Są w Polsce tematy, których politykom i mediom nie wolno dotykać / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 45/2018

Aborcja eugeniczna? W zamrażarce. Frankowicze? Bez wsparcia. Dekoncentracja mediów? Lepiej nie pytać, przecież nikt z nimi nie wygra… Jeśli nie chcemy powtórki z lat 90., to nie może być tematów tabu.

Jolanta Hajdasz

Do wyborów chcemy unikać wielkich burz politycznych – powiedział Ryszard Terlecki, wicemarszałek sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS na pytanie Jacka Karnowskiego o ustawę dekoncentracyjną w mediach, dając jednoznacznie do zrozumienia, że na tym polu zmian nie będzie. Czyli teraz pożyjemy trochę w krainie łagodności? – pytał dziennikarz. Tak (śmiech) – taka była odpowiedź polityka.

Rozsądek nakazuje ją zrozumieć. Przecież widzimy wszyscy, co się dzieje. Dotknęli reformy sądów – prawie pucz, ruszyli emerytury ubeków – to samo, o nowelizacji ustawy o IPN nawet szkoda mówić, od ponad miesiąca nie ma dnia, żeby ktoś jej nie komentował, a ktoś inny po raz kolejny nie musiał tłumaczyć, jakie są w tej sprawie fakty i że Polacy mają prawo do odkłamywania własnej historii. Zakaz aborcji ? Wolne niedziele? A wojsko, a zakup broni, a rura gazowa i uchodźcy? Wszędzie awantura, wszędzie opór, więc trzeba czekać, więc trzeba być rozsądnym i trzeba rozumieć; zostawcie na razie (?) ten temat.

W mediach publicznych ten rozsądek jest widoczny niestety każdego dnia. W mediach takich jak nasz „Kurier” możemy postawić swobodnie pytanie, czy aby na pewno ta taktyka nie oznacza kapitulacji, nie oznacza kompromisu, akceptacji dla tego, czemu chciało się przeciwstawić?

Ostatnio mam natrętne poczucie dejà vu, bo podobne odczucia miewałam po 1989 r., w okresie tzw. transformacji ustrojowej. Wtedy właśnie wszelkie wątpliwości i pytania, jakie rodziły się w mojej głowie bardzo wówczas młodej, szeregowej dziennikarki, dotyczące niektórych działań lub braku innych, kwitowano tym cichym „nie teraz”, „to nie przejdzie, nie da rady”, „a to zbyt radykalne”, albo po prostu „masz rację, ale to nie jest dobry czas, by poruszać ten temat”. Pracowałam wówczas (początek lat 90.) w mediach publicznych, byłam zaangażowana we wszystkie zmiany ich dotyczące, by tylko stały się rzetelne i solidne, bardzo więc mnie irytowały te wszystkie ograniczenia, których z roku na rok było coraz więcej.

Prywatyzacja – nie krytykuj, jest konieczna, bo bez tego nie ruszy nasza gospodarka; PGR-y – nierentowne; zwalniani i pozbawiani pracy – godni współczucia i pomocy charytatywnej, ale sami sobie winni, bo nie potrafią się odnaleźć w normalnych warunkach gospodarki wolnorynkowej; dekomunizacja – za wcześnie, po stronie solidarnościowej nie ma kadr; dezubekizacja – zapomnij, oni są wszędzie; białe plamy historii – powoli będziemy odkłamywać, ale potrzeba więcej czasu; ściganie zbrodniarzy komunistycznych – nie ma narzędzi; karanie przestępstw i afer gospodarczych – to samo. Ilu spraw, ilu tematów media wówczas nie poruszały, może potwierdzić tylko ten, kto dzisiaj zechce przedrzeć się przez ogrom zadrukowanych wtedy zupełnie innymi tematami stron.

Wtedy wydawało mi się, że jestem z innej bajki, pochodzę z biedniejszej rodziny, to mam tak odmienne od wszystkich problemy. Buntowałam się w redakcjach, miałam przez to kłopoty w pracy, ale czas pokazał, iż w tych sprawach nie wolno było milczeć.

Podobnie jest i dziś. Aborcja eugeniczna? W zamrażarce. Frankowicze? Bez wsparcia. Dekoncentracja mediów? Lepiej nie pytać, przecież nikt z nimi nie wygra… Ale jeśli nie chcemy powtórki z lat 90., to nie może być tematów tabu. Dlatego mimo braku decyzji politycznej dotyczącej zmian na rynku mediów w Polsce, piszemy dziś po raz kolejny o naszych środkach masowego komunikowania. Nadal przecież mamy sytuację nieznaną chyba w żadnym demokratycznym kraju, gdzie tak duża część mediów jest w rękach zagranicznych koncernów.

Posłanka Barbara Bubula w swojej wypowiedzi, którą zamieszczamy dziś w „Kurierze”, mówi wprost o pogłębiającej się kolonizacji polskiego rynku medialnego przez zewnętrznych, międzynarodowych graczy. Co prawda, szkód poczynionych przez 27 lat nierówności dostępu do rynku medialnego poszczególnych grup światopoglądowych w Polsce nie da się odrobić w dwa lata, ale przecież próbować trzeba.

Choćby po to, by zapowiedziana przez marszałka Terleckiego „kraina łagodności” nie utrwaliła na zawsze patologii, o których publicznie „na razie” nikt nie chce mówić.

Artykuł wstępny Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze