BIC/SWIFT: BPKOPLPW

Wywiad Adama Rosłońca z Mają Outayek, pt. „Bejrut po wybuchu”, znajduje się na s. 10–11 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Adama Rosłońca z Mają Outayek, pt. „Bejrut po wybuchu”, na s. 10–11 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gajowy o nowych władzach Libanu: Annuntio vobis gaudium magnum: habemus rząd

Kazimierz Gajowy o nowym rządzie Hassana Diaba, a Adam Rosłoniec zaprasza na pielgrzymkę do Libanu.

Jest to rząd normalny, bo przekazano władzę rządowi, który wygrał wybory.

Adam Rosłoniec i Kazimierz Gajowy mówią o nowym rządzie w Libanie. Premierem został Hassan Diab. Jest on  zgodnie z zasadami ustrojowymi Libanu sunnitą, jednak politycznie jest bliżej związany z szyitami. Wynika to z roli jaką pełni Hezbollah w nowym rządzie- to Partia Boga rozdaje w nim karty. Nie wszystkim się podoba udział we władzach tej ostatniej. Ponadto Rosłoniec mówi, że między 16 a 23 kwietnia 2020 r. odbędzie się pierwsza pielgrzymka do Libanu.

Misją radia Wnet jest odkłamywanie Libanu. […] Jedziemy do Sydonu do Chateau de la mer.

Jednym z punktów pielgrzymki będzie zamek krzyżowców w Sydonie. Nasz gość podkreśla, że obecnie obraz krucjat jest często zakłamywany.  Informacje nt. pielgrzymki można znaleźć kontaktując się poprzez e-mail: [email protected].

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Rodzina WNET we Lwowie. Nie sposób zobaczyć wielkiego miasta w krótkie cztery, acz niezwykle aktywne dni

Najczęściej zadawane pytanie, na które praktycznie nie ma rozsądnej odpowiedzi, zawierało się w słowie – „Dlaczego?”. Ale może udało się nam odegnać w wielu miejscach smutek, by zastąpić go zachwytem.

Ryszard Jan Czarnowski

Nie zdążyliśmy za jednym czterodniowym zamachem odwiedzić miejsc wszystkich. Ot, choćby pokłonić się Szewcowi w Parku Stryjskim; nie weszliśmy w progi zamienionej w cerkiew Świętej Elżbiety. Dworzec, z którego odjeżdżały niegdyś transporty deportowanych na Syberię, a potem wyganianych stąd po wojnie, zobaczyliśmy tylko z okien autokaru. Bo nie sposób zobaczyć wielkiego miasta w pełni w krótkie cztery, acz niezwykle aktywne dni. Aktywne – mało powiedziane, przecież każdego dnia wędrowaliśmy długie kilometry ulicami i alejami Lwowa.

No właśnie – przechodząc do organizacji, to powiodła się dzięki temu, że zebrała się do wrześniowej wyprawy grupa ludzi wyznających wspólne naczelne wartości, a zarazem kolorowych w swym widzeniu tychże. Bo przecież wielu widziało Lwów po raz pierwszy, poznawało go inaczej niż na stronicach – jakże często popularnie i bałamutnie redagowanych – przewodników. Po raz kolejny okazywało się, że by poznać, trzeba dotknąć i posmakować. Tak jak ulubioną – po jej poznaniu – księgę, do której się wraca. Stąd pełne niedowierzania pytania, upewniania się w tamtej bliskiej, a jakże zmienianej pojałtańskiej rzeczywistości.

Najczęściej zadawane pytanie, na które praktycznie nie ma rozsądnej odpowiedzi, zawierało się w jednym, często wypowiadanym słowie – „Dlaczego?”. (…)

Ale przecież sam Lwów jest teraz niebywale żywym miastem. Jego genius loci objawia się w rozmaitych dziedzinach życia. Zarówno tych trywialnych, jak i najistotniejszych w kwestiach kultury i dziejów. Miasto trzech katedr, w którym przez wieki zgodnie ze sobą pomieszkiwały skłócone na innych połaciach Europy i samej Rzeczypospolitej narody. Słowa „magiczny” czy „kultowy” ogromnie się w ostatniej dekadzie zdewaluowały. Jakżeż jednak błogosławione są miejsca wspaniałych świątyń, cudem wielkim z czasów najbardziej barbarzyńskiej półwiecznej sowieckiej okupacji ocalałych. Nie tylko one, bo na początek przecież, w wielkim pospiechu pierwszego dnia obejrzane i posmakowane spektaklem – operą „Don Pasquale” – wnętrza Teatru Wielkiego. Panneaux i antepedia nawiązujące do klasyki polskiego dramatu i literatury. Kurtyna „Tryumf Apollina” pędzla Henryka Siemiradzkiego pokazywana jest tylko przy specjalnych okazjach, lecz i tak była to wieczorna zapowiedź wielkiej przygody z miastem.

I cienie ludzi, których ślady znajdowaliśmy nie tylko na Nekropoliach Łyczakowskich. Pierwszeństwo Lwowa. Tylko część tych pierwszeństw udało się przekazać, przypomnieć i uzmysłowić. A i tak najczęstszą reakcją było radosne niedowierzanie.

Wszyscy, którzy pierwszy raz znaleźli się we Lwowie, gremialnie pobiegli, by naocznie na tablicy pamiątkowej na łyczakowskiej kamienicy nieopodal kościółka św. Antoniego sprawdzić, czy aby ten opowiadacz nie konfabuluje, osadzając urodzenie i młodość Zbigniewa Herberta we Lwowie.

Radio WNET grupowało, zdawało się, głównie mieszkańców Warszawy i okolic. Ale nasza wyprawa dowiodła, że równie silne oddziaływanie ma znacznie dalej. Bo z całej niemal Polski zebrali się uczestnicy tejże. (…)

Cmentarz Orląt Lwowskich | Fot. A. Rosłoniec

Nie wszystko się niestety udało z powodu psikusa pogodowego na Łyczakowie. Ulewa uniemożliwiła realizację pełnego spaceru pośród spotykanych tam wielkich, znajomych i zapomnianych.

Dotarliśmy co prawda „na Orlęta”, ale zdołaliśmy się jedynie pokłonić cieniom Dzieci, pochylić przed uwiezionymi w pudłach lwami, zadumać nad barbarzyństwem bolszewickich okupantów i czym prędzej powrócić. A przecież obie Nekropolie Łyczakowskie stanowią jeden z filarów naszego jestestwa.

Cały artykuł Ryszarda Jana Czarnowskiego pt. „Rodzina WNET we Lwowie” znajduje się na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Ryszarda Jana Czarnowskiego pt. „Rodzina WNET we Lwowie” na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018.

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Liban – ziemia święta, ziemia świętych, tolerancji i współistnienia w pokoju. Refleksje z pielgrzymki spółdzielców WNET

Chrześcijańska praktyka życia sprawami doczesnymi poprzez Ewangelię daje światło na wszystkie rzeczywistości ziemskie. Dla chrześcijan nie ma dwóch odrębnych nurtów życia: duchowego i świeckiego.

Adam Rosłoniec

Gdy spotkaliśmy się przed odlotem i rozpoczęliśmy naszą drogę Mszą świętą w kaplicy na Okęciu, nikt chyba nie spodziewał się, jak głęboka jedność zespoli nas w tym nadchodzącym tygodniu. Jak wiele powstanie przyjaźni, jak wiele zostanie w nas wspomnień. I wreszcie, jak wiele świadectw wiary możemy przekazać teraz innym. Można powiedzieć: połączył nas Bóg.

Każdy z nas podczas tej wspólnej podróży został obdarzony jakimś wrażeniem, w jego sercu pozostało szczególne wspomnienie. (…) Andrzej: „doświadczyłem tam poczucia wyjątkowego przeplatania się wiary”, Joanna: „ta pielgrzymka była magiczna, a Liban to miejsce o zaskakującym międzyreligijnym pojednaniu. Kraj oddycha inaczej. Źródło, prawda, prostota”. „To przecież piękny, zielony kraj, piękni ludzie”, zachwyca się Piotr, który, jak większość z nas, był tam po raz pierwszy i podobnie jak inni zrozumiał, że jego wcześniejsze wyobrażania o Libanie były całkowicie mylne. Tam jest spokój, nikt nie podkłada bomb pod monument Jezusa Chrystusa albo Matki Bożej. (…)

Fot. Dolina Wadi Kadisza | Fot. z archiwum autora

Libańskie góry i doliny przywodzą na myśl początki i trudne wieki Kościoła na Bliskim Wschodzie. Zamieszkiwana niegdyś przez pustelników Wadi Kadisza jest wymownym świadkiem wiary pierwszych chrześcijan. Wiary, która dotarła tu wprost od Apostołów i ich uczniów i która przetrwała wieki podbojów muzułmańskich. Ta głęboka dolina przecięta rzeką Orontes (tą samą, nad którą w pobliskiej Antiochii Syryjskiej św. Paweł formował jedną z pierwszych wspólnot), niedostępna dla sułtana muzułmańskiego, była schronieniem maronitów – wspólnoty katolickiej zawsze pozostającej w jedności z nauczaniem Apostołów. Ta wspólnota stała się narodem w tej części świata. To św. Maron z Syrii, mnich i pustelnik, mistrz ascezy wschodniej, dał początek głębokiej duchowości swojego ludu.

W V w. w Syrii rozwijał się monastycyzm i wielu chrześcijan stosowało formę ascezy, dla nas dzisiaj kompletnie nieosiągalną. Byli to ludzie prości, niewykształceni, kochający Boga. Na swe trudne powołanie pragnęli odpowiedzieć życiem doskonałym. Taki był św. Maron. Odsunął się od świata i wybrał życie w górach pod gołym niebem. Przed deszczem i śniegiem chronił go tylko namiot z koziej skóry. Jego filozofią i wiarą było to, że Boża mądrość uświęca, pomimo braku wykształcenia. Święty Maron, poprzez swoje umartwianie się, dostał od Boga dar uzdrawiania. Słowa Biblii Sprawiedliwy rozrośnie się jak cedr na Libanie wydają się mówić właśnie o nim. Gdy po krótkiej chorobie zmarł, ludność z okolicznych wiosek wzniosła dla niego grobowiec. Jego ruiny znajdują się do dzisiaj w Kafr Nabu, na terenach niedostępnej dla nas, ogarniętej wojną Syrii. (…)

Harissa jest miejscem głęboko zakorzenionego kultu maryjnego. To dawna wioska, położona 20 km od Bejrutu, na wysokości 650 m n.p.m. Na szczycie góry widnieje, usytuowana na monumentalnej podstawie w kształcie latarni morskiej, piękna statua Najświętszej Marii Panny – Notre Dame du Liban. Posąg z 1904 r. został ufundowany jako dziękczynienie z okazji 50-lecia ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi.

Harissa to miejsce wyjątkowe i jedyne takie na całym Bliskim Wschodzie, a może i na całym świecie. Niezwykłości dodaje mu fakt, że to centrum pielgrzymek, założone przez Maronickie Zgromadzenie Misjonarzy, odwiedzane jest zarówno przez chrześcijan, jak i muzułmanów.

Oglądamy tutaj widok niepowtarzalny: po wijących się dookoła statui schodach przeciskają się ramię w ramię dziewczyny w hidżabach, dziewczyny w białych chustach – tradycyjnym nakryciu głowy Etiopek i dziewczyny w zwykłych T-shirtach. Wszyscy wędrują na górę, aby po swojemu i w znanej tylko sobie intencji zostawić ślad obecności u Pięknej Pani. Prawie dotknąć Jej stóp, złożyć swego ducha w Jej otwarte, oczekujące ręce.

O tej rzeczywistości, która przeradza się w symbolikę tego kraju, mówił Święty Jan Paweł II podczas pamiętnej pielgrzymki: Liban to coś więcej niż kraj, to przesłanie. Takie słowa zapamiętały rzesze wiernych przybyłych zewsząd na Mszę świętą. (…)

Ksiądz Miled Skayem | Fot. ze zbiorów autora

Niedaleko od Harissy, podążając wyżej w góry Libanu, napotkamy Bzommar. Tam w miejscowej parafii swą posługę sprawuje ksiądz Miled Skayem. Wielki orędownik św. Jana Pawła II, św. Faustyny Kowalskiej, św. Maksymiliana Kolbego, bł. Jerzego Popiełuszki, bł. Michała Sopoćki i innych świętych, w tym oczywiście libańskich. Ten kapłan wielokrotnie przybywał do Polski, ale także do Rzymu, aby „zdobyć” relikwie polskich świętych, do których ma szczególne nabożeństwo. W jego niewielkiej parafii sąsiadują ze sobą: kościół pw. św. Charbela i kaplica pw. św. Jana Pawła II. Wielki Święty Libanu i Wielki Święty Polski. Tam licznie gromadzą się Libańczycy, oddając cześć naszym świętym. (…)

w pobliskim Ghosta buduje sanktuarium Miłosierdzia Bożego, w którym znajdą miejsce wszystkie relikwie z Polski. Obok, na zboczu góry, stanie monumentalna statua Jana Pawła II, a u jej stóp wijąca się po zboczu Droga Miłosierdzia. Będzie po niej szła procesja różańcowa, której idea jest podobna do procesji, jaka odbywa się każdego 22. dnia miesiąca od pustelni św. Charbela do Annaya. Konsekracja nowego sanktuarium i Drogi Miłosierdzia zapowiedziana jest na 2019 rok.

Cały artykuł Adama Rosłońca pt. „Liban – ziemia święta, ziemia świętych. Pielgrzymka spółdzielców WNET” znajduje się na s. 3 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Rosłońca pt. „Liban – ziemia święta, ziemia świętych. Pielgrzymka spółdzielców WNET” na s. 3 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl