Naród-Bóg-cywilizacja. Niepodległe pisarstwo i życie Zofii Kossak-Szczuckiej / Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 53/2018

Prezydent Andrzej Duda zdecydował o uhonorowaniu pisarki pośmiertnie Orderem Orła Białego wraz z 24 innymi osobami, które uznał on za symboliczne i wybitne dla budowania niepodległości Polski.

Piotr Sutowicz

Naród – Bóg – cywilizacja. Niepodległe pisarstwo Zofii Kossak

W roku bieżącym minęła 50 rocznica śmierci Zofii Kossak Szczuckiej Szatkowskiej. Z kolei w przyszłym roku będziemy obchodzić 120 rocznicę jej urodzin. Ta popularna przed wojną, ale czytana i po jej zakończeniu autorka została nieco zapomniana w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, choć w ostatnim czasie jej twórczość zdaje się wracać do czytelników i chyba zaczyna być odczytywana w kontekście współczesności.

Oby ten trend, który wypracowały niektóre środowiska katolickie – a wśród nich należy wymienić chociażby bliskie autorowi niniejszego tekstu Stowarzyszenie „Civitas Christiana”, oraz Instytut Wydawniczy PAX, który wznawiał książki pisarki nawet w czasach, kiedy wcale nie było to modne ani opłacalne – utrzymał się w przyszłości, z czego mogą wyniknąć tylko korzyści dla kultury polskiej. Z pewnością to niezaprzeczalny wkład jej pisarstwa w tę dziedzinę narodowego życia zdecydował o tym, że prezydent Andrzej Duda postanowił uhonorować ją pośmiertnie Orderem Orła Białego wraz z 24 innymi osobami, które uznał on za symboliczne i wybitne dla budowania niepodległości Polski.

Kossakowie

Zofia Kossak z matką, Anną Kisielnicką-Kossak | Fot. Fundacja im. Zofii Kossak, domena publiczna

Zofia przyszła na świat w Kośminie na Lubelszczyźnie 10 sierpnia 1889 r. Jej ojciec Tadeusz był bliźniaczym bratem Wojciecha – odznaczonego razem z bratanicą malarza znanego z twórczości batalistycznej, w tym choćby jako współautora Panoramy Racławickiej. Do dziś dnia malowane przez niego konie pozostają symbolami polskiego charakteru narodowego, a biorąc pod uwagę fakt, że zwierzęta te na żywo można obejrzeć coraz rzadziej, wolno powiedzieć, że Kossakowski symbol przeżył żywy obiekt portretowy. Z pewnością między malarstwem Wojciecha a pisarstwem Zofii daje się zauważyć silny związek, może wynikający z pokrewieństwa, a może z podobnego sposobu widzenia polskości. Warto wspomnieć, że córkami Wojciecha, a więc stryjecznymi siostrami Zofii, były Magdalena Samozwaniec i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, dwie literackie osobowości dwudziestego wieku. Relacje rodzinne między kuzynkami jednak niekoniecznie należały do łatwych. Obraz rodzinny Kossaków warto uzupełnić jeszcze o siostrę Wojciecha i Tadeusza, Jadwigę, której córka tego samego imienia była później żoną Stanisława Ignacego Witkiewicza.

Układanka ta nie jest oczywiście pełna, ale już na jej podstawie widać, że mamy do czynienia z rodziną niezwykłą, której drogi w późniejszych czasach rozeszły się nieraz dramatycznie, ale nie można powiedzieć, że rodzina przeminęła, nie pozostawiając po sobie znakomitych i niekiedy mniej znakomitych, ale i tak wartościowych dzieł kultury. Warto też wspomnieć, że przyszła pisarka miała jeszcze dwóch braci, z których jeden zmarł, nie dożywszy roku, zaś drugi utonął w nurtach rzeki Wieprz w wieku dwunastu lat. Były to chyba pierwsze śmierci, z którymi przyszło się Zofii zetknąć.

W dorosłym życiu będzie ona doświadczać jej bardzo często, co nigdy nie doprowadzi do złamania charakteru pisarki, a co ważniejsze – wiary w Boga i Jego Opatrzność. To przekonanie czyniło ją nie tylko wybitną pisarką, ale i apologetką katolicyzmu, co w tej rodzinie, jak już wspomniano, wybitnej, nie było wcale rzeczą zupełnie oczywistą.

Kronikarka zapomnianych Kresów

Zofia Kossak | Fot. NAC

W roku 1915 Zofia Kossak wyszła za mąż za Stefana Szczuckiego i wraz z mężem przeniosła się do Nowosielicy na Wołyniu. Tam przyszli na świat jej dwaj synowie, Juliusz i Tadeusz, tam wreszcie przeżyła pierwszą odsłonę tragedii, jaką XX wiek przyniósł i Europie, i Polsce. Koniec pierwszej wojny światowej to czas, kiedy na Kresach zaczyna się anarchizacja życia społecznego. Bunty będące echem rewolucji październikowej i pierwsze wybuchy prenacjonalizmu ukraińskiego stają się tragedią tej ziemi i żyjących tu Polaków. Swe przeżycia tego okresu spisuje ona niemal na bieżąco, a zapiski ułożone w całość ujrzą potem światło dzienne opatrzone tytułem „Pożoga”. Książka odniosła błyskawiczny sukces, także międzynarodowy, gdy przetłumaczono ją na języki angielski i francuski, ale również węgierski i japoński. W dwudziestoleciu międzywojennym znaczenie dzieła polegało na tym, że traktowało o losach ziem, które po traktacie ryskim nie wróciły do Polski.

Dziś, kiedy mówimy o Kresach, mamy na myśli tereny wschodnie II Rzeczypospolitej. „Pożoga” Zofii Kossak opisuje rzeczy dziejące się na wschód od Słucza, a więc na tej już wówczas pozostawionej przez Polskę ziemi, oddanej na pastwę totalitaryzmu bolszewickiego.

Tak jak dziś w Polsce żyją ludzie, którzy pozostawili swoją ojczyznę za obecną polityczną granicą kraju, tak wówczas w ojczyźnie żyli ludzie tęskniący za tamtym dziedzictwem. Obecnie wiemy więcej o tragedii, jaka spotkała pozostałych tam Polaków w latach 1937–38. Do świadomości historycznej wkrada się myśl o tym, że polskość sięgała znacznie dalej niż do linii wyznaczonej traktatem w Rydze. Niemniej dla całych pokoleń wiedza taka była niedostępna, podobnie jak sama książka, która w Polsce komunistycznej była lekturą zakazaną, a wraz z nią wiele innych publikacji autorki, a w najczarniejszym okresie systemu – wszystkie. Co ciekawe, dziś z przyczyn politycznych jej twórczość również nie jest pożądanym świadectwem faktu, że wspomniane obszary kiedyś przynajmniej kulturowo były polskimi.

Zofia Kossak-Szczucka | Fot. NAC

Oprócz niewątpliwego sukcesu literackiego „Pożogi”, w pierwszej połowie lat dwudziestych życie przyniosło pisarce cały szereg gruntownych przemian. Opuszcza dotychczasowy dom, w roku 1923 umiera jej mąż, jako wdowa z dziećmi szuka nowego miejsca na ziemi i znajduje opuszczony dwór w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Tu znajduje ją dziecięca miłość i późniejszy towarzysz życia, notabene jeden z pozytywnych bohaterów Pożogi, bowiem na Kresach ich losy przypadkiem na chwilę się splotły. Dla Zofii Szatkowski porzuca protestantyzm i składa katolickie wyznanie wiary. Jest nie tylko jej towarzyszem życia, ale i pomocą przy pisaniu, niekiedy współautorem książek, a po jej śmierci tworzy istniejące po dziś dzień w Górkach muzeum jej imienia. Tu w 1926 roku przychodzi na świat ich syn Witold, rok później zaś umiera pierworodny Juliusz – kolejna, a nie ostatnia śmierć jej życia. Wreszcie w 1928 roku rodzi się córka Anna, dzieląca z matką jej wojenne losy, a po jej śmierci działająca na rzecz zachowania pamięci o jej pisarstwie i działalności.

Oswajanie nieznanego

Śląsk Cieszyński wszakże to coś więcej niż miejsce zamieszkania. Zofia przybyła z Kresów Wschodnich na ziemie zachodnie do nieznanego dla większości Polaków kraju. Tu powstały jej najważniejsze w dwudziestoleciu powieści. Pisząc o jej pobycie w Górkach, nie można pominąć faktu napisania dwu dzieł: adresowanych do dzieci „Przygód Kacperka, góreckiego skrzata” oraz „Nieznanego kraju” – swoistego hołdu dla ziemi i ludzi, którzy dochowali wierności ojczyźnie wbrew niej samej. Ten ostatni tytuł to zbiór trochę opowiadań, trochę reportaży, pisany bardzo żywiołowo, z emocjonalnie stawianymi tezami. Na kartach książki widać wielosetletnie zmagania polskości na Śląsku z naporem germanizacyjnym. Książka doprowadzona jest do czasów autorce współczesnych, pisze w niej również o działalności Polaków pozostających wówczas po drugiej stronie kordonu. Ewidentnie zafascynowana jest w ostatnim reportażu osobą i działalnością Arki Bożka, który jest jej przewodnikiem po Opolszczyźnie.

O ile w „Pożodze” opisuje ona to, co utracone, to w „Nieznanym kraju” znajdziemy postulat przyswojenia sobie tego, co odzyskane, a może i zwrócenia się ku tym kresom zachodnim, które ciągle na swoją Polskę czekają.

Tom zyskał uznanie wśród czytelników i krytyków, w Polsce był dobrze przyjęty. Zresztą wpisywał się chyba w pewien rewizjonizm, jaki pojawiał się wówczas wśród Polaków. To w latach 30. Józef Kisielewski opublikował książkę „Ziemia gromadzi prochy”, która w formie niby to archeologicznego reportażu o słowiańskiej przeszłości Brandenburgii i Meklemburgii wywoływała w Polsce określone nastroje antyniemieckie. Zresztą tuż przed samą wojną ks. Karol Milik, powojenny Administrator Diecezji Wrocławskiej, wydał w milionowym nakładzie pocztówkę z granicami Polski zaznaczonymi tuż w okolicach Berlina, a do tego obejmującymi obszar Czech, świeżo wówczas zaanektowanych przez III Rzeszę. Postulaty rewindykacyjne pojawiały się zresztą również u niektórych myślicieli obozu narodowego tamtego czasu. Wtedy były to tylko marzenia, ale czas pokazał, że działa na rzecz marzycieli właśnie. W tym kontekście książka Kossak-Szatkowskiej była grzeczna, ale niewykluczone, że dla wielu owych marzycieli stanowiła inspirację, zaś u Niemców wywoływała irytację, a w latach II wojny światowej ściągnęła na pisarkę wyrok.

Do tematyki „zachodniej” powróciła ona wraz z mężem jeszcze raz, pisząc pod koniec życia tom opowiadań pt. „Troja Północy”, opisujący dzieje zagłady dokonanej przez Niemców na Słowianach Połabskich. Temat może dziś uchodzić za dziwny, książka nie jest specjalnie popularna, tu i ówdzie bywa krytykowana jako słaba. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy winniśmy traktować ją jako ostrzeżenie, czy może początek marzenia? Chyba znowu czas pokaże.

Apologie

W niepodległej Polsce w kolejnych latach dwudziestolecia powstaje zrąb kanonu literackiego Zofii Kossak, przynosząc autorce sławę międzynarodową. Można powiedzieć, że twórczość ta szła dwutorowo. Pisarka tworzy dzieła o historii Polski, ale i chrześcijaństwa powszechnego, wszystkie one jednak sprowadzają się do jednego – relacji człowieka i narodu do Boga. Najczęściej w tym kontekście wymienia się cykl „Krzyżowcy”, opublikowany w latach 30., który ukazuje kontekst walki cywilizacji ujętej w ramy wypraw krzyżowych. Książka była popularna ze względu na niezwykle żywą warstwę fabularną, mogącą stanowić scenariusz filmowy, ale swoją ponadczasowość zawdzięcza sferze moralnej oraz uniwersalnym pytaniom o tożsamość cywilizacyjną właśnie. Scena rozmowy św. Franciszka z władcą muzułmańskim z powieści „Bez oręża” jawi się manifestem, który nie tylko przetrwał próbę czasu, ale i nie wydaje się, by kiedykolwiek był on nieaktualny dla wyznawców Chrystusa.

Chrześcijańskim dziejom Polski poświęciła autorka całe spektrum powieści, lokując je czasowo i w czasach piastowskich i w późniejszych wiekach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Pisała zarówno o rzeczach wielkich, jak i małych, o zbrodni i zadośćuczynieniu. Wszędzie dostrzegała ludzkie emocje, które składają się na czyny, te zaś na procesy. Zawsze jednak ponad wszystkim jest Bóg i posłannictwo, które wyznacza człowiekowi i narodom.

Front Odrodzenia Polski – Protest Zofii Kossak-Szczuckiej | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Poszukiwania woli Bożej musiały być w życiu Zofii Kossak szczególnie bolesne po wojnie, kiedy wydawało się, że zapomniana przez wszystkich, oczerniona także przez środowiska emigracyjne, na farmie w Kornwalii pisała „Przymierze”, będące fabularną wizją życia patriarchy Abrahama. Z książki przebija nadal ów optymizm wypływający właśnie z wiary w Boga. Żeby jednak przypomnieć sobie i zwykłe ludzkie radości, Zofia pisze tam również „Rok polski” – niezwykle wesoły zbiorek opisujący obyczaje ludowe, w dużym stopniu śląskie. Z jednej strony pewnie wynikały one z tęsknoty do ziemi, którą musiała opuścić, z drugiej jednak, przypominając sobie poszczególne epizodziki z ludowego doświadczania roku kościelnego, autorka musiała nieźle się uśmiać. Tęsknota za ojczyzną jednak okazała się na tyle silna, że Zofia Kossak zdecydowała się wrócić do kraju i mimo cenzury komunistycznej, po roku 1956 nieco lżejszej, podjąć kolejną próbę budowania sobie życia na nowo.

Wojna

Zanim wszakże do tego doszło, Zofię Kossak spotkało doświadczenie najgorsze, w tym także coś, co można nazwać dotknięciem diabła i otchłanią, którą również objęła swym chrześcijańskim spojrzeniem. Wojna była oczywiście doświadczeniem całego narodu. Pisarkę jednak doświadczyła ona na wszystkie sposoby. Już na początku kampanii wrześniowej opuściła Śląsk, co wydaje się naturalne z powodów, o których było powyżej. Mając doświadczenie „Pożogi”, nie zdecydowała się na ucieczkę na wschód i została pod okupacją niemiecką. Trudno powiedzieć, czy uważała Niemców za bardziej cywilizowanych od bolszewików; być może wybrała nieznane, truchlejąc przed tym, co już poznała. Wojna to czas krystalizowania się postaw. Często wydobywa ona z ludzi to, co w nich najgorsze, ale i to, co najlepsze.

 

Wojenne losy autorki „Krzyżowców” pokazują, że pisząc o chrześcijaństwie, w pełni żyła jego zasadami, były one jej i w niej. Jednocześnie dała wyraz niezwykłemu zrośnięciu się wiary i patriotyzmu, które w jej osobowości stanowiły jedność.

Tablica pamiątkowa przy ul. Radnej w Warszawie | Fot. Patryk Korzeniecki, CC A-S 4.0, Wikipedia

Z tych wartości wyrastały choćby dwa dokumenty czasów wojny sygnowane przez pisarkę. Jeden z nich to „Dekalog Polaka”, w którym niezwykle stanowczo oddała ona obowiązki członka narodu w czasach wojny; drugi zaś – słynny „Protest” z 1942 roku, w którym zakreśliła ramy chrześcijańskiego postępowania wobec zagłady Żydów. Do dziś środowiska lewicowe, które nie chcą zrozumieć chrześcijaństwa, mają z tym dokumentem problem, dziwiąc się, jak Polka i antysemitka mogła chcieć ratować Żydów. Nie nam pastwić się nad światopoglądem pozbawionym logiki, ale oba wspomniane dokumenty winny być pamiętane jako przejaw konsekwencji w polskości i chrześcijaństwie zarazem. Oczywiście słowa zawarte w „Dekalogu”, odczytywane dziś, muszą uwzględniać kontekst czasu, ale to chyba nie powinno nikogo dziwić.

Działalność pisarki nie mogła pozostawać przez okupanta niezauważona. Z jednej strony była poszukiwana za swe pisarstwo, z drugiej – za patriotyczną aktywność. Śledzona również za pomocą siatek donosicieli, we wrześniu 1943 została aresztowana, najprawdopodobniej na podstawie donosu zięcia swej stryjecznej siostry, Magdaleny Samozwaniec, Henryka Plater-Zyberka. W październiku tegoż roku wywieziona do obozu Auschwitz-Birkenau, początkowo pozostała nierozpoznana. Kiedy Niemcy dowiedzieli się, kim jest więźniarka, zdecydowali się powtórnie przewieźć ją na Pawiak, gdzie skazano ją na śmierć. Została jednak z więzienia uwolniona, a raczej wykupiona przez AK i zdążyła jeszcze wziąć udział w powstaniu warszawskim. Śmierć, która towarzyszyła jej całe życie i tu jednak wycisnęła swoje piętno na losie pisarki – w Auschwitz ginie jej drugi syn, Tadeusz Szczucki.

Pobyt w obozie był dla pisarki przeżyciem szczególnym. Opisała go w swej drugiej z kolei książce autobiograficznej, „Z otchłani”. Uczyniła to w 1945 roku, przebywając w Częstochowie. Publikacja ta jest o tyle ważna, że oprócz wymownej warstwy dokumentalnej, z jej kart przebija przesłanie, iż obóz niekoniecznie był piekłem, raczej czyśćcem.

W powojennej literaturze obozowej był to głos ważny, mocno polemizujący z masowo publikowanymi wspomnieniami Tadeusza Borowskiego, patrzącego na życie obozowe okiem cynika.

Oczywiście w nowej rzeczywistości nie było dla niej miejsca w kraju – opuściła Polskę zaraz w 1945 roku. W Londynie spotkały ją oszczerstwa, jakoby była sekretarką Bieruta. Głęboko urażona pisarka spędziła 12 lat we wspomnianej już Kornwalii, gdzie wspólnie z mężem, który powrócił z oflagu, prowadzili gospodarstwo.

Walka o kulturę

Wracając do kraju w roku 1957, pewnie zastanawiała się, czy robi dobrze. Związała się z Instytutem Wydawniczym PAX, dzięki czemu przynajmniej część jej dorobku mogła zostać przywrócona czytelnikowi. Z drugiej strony trudno jej było uniknąć gry politycznej, jaka się wokół niej toczyła. Niezwykle stanowcza postawa Zofii Kossak i nieuleganie umizgom władz zmniejszały ich zapał w działaniach mających na celu użycie jej do swych większych i mniejszych celów. O swojej postawie i poglądach dawała świadectwo do końca życia. Zachorowała nagle, mówi się, że przyczyniła się do tego wizyta w obozie Auschwitz-Birkenau i silne emocje, jakie wywołała u pisarki. Umarła 9 kwietnia 1968 r. w Bielsku Białej.

Jej życie najlepiej oddaje motto, jakie umieściła na swojej obozowej pryczy: „Każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję”, można do tego dodać słowa św. Ambrożego: „Nie zawiodę się na wieki”.

9 kwietnia 2018 roku, w 50 rocznicę śmierci pisarki, w imieniu Prezydenta Rzeczypospolitej złożony został na jej grobie wieniec, pierwszy raz w historii III RP.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Naród-Bóg-cywilizacja” znajduje się na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Naród-Bóg-cywilizacja” na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Potyczki z historią w stulecie odzyskania niepodległości / Wiesław Jan Wysocki, „Kurier WNET” nr 52/2018

Nasze pokolenie odnosi się nie do Niepodległości, ale do TRANSFORMACJI USTROJOWEJ. W 2014 r. decyzją Sejmu RP uczczono tzw. wybory z 4 czerwca 1989 r., a nie wymarsz Kadrówki z Oleandrów.

Wiesław Jan Wysocki

Potyczki z historią

Czas rozpocząć wielką narodową dyskusję nad tym, w jaki sposób Polska może upamiętnić nietypowy dla innych narodów zapis swoich zmagań o wolność i z wolnością, co stanowi oś polskiej historii. Wydawać się powinno, że historia będzie łączyć, że będzie ponad podziałami, partiami, interesami… Nic bardziej mylnego.

Bóg – Honor – Ojczyzna

Historia dla Polaków jest ważna, pominąwszy deklaracje grupek o „wybraniu przyszłości”, co częściej przedrzeźniano jako „wypranie przeszłości”. Ale też dla nazbyt wielu polskość to „nienormalność”, toteż podjęto próbę wyrzucenia historii ze szkół, by nie mąciła w młodych głowach prostactwem nacjonalistycznym czy ksenofobią. Chciano przyzwyczaić młode pokolenie do „murzyńskości”, o co zadbał pewien szpanujący na światowca oksfordczyk. Wykreowano – zamiast ksenofobicznego Polaka pozbawionego ojczyzny – wizerunek Europejczyka uciekającego od ojczyzny. Hasłem indoktrynującym taki model eks-Polaka było przekonanie: Tam ojczyzna, gdzie dobrze! A nad Wisłą wciąż źle, trzeba się wstydzić za przeszłość, za naszą tutejszą wobec innych podłość…

Wprawdzie już dość dawno zaczął się patriotyczny bunt na stadionach, a młodzi w „wyklętych” przez reżim komunistyczny dojrzeli NIEZŁOMNYCH, ale ostatni czas przyniósł oficjalny, państwowy wymiar dowartościowujący patriotyzm własny. Pedagogikę wstydu zastąpiła pedagogika DUMY. Wiara, państwo, honor i inne wartości polskiego wiana historycznego, wcale nie trąciły naftaliną, ale wręcz stały się modne i obnoszone są z wielką estymą.

Oto na naszych oczach Polska wypiękniała i wybrzmiała dumą swoich dziejów. Przystemplował to w swoim wystąpieniu prezydent USA Donald Trump i brytyjska para książęca. Resztę dopełnił wystrój trybuny na stadionie „Legii”, który odpowiedział na aroganckie i ordynarne kłamstwa państwowych mediów niemieckich i coraz częstsze przerzucanie odpowiedzialności za zbrodnie w II wojnie światowej na ofiary, czyli Polaków.

Zdjęto parawan bezpaństwowych nazistów dla niemieckich zbrodni. Dumny akowiec Karol Tendera samotnie rzucił wyzwanie pruskiej pysze i kłamstwu ukazanym w niemieckim filmie z 2013 r. Unsere Műtter, unsere Väter. Ale tym bardziej upokarza bezradność polskiego MSZ.

Żołnierze AK, bojownicy powstańczej Warszawy mają swoje szczególne prawa, swoje opinie i oceny, subiektywne osądy i dziwaczne reminiscencje. Prawo do tego sobie wywalczyli i z tego prawa do osobistego doświadczenia, autonomii, nawet niezgody i sprzeciwu, korzystają. Są jak sztandary, na których wyhaftowano ponadpokoleniową, wyrytą w sercach polskich dewizę: Bóg, Honor, Ojczyzna. I niezależnie, jakie będą nimi miotały wiatry, będą one poświadczały, że miłość żąda ofiary. A Polska jest zazdrosna o swoich bojowników.

Czy Polska nierządna?

Prawo polskie pozwalało krytykować władcę. O istotę i wagę tego prawa spierali się dziejopisowie, a dziś czynią to ideolodzy i propagandyści. Zasłużona krakowska szkoła historyczna głosiła, iż szlachta uprawiała krytykę ubezwłasnowalniającą króla i prowadzącą do rozprzężenia wewnętrznego, a w konsekwencji do upadku politycznego. Echo tej tezy brzmi w opinii o kompletnym zanarchizowaniu Rzeczypospolitej szlacheckiej, sobiepańskiej, warcholskiej i nierządem stojącej. Dziś kierowana jest ona w stronę środowisk niewygodnych i wykluczonych z życia publicznego, a chłostanych biczem szkodnictwa i wstecznictwa (vide: pisowscy sędziowie, pisowskie media, pisowskie wojsko…). Jest świadectwem oderwania się od korzeni własnej tradycji narodowej i kompletnego wyobcowania z ducha polskiej kultury politycznej wpływowych sił życia publicznego.

Nie oznacza to, by poczucie wolności jednostki nie prowadziło do zanarchizowania życia społecznego. Nadto wiele było przykładów i okresów budzących odrazę upadkiem kultury szlacheckiej, jak choćby koniec XVIII stulecia, większość bezwolnych sejmów z tego czasu, aż po samouznanie na nich kolejnych rozbiorów. To najczarniejsze karty naszych dziejów i naszej demokracji, ale nie one – na szczęście – decydują o wartościach naszej narodowej spuścizny.

Upadek polskiego demokratyzmu parlamentarnego w XVIII w. jest przykładem, jak nie do końca przemyślane decyzje mogą zaowocować tragedią dziejową. Po śmierci Zygmunta Augusta A.D. 1572, grupa posłów-egzekucjonistów przygotowała znakomity projekt prawa elekcyjnego, ale uchwalono bardziej demagogiczną formułę „viritim”, czyli wyboru zgodnego przez całą szlachtę przybyłą na elekcję.

Korupcja i hochsztaplerstwo wyborcze zaczęły się od nieszczęsnego „viritim”. Tym, co z uporem widzą wyłącznie dekadencję polskiego parlamentaryzmu, trzeba przypomnieć, że podobne upadki miewały hiszpańskie Kortezy, niemiecki Reichstag, francuskie Stany Generalne czy angielska Izba Gmin. Sejm Rzeczypospolitej nie był wyjątkiem, ale to akurat nie jest powód do chluby.

Polacy nie są szczególnie predestynowani na anarchistów (chyba, że za „anarchię” uważa się umiłowanie wolności), ale władzy despotycznej przyczynili niemało problemów… policyjnych. Pisał o tym Cyprian Kamil Norwid, iż ogromne wojska, bitne generały, policje – tajne, widne i dwu-płciowe pojednały się przeciwko kilku myślom… co nie nowe… Polakom.

Zaślepieni i zapiekli w czarnowidztwie dziejów narodowych często uszczęśliwiali „zanarchizowane” społeczeństwo formułkami margrabiego Aleksandra Wielopolskiego (nie pomnąc jego losu): Dla Polaków czasem można coś zrobić, ale z Polakami…

Podobne postawy pokutują jeszcze dziś. Jarosław Marek Rymkiewicz pisze o nich dobitnie: Ten nowy rozbiór może już się nawet zaczął. Ci, którzy potrafią coś zobaczyć przez szczeliny Wielkiej Ściemy, dobrze wiedzą, od czego się zaczął: od likwidacji polskości. Likwidacja polskości to jest krok pierwszy, drugim będzie likwidacja Polski… Wtedy nastąpi dewastacja państwa jako dobra wspólnego obywateli. Można będzie wyzbywać się ziemi, przemysłu (jak choćby stoczni), banków, potencjału obronnego, niszczyć kulturę, edukację, media, filary sprawiedliwości. Można będzie sterować myśleniem przy pomocy esemesów z dyrektywami.

Hasło „Polska nierządna” związane było nie tyle z upadkiem kultury politycznej społeczeństwa, ile z degrengoladą moralno-polityczną monarchy polskiego. W XVIII stuleciu król był tylko formalnie wybierany przez naród szlachecki, a faktycznie osadzany na tronie Rzeczypospolitej, żyjącej pozorami niepodległości, przy pomocy bagnetów obcych wojsk i jako monarcha dbał nie o polski, a obcy interes.

Społeczeństwo upomniało się więc o swoje atrybuty i przypomniało staropolską rację ustrojową, że nie władca, a ono jest podmiotem majestatu władzy. I nie o anarchii, ale o odpowiedzialności narodowej świadczy dumna wizja: Polska nie-rządem stoi, ale prawem, wiarą i obyczajem. A więc nie „Polska nierządna” lecz „Polska praworządna, prawowierna i obyczajna”.

O zdradzie słów parę

W sprawie płk./gen. Ryszarda Kuklińskiego obok wątku politycznego, strategicznego, militarnego, wreszcie humanitarnego trzeba wskazać też wątek moralny czy historyczno-etyczny. W książce o Kuklińskim autorstwa Józefa Szaniawskiego jest zamieszczony szczególny „poczet zdrajców polskich”, którzy „podpadli” komunistycznej władzy. Za swój świat wartości, ideały, postawę życiową płacili najczęściej zesłaniem, więzieniem czy karą śmierci. Ten poczet kończy nie kto inny, jak właśnie płk. Kukliński.

Istota jego problemu – i podobnych mu osób – pozostaje nierozwiązana w naszej historiografii od lat wojennych; jeżeli jednak w latach PRL-u nie istniały elementarne przesłanki historyczne, a tym bardziej moralne, by sprawie nadać właściwy wymiar, to po 1989 r. zabrakło nawet chęci zmierzenia się z problemem. Mam na myśli kwestię zdrady, kolaboracji, agenturalności, serwilizmu etc. Oficjalnie odtrąbiliśmy po II wojnie światowej, że byliśmy wspaniali, nie mieliśmy Quislinga, bo nawet inicjatywy politycznego otwarcia na Niemcy byłego premiera II RP Leona Kozłowskiego nie mieściły się w formule zdrady. A służyć Niemcom to zdrada. Potem dołączył do Niemców – a ściślej – miejsce Niemców zajął w propagandzie komunistycznej… Zachód.

Nigdy zaś nie podjęto wątku drugiego wroga i okupanta – Sowietów. Kolaboracja z Sowietami i serwilizm wobec nich stały się znamieniem normalności – poprawności politycznej.

I z tych niejednoznaczności i nierównowartości ocen do dziś nie potrafimy się wyzwolić. Przed 20 laty sformułowano cyniczną tezę, że inna droga do niepodległości wiodła przez… PPR i PZPR, co w podręcznikach historycznych i niektórych mediach obowiązywało jako ideologiczny dogmat.

Nie stosowano jednakowych standardów i kwantyfikatorów w ocenach moralnych i politycznych tych samych zjawisk i procesów. Mówię o dylematach historycznych, jakie mają dzisiaj wszyscy – historycy, politycy, wojskowi, nauczyciele… Rodzi się pytanie: czy 27 lat to mało, żeby tę sprawę rozliczyć? Pytanie zdawałoby się retoryczne, ale jeśli głową państwa może być agent, konfident ministrem, wydawcą dzieł historycznych ubek, zaś o akowskim etosie decydować donosiciel…

Może najważniejsze są racje moralne, gdy dotykamy problemów historycznych, bo wszyscy umieszczeni w przywołanym poczcie „zdrajców” dokonywali wyborów związanych z aksjologią narodową, z imponderabiliami. Powtarzamy za marszałkiem Piłsudskim: Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo. O tym wymiarze działalności Kuklińskiego i tych wszystkich, którzy w takich sytuacjach byli postawieni, zapominamy.

W lutym 1919 r. Sejm tworzącej się dopiero II Rzeczypospolitej zdecydował aktem prawnym, iż odrodzone państwo jest kontynuatorem I Rzeczypospolitej: Piastowskiej, Jagiellońskiej, Obojga Narodów… To byli oni – zrodzeni z ducha Niepodległości! III RP, której pierwociny widzą niektórzy w 1989 r., choć stosowniejszy byłby rok 1990, nie potrafiła zdobyć się na podobne polityczne wizjonerstwo. Nie uznała się za kontynuatorkę II i I Rzeczypospolitej. Nie doceniła tego, że ostatni prezydent II Rzeczypospolitej na wychodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia niepodległej Polski prezydentowi wybranemu w kraju w wolnych wyborach. Do dzisiaj żyjemy powiązani pępowiną z PRL-em.

Nasze pokolenie odnosi się nie do Niepodległości, ale do TRANSFORMACJI USTROJOWEJ. W 2014 r. decyzją Sejmu RP uczczono tzw. wybory z 4 czerwca 1989 r., a nie wymarsz Kadrówki z Oleandrów.

***

Niewątpliwym atutem stosunkowo silnego oddziaływania chrześcijańskich ideałów na polską aktywność niepodległościową była trwająca od wieków „polonizacja” Kościoła katolickiego i jej promieniowanie na cały świat chrześcijański. Za Agatonem Gillerem, insurgentem styczniowym i zesłańcem syberyjskim możemy dziś głosić, iż mamy podwójną misję wynikającą z dziedzictwa przedmurza chrześcijańskiego świata. Pierwotna oznacza niezłomną obronę polskości i katolicyzmu jako najważniejszych zworników naszej świadomości. Wtóra – misji narodu polskiego jako forpoczty europejskiej cywilizacji. Tym większą moc ma pytanie o sympatię do narodu, „który ocalił cywilizację i chrześcijaństwo niegdyś od Tatarów pod Legnicą, w ostatku od Osmanów pod Chocimiem i Wiedniem, który tyle lat zasłaniał ją przed dziczą moskiewską”. Głos współczesnego Wernyhory – Jarosława Marka Rymkiewicza brzmi jeszcze dosadniej: Pojmij to wreszcie, głupia Europo. Gdyby nie my, Diabeł już dawno posiadłby cię i zapłodnił. I rodziłabyś, rozpustna dziwko, diabelskie bękarciny. I tylko my, obrzydliwa rozpustnico, możemy (…) Cię osłonić przed ciosami diabelskiego miecza. I osłaniamy Cię, bo te ciosy bierzemy na siebie.

Kłamstwa, nieprawdy, błędy…

W naszej świadomości pokutują różnego rodzaju historyczne nieprawdy, będące następstwem fałszywego przekazu historycznego, nachalnej propagandy czy niedostatków historycznej dydaktyki.

Pierwsza z nich, to że w hitlerowskich Niemczech był faszyzm. Propagandowy zwrot ‘faszystowskie Niemcy’ jest dziedzictwem historiografii komunistycznej. Faszyzm w istocie miał rodowód włoski i jego wcielenia/wtórniki można znaleźć w Hiszpanii gen. Franco czy Portugalii Salazara. W Niemczech czasu dyktatury Hitlera dominował narodowy socjalizm, ideologiczny bliźniak komunizmu, czyli socjalizmu internacjonalistycznego. Faszyzm jest doktryną totalitarnej prawicy, zaś komunizm i narodowy socjalizm mają proweniencję lewacką, skrajnie lewicową. Komunistyczni propagandyści obawiali się, że w niektórych głowach mogłoby dojść do niebezpiecznych skojarzeń o ideowej wrogości bliźniaczych formacji politycznych – socjalizmu internacjonalistycznego i nacjonalistycznego, i dlatego woleli zderzyć przeciwieństwa. Do dziś i politycy, i media nierzadko powielają ten fałsz.

Druga nieprawda: wielu polityków, ludzi mediów – nawet ci, których szanuję – mówi ‘II Rzeczpospolita’ tylko o okresie Polski międzywojennej. Tak jakby dalszym ciągiem II Rzeczypospolitej nie były legalne, konstytucyjne władze na wojennym, a potem politycznym wychodźstwie, które zakończył ostatni prezydent II Rzeczypospolitej Ryszard Kaczorowski, przekazując na Zamku Królewskim w Warszawie w grudniu 1990 r. insygnia Niepodległej Polski.

Trzecia: używamy w podręcznikach zwrotu: ‘rozbiory Polski’. Rusin – dzisiejszy Ukrainiec – może mniej, ale Litwin na pewno ma prawo być niezadowolony, że nie dostrzegamy, iż rozebrano Rzeczpospolitą wielu narodów, wyznań i kultur. Jej duch woła, byśmy nie byli ksenofobiczni i pamiętali, że zaborca ruski, pruski i rakuski podzielili się nie wyłącznie Koroną, ale Koroną i Mitrą, czyli Polską i Litwą (Wielkim Księstwem Litewskim), a zatem Rzeczpospolitą, państwem zbudowanym na idei: wolni z wolnymi, równi z równymi, zacni z zacnymi.

***

I na koniec: w powszechnie śpiewanej hymnicznej pieśni Boże, coś Polskę powtarzamy bezmyślnie słowo ‘przygnębić’, czyli ‘zasmucić’, gdy Alojzemu Felińskiemu chodziło o stan pognębienia, czyli zniszczenia, zdewastowania, zdeptania… Śpiewamy więc, falsyfikując przekaz autorski i zatracając istotny sens, bo poprawnie brzmiałby ten hymn: od nieszczęść, które pognębić ją – Polskę – miały…

Miłość i duma z Ojczyzny

Miłość swojej ojcowizny, swojego kraju to patriotyzm, który dzisiaj antychrześcijańsko i antypolsko niektórzy za wszelką cenę pragną zdyskredytować i ośmieszyć. Święty Jan Paweł Wielki w niezapomnianej książce Pamięć i tożsamość powiedział: „Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą tego umiłowania staje się zagrożenie tego dobra, jakim jest ojczyzna. Nasze dzieje uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania”.

Tysiącletnie dzieje chrześcijańskiej Polski mają wymiar opatrznościowy. Zaczęły się chrztem Mieszka w czasie odradzania uniwersalistycznego cesarstwa rzymskiego na gruncie nacji niemieckiej, a ich milenijne wypełnienie poprzedził sobór powszechny, przełomowy dla Kościoła. Millenium to szczególne światło nadziei na nowy czas i nowych ludzi. Weszliśmy już trzecim pokoleniem w drugie tysiąclecie, dziedzicząc imperatyw wierności imponderabiliom, z których jednym z najważniejszych jest trwały związek z Kościołem katolickim.

Nie jest możliwa relacja między osobami, obywatelami a sprawującymi władzę, poszczególnymi państwami, związkami państw a wspólnotą światową bez odniesienia do wspólnych i jednako rozumianych zasad moralnych. Taki postulat – dziś równie aktualny – formułowali najwybitniejsi przedstawiciele polskiej myśli politycznej.

Jeżeli zachowaliśmy tożsamość, zahartowaliśmy nasze wartości i przekształciliśmy je w imponderabilia, utrwaliliśmy nasz etos, obroniliśmy nasz byt polityczny, rozpostarty pośrodku jednego z najważniejszych gościńców europejskich, to bynajmniej nie dlatego, że wspierały nas zastępy rycerskie, że liczniejsze były nasze armaty, że mieliśmy potężniejsze od najeźdźców fortece. Naszą siłą i naszym imperatywem stało się lechickie, jagiellońskie, sarmackie umiłowanie WOLNOŚCI jako imponderabilium narodowego. Najlepiej wyraził to prezydent Lech Kaczyński. Z filmu Prezydent Joanny Lichockiej i Jarosława Rybickiego zapożyczę jego słowa przypomniane przez Jarosława Sellina:

Kilku przywódców europejskich, myśląc, że zrobią przyjemność Lechowi Kaczyńskiemu, chciało się pochwalić swoją znajomością historii Polski i właściwie mówili mu bez przerwy o współczuciu i cierpiętnictwie. Na to Lech Kaczyński zareagował z dużym poczuciem humoru i dezynwolturą… i powiedział tak: O czym, Panowie, mówicie, przecież Polacy na kilkaset lat zatrzymali pochód Niemców na Wschód, Polacy zatrzymali pochód islamu na Zachód, Polacy zatrzymali pochód bolszewików też na Zachód, Polacy wreszcie w XX wieku pierwsi powiedzieli Hitlerowi – NIE i zmusili Zachód do tego, żeby podjął wojnę z Hitlerem, i Polacy stworzyli wielki, największy w historii świata ruch Solidarność, który obalił komunizm. Więc tak patrzcie na polską historię, a nie, że to tylko cierpiętnictwo, łzy i pot… Mamy prawo ufać, że jako naród, który przetrwał najcięższe koleje losu, zachowamy zdolność do przezwyciężenia wszelkich trudności. Ta ufność może bazować na siłach moralnych wciąż odnawialnych, czyli – jak to postrzegano w XVIII stuleciu – powtórzonego świata polskiego tworzeniu.

„Wy macie przenieść ku przyszłości to całe doświadczenie dziejów, któremu na imię ‘Polska’. Jest to doświadczenie trudne. Chyba jedno z najtrudniejszych w świecie, w Europie, w Kościele. Tego trudu się nie lękajcie. Lękajcie się tylko lekkomyślności i małoduszności” (Jan Paweł II).

Prof. dr. hab. Jan Wysocki jest prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Warszawie poświęconemu badaniu najnowszej historii Polski.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Potyczki z historią” znajduje się na s. 15 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Potyczki z historią” na stronie 15 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Konkurs dla dzieci i młodzieży pt. Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta – Najświętszemu Sercu – Polska Odrodzona 2018

Wzorem lat ubiegłych Stowarzyszenie Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu organizuje konkurs plastyczny. Do udziału w nim zaprasza dzieci i młodzież z całej Polski.

Pragniemy przypomnieć dzieciom i młodzieży jeden z najbardziej zapomnianych faktów z najnowszych dziejów Poznania – historię budowy i zniszczenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, zwanego Pomnikiem Wdzięczności. Był to jeden z trzech najważniejszych Pomników w Polsce, symboli naszej niepodległości, obok Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie i Pomnika Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Wszystkie te pomniki zostały zburzone przez Niemców w czasie II wojny światowej. Po jej zakończeniu – dwa pozostałe, poza Pomnikiem Wdzięczności w Poznaniu, zostały odbudowane.

W konkursie tym pragniemy przybliżyć jego uczestnikom idee, jakie przyświecały budowniczym Pomnika – połączenie patriotyzmu i wiary katolickiej wyrażających się we wdzięczności Bogu za zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, dzięki któremu Wielkopolska znalazła się w granicach odradzającej się Ojczyzny.

Pomnik Wdzięczności, którego odbudową zajmuje się organizator Konkursu, powstał w 1932 r. i był największym i najbardziej rozpoznawalnym monumentem przedwojennego Poznania. Jesienią 1939 r. zburzyli go Niemcy. W czasie dwóch wizyt w Poznaniu (w 1983 i 1997 r.) Jan Paweł II za każdym razem mówił o nim w homiliach. Wierzymy, że wspólnym wysiłkiem sprawimy, iż Pomnik ten wróci po latach nieobecności na ulice Poznania. Gorąco pragniemy go odbudować na 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę w 2018 r.

W 2016 r. Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika wykonał odlew 5-metrowej figury Chrystusa – centralny element monumentu. Stoi ona obecnie przy Kościele pw. Najświętszego Serca Jezusa przy ul. Kościelnej w Poznaniu.

Regulamin Konkursu

I. Organizator: Stowarzyszenie Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności

II. Patronat Konkursu
Arcybiskup Metropolita Poznański
Kuratorium Oświaty w Poznaniu
Poznański Oddział Akcji Katolickiej
NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolska

III. Cele konkursu

Konkurs ma na celu przybliżenie najmłodszym mieszkańcom naszego miasta historii naszej Ojczyzny – Polski i naszej „małej Ojczyzny” – Wielkopolski. Pragniemy wspierać nauczycieli i wychowawców w ich pracy, by w aktywny i nowoczesny sposób wspólnie wśród młodego pokolenia kształtować poczucie dumy z bycia Polakami i Wielkopolanami i upowszechniać w zbiorowej świadomości godne i wyjątkowe fakty z naszych dziejów.

IV. Informacje organizacyjne
1. Temat konkursu:

Co roku temat jest zmieniany. Temat proponowany na rok 2018 to „Pomnik Wdzięczności w naszych sercach i umysłach. Dziękujemy za 100 lat niepodległości naszej Ojczyzny”.

2. Konkurs prowadzony będzie w czterech grupach wiekowych:
· Poziom A – uczniowie szkół podstawowych, klasy 1–3
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy – rysunku na podany temat (dowolne skojarzenia), kredkami na formacie A3 lub A4.
· Poziom B – uczniowie szkół podstawowych, klasy 4–6
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy indywidualnej w dowolnej technice plastycznej płaskiej (kredka, ołówek, tempera, akwarela, olej, mozaika, witraż itp.), przedstawiającej Pomnik Wdzięczności w kontekście zaproponowanego tematu (dowolne skojarzenia), na formacie A3 lub A4.
· Poziom C – uczniowie szkół gimnazjalnych i klasy 7–8
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej prezentacji multimedialnej (indywidualnej lub grupowej) w dowolnym programie komputerowym na zaproponowany temat (interpretacje i skojarzenia historyczne z wykorzystaniem wiedzy zdobywanej na lekcjach historii, religii czy języka polskiego).
· Poziom D – uczniowie szkół ponadgimnazjalnych
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy pisemnej – dziennikarskiej, literackiej lub historycznej na ww. temat. Może to być wiersz, rozprawka, wypowiedź, opowiadanie itp. lub świadectwo, czyli zapisana wypowiedź (monolog) lub wywiad z osobą, która pamięta Pomnik Wdzięczności (objętość do 7 tys. znaków).

3. Realizacja zadań będzie przebiegać według następującego harmonogramu:

· do 27 października 2018 – przygotowanie i nadsyłanie prac do organizatorów;
· do 31 października 2018 – obrady jury;
· 5 listopada 2018 – ogłoszenie wyników konkursu w internecie;
· 10 listopada 2018 – wręczenie nagród laureatom konkursu podczas uroczystego Koncertu w Auli UAM z okazji Święta Niepodległości (godzina zostanie podane na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl).

4. Szkoły, których uczniowie zostaną nagrodzeni lub wyróżnieni, laureaci i ich katecheci (lub inni nauczyciele – opiekunowie konkursu) zostaną powiadomieni w formie pisemnej o wynikach konkursu (mail lub sms do każdego opiekuna).

5. Konkurs ma charakter otwarty, może wziąć w nim udział dowolna liczba uczniów z każdej szkoły. Uczniowie mogą także zgłaszać się indywidualnie bezpośrednio do organizatorów.

6. Szkolny organizator konkursu (katecheta lub dowolny nauczyciel, lub rodzice w przypadku zgłoszeń indywidualnych) zobowiązany jest dostarczyć organizatorowi prace do 27 października 2018 r. na adres Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, Poznań 60-479, ul. Strzeszyńska 197. Prace pisemne i prezentacje multimedialne można także przesłać mailem na adres: j.hajdasz@post. W mailu powinny się także znaleźć informacje, o które prosimy w pkt. 7.

7. Każda praca powinna na odwrocie zawierać:

· Nazwę konkursu z zaznaczeniem kategorii wiekowej,
· Tytuł pracy,
· Imię, nazwisko i wiek autora,
· Adres szkoły,
· Imię i nazwisko katechety (lub właściwego nauczyciela lub rodzica) – opiekuna konkursu, jego dane kontaktowe tel. i e-mail.

8. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikację swoich prac, swojego wizerunku, imion i nazwisk do publicznej wiadomości. Prawa autorskie przechodzą na organizatora.

V. Nagrody i jury

Prace konkursowe oceniać będzie jury powołane przez Organizatora.

Przewiduje się nagrody rzeczowe i dyplomy dla zdobywców I, II i III miejsca w każdej kategorii oraz nagrodę rzeczową i dyplom dla katechety (lub innego nauczyciela – opiekuna konkursu) przygotowującego do konkursu zdobywców I nagrody. Wszyscy uczestnicy Konkursu otrzymują pamiątkowe dyplomy.

VI. Dodatkowe informacje na temat konkursu:
na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl
oraz:
Jolanta Hajdasz tel. +48 607 270507, [email protected]
Stanisław Mikołajczak, tel. +48 666073884, [email protected].

Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności we współpracy z Wydziałem Katechetycznym Kurii Arcybiskupiej w Poznaniu przygotował dla katechetów konspekty lekcji religii (oraz materiały pomocnicze – film i zdjęcia archiwalne) na temat kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa i historii Pomnika Wdzięczności dla wszystkich szkolnych poziomów wiekowych.

Są one do pobrania na stronie www.pomnikwdziecznosci.pl i Wydziału Katechetycznego. W razie problemów z ich pobraniem prosimy o kontakt na w/w telefony lub adresy mailowe.

Zamieszczone wyżej prace pochodzą z poprzednich edycji konkursu. Fot. J. Hajdasz.

Zaproszenie Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu do udziału w konkursie dla dzieci i młodzieży „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” 2018 znajduje się na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Zaproszenie Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu do udziału w konkursie plastycznym dla dzieci i młodzieży „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” 2018” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

22 lipca – fałszywe święto odrodzenia Polski. Nigdy nie udało się wmówić Polakom, że ta data jest godna świętowania

Decydenci z Moskwy komunikowali Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, aby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić.

Henryk Krzyżanowski

Dzień 22 lipca ustanowiono świętem narodowym już na samym początku tak zwanej władzy ludowej – w roku 1945. Krajowa Rada Narodowa, czyli nie pochodząca z wyborów atrapa parlamentu, tą samą ustawą wprowadziła Narodowe Święto Odrodzenia Polski i zniosła jednocześnie 11 listopada jako Święto Niepodległości.

Ta zamiana jednoznacznego słowa ‘niepodległość’ na słowo ‘odrodzenie’ odpowiadała sytuacji bez wyjścia, w jakiej znalazła się Polska po Jałcie. Odrodzić może się coś, co przestało istnieć – stąd ustanowienie orderu Polonia Restituta po rozbiorach było jak najbardziej słuszne. Mówienie natomiast o odrodzeniu w kraju, który, choć okupowany, istnieć nie przestał, miał legalne władze przejściowo na uchodźstwie, a jego wojsko walczyło najdłużej ze wszystkich alianckich armii, było publicznym głoszeniem bezczelnego kłamstwa. Czy jednak kłamstwa? Można rozumieć to tak, że ówcześni decydenci z Moskwy komunikowali w ten sposób Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, żeby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić. W sposób oczywisty musiano więc pozbyć się słowa ‘niepodległość’, które w nowej rzeczywistości stało się wstydliwym balastem.

Co do samej daty 22 lipca 1944, była ona obciążona takim ładunkiem fałszu, że uczynienie z niej święta przekraczało możliwości najbardziej nawet zmasowanej propagandy.

Wszyscy widzieli przecież, że nie było to „wyzwolenie narodowe”, a brutalne zniewolenie kraju, który tracił właśnie dwa historycznie ważne miasta – Lwów i Wilno. Od pół roku Sowieci równolegle z wojną z Hitlerem walczyli bezwzględnie z polskimi formacjami niepodległościowymi, których żołnierze byli rozbrajani i wywożeni do łagrów lub mordowani na miejscu.

Nie dziwi więc, że kiedy po Październiku 1956 ustrój osiągnął już jaką taką stabilizację, władze niespecjalnie starały się o wprasowanie tej daty w umysły poddanych. Za Gomułki i Gierka o wiele większe natężenie propagandy kierowano na obchodzenie takich świąt, jak 1 maja czy nawet 12 października (rocznica bitwy pod Lenino).

Nigdy też skłamane święto 22 lipca nie zakorzeniło się w społecznej świadomości i nie obrosło PRL-owską obyczajowością, jak choćby Dzień Kobiet.

Święto lipcowe było traktowane poważnie w jednym tylko środowisku – kryminalistów odsiadujących wyroki. Przed 22 lipca przez więzienia przechodziła fala domysłów – będzie amnestia czy jej nie będzie? Przy okrągłych rocznicach na ogół była. W zgodzie z tą tradycją, kiedy wojskowa władza, pokonawszy Solidarność, postanowiła znieść stan wojenny, uczyniła to 22 lipca 1983. Widać nikomu nie przeszkadzał mimowolny komizm przekazu – oto całe społeczeństwo potraktowano jako skazanych, którym wielkodusznie udziela się amnestii. Nie było to w sumie dalekie od prawdy.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego