Zawierzając bezmyślnie współczesnym narzędziom techniki, gubimy zdolność krytycznej obserwacji rzeczywistości

Pokolenie, które ma przez większą część dnia głowę spuszczoną i wzrok utkwiony w ekranie telefonu, nie jest zainteresowane tym, co dzieje się wokół. Niestety skutkiem ubocznym postępu bywa regres.

Małgorzata Szewczyk

Człowiek w starciu z potęgą przyrody często przegrywa. A dzieje się to zwłaszcza wtedy, gdy odsłania swą indolencję i bezrefleksyjność. Czy tego chcemy, czy nie, zawierzając bezmyślnie współczesnym narzędziom techniki, gubimy zdolność krytycznej obserwacji rzeczywistości.

Człowiek żył kiedyś bliżej natury i potrafił odczytać dawane przez nią sygnały. Dlaczego? Bo nadsłuchiwał i obserwował. Mimo braku iphonów, smartfonów i wszelkiego rodzaju aplikacji z prognozą meteorologiczną, bezbłędnie rozpoznawał, patrząc na zachód słońca, czy aura następnego dnia się zmieni i będzie padać, czy nie, a obserwując kolor nieba, wiedział, czy będzie wiało. Umiał rozpoznać ścierające się fronty, a licząc sekundy między błyskiem a grzmotem, potrafił określić, jak szybko zbliży się burza. Będąc w lesie, po mchu na korze drzewa wiedział, gdzie jest północ… Kto dziś o tych prostych wskazówkach pamięta?

Pokolenie head down utożsamia wszystko to, co jest wtórną konsekwencją smartfonizacji.

Pokolenie, które ma przez większą część dnia głowę spuszczoną i wzrok utkwiony w ekranie telefonu, nie jest zainteresowane tym, co dzieje się wokół. Niestety skutkiem ubocznym postępu bywa regres podstawowych umiejętności człowieka. Dziś wielu traktuje aplikacje meteorologiczne jak wyrocznię, ignorując sygnały natury i stając się zależnym od tego, co odczyta na swoim telefonie. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ostrzeże nas przed nawałnicą; jeśli komunikat nie przyjdzie SMS-em, to znaczy, że nic złego w przyrodzie się nie wydarzy. Aplikacja „nie pokazuje” chmurki z piorunem? Burzy nie będzie, tyle że… zwłaszcza w górach prognozy pogody nie można przyrównać do systemu zerojedynkowego. Ci, którzy przeszli kilka szlaków, wiedzą, że pogoda w tym rejonie może zmienić się nagle i gwałtownie.

Nie chcę pastwić się nad ceprami, ale już kilka lat temu widziałam panie w klapeczkach i w bucikach na koturnach mężnie wspierające się na silnych ramionach swych mężów, narzeczonych czy partnerów, zmierzające w stronę Przełęczy Kondrackiej… Rodziny z małymi dziećmi maszerujące w samych koszulkach na ramiączkach, a brak choćby jednego plecaka wskazywał na nieposiadanie swetrów, kurtek czy zapasów wody.

Można zadać jeszcze jedno pytanie: kto dziś zabiera na szlak papierową mapę i latarkę? To passé, przecież wszyscy mamy telefony…

Prawda jest jednak bardzo smutna: nieumiejętność obserwacji otaczającego nas świata i poczucie zwolnienia z krytycznego myślenia czynią z nas istoty bezrefleksyjne i – nomen omen – zagubione w realnym świecie. Wirtualny nas nie uratuje…

Cały felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Postęp, czyli… regres” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Postęp, czyli… regres” na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze