Z płytami jest trochę jak z listem w butelce. Gdzieś po drugiej stronie znajduje się ktoś, kto czuje i myśli podobnie

Rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Julią Marcell, mieszkającą między Warszawą i Berlinem piosenkarką, kompozytorką i autorką tekstów muzyki alternatywnej, rozpoznawaną i oklaskiwaną także poza Polską.

Tomasz Wybranowski, Julia Marcell

Julia Marcell (wł. Julia Górniewicz) to mieszkająca między Berlinem a Warszawą piosenkarka, kompozytorka – również muzyki teatralnej i filmowej – oraz autorka niezwykłych tekstów. Julia wykonuje niezależną muzykę alternatywną z pogranicza dream i dark popu, popu, rocka, z wysmakowanym dodatkiem elektroniki. Jest laureatką wielu nagród, z czego należy wymienić co najmniej trzy: Nagrodę Artystyczną Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego (2011), statuetkę Fryderyka i Paszport Polityki. Julia Marcell napisała także teksty i zaśpiewała na albumie japońskiej kompozytorki i pianistki Michiru. Koncertuje na całym świecie, pojawiając się na takich festiwalach jak SXSW, Eurosonic Festival, Reeperbahn Festival, CO-POP czy rodzimym Open’er Festival.

Wydała pięć albumów: It Might Like You (2009), June (2011), Sentiments (2014), Proxy (2016) i Skull Echo, która ukazała się 24 stycznia 2020 roku. I wszystko wskazuje na to, że będzie to najlepszy krążek roku, który ledwie się zaczął.

Julia Marcell z albumem „Skull Echo”. Fot. z archiwum prywatnego Julii Marcell

Piosenka Ekstaza intelektualna, z tym niezwykłym cytatem, który sobie wynotowałem „Na cóż mi głowa, niegotowa na raj”, to taka „julińska” – od imienia Julia – muzyczna wielka improwizacja. To takie Twoje wadzenie się z Bogiem i konieczność nowych poszukiwań z jednej strony, a z drugiej – czy to jest taka próba dojrzałego pogodzenia się ze światem, że już teraz absolutnie wszystko jasne? Oto jesteś, gdzie jesteś i wiesz, gdzie postawisz swoje kolejne kroki.

Zdecydowanie jest to poszukiwanie, zadawanie pytań, momentami wręcz nawet w pewnej desperacji. W pewnym przerażeniu i jednocześnie zachwycie tajemnicą. Bo wydaje mi się, że z jednej strony jesteśmy trochę jak dzieci we mgle – ja przynajmniej tak się czuję jako człowiek, mierząc się z absolutem. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, jakby to było, gdybyśmy znali te odpowiedzi. Potrzebuję w życiu tajemnicy. (…)

Skull Echo jest dla mnie Twoją najdojrzalszą płytą, gdy mowa o tekstach. To diagnoza współczesności i ukazanie konkretnie naszego cywilizacyjnego tu i teraz. Ale to także zobrazowanie tym wszystkim, którzy gnają gdzieś i nie wiadomo po co, że trzeba odsapnąć i przystanąć, tak jak w nagraniu Domy ze szkła. Czasami w tych szkiełkach trzeba się przejrzeć i dostrzec w nich prawdziwie samego siebie. Teksty dojrzałe i niezwykłe. Jak długo one powstawały?

Bardzo długo. Lubię ważyć słowo i oglądać je z każdej strony. Zależało mi na tym, ponieważ tematy, z którymi się mierzę, są wielkie. Takie właśnie jak samotność, absolut, perspektywa jednostkowa. Zależało mi na tym, aby pisać jak najprościej. Wszystkie wymyślne metafory i zabawy słowem bardzo szybko wypadały, po jednym dniu. Dążyłam do takiego stanu, gdzie mogłabym w miarę prostych słowach, bardzo szczerze pisać, o czym myślę, co czuję na te właśnie tematy. I to długo trwało, było bardzo trudne. Często chodziłam z jednym tekstem kilka miesięcy, zmagając się z nim. Była jeszcze oczywiście kwestia muzyki. Bo muzyka powstała jako pierwsza i bardzo szybko. (…)

Od początku działasz i tworzysz na własnych zasadach, choć jak wiemy, nie jest to łatwe. Czy z perspektywy prawie jedenastu lat od wydania Twojego debiutu It might like you, w polskim muzycznym biznesie jest lepiej? Czy jednak zawiść dosięga ciebie od czasu do czasu?

W tak zwanej karierze, mówisz? Jest i lepiej, i gorzej. Chyba tak jak ze wszystkim. Co prawda, nie czuję zawiści. Natomiast na pewno dużo wyzwań czeka muzyków, którzy w dzisiejszych czasach wydają płyty. Kiedy ja zrobiłam akcję crowdfundingową, by wydać swój debiut, była to właściwie nowa, wschodząca dopiero rzecz i wydawało się, że może nawet zbawi muzykę. Odnosiło się wrażenie, że teraz słuchacze będą mogli wziąć sprawy w swoje ręce i artyści staną się niezależni od decydentów z wytwórni. Ale nie do końca tak się stało. Mam wrażenie, że crowdfunding, zanim się rozwinął, już się prawie zwinął.

Ja wydaję właściwie wciąż w tej samej, niezależnej wytwórni Mystic. To są świetni ludzie. Mam wspaniałą pomoc od nich i nie mogę narzekać. Podobnie wspiera mnie mój managment ART2 Music. Tak więc stworzyłam sobie taką ekipę ludzi, którzy mi naprawdę pomagają i zdejmują z głowy ogrom obowiązków typu rezerwowanie koncertów czy promocja płyty, czy sprawy logistyczne. To coś, co współczesny artysta niezależny musi robić sam. I tutaj akurat, wraz z uniezależnieniem się od struktur, przyszło takie „zosio-samosiostwo”, które na pewnym etapie uniemożliwia tym artystom tworzenie. Bardzo dużo jest spraw, którymi muszą się sami zajmować, jeśli nie mają pomocy z zewnątrz. Zawsze są dwie strony medalu.

Powiedziałaś i mówisz to taka rozświetlona, że wokół ciebie zebrali się niezwykli ludzie. Dzięki temu wszystko jest łatwiej zrealizować i osiągnąć sukces. A tym sukcesem na pewno są recenzje i słowa o Skull Echo. Ale przede wszystkim cieszą Cię słowa fanów, bo chyba na to każdy twórca pracuje. Co czujesz, kiedy po koncercie ktoś mówi: „Julia, dziękuję, bo znalazłem w tym gram siebie albo pół tony i to, co robisz, jest potrzebne”.

To są oczywiście wspaniałe chwile i dla mnie to jest sygnał, że nawiązałam ważny kontakt. Bo z tymi płytami jest trochę tak jak z listem w butelce, prawda? Człowiek siedzi sam, w świecie swoich myśli i odczuć, z którymi nie do końca można się podzielić z innymi. Dlatego przelewa się to w muzykę. I później, gdzieś po drugiej stronie, znajduje się ktoś, kto mówi, że czuje podobnie. Stephen King napisał piękną rzecz w swojej książce On Writing: A Memoir of the Craft, że książki to są takie małe wehikuły czasu. On może napisać coś w latach 90. i ktoś na przykład w 2020 roku to czyta i nawiązuje z nim kontakt. I czuje tak samo. Ja myślę, że tak jest też z płytami i to jest niesamowite, że możemy w takiej kapsule zamknąć jakiś moment z naszego życia. Co czujemy, jak myślimy i że ktoś gdzieś po drugiej stronie, może na drugim końcu świata, może za dwadzieścia lat to wygrzebie, posłucha tego i pomyśli: ktoś mnie rozumie.

Cały wywiad Tomasza Wybranowskiego z Julią Marcell pt. „Z płytami jest trochę tak, jak z listem w butelce” znajduje się na s. 19 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Julią Marcell pt. „Z płytami jest trochę tak, jak z listem w butelce” na s. 19 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze