W upalne lato warto odpocząć od polityki. Skierujmy więc myśl ku wyższym rejonom ducha, ku gastronomii na przykład

Czy Wujek woli bób, czy krewetki? – zapytał mnie ostatnio synek znajomych. To poważne pytanie, świadczące o tym, jak bardzo zglobalizował się świat dzisiejszych dzieci, zasługuje na poważną odpowiedź.

Henryk Krzyżanowski

Obie potrawy są dość kłopotliwe w obsłudze – nie bardzo nadają się do zaserwowania Prezydentowi RP czy Arcybiskupowi Metropolicie z Krakowa, gdyby zaszczycili nas swoją obecnością na kolacji. Bez względu na sposób konsumpcji, wymagają umycia rąk po posiłku. Chyba, że podamy młodziutki bób (ale sezon trwa bardzo krótko), bo ten można jeść ze skórką. Z bobem byłby jeszcze problem językowy – „Dałem bobu arcybiskupowi” brzmi jakoś dziwnie i lokuje nas w kręgach, od których czytelnicy „Kuriera WNET” woleliby trzymać się z dala. Co innego pełne wytworności: „Na kolację podaliśmy krewetki”. Elegancja elegancją, ale bób jest znacznie tańszy, przynajmniej nad Wartą – nad fiordem zapewne nie.

Bób można jeść na surowo, a krewetki, zwłaszcza jeśli przeszły przez kilka chłodni, nie za bardzo. Jako dziecko uważałem gotowanie bobu za dziwactwo dorosłych. Zerwany na grządce, w grubym, włochatym strąku, wymagał rozłupania paznokciem, żeby dobrać się do owocu, który trzeba było obrać ze skórki (znowu paznokieć w akcji, żeby naciąć, choć można też było nadgryźć i wydusić). Ale po wykonaniu tych skomplikowanych czynności – niebo w buzi, słodycz z odrobiną cierpkości na samym końcu. Tak, tak, bób na surowo to było to. Mimo, iż bolały potem paznokcie.

Dodatkowo te bobowe żniwa dawały siedmiolatkowi lekcję ekonomii – świadomość wyboru między, jak mówią libertariańscy ekonomiści, niską preferencją czasową (zaoszczędzić na później i rozkoszować się całą garścią zielonych ziaren wkładanych naraz do ust), a preferencją wysoką (konsumpcja natychmiastowa w trakcie zbioru ziarno po ziarnie). Socjalizm niewątpliwie sprzyjał tej ostatniej, o czym jednak siedmiolatek jeszcze nie wiedział. Wiedział natomiast, że może pojawić się młodszy brat, z którym trzeba będzie podzielić się uskładanym w garści plonem. Dziś przy krewetkach jedyna nauka ekonomiczna dla brzdąca to chyba ta, że pieniądze bierze się z maszyny w ścianie. Nie wiem, czy najwłaściwsza.

Wracając do początkowej alternatywy: bób czy krewetki, widzimy teraz jasno, że wybór jest oczywisty. Tym bardziej, iż za bobem przemawia nie tylko nasze podniebienie – także obywatelska świadomość.

Bowiem bób jest nasz, swojski, prawie populistyczny, kupiony na targu lub w sklepiku za rogiem, a nie w wielkoobszarowym markecie o cudzoziemskiej nazwie.

Zatem, gdyby jakiś znajomy światowiec próbował nas przekonać do wyboru ośmiorni… o, pardon, krewetek, odpowiemy mu bez wahania takim hasłem:

Miast krewetką cieszyć snobów,
Daj im, jeśliś Polak, bobu!

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O wyższości bobu nad krewetkami” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O wyższości bobu nad krewetkami” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze