Prawie dwadzieścia lat temu odszedł Tomasz Beksiński. Wspomnienie radiowe w programie „Cienie W Jaskini”

Przeglądam moje zapiski i stare teksty. Te sprzed lat prawie dwudziestu. Przebiegam oczami po nerwowo skreślonych słowach z 25 grudnia 1999 roku. Przez te dwadzieścia lat naprawdę nic się nie zmieniło

Od tamtej pory te święta, skąpane w nadziei i wierze światła, mają dla mnie gorzko – słodki posmak. W zaciszu studiów radiowych wspominam o tej porze Jego. Tomasza Beksińskiego.  Dla wielu, to co napiszę, będzie trącić dzwonem wielkiego patosu. Co mnie to obchodzi (dodam od siebie).

Bez Tomasza Beksińskiego, magii Jego radia, muzyki i bezstrachu przed tkliwością i pięknem poezji, prostotą pragnień w meandrach życia (które na własne życzenie komplikujemy twierdząc, iż „czas jeszcze jest”) nie byłoby mnie takim, jakim jestem.  

Tomasz Wybranowski

 

OBRAZ 3  Pamięci Tomasza Beksińskiego…

Płonące krzesło pożądania

Języki wznoszą się i opadają

Potem ciemność

już…

Brawa tłumione kurtyną

Szaleńcy na smyczy leków

i plaga suszy w oazach…

Koniec wieków

Znak czasu

Szelest wypłowiałego rachunku

człowieczeństwa…

Tomasz Wybranowski, Nocne Czuwanie [Wydawnictwo Kontury, 2012]

 

Od 2006 roku, zawsze w okolicach Wigilii, nocną porą poświęcam w całości jeden program osobie Tomasza Beksińskiego. Patrzę na te zapiski sprzed lat, szperam w notkach w pamiętnikach i … muszę się wciąż powtarzać. I to jest Jego „wiekuistego zwycięstwa zaranie”, że trzeciego wieszcza muszę zacytować z „Za kulisami”.

Okazuje się, że mimo upływu dwóch dekad, wciąż odczuwamy do Niego, i do tego co robił absolutnie to samo. Cóż, hrabia Dracula miał rację, że „czas nie ma żadnego znaczenia”. Gdyby nie On, gdyby nie Tomek, nauczyciel doskonały i muzyki, i piękna doskonały, nie byłoby rzeszy setek tysięcy słuchaczek i słuchaczy wyczulonych na to, co delikatne, ale ważne. Nie byłoby i mnie.

Wiem, że dzięki niemu moja wrażliwość czai się na nieprzystępnym firmamencie zmierzchu, który srebrzy się dobrymi dźwiękami, poezją i empatią dla tych, którzy chcą czuć więcej, głębiej i mocniej wciąż… Dlatego na antenie Radia WNET pojawił się, za aprobatą Krzysztofa Skowrońskiego, prawie cztery lata temu program „Cienie W Jaskini”.

Ktoś gdzieś napisał, że „postanowiłem zebrać sieroty po Beksińskim”. Na pewno tak, tyle że nie potrafię tego „teatru magii” czynić tak jak On. I na pewno nie chcę go kopiować, bo to po prostu niemożliwe. Zawsze oryginał jest jeden. I taki zawsze pozostanie w pamięci potomnych.

 

Rzeczy niezwykłe i wielkie (dla zaufanych w pięknie)

Tomasz Beksiński (1958 – 1999) był już legendą za życia. Któż nie słuchał „Romantyków Muzyki Rockowej” z II Programu Polskiego Radia, „Na Rockową Nutę”, tuż przed północą w radiowej Jedynce, by skończyć na „Wieczorach z płytą kompaktową” (znowu II Pr. Polskiego Radia), „Spotkań z balladą” (znowu radiowa IV) i „Trójka Pod Księżycem – Opowieści z krypty”.

A Jego tłumaczenia niesamowite filmów ze stajni „Monthy Pytona”? A sensacyjna saga o Jamesie Bondzie (mawiał przecież, że „kinematografia zaczyna się i kończy na Bondach”). Zaraził mnie kobietą – wężem, czyli „The Reptile” i „Lokatorem” Romana Polańskiego, które muszę obejrzeć przynajmniej raz na jakiś czas. Filmy w jego przekładach nabierały nowej jakości i zdecydowanie blasku. W nieistniejącym już miesięczniku „Machina” napisał kiedyś:

Żeby złapać humor Pythonów, trzeba mieć dystans do wielu rzeczy, a przede wszystkim do samego siebie. Znam ludzi, którzy Monty Pythona kompletnie nie rozumieją. To jest humor dla intelektualistów.

 

Gdyby nie Tomasz, nie byłoby mnie takim, jakim jawię się teraz… Znowu się powtarzam. Gdyby nie On byłbym głuchy i nieczuły na piękno dźwięków. I na pewno nie czułbym tej „ciemnej strony księżyca” . Nie łaknąłbym także rzeczy nieuchwytnych, nieziszczalnych i pięknych. Tak jak wiary w miłość.

I na pewno nie czułbym takiej radości i dumy, że w mieście, gdzie „robię Radio WNET”, w irlandzkim Dublinie założonym przez wikingów, jestem bliżej i Abrahama „Brama” Stockera, i jego opowieści o hrabim Drakuli, choć od zawsze wiedziałem, że wampiryczności to domena naszego słowiańskiego tygla wierzeń i zakazanej obrzędowości sprzed wieków.

Dzięki jego programom, Jego wierze, że „piękno uleczyć może wszystko” i temu, że On szczerze i prawdziwie słuchał tej muzyki razem z nami, poczuliśmy w sobie zew tego piękna, z domieszką srebrnej patyny smutku. Jego słuchacze, tak jak i ja, chcieli (i choć Go nie ma) nadal chcą spełniania się w muzyce, literaturze i sztuce. Mimo wspomnianej patyny smutku i zatraceń znanych z poezji Poe, Miltona czy Macphersona. Tomasz Beksiński nauczył nas bardziej „czuć” i „być” aniżeli „mieć”

 

Zaproszenie na radiowe dziady… 

Sobotnią porą, 21 grudnia 2019 roku, o godzinie 19:00 zapraszam do Radia WNET na kolejny program poświęcony Jego pamięci. W pierwszej części będę miał honor rozmawiać o Tomaszu Beksińskim z Anją Orthodox, księżną polskiego dark i gotyk rocka z grupy Closterkeller. W programie także opowieści Wiesława Weissa, autora książki niezwykłej „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy”.

Pojawi się także serce i głos legendarnej grupy Abraxas – Adam Łassa. Zapraszam wszystkie Nocne Małgorzaty i Marków Nocnych na radiowe dziady, aby przywołać chwile, które nam dał.

W części drugiej jutrzejszego wieczoru zaprezentuję na nowo, w formie radiowego coveru, Jego ostatni program, z radiowej Trójki, z 11/12 grudnia 1999 roku.

Przy tej okazji składam najwyższe wyrazy szacunku i podziękowania dyrekcji Trójki Polskiego Radia, w szczególności panu dyrektorowi Tomaszowi Kowalczewskiemu za wyrażenie zgody, na wplecenie do mojej audycji głosu Tomasza Beksińskiego i kilku ważnych kwestii, które wypowiedział we wspomnianym programie sprzed dwudziestu lat.

 

POKUSZENIE II [Część I]

„Kochaj mnie tak, by motyle

Żądzą przeszyły mój brzuch” Adam Łassa

Od zawsze czekałem na Twój taniec

Taniec widmo do głuchej muzyki

Księżycowej harfy bez strun

Gorzka pigułka

na przewlekłe przeziębienie i łyk

gorącej herbaty bez smaku przestaje

kojarzyć się ze złą miłością.

Oto mężczyzna spotkał kobietę

i ofiarował jej swoje życie

Zza drugiej strony luster przywołał

w końcu latawiec spokoju

Patrzy teraz na witraż lodu przebity

Liśćmi jesieni

Bo jesień to szarość opanowania a zima

odmianą wyciszeń na półkach koniugacji

gdy pojmiesz, że są rzeczy które już się

nie przydarzą

tylko przyśnią przy dozie szczęścia

Wyliczanka bezsenna kroków zawisła

w pół taktu

Nie trzeba zaklęć i słów

wyświechtanych przez tanich poetów

i bardów zbierających na zieloną butelkę

Oto mężczyzna spotkał kobietę

i podarowała mu siebie. Magia

prostoty trwa od wieków

Tomasz Wybranowski, z tomu „Jednoczas” [w przygotowaniu].