Rosjanie wciąż nie mogą zaakceptować istnienia narodu ukraińskiego / Jan Martini, „Kurier WNET” nr 99/2022

Replika baraku, w jakim mieszkali zesłańcy na Sybir | Fot. Wikipedia

Los Ukraińców na okupowanych terenach może być tragiczny, zbliżony do losu Polaków w ZSRR. Infrastruktura umożliwiająca deportacje całych narodów i wyniszczanie dużych grup ludności, nadal istnieje.

Jan Martini

Czy Ukraińcy na terenach okupowanych podzielą los Polaków w ZSRR?

Dzisiejsi Sowieci dysponują wypracowanymi przez dziesięciolecia procedurami i sprawdzoną pragmatyką służbową na niwie narodowościowej, którą udoskonalano właściwie już od czasów carskich. Celem wszystkich działań była rusyfikacja licznych narodów zamieszkujących ogromne państwo, aby uniemożliwić w przyszłości pojawienia się dążeń separatystycznych grożących rozpadem imperium po „szwach narodowościowych”. Największym problemem byli (i są!) „od zawsze” Polacy.

Drugi najliczniejszy naród – Ukraińcy – nie stanowili aż takiego problemu, bo nie mieli nigdy organizmu państwowego i tradycji (Sicz Zaporoska była tylko namiastką państwowości), a pojawieniu się kultury i inteligencji ukraińskiej potrafiono skutecznie zapobiegać.

W 1876 roku „oświecony” car Aleksander II wydał tajny tzw. edykt emski, który zabraniał całkowicie nie tylko druku prasy i książek w języku „małorosyjskim”, ale zakazywał ich przywożenia z zagranicy, a także używania w przestrzeni publicznej nazwy ‘Ukraina’.

Nauka w szkołach miała być prowadzona tylko w języku rosyjskim. Z bibliotek szkół wszystkich szczebli usunięto książki w „dialekcie małorosyjskim”. Nauczyciele i wykładowcy uniwersyteccy z 3 okręgów szkolnych (kijowskiego, charkowskiego i odeskiego) zostali przeniesieni na terytorium wielkorosyjskie, a ich miejsce mieli zająć Rosjanie.

Źródłem kłopotów rusyfikatorów była Galicja Wschodnia – ten 12% skrawek ogromnego terytorium Rzeczpospolitej, który zdołała sobie wyszarpać Austria. W latach 60. XIX wieku, gdy w państwie Habsburgów nastąpiło odejście od polityki germanizacji, ta prowincja ze stolicą we Lwowie stała się „Piemontem” Polski, a także Ukrainy. Niestety dążenia narodowe Polaków i Ukraińców stały na kursie kolizyjnym i ten fakt był zawsze i jest do dzisiaj wykorzystywany przez Rosjan. Pojawiają się opinie, że rzeź wołyńska była inspirowana i sterowana przez NKWD, będąc w istocie „operacją pod fałszywą flagą”.

Faktem jest, że Rosjanie mają długą tradycję skutecznego rozwiązywania problemów narodowościowych.

Duch edyktu emskiego jest stale obecny w mentalności rosyjskiej – Rosjanie wciąż uważają „dialekt małorosyjski” za zepsuty rosyjski i nie mogą zaakceptować istnienia narodu ukraińskiego. Dlatego obecna wojna cieszy się poparciem większości Rosjan.

W jednej ze swoich książek Wiktor Suworow opisywał starą już, ale stosowaną do dziś pragmatykę zajmowania atakowanego terytorium. Wraz z wkraczającymi do zdobywanej miejscowości jednostkami liniowymi wchodzi OSNAZ i natychmiast – jeszcze w czasie walk – zaczyna budować zręby nowej państwowości. Funkcjonariusze tej służby dysponują spisem wszystkich mieszkańców i listami proskrypcyjnymi. Ci, którzy nie zdążyli się na czas ewakuować, mogą się spodziewać przesłuchania przez fachowych śledczych, a potem ewentualnie umieszczenia w obozie „filtracyjnym”, gdzie zostaną poddani dokładniejszym „badaniom”. Niektórych mordowano na miejscu, co wyszło na jaw po odbiciu Buczy, gdyż oprawcy nie spodziewali się, że zostaną wyparci z tej miejscowości.

Kadry do tworzenia nowej administracji są przygotowane już wcześniej, spośród kolaborantów skłonnych do współpracy z okupantami (takich nigdy nie brakuje). Świadczy o tym szybkie wprowadzenie rubla jako waluty, zmiany kodów pocztowych i operatorów telefonii komórkowej czy niszczenie książek ukraińskich w szkołach i bibliotekach.

Później nastąpi tzw. paszportyzacja – złowrogi termin, znany mieszkańcom naszych kresów – ci, którzy nie chcieli przyjąć obywatelstwa radzieckiego, źle skończyli – w najlepszym razie pojechali na Sybir.

Można się spodziewać, że niebawem na „zdobytych” terenach odbędą się „referenda”, w których miejscowa ludność wyrazi wolę powołania Demokratycznej Republiki Ludowej, następnie niepodległe republiki wyrażą chęć przynależności do Federacji Rosyjskiej. Taki rytuał wynika nie tyle z troski o pozory demokracji, co służy przede wszystkim kontroli ludności.

Specyficzna sowiecka „praworządność” ma długą tradycję – o tym, jak wyglądały „referenda” za czasów sowieckich pisał kompozytor prof. Witold Rudziński. Kiedy sowieckie wojska wkroczyły na Litwę, zaistniała konieczność, aby wyłonić nowe władze – bardziej postępowe i skłonne do przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Rudziński po latach odwiedził rodzinną Wileńszczyznę i pytał ciotki, dlaczego głosowały za przyłączeniem do ZSRR podczas „wyborów” w 1940 roku. Krewni opowiedzieli mu wiele szczegółów o tym wydarzeniu. „Wybory” te przeprowadzono z nadzwyczajną starannością – aby żaden głos nie został pominięty, obłożnie chorym wożono urny do domów (taką samą procedurę pamiętam z lat 50. we Wrocławiu, gdy do mojej babci przyjechała komisja z urną).

Na Litwie w czasie głosowania w każdej komisji jeden z jej członków zajmował się tylko obserwacją, który z wyborców korzysta z kabiny. Przy nazwisku głosującego stawiał wtedy kropkę. Osoby w ten sposób oznaczone zostały wywiezione do syberyjskich łagrów.

Po wojnie polsko-bolszewickiej na Środkowej Ukrainie, w okolicach Żytomierza istniały zwarte skupiska ludności polskiej, która nie straciła świadomości polskiej (i wiary katolickiej), mimo pozostawania przez 160 lat – od I rozbioru w 1772 roku – poza obszarem państwowości polskiej. Powołano tu nawet w 1925 roku Narodowy Obwód Polski, tzw. Marchlewszczyznę, nazwaną tak na cześć Juliana Marchlewskiego – przeciwnika niepodległości Polski, który pierwszy wyartykułował ideę, by powołać Polską Republikę Rad w ramach Związku Radzieckiego.

Analogiczny narodowy rejon polski o nazwie Dzierżyńszczyzna powstał na Białorusi, a w planach były dalsze – wszędzie tam, gdzie istniały duże skupiska ludności polskiej. Zamierzano przygotować kadry dla przyszłej Polskiej Republiki Rad na terenie dawnego „Kraju Przywiślańskiego”. Na Marchlewszczyźnie 70% ludności było Polakami, istniało 55 polskich szkół, wydawano gazetę w języku polskim, a stolicą było miasteczko Dołbysz, przemianowane później na Marchlewsk.

Zamysł, by miejscowych Polaków kształcić na przyszłe kadry Polskiej Republiki Rad, się nie powiódł – ludność była wyjątkowo odporna na kolektywizację i ateizację. Dlatego po 10 latach, w 1935 roku, zlikwidowano oba obwody polskie, a w 1937 roku rozstrzelano ich twórcę i głównego ideologa – Tomasza Dąbala.

Przystąpiono do bardziej radykalnych rozwiązań problematyki narodowościowej – organizując klęskę głodu. Kilka milionów ludzi zmarło z głodu na najżyźniejszej ziemi świata.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że wśród ofiar Hołodomoru było ok 10% Polaków. Opustoszałe tereny zasiedlono ludnością sprowadzoną z Rosji, tak więc sztuczny głód był elementem polityki narodowościowej.

W ramach „czyszczenia etnicznego” Ukrainy w roku 1936 polscy mieszkańcy mieli wybór – zadeklarować narodowość ukraińską lub białoruską albo zostać usuniętym ze swoich rodzinnych wsi. Ci, którzy wówczas pozostali przy narodowości polskiej, i tak mieli dużo szczęścia, bo zostali wywiezieni do Kazachstanu i sporo ich przeżyło. Rok później problemy narodowościowe rozwiązywano już bardziej radykalnie – nie deportowano, tylko mordowano Polaków na miejscu, w ramach tzw. operacji polskiej – najskuteczniejszej postaci polityki narodowościowej.

Po zwycięskiej wojnie z bolszewikami Polska uzyskała granicę pokrywającą się z linią II rozbioru. Na terenach dalszych – do granicy sprzed rozbiorów – pozostało ok. 1,5 mln Polaków.

W ciągu kilkudziesięciu lat Rosjanie zdołali dokonać „ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej” na administrowanym przez siebie terytorium.

Być może o tym wszystkim wiedzą ukraińscy mieszkańcy okolic Chersonia i mają wielkie dylematy – już nakazano im składać podania o azyl, jeśli chcą pozostać na swoich rodzinnych terenach. Los Ukraińców na okupowanych terenach jest dramatyczny, a może być tragiczny, zbliżony do losu Polaków w ZSRR.

Infrastruktura potrzebna do wielkich operacji inżynierii społecznej, umożliwiająca deportacje całych narodów i wyniszczanie dużych grup ludności, nadal istnieje, co znajduje potwierdzenie w doniesieniach medialnych („obrońców Azowstalu umieszczono w BYŁEJ kolonii karnej”).

Do czerwca z terenów okupowanych wywieziono do Rosji już ok. 2 mln osób i nie było problemu z zakwaterowaniem. Do takich „operacji specjalnych” prawdopodobnie używane są tzw. wojska konwojowe (unikalna w skali świata formacja służąca do transportowania ogromnej ilości więźniów na tysiące kilometrów).

We wczesnych latach 80. izraelski ekspert Ewren Szafran opublikował przewodnik po sowieckich obozach koncentracyjnych, wymieniając ponad 1700 miejsc, gdzie są te obozy. Istnienie nadal czynnych obozów potwierdził w 2005 roku angielski sowietolog Christopher Story, który mówił:

„Kilka lat temu uzyskałem listę obozów koncentracyjnych z bardzo wiarygodnego źródła. Spis zawierał dokładne pocztowe adresy obozów. Wśród nich jest kilka zupełnie nowych, utworzonych już za formalnie demokratycznych rządów Jelcyna, czyli rządy te w istocie stanowią kontynuację poprzednich władz”.

Gdy o ustaleniach sowietologa wspomniałem parę lat temu w zacnym gronie profesorów z Akademickiego Klubu Obywatelskiego, spotkałem się z niedowierzaniem („co też Pan mówi!”). Myślę, że dziś profesorowie byliby bardziej skłonni uwierzyć.

Christopher Story zmarł w lipcu 2010 roku na tajemniczą chorobę wątroby. To może świadczyć, że mówił prawdę i miał rację.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Czy Ukraińcy na terenach okupowanych podzielą los Polaków w ZSRR?” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 99/2022.


 

  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Chiny kontra Chiny, kontra USA” na s. 4 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 99/2022

 

Komentarze