Sprawiedliwi – niesprawiedliwi. Prawda w mozaice relacji polsko-żydowskich / Wiesław Jan Wysocki, „Kurier WNET” 44/2017

Tuż przed wojną Polska zdążyła przygarnąć jeszcze 15 tys. Żydów z III Rzeszy; i to w sytuacji, gdy prasa zachodnia rozpisywała się o antysemityzmie nad Wisłą, a nie na obszarach między Renem a Odrą.

Wiesław Jan Wysocki

Sprawiedliwi – niesprawiedliwi

Historia Żydów polskich jest częścią historii narodu polskiego. Stanowili w niej ważną i twórczą cząstkę krajobrazu naszego życia politycznego, społecznego i kulturalnego, a przede wszystkim ekonomicznego. Pomijanie tych wiekowych relacji byłoby błędem, podobnie jak jednostronne jest widzenie wspólnoty żydowskiej w izolacji od społeczności chrześcijańskiej. Dotyczy to w równym stopniu występującej w historiografii żydowskiej orientacji eksponującej wyłącznie wątek martyrologiczny i apologetyczny oraz uwypuklającej jedynie niesprawiedliwości i zbrodnie popełnione na Żydach.

– Nic, co będzie powiedziane o wyjątkowości związków, które rozwijały się przez setki lat między naszymi dwoma narodami – oświadczył prezydent Izraela Herzog w polskim parlamencie 28 maja 1992 r. – nie będzie przesadą. W tych wzajemnych stosunkach były okresy pogodne i chwalebne. Były też okresy chmurne i tragiczne. Razem tworzyły mozaikę, której skomplikowana struktura odbija się jak w lustrze w waszej i naszej historii.

Pod koniec XIX stulecia, w wyniku przesiedleń Żydów, tzw. Litwaków, z głębi imperium rosyjskiego, zachwiane zostały proporcje między społecznością rodzimą a „rodzimymi cudzoziemcami”, jak niekiedy z estymą nazywano Żydów. Postępująca dominacja tych ostatnich w niektórych dziedzinach życia publicznego wywoływała reakcje o podłożu nacjonalistycznym. Niektóre polskie ugrupowania polityczne wysuwały program ograniczenia aktywności Żydów i popierały tendencje migracyjne, ale nawet najbardziej nacjonalistyczne siły nie miały nic wspólnego z rasistowskim antysemityzmem.

W okresie międzywojennym, do wybuchu II wojny światowej Polska w niczym nie ograniczyła praw mniejszości żydowskiej; nie został wydany ani jeden restrykcyjny akt ustawowy lub administracyjny. Ustawodawstwo nasze zapewniało równość wszystkim – bez wyjątku – obywatelom. Żydzi mieli możność prawnego uregulowania samorządności własnych gmin, rozwinęli szkolnictwo, oświatę i autonomiczną kulturę. Mimo tak korzystnego położenia, część społeczności żydowskiej wysuwała różne pretensje wobec państwa polskiego.

Trzeba pamiętać, że tuż przed wojną Polska zdążyła przygarnąć jeszcze 15 tys. Żydów z III Rzeszy; działo się to w sytuacji, gdy prasa zachodnia rozpisywała się o antysemityzmie nad Wisłą, a nie na obszarach między Renem a Odrą, gdzie ówczesne władze niemieckie inspirowały oraz sankcjonowały prześladowania i pogromy Żydów.

Ziemie Rzeczypospolitej od 1939 r. znalazły się pod dwiema okupacjami – niemiecką i sowiecką. Wiele czynników sprawiło, że o pierwszej wiemy wiele; druga zaś wciąż pozostaje zmistyfikowana i przekłamana, zarówno w znacznej części świadomości społeczeństwa polskiego, jak i opinii międzynarodowej. Okupanci niemieccy i sowieccy zgoła inaczej postrzegali mniejszości narodowe, zwłaszcza Żydów – „byłych” obywateli podbitej Polski. Sowieci w mniejszościach widzieli popleczników (czytaj: inwigilatorów i wykonawców) swoich antypolskich planów.

W przeciwieństwie do sowieckiego sojusznika, Niemcy z kolei nakazali Żydom noszenie Gwiazdy Dawida, konfiskowali ich majątki, dokonywali eksmisji, ograniczyli swobodę poruszania się i przymuszali do pracy na rzecz Rzeszy. W pierwszym okresie okupacji nie było masowych aresztowań Żydów, tortur na gestapo, deportacji do więzień i obozów koncentracyjnych, które to formy eksterminacyjne stały się udziałem elit społeczeństwa polskiego, zwłaszcza inteligencji.

Po zerwaniu paktu Hitlera i Stalina i ataku hitlerowskich Niemiec na stalinowski Związek Sowiecki, w Berlinie 20 stycznia 1942 r. postanowiono ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską, jak enigmatycznie określono program eksterminacji europejskich Żydów, a ściśle gigantyczne ludobójstwo z całym zaangażowaniem aparatu niemieckiego. Teoria rasistowska wsparta filozoficznymi i prawnymi atrybutami III Rzeszy przyniosła shoah.

Nie przypadkiem na miejsce ostatecznego rozwiązania wybrano ziemie polskie, gdyż – pomijając inne względy – oba żyjące obok siebie przez stulecia narody jednakowo skazane zostały na unicestwienie; na Żydach (i Romach) hitlerowcy wykonywali wyrok śmierci w sposób masowy, Polacy zaś byli zabijani w tempie spowolnionym, a ich masową eksterminację odłożono na czas „po wojnie”.

Najstraszniejsze w dziejach ludzkości ludobójstwo, masakra kilku milionów Żydów w Polsce, obranej przez Hitlera jako plac straceń; krew i popioły tych ofiar, które wsiąkły w ziemię polską, stanowią istotną więź, która spoiła Polskę z narodem żydowskim i od której uwolnić się nie jest w naszej mocy (Maria Czapska, 1957).

Na tym tle sprawa Jedwabnego nie wydaje się tak oczywista, jak wielu chce ją postrzegać…

Sprawa związana z mordem dokonanym w Jedwabnem jest dziś postrzegana na kilku płaszczyznach, które trudno ze sobą pogodzić ze względu na całkowicie różne cele. Dominująca i najbardziej krzykliwa jest płaszczyzna polityczna. I choć wydaje się, że niektórym osobom szczególnie zależy na nagłośnieniu politycznym, to tu ono jest najmniej ważne. Istotną sferą jest dociekanie prawdy historycznej. Nie jest ono proste, gdy w kwestie faktograficzne bezwzględnie wdzierają się politycy ze swoimi doraźnymi racjami, co często daje w sumie efekt kiepski warsztatowo, z ogranymi efektami, tylko „aktorzy” wydają się nadto wytrawni.

Przez wiele lat powojennych wzruszały i poruszały moralnie szkice Zofii Nałkowskiej „Medaliony”. Nałkowska pracowała w Komisji Badania Zbrodni Niemieckich i zebrany materiał faktograficzny poddała pisarskiej (oszczędnej zresztą) obróbce. Gdyby jednak komuś na podstawie tych szkiców przyszło dokumentować faktory życia w okupowanej Polsce, to bardzo wielu uznałoby tę publikację za jednostronną i tym samym deformującą rzeczywistość. Podobnie rzecz ma się w stosunku do pracy prof. Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, wobec którego można mieć znacznie większe zarzuty metodologiczne, aż po świadome przekłamania i manipulacje.

O co tu chodzi?

Dziś historyk musi być policjantem, gdyż ma podejmować liczne wątki śledztwa, stawiać i analizować hipotezy; musi być oskarżycielem, by formułować zarzuty; być sędzią, który wyrokuje po rozważeniu wszelkich okoliczności pro i contra; i musi być też obrońcą, który szuka okoliczności i motywów przemawiających na rzecz oskarżonego. Nie wolno mu też zapominać o racjach i szacunku wobec ofiary. Taka konstrukcja procesowa wymaga od historyka obiektywności i umiejętności wieloaspektowego działania. Co więcej, postawienie przez historyka kropki nad przysłowiowym „i” nie kończy sprawy raz na zawsze. Historia jest nauką żywą, a przez to także konfrontacyjną, nowe fakty mogą przekreślić wcześniejsze ustalenia. Trzeba więc pokory badacza wobec badanej materii.

Chyba jednak coraz mniej o historię tu chodzi…

Rabin Michael Schudrich wielce mądrze dostrzega w Jedwabnem szansę pojednania. Prawdziwe pojednanie musi mieć strony i musi być WZAJEMNE, jak to miało miejsce z głośnym: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Idea pojednania spełni się, gdy w Jedwabnem, oprócz macewy upamiętniającej pomordowanych Żydów, stanie pomnik oddający hołd tamtejszym Polakom, wywiezionym w głąb imperium sowieckiego przez NKWD i – jak wiele wskazuje – przez współpracujących z Sowietami tych właśnie Żydów.

Boję się, że tu jest istota prawdy o Jedwabnem i bez obustronnego zrozumienia tego nie będzie ani prawdziwego pojednania, ani też nie będzie pragnienia poznania całej faktografii, a tylko doraźne racje polityczne będą podbijały emocje, resentymenty, stereotypy.

Podobnie ma się sprawa z uznaniem, że odpowiedzialnymi za katowskie dzieło czasu wojny, za kacety, za shoah, za holocaust Żydów, Romów, Polaków… odpowiedzialni są NAZIŚCI, którzy po dziesiątkach lat tej anonimowości już nie są Niemcami i mogą być z powodzeniem utożsamiani z… Polakami. A stąd już tylko krok – coraz częściej czyniony właśnie przez społeczeństwo niemieckie – do mówienia o POLSKICH obozach.

Fakty społeczne

Wciąż pozostaje daleki od jednoznaczności i zakwalifikowania problem kolaboracji i postaw pochodnych – od narodowego zaprzaństwa do zdrady. Kwestia kolaboracji z okupantem niemieckim nie budzi wątpliwości i jest traktowana jednoznacznie, zarówno w przeszłości przez władze Polski Podziemnej, jak i w powojennych ocenach. Inaczej ma się rzecz w przypadku kolaboracji z okupantem sowieckim, kiedy to nastąpiła wyraźna współpraca szeregu osób i całych środowisk z NKWD i innymi instytucjami sowieckimi, bynajmniej nie tylko Żydów, ale ich chyba dotyka w największej skali.

Jest to pochodna sytuacji, jaka nastąpiła w drugiej połowie XIX stulecia, gdy na tereny zamieszkałe przez Polaków i różne mniejszości narodowe (nazywane w przeszłości „rodzimymi cudzoziemcami”, co dotyczyło też „rodzimych” Żydów), pozostające we względnie dobrej koegzystencji, wlała się masa rosyjskich Żydów, tzw. Litwaków, wygnana na zachodnie obrzeża imperium carskiego, a więc na dawne ziemie Rzeczypospolitej. Zachwiali oni nie tylko proporcje ludnościowe, ale byli też elementem obcym cywilizacyjnie, kulturowo, językowo oraz nastawionym prorosyjsko i antypolsko. Dlatego, gdy nadchodzili „swoi” w 1920 i 1939 r., budowali bramy powitalne i włączali się do sił represyjnych.

Bałamutne są tłumaczenia, że była to postawa samoobronna społeczności żydowskiej. Kłam tej tezie zadaje fakt represjonowania polskich Żydów, spolonizowanych i czujących się obywatelami Rzeczypospolitej – a było ich naprawdę dużo – przez sowieckie władze bezpieczeństwa; byli oni traktowani jako Polacy. A jakie trudności mieli ci Żydzi, którzy przyznali się do obywatelstwa polskiego po słynnej „amnestii” sowieckiej w 1941 roku?

Drugą stroną tego był udział Żydów w Komunistycznej Partii Polski, partii nie tylko agenturalnej, ale i programowo dążącej do zniszczenia państwowości polskiej; termin „żydokomuna” nie był propagandowym wymysłem, ale odzwierciedleniem faktów społecznych. Schemat ten powielany był przez późniejsze struktury polityczne, zwłaszcza w okresie powojennego 12-lecia (1944–1956), aż stał się stereotypem.

Jeżeli nie zrozumiemy tych powszechnych urazów polskich wobec społeczności żydowskiej (a w środowiskach lokalnych mogło dochodzić do ich spotęgowania), to znaczy, że nie chcemy znać historii, a tylko uprawiać politykę podżegania. Jeżeli nawet przywołany kontekst nie znajdzie potwierdzenia w Jedwabnem (takiej tezy nie można wykluczyć w postępowaniu badawczym, choć wiele wskazuje na coś wręcz przeciwnego), to nie wolno nikomu obciążać odpowiedzialnością za zbrodnię w Jedwabnem Kościoła w Polsce ani narodu i państwa polskiego.

„Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat” – wyryto na medalu przyznawanym przez Instytut Pamięci Bohaterów i Męczenników Jad Washem; droga na jerozolimskie Wzgórze Pamięci rozpoczyna się w sercu człowieka, w jego szlachetnie miłosiernym pochyleniu się nad drugim cierpiącym człowiekiem. Wielu potrafiło sprostać próbie czasów pogardy. Trzeba przy tym pamiętać, że pomoc Żydom mogła być okupiona życiem własnym i osób najbliższych.

Na zachodzie Europy Niemcy stosowali terror – wyłączając Żydów – wyłącznie wobec aktywnych swych przeciwników, gdy w okupowanej Polsce (oraz w Rosji i Jugosławii) wobec całego społeczeństwa. Podówczas otwarty, publiczny protest przeciwko zbrodniom nazistowskim był niemożliwy, jak świadczy los warszawskiej Rady Adwokackiej, dla protestujących tragiczny i – o ile pominiemy wymiar etyczny – dla prześladowanych jałowy.

Pomoc, by była skuteczna, musiała być w pełni utajniona, wręcz niezauważalna… Żadne okupowane społeczeństwo – poza polskim – nie stworzyło tego rodzaju organizacji międzypartyjnej, o bardzo zróżnicowanym obliczu politycznym, podporządkowanej władzom Państwa Podziemnego i przez nie dotowanej, i tak aktywnej jak Rada Pomocy Żydom „Żegota”. Dziś możemy stwierdzić, że w dzieło ratowania Żydów zaangażowanych było kilkaset tysięcy Polaków. Oczywiście, wszystko to nie było działalnością na miarę potrzeb, a jedynie – możliwości. Polska Podziemna zrobiła jednak wiele, by zbrodnie umniejszyć, a ciemiężonym dopomóc. I zawsze otwarte i bez odpowiedzi pozostanie pytanie, czy zrobiono wszystko?!

To samo pytanie dotyczy wszakże i społeczności żydowskiej…

Wszak polski Żyd mający „aryjskich” krewnych mógł liczyć na ich pomoc, choćby rodzina składała się z samych antysemitów – pisał nie kto inny jak Emanuel Ringelblum. To w katolickim czasopiśmie konspiracyjnym „Prawda” (numer z sierpnia–września 1943 r.) czytamy znamienne słowa: „Żydów musimy ratować, chociaż chwilami odnosi się wrażenie, że mając do wyboru Niemców, którzy ich mordują, lub nas, którzy ich przechowujemy, oni wybraliby Niemców”.

Czyż nie są to zbyt mocne słowa?

Odważę się na tezę dla wielu może kontrowersyjną, że Polacy skłonni byli dostrzegać raczej wspólne z Żydami cierpienie niż wspólną z Niemcami religię chrześcijańską.

Z naszych przewin nikt nas nie uwolni; musimy zdać z nich rachunki – ze stereotypu Żyda-wroga Polski, Żyda-komunisty, Żyda-paskarza i innych podobnych, które zaminowały teren wspólnych doświadczeń egzystencjalnych i po drugiej stronie umacniały stereotyp Polaka-antysemity.

Każdy naród ma swoją ciemną stronę i margines społeczny; Polacy mieli swoich szmalcowników i kolaborantów, Żydzi – Żydowską Służbę Porządkową w gettach, konfidentów i zdrajców. Przypominam to nie dlatego, by judzić, ale by sprawy typowo kryminogenne postrzegać wyłącznie jako marginalia społeczne, typowe dla wszystkich społeczności i wspólnot. Trzeba też pamiętać, że zawsze źródłem ekscesów – jakie sporadycznie miały miejsce – była erozja etosu wywiedzionego z Dekalogu i Ewangelii.

Wspólnota losu

Wspomniałem o konieczności obustronnej dobrej woli przy pojednaniu; nie mogą być podtrzymywane zarzuty wyssane z palca o polskich obozach koncentracyjnych i wrodzonym antysemityzmie Polaków. Ile razy trzeba udowadniać, że na okupowanych ziemiach państwa polskiego miał miejsce holokaust, gdyż w pierwszej fazie chciano „ostatecznie rozwiązać” problem żydowski i cygański, następnie problem polski. Nazistowskie plany ludobójstwa nie są przecież dziś tajemnicą. Ale pomówienia wywołują urazy; w nawiązaniu do nich mówił z wyrzutem sir Horace Rumbold, ambasador wielkiej Brytanii: „Bardzo mało korzyści przynosi Żydom wybieranie jako przedmiotu krytyki i zemsty jednego kraju, w którym zapewne najmniej ucierpieli”.

Wcześniej przy okazji omawiania aspektów religijnego i moralnego stosunku polskich Żydów i polskich katolików w czasie II wojny światowej w okupowanej Polsce pozwoliłem sobie na sformułowanie, iż ci ostatni wspólnie ze społecznością żydowską przeżywali cierpienie pierwszych i było im do nich bliżej niż do poczucia wspólnoty z niemieckimi chrześcijanami. Tezę tę podtrzymuję szczególnie w świetle dzieła „Żegoty” (specjalnej komórki Polskiego Państwa Podziemnego, której zadaniem była pomoc Żydom) i błogosławionej postawy kilkuset tysięcy Polaków, którzy z narażeniem życia swojego i najbliższych ratowali swoich braci Żydów.

Robili to także ci, którzy wcześniej nie zawsze byli życzliwi wpływom, zwłaszcza ekonomicznym, społeczności żydowskiej w państwie polskim i uchodzili za antysemitów. Dlatego ze zdumieniem przyjąłem opór społeczności żydowskiej, by tych szlachetnych „ratujących jedno życie” upamiętnić imiennie na pomniku w Warszawie. Nie było dla tego pomnika miejsca vis á vis pomnika Bohaterów Getta, nie było i gdzie indziej w stolicy… Czy pytanie „dlaczego?” nie będzie w tym miejscu niestosowne?!

Czy poetyckie kłamstwo Miłosza o karuzeli przy murze getta, usprawiedliwione wprawdzie metaforyką wiersza, będzie stemplem dzielącym dwa światy? Czy będzie powielane oskarżenie „fundamentalistów” o „zbrodnię zaboru ducha” wobec 23 żeńskich i 12 męskich zgromadzeń zakonnych, które w prawie 100 domach zakonnych w całym okupowanym kraju ukrywały Żydów? Postrzeganie Kościoła jako prześladowcy – lub byłego prześladowcy – Żydów ma wiele odcieni, od obojętności i bierności po udział w zbrodni, co w odniesieniu do ratowania dzieci żydowskich jest świadomym wyborem nieprawdy.

Historia Żydów polskich jest częścią historii Narodu Polskiego, którego stanowili cząstkę ważną i twórczą w krajobrazie naszego życia politycznego, społecznego, kulturalnego i religijnego, a przede wszystkim ekonomicznego. Pomijanie tych wiekowych przecież relacji byłoby półprawdą, podobnie jak widzenie wspólnoty żydowskiej w izolacji od społeczności chrześcijańskiej. Dotyczy to w równym stopniu orientacji historiografii żydowskiej eksponującej wątek martyrologiczny i apologetyczny, i uwypuklającej niesprawiedliwości i zbrodnie popełnione na Żydach. Czyżby ze swoich dziejów naród żydowski nie wyniósł li tylko instrumentarium tortur, jakim sam był poddany, a dziedzictwem przejętym z Europy nie był ekstrakt Babilonu? Wszak przyszłość nie powinna być projekcją resentymentów Żydów, tych samych, jakie im przypisywano. Wszak – jak twierdzi Alain Besancon – w ostatnich dwu wiekach nie było przedsięwzięcia ludzkiego – dobrego lub złego – w które by naród żydowski nie wniósł swojego wkładu.

Wiesław Jan Wysocki jest prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Warszawie i członkiem Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Po prostu prawda” znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018 i na s. 1 dodatku do tego numeru „Kuriera WNET” pt. „Polacy i Żydzi”, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wiesława Jana Wysockiego pt. „Po prostu prawda” na s. 1 dodatku do lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze