Prezydent Lech Kaczyński widział niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą pomylenie antyukraińskości z antybanderyzmem

Musimy zdobyć się na odwagę, która cechuje mężów stanu, i powiedzieć sobie: zaryzykujemy, ale musimy tę sprawę rozwiązać dzisiaj, my Polacy i my Ukraińcy, bo inaczej strona trzecia na tym wygra.

Wojciech Jankowski
Rafał Dzięciołowski

 

W rozmowach z Ukraińcami bardzo często pojawia się przekonanie, które w Polsce nie jest powszechne, że śmierć prezydenta Rzeczypospolitej w jakimś stopniu była zainicjowana przez stronę rosyjską.

Kiedy nastąpił dramat smoleński, pracowałem w Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, miałem ścisłe kontakty ze środowiskami polskimi na Litwie, Białorusi, Ukrainie. I muszę powiedzieć, że był niesamowity kontrast między oficjalnym przekazem władz polskich, które od początku mówiły, że Rosja jest święta, wspaniała, cudownie współpracuje i nie ma nic wspólnego z tym, co się stało, a komentarzami, które słyszałem ze Wschodu. Proszę mi wierzyć, nigdy nie usłyszałem od ludzi ze Wschodu, że to była zwykła katastrofa.

Wszyscy mówili: nie umiemy tego udowodnić, ale czy wyście zwariowali? Przecież wiecie, kim jest Putin, jaka jest praktyka Rosji, wiecie, jak bardzo nienawidzili Kaczyńskiego za akcję w Gruzji i za to, że chciał upodmiotowić kraje postsowieckie. Dlaczego powtarzacie te brednie… Czy naprawdę wierzycie, że Putin nie maczał w tym palców?

Dla mnie to był także czynnik stymulujący, żeby się potem zaangażować z Anitą Gargas w wyjazdy do Smoleńska i badanie na miejscu tej katastrofy. Pamiętam głosy przyjaciół z Litwy, z Ukrainy i z samej Rosji – opozycjonistów rosyjskich; to były głosy, które jednoznacznie wskazywały na ogromne prawdopodobieństwo zaangażowania Putina.

Dziś, kiedy badamy i sposób prowadzenia tego śledztwa, i okoliczności, które temu towarzyszyły, i kiedy przeczytamy sobie pierwszą z brzegu biografię Putina, gdzie katastrofy lotnicze były jedną z metod eliminacji przeciwników, nierzadko byłych przyjaciół Władimira Władimirowicza – a były pewną mową, narzędziem budowania sobie kariery politycznej – ta łatwość, z jaką uznaliśmy, że Putin jest poza podejrzeniem, a Rosja może nam tylko współczuć, solidarnie dzielić z nami ból po stracie elity politycznej, wydaje się naiwnością na granicy zbrodni politycznej. (…)

Żytomierszczyzna to jest ta część Ukrainy, na której nie działała Ukraińska Powstańcza Armia podczas II wojny światowej. Jest to Ukraina Zachodnia, czyli dawne Kresy II Rzeczypospolitej. Czy w związku z tym na tych terenach łatwiej rozmawiać Polakom i Ukraińcom? Czy dzięki temu uzyskaliśmy zgodę na odsłonięcie tablicy poświęconej śp. Lechowi Kaczyńskiemu?

Tak i nie. Tak dlatego, że rzeczywiście nie ma tam tego napięcia, które czasami ujawnia się na zachodniej Ukrainie, a które jest wynikiem historycznej niechęci do Polaków. Nie ma też tego problemu, że my przyjeżdżamy tam z nastawieniem, że spotkamy się z potomkami morderców, którzy najprawdopodobniej brali udział w ludobójstwie Polaków na Wołyniu. Tam ludzie są wolni od tej historii i tej odpowiedzialności.

Dla nas, pokolenia lat 80., walczącego z komunizmem, istniał pewien problem innego rodzaju – trudno nam było rozmawiać z ludźmi, którzy nie mają zdania w kwestii tego, czym była Rosja sowiecka, komunizm, którzy mają rozmytą tożsamość narodową i właściwie nie potrafią powiedzieć, kim są. Ale to się zmienia. Dwadzieścia parę lat istnienia niepodległej Ukrainy spowodowało, że ta tożsamość na Żytomierszczyźnie jest budowana.

Najlepszym tego dowodem jest to, że Rosjanie bardzo liczyli na tych nieokreślonych narodowościowo Ukraińców, a okazało się, że nie są w stanie wyjść poza Obwód Ługański i Doniecki. Czyli te ponad 20 lat trudnej, marnej, słabej państwowości ukraińskiej, słabych elit, słabych wyników politycznej emancypacji – jednak jakiś efekt przyniosło: zbudowało tożsamość ukraińską. Ona jest bardzo różna. Na zachodzie jest w jakimś stopniu oparta na tej najnowszej tradycji OUN/UPA, natomiast w centralnej Ukrainie – nie. I dlatego jest nam łatwiej tam się poruszać.

Co nie znaczy oczywiście, że jest zupełnie łatwo. Są na przykład oddziały partii Swoboda. Celowo wskazuję na tę partię, ponieważ ma bardzo ciekawą historię. Ta partia jest w Żytomierzu, chociaż jej matecznik to Lwowszczyzna i Zachodnia Ukraina. Problem polega na tym, że lider miejscowej Swobody jeszcze 10 lat temu miał rosyjski paszport i mieszkał w Petersburgu. (…)

To nie do wiary, ale najwięcej pomników Bandery postawiono z pieniędzy skarbnika Swobody, który powiązany jest z kim? Z Dmytrem Firtaszem. A Dmytro Firtasz to główny skarbnik Janukowycza i człowiek Moskwy na Ukrainie. Był, bo teraz, na skutek amerykańskiego listu gończego, został aresztowany. Czyli pokazuje to też niejasność oceny rzeczywistych postaw i wyborów politycznych.

Nam się wydaje, że mamy do czynienia z encyklopedycznym przykładem nacjonalizmu w czystej postaci, integralnego. Doncow, Bandera, Szuchewycz, czy – tak często niektórzy zaślepieni mówią w Polsce: Majdan – a prawda jest zupełnie inna. Mamy do czynienia z rosyjską inspiracją, która podjudza ludzi, która używa sztafażu nacjonalistycznego, ale tak naprawdę to nie są ludzie, którzy realizują narodowy interes Ukrainy, tylko interes rosyjski.

Czyli ten niemalże już legendarny banderyzm, którym często się u nas straszy Polaków, w dużym stopniu może być efektem podstolikowych posunięć strony rosyjskiej.

Tak. Zresztą w kulcie Chmielnickiego też maczali palce Rosjanie. Pomnik Chmielnickiego w Kijowie postawił car. Wpływ Rosji na świadomość i mentalność Ukraińców istnieje od wieków i do dzisiaj łatwo jest Rosjanom nimi sterować.

Dzisiaj na Ukrainie rozsadnikiem kultu Bandery jest ukraiński Instytut Pamięci Narodowej z panem Wiatrowyczem na czele. Chciałbym zapytać go i usłyszeć uczciwą odpowiedź, w czyim interesie on pracuje i czy nie dostrzega tego, że budując ten kult na nowo i rozprzestrzeniając go po Ukrainie, spowoduje, że naród ukraiński i państwo ukraińskie będzie miało wielkie kłopoty nie tylko z Polską, ale też ze wspólnotą europejską.

Ideologia integralnego nacjonalizmu, i to jeszcze zasadzona na rasie ukraińskiej – de facto taka rasistowska wersja faszyzmu, czyli nazizm – nie jest do zaakceptowania w Unii Europejskiej. I ten kult będzie dla Ukrainy wielkim problemem, o ile stanie się kultem państwowym. Na razie droga do tego daleka. To, z czym mamy do czynienia, to pojedyncze zmiany nazw ulic, pojedyncze pomniki.

Mówimy: banderyzacja Ukrainy. 16 czy 18 pomników Bandery na całej Ukrainie. Jak można mówić o banderyzacji Ukrainy? Do kultu Bandery odwołuje się jedna jedyna partia polityczna. Ustawy, które rehabilitują UPA, to były ustawy dekomunizacyjne. Do całego szeregu środowisk, które walczyły o niepodległość Ukrainy i nie miały nic wspólnego z banderyzmem, włączono również OUN/UPA.

Tymczasem tych historycznych ruchów na rzecz niepodległości Ukrainy było ponad 100! W związku z tym musimy pilnować pewnej proporcji i miary w ocenie tego, co się dzieje na Ukrainie. I nie dlatego, że nie lubimy Rosji, tylko dlatego, że naszym geostrategicznym interesem jest to, żeby między Polską i Rosją był bufor. I ten bufor musi być możliwe silny, możliwie proeuropejski, demokratyczny i w jak największym stopniu nastawiony przyjaźnie do Polski. I do tego, z wysiłkiem i niestety też z gotowością do pewnych kompromisów, powinniśmy dążyć dzisiaj.

Cały wywiad Wojciecha Jankowskiego z Rafałem Dzięciołowskim, pt. „W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagi”, można przeczytać na ss. 8 i 9 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Wojciecha Jankowskiego z Rafałem Dzięciołowskim, pt. „W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagi” na ss. 8 i 9 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze