ZOLYCKI (wypominki po śląsku) jest to forma modlitwy za zmarłych z wymienieniem ich imion i nazwisk podczas nabożeństwa

Pamiątką starożytną tego zwyczaju są dyptyki, czyli wypominanie imion żywych i umarłych podczas Eucharystii. Zapalanie zniczy jest reliktem pogańskim, ma oświetlić miejsce błąkającym się duszom.

Barbara Maria Czernecka

Zolycki stosuje się zwłaszcza w pierwszych ośmiu dniach listopada, kiedy to w naszej, polskiej tradycji szczególnie nawiedza się groby bliskich i znajomych. Często temu towarzyszy odmawianie różańca i procesja na cmentarz. Przewodzi jej kapłan. Pokropienie wtedy grobów wodą święconą ma przypominać sakrament chrztu świętego, który jest zadatkiem życia wiecznego. W oktawie Uroczystości Wszystkich Świętych (1–8 listopada) istnieje możliwość uzyskania odpustu zupełnego, oczywiście po spełnieniu kilku warunków. Są nimi: bycie w stanie łaski uświęcającej, brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, przystąpienie do Eucharystii, modlitwa w intencjach Ojca Świętego oraz nabożne nawiedzenie cmentarza i modlitwa za zmarłych. (…)

Samo ustanowienie Zaduszek na dzień 2 listopada, jako poświęconego pamięci zmarłych, przypisuje się świętemu Odilonowi, opatowi z Cluny, w roku 998. Od XV wieku w ten dzień kapłani celebrują aż trzy Msze Święte za dusze zmarłych. Taką praktykę zalecił również papież Benedykt XV w 1915 roku, w związku z licznymi ofiarami I wojny światowej. (…)

Od średniowiecza cmentarze sytuowano w obrębie kościołów. Od tamtego też czasu nad mogiłami stawiano kamienne płyty, tablice i epitafia. Szczególnie piękne nagrobki powstały w epoce renesansu. W czasach barokowych zmarłym stawiano „zamki boleści”. Lokowanie miejsc pochówków poza murami miast zapoczątkowano przy końcu XVIII wieku. Zwyczaj ozdabiania grobów kwiatami zaś rozpowszechnił się dopiero w XIX wieku w Niemczech, skąd rozprzestrzenił się na Polskę. Przyczyniła się do tego zwłaszcza epoka romantyzmu, bazująca na uczuciach i duchowości. Również pogrzeby poległych wtedy powstańców lub bohaterów narodowych stawały się okazją do patriotycznych manifestacji.

Wiek XX zaś pomnożył tylko mogiły zbiorowe, nie zawsze godnie potraktowane, a często wręcz haniebnie profanowane. Ostatnio coraz „modniejsze” stają się na powrót, jak to bywało w czasach pogańskich, kremacja zwłok i przechowywanie spalonych, a potem przemielonych prochów w urnach, umieszczanych najczęściej w wyznaczonych kurhanach, lub zatapianie ich w morzu albo też rozsypywanie w tzw. ogrodach pamięci. Bardziej jeszcze kontrowersyjnymi zabiegami wobec ludzkich szczątków jest zatrzymywanie ich rozkładu poprzez plastynację i prowokacyjne eksponowanie, a także przetwarzanie ich na diamenty.

Pomimo zmieniających się praktyk pośmiertnego traktowania zwłok, nadal aktualna pozostaje cześć dla pamięci umarłych. Jest ona święta, zwłaszcza dla wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego. I jakby w przeciwieństwie do prawosławia, w którym nie uznaje się odpustów, oraz protestantyzmu, nakazującego nieżywych pozostawiać samym sobie, sam listopad odwiecznie nastraja bardzo melancholijnie, do refleksji nad tym, co istnieje poza ziemskim światem, oraz do wspominania tych, co z niego odeszli. W tym świecie bowiem nie umiera tylko nadzieja na połączenie się z naszymi bliskimi w przyszłości. (…)

Niegdyś pośród pobożnych ludzi istniało przekonanie o skutecznej interwencji dusz czyśćcowych w różnych sytuacjach. Modlono się się za nie, zwłaszcza wieczorem, aby rankiem zbudziły śpiącego o danej godzinie. Nikogo jeszcze nigdy nie zawiodły, co potwierdza każdy w to wierzący. One, właśnie pomagając żywym, mają szansę na odpokutowanie własnej kary doczesnej. Dobrze jest więc wspominać je w swoich intencjach modlitewnych. I chociaż współcześnie mamy coraz to bardziej wymyślne budziki w zegarkach elektronicznych, telefonach, smartfonach i innych gadżetach, to i taka metoda może okazać się niezawodna.

Zdarzało się dawniej, że kiedy w piecu zahuczał ogień, domownicy twierdzili, że tak właśnie płaczą wygłodniałe duszyczki w czyśćcu. Do płomieni wrzucało się wtedy pajdę chleba, aby ulżyć im w cierpieniu. I znowu – my, żyjący współcześnie, jesteśmy pozbawieni możliwości takiej praktyki. Mało w którym mieszkaniu są jeszcze zwykłe piece, zastąpione przez elektryczne lub gazowe piekarniki. O tę naturę rzeczy znowu jesteśmy ubożsi.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Zolycki” znajduje się na s. 10 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Zolycki” na s. 10 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze