Rosja zawsze kogoś oswabadzała, rzekomo odzyskiwała ziemie rdzennie ruskie / Zygmunt Zieliński, „Kurier WNET” nr 96/2022

Gdy chodzi o znajomość Rosji w zachodnim społeczeństwie, a zwłaszcza w wiodących jego kręgach, nic się do dzisiaj nie zmieniło. Cynizm Zachodu wtedy i dziś po prostu inaczej się wyrażał.

Zygmunt Zieliński

„Herbatka u Stalina”, herbatka u Putina?

Agresja Putina na Ukrainę po raz kolejny, nie wiadomo już który, pokazuje indolencję, zdawałoby się niepodważalnych, autorytetów, w których rękach leży bezpieczeństwo Europy, a nawet świata, gdyż w przypadku roku 1939 agresja lokalna wznieciła konflikt światowy. I kolejny raz te autorytety okazują się niewydolne, kierujące się tchórzliwym asekuranctwem, bliżej światu nie znanym splotem interesów, zawinionym brakiem rozeznania, a wreszcie po prostu małością charakteru osób pretendujących do przywództwa, jeśli nie światowego, to w każdym razie europejskiego. Ich karygodna postawa kosztuje tysiące niewinnych ofiar. Ale interesy, kalkulacje polityczne i zajmowanie stołków przez zwykłych wałkoni przeważa nad wszystkim innym. Tylko dlatego mogą istnieć takie indywidua jak Hitler, Stalin, Putin i wielu mniejszych rzezimieszków.

Na antenie Radiowej Jedynki minister funduszy i polityki regionalnej, Grzegorz Puda, powiedział: „Liczymy na to, że Francja otrzeźwieje, ponieważ polityka prokremlowska, proputinowska doprowadziła do sytuacji, w której Francja jest właściwie jednym z tych krajów, który odpowiada za to, co się dzieje na Ukrainie. Nie spodziewam się wielkich zmian, ale wierzę w to, że zmienić się zawsze można”.

Minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow, oświadczył, że Moskwa „nie pozwoli nikomu” poróżnić jej z Niemcami, a stosunki rosyjsko-niemieckie stanowią jedną z najważniejszych osi „budowy nowej Europy”. Stwierdził też wobec audytorium akademickiego, że: „Rosyjsko-niemieckie pojednanie jest jednym z najważniejszych czynników w dziele budowy nowej Europy i nikomu nie pozwolimy wbić klina między nasze narody”.

Z kolei Putin w swym artykule napisał m.in.: „Moskwa nie pozwoli, by historyczne rosyjskie ziemie i ich bliscy Rosji mieszkańcy byli wykorzystywani przeciwko niej. Ci, którzy będą próbowali prowadzić taką politykę, zniszczą swój kraj. Tymczasem możliwa i pożądana jest dobrosąsiedzka współpraca na wzór relacji niemiecko-austriackich czy stosunków amerykańsko-kanadyjskich – państw podobnych etnicznie, z tym samym językiem, ściśle zintegrowanych i suwerennych”.

Polska zawsze była dla Rosji, zwłaszcza dla ZSRR, specjalnym zjawiskiem. Wiele na to składało się okoliczności, m.in. żywy katolicyzm, tak samo żywa tradycja I Rzeczypospolitej, mocno zakorzeniona we wszystkich warstwach narodu polskiego świadomość, że Rosja jest dalekim od wartości europejskich, imperialistycznym, wyzbytym z podstawowych zasad moralnych, żądnym nieustannej grabieży i okrutnym reżimem. Jego produktem było niewolnictwo własnych obywateli i ujarzmionych nacji.

Nic więc dziwnego, że w retoryce putinowskiej Polska jawi się również jako imperium, choć słabsze, ale w jego przekonaniu równie nastawione w stosunku do Ukrainy na przymusową polonizację i prozelityzm katolicki. Najbardziej zabawna jest teza, że przyłączenie części Ukrainy do Rosji w XVII wieku stanowiło „akt demokratycznie wyrażonej woli po obu stronach”.

Można rozumieć, że historiografia rosyjska nie wyzbyła się (jeszcze) poglądu na dzieje obowiązującego w Sowietach, ale mówienie o „demokratycznie wyrażanej woli”, i to obustronnie, czyli także przez ujarzmionych, wzbudza raczej rozbawienie niż chęć do dyskusji.

Rosja zawsze kogoś oswabadzała, rzekomo odzyskiwała ziemie rdzenne ruskie, była wzywana z bratnią pomocą. Jakżeby inaczej? I zawsze za tym wyzwoleniem szedł Sybir, knut, zniewolenie. Do tego doszło podczas zaborów ziem Rzeczypospolitej. Tyle, że w tym przypadku nie udało się narzucić umysłom „demokracji” rodem z Kremla. I tu tkwi cały problem. Rosja jest tego świadoma, podobnie jak przekonana, że Ukraińcy rozpłynęli się w roztworze, w jakim od wieków unicestwiała ich Moskwa. Stąd dziś takie tam zdziwienie, iż jest inaczej.

Putin nie jest w gruncie rzeczy żadnym mężem stanu. Jest wytworem dawnej – stalinowskiej, bo nawet nie carskiej – machiny śmierci. Chce jednego: zniszczyć Ukrainę i wytępić tych, którzy pozostali po Wielkim Głodzie.

Zachód stoi wobec takiej właśnie rzeczywistości. I tu rodzi się problem. Kanclerz Scholz dopiero 9 maja powiedział, że Rosja nie może zwyciężyć w Ukrainie, ale ile trzeba było czasu, by wyciekło z niego stare prusko-bismarckowskie myślenie, kiedy sklecana w 1870/71 roku przez Bismarcka Rzesza, w niczym dawnej nie przypominająca, a będąca rozbudowanym folwarkiem pruskim, podpierała się Rosją z wzajemnością, gdyż oba te twory, powstałe z zaborczości, przemocy i gwałtu wobec ujarzmionych narodów, mogły do czasu zapewnić sobie w Europie i w świecie bezkarność? I Niemcy, i Rosja budowały swą egzystencję na imperializmie, i dlatego po chwilowym intermezzo wrogości w czasie I wojny światowej znowu szukały zbliżenia, a antykomunistyczna retoryka Hitlera nie przeszkadzała ani jednej, ani drugiej stronie w budowaniu machiny zagłady, często w mniej lub bardziej otwartej współpracy. Do zderzenia tych dwóch imperializmów musiało dojść.

Zachód musiał wybierać między diabłem a Belzebubem. Poparł diabła, doskonale wiedząc, kogo popiera, ale priorytetem tegoż Zachodu po wojnie była odbudowa Niemiec, które w Europie uznano za jeden z istotnych bastionów obrony Europy przed inwazją imperializmu sowieckiego.

Tego nie rozumiała szeroko pojęta społeczność zachodnioeuropejska, dla której Sowiety stanowiły w równej mierze straszak syberyjski – gułag, co jutrzenkę wolności.

Sam widziałem w 1972 r. na Zachodzie niedowierzanie, z jakim przyjmowano książki Sołżenicyna, jak bezmyślna młodzież akademicka obnosiła się z bolszewickimi emblematami i wyrażała w hałaśliwy sposób tęsknotę za komunistycznym rajem, gdzie, jak sądzili, nie będzie obłudy pokolenia ich rodziców, ale zapanują braterstwo i wolność. Dla tych ludzi Wielka Czystka, Wielki Głód, Archipelag Gułag – to nic innego jak propaganda wrogów Kraju Rad. Tego kraju w równym stopniu się bano, jak go podziwiano. Przed wojną mnóstwo intelektualistów z pierwszych stron gazet nie tylko dało się zwieść, ale też żadna zbrodnia Stalina nie zdołała tych ludzi otrzeźwić.

Wymowną ilustracją tego stanu rzeczy jest dramat Ronalda Harwooda Taking Tea With StalinHerbatka u Stalina – ukazujący Bernarda Shawa, który w 1931 r. w towarzystwie przyjaciół, Nancy i Williama Waldorf Astor, odwiedził Moskwę.

Obłęd zachwytu nad komunizmem ogarnął zachodnią śmietankę kulturalną. W latach 1923–1924 powstały pierwsze towarzystwa przyjaciół Rosji Radzieckiej. Znajdujemy tam takie osoby, jak: Herbert Wells, Henri Barbusse, Rabindranath Tagore, Romain Rolland, Tomasz Mann, Albert Einstein. Najgłośniejszy był jednak Shaw.

Nie można sobie wyobrazić, że ci ludzie odcięci byli od prawdy o komunizmie sowieckim. Oni po prostu zasłonili sobie oczy i uszy, nie chcieli znać prawdy. I gdy chodzi o znajomość Rosji w zachodnim społeczeństwie, a zwłaszcza w wiodących jego kręgach, nic się do dzisiaj nie zmieniło. Może jedno: zamykanie oczu na to, czym jest Rosja, dziś dla wielu może być opłacalne, wtedy – nie. Cynizm Zachodu wtedy i dziś po prostu inaczej się wyrażał. Jak by to zilustrować w sposób, żeby nawet najgłupszy polityk i najbardziej zacofany sympatyk „modernizacji” świata w kierunku nowych „wartości: europejskich”, jak np. pan Verhofstadt, to zrozumiał?

Ołeksij Melnijk, dyrektor ds. stosunków zagranicznych i programów bezpieczeństwa międzynarodowego Centrum im. Razumkowa sądzi, „że nie jest za późno, by przywódcy Zachodu udali się Kijowa”. I dalej stwierdza, że „Putin ma tylko jeden cel: zniszczyć państwo ukraińskie”. Czy mu to się uda? „To będzie zależało od nas wszystkich, a przede wszystkim od naszej armii. I oczywiście od tego, czy wreszcie obudzą się nasi zachodni partnerzy”.

Otóż trzeba sobie jasno powiedzieć, że „zachodni partnerzy” dawno powinni się obudzić i wcale tego nie czynią. Kunktatorstwo tak bardzo przypomina to z 1939 roku, że co rozsądniejsi ludzie słusznie się obawiają, iż banda niedowarzonych „polityków”, tym razem Unii Europejskiej, woli wygniatać stołki na bezsensownych konferencjach, komisjach, aniżeli wyciągnąć rękę, by wspomóc ludzi poddanych ludobójstwu przez kolejnego wariata, megalomana i nacjonalistę najpodlejszego gatunku. Tak było, kiedy w 1938 r. obłaskawiano Hitlera, dając mu Czechy na pożarcie, rok później Polskę, a wreszcie wariat podpalił świat, a „elita” zachodnia musiała jednego ludobójcę – Stalina – zbroić, by pożarł swego niegdysiejszego kompana, z którym na spółkę dokonali rozbioru Polski.

I to właśnie Polska zapłaciła za tę brudną politykę demokratycznego Zachodu, bo zamiast wyzwolenia – które za takowe uznali tylko polscy komuniści – narzucono jej kryptookupację, tym gorszą od zwyczajnej, że dokonano jej rękoma zdrajców i różnego rodzaju szumowin. Tusk i popłuczyny partii Witosa nie wyzbyli się serwilizmu wobec Rosji, co w kontekście tragedii smoleńskiej zawstydzało każdego ceniącego honor narodowy Polaka.

Potępiano w Norymberdze ludobójstwo, ale zarazem, dla przypodobania się ludobójcy, zakazano Polakom nosić żałobę po zbrodni dokonanej w Katyniu. Zakazano w imperium sowieckim i na demokratycznym Zachodzie. Co więcej, dozwolono, by do zbrodni katyńskiej dołączono po wojnie zbrodnię na najlepszych Polakach, którzy nie pogodzili się z niewolą sowiecką.

To są doświadczenia nie wymagające żadnych komentarzy. Współcześni zdrajcy, pełniący rolę posłów lewicy polskiej w PE, wspomagający szalbiercze wysiłki prominentów unijnych, by Polskę i inne kraje wtłoczyć w kolejny kaftan niewoli, narzucając przez nikogo nieprzewidywaną postać Unii Europejskiej, gdzie nawet ślady własnej tożsamości, wyznawanej idei, światopoglądu i historii pójdą na śmietnik, pełnią znowu, jak ongiś Związek Patriotów Polskich wykreowany przez Stalina, haniebną rolę sprzedawczyków kraju, którego nie powinni nazywać Ojczyzną. To, rzecz jasna, satysfakcjonuje budowniczych pogańskiej, wydanej na żer takich osobników jak Putin i wyuzdanej Europy.

Kto temu sekunduje? Może nie tyle politycy, przynajmniej ci, co już zdołali oprzytomnieć.

Ale jest pewna kategoria ludzi, takich jak wtedy na herbatce u Stalina, którzy nigdy nie zmądrzeją. To tacy właśnie zwrócili się do kanclerza Scholza, by nie dostarczał broni Ukrainie, bo niby zagrożone jest zdrowie i zmiany klimatyczne.

Taki list otwarty wystosowało do kanclerza Scholza 28 aktorów, dziennikarzy, artystów, oczywiście z panią Alice Schwarzer, ikoną niemieckiego feminizmu na czele. A po owocach ich poznacie ich.

Dla wielu przedstawicieli kultury kultura to mącenie ludziom w głowach, frustracja, megalomański egoizm – wszystko, tylko nie uczciwa służba społeczeństwu. Takich nie brak i u nas. Oni właśnie stanowią pożywkę dla gangreny, jaka toczy społeczeństwa, w których jak ryby w wodzie czują się ludzie tego pokroju, co Hitler, Stalin, Putin. Obecnie po jednej stronie stoją sfrustrowani i ospali, zapatrzeni we własną wygodę politycy Zachodu, a z drugiej – na razie jeden gotowy na wszystko podżegacz wojenny. Tzw. ludzie kultury dają tylko wyraz swojej frustracji, jak kiedyś defetyści. Hitler kazał takich wieszać. Ci współcześni często traktowani są jak święte krowy, mogą bóść i brudzić, bo mają jakiś immunitet.

Putin jest groźny nie dlatego, że dysponuje jeszcze sporą ilością mięsa armatniego, ale dlatego, że to mięso pcha mu się samo w maszynkę do mielenia. Bo jest ono tak wychowane, do tego przywykłe. Kiedyś nawet w łagrach śpiewali: „Za Stalinu, za rodinu”… Po jego śmierci płakały nawet sieroty po Wielkim Głodzie i Wielkiej Czystce. Bo taka jest Rosja.

I jeśli ci „praworządni” unijni Europejczycy chcą naprawdę pozbyć się swej głupoty i pomyśleć choćby tylko o własnym bezpieczeństwie, to niech się zaczną uczyć Rosji, a póki co, szykuje się nowa Norymberga. Chyba, że Zachód skapituluje i podobnie jak kiedyś Stalin był jednym z sędziów nad ludobójcami, tak dziś może być i Putin, niezależnie kogo wymorduje – Ukraińców czy każdego, kogo w swej niszczycielskiej furii dopadnie.

A tymczasem w Brukseli będą nadal majaczyć o polskiej niepraworządności, o tym, jak oskubać (ogłodzić) Polskę z tego, co jej się należy, a może nawet o armii europejskiej dla pacyfikacji niepraworządnych Polaków. Węgrów mają z głowy, więc tym łatwiej pójdzie. Na Ukrainie jest hasło: Slava Ukraini! Dla symetrii w Brukseli – Sława głupocie!

Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „»Herbatka u Stalina«, herbatka u Putina?” znajduje się na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 96/2022.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „»Herbatka u Stalina« – herbatka u Putina?” na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 96/2022

Komentarze