Powstanie szczekocińskie – zbrojne wystąpienie przeciwko Niemcom w lipcu 1944 roku – w relacjach „Twardego” i „Mietka”

Moje zdanie było „klapa”, akcja nieudana, należy uderzyć w zajęczą odwagę i odskoczyć jak najdalej, zanim Niemcy się zorientują i nie dadzą nam porządnego łupnia. Tego samego zdania byli moi koledzy.

Wojciech Kempa

27 lipca 1944 roku partyzanci powzięli informację, iż część policjantów ze szkoły policji granatowej w Szczekocinach chce zdać im budynek, w którym mieściła się owa szkoła policyjna. Według Mieczysława Filipczaka, szkoła policji mieściła się w budynku byłego gimnazjum, natomiast obok niej w bursie byli skoszarowani własowcy. Po zajęciu budynku gimnazjum (…) mieliśmy zniszczyć bronią maszynową i granatami bursę z własowcami. Do akcji tej została wyznaczona grupa „Jana” pod dowództwem „Wiary” – Kozłowskiego Bolesława w sile 120 ludzi, uzupełniona ludźmi z placówek, grupa moja w sile 60 ludzi, również uzupełniona ludźmi z placówek, grupa „Twardego” w sile 100 ludzi oraz placówki AK z obwodu szczekocińskiego. (…)

Od godziny 22 do 24 mieli pełnić na korytarzu w szkole służbę policjanci granatowi wtajemniczeni w akcję. Ci mieli otworzyć drzwi patrolowi w sile 20 ludzi. Patrol po opanowaniu gmachu miał udostępnić wejście do niego mojej grupie, tak abym z góry panował nad bursą.

Do patrolu wyznaczono po 10 ludzi z mojej grupy i „Wiary”. Dowództwo objął kapral „Groźny”, jako znający teren i podejście. Zastępcą był „Dańko” – Pazera Zenon, mój zastępca. Jego to zadaniem było przeprowadzenie akcji z opanowaniem budynku. Wysłanie moich ludzi miało swój cel, gdyż mieliśmy być lepiej zorientowani w walkach ulicznych i budynkach. Jedna drużyna z plutonowym „Batorym” z grupy „Wiary”, wsparta przez AK szczekocińskie, miała się udać do Szczekocin i wysadzić most na Pilicy, celem zabezpieczenia się od udzielenia pomocy oblężonym przez posterunek żandarmerii. Grupa „Wiary” miała otoczyć z trzech stron bursę i w razie niepoddania się własowców rozpocząć walkę z nimi. Akcja miała być skończona przed godziną drugą w nocy, tak aby przed świtem można było wycofać się. Osobiście ze stylu odprawy nie byłem zadowolony, kryła ona wiele niedomówień, brak było detali tak ważnych w każdej akcji. Nie uwzględnił mojego pytania „Jan” i jego „Sztab”, co mamy robić w wypadku nieudania się akcji. Wyśmiano się ze mnie. Byli pewni zwycięstwa.

„Twardy” miał spore zastrzeżenia odnośnie do kwalifikacji dowódczych Józefa Sygieta – „Jana”, a wręcz szokiem było dla niego, gdy „Jan” ze swoim sztabem wsiedli na rowery, udając się w kierunku przeciwnym niż partyzanci, którzy wychodzili na pozycje wyjściowe. (…)

Kapral „Groźny”, który znał ten teren, idąc z Grabca do gimnazjum pobłądził, dochodząc do szosy Lelów–Szczekociny, zamiast iść w prawo, w kierunku na Szczekociny, poszedł w lewo. Pomimo tego grupa „Twardego” i moja jeszcze przed godziną 24 dotarła do budynku gimnazjum, tj. w czasie, kiedy mieli pełnić służbę wtajemniczeni policjanci. Tymczasem „Twardy” wspólnie z moim łącznikiem „Jurkiem”, gdy zapukał do drzwi, naświetlając policjantom, w jakim celu przybył, został obrzucony granatami.

Zajrzyjmy z kolei do relacji „Twardego”: (…) Przylgnęliśmy do muru. Było nas czterech: mój adiutant „Lisek” – Buchacz Zenon, goniec „Znaczek” – Gumułka Władysław i goniec do grupy „Wiary”. Następnym naszym czynem było odskok na szosę. Nie wiódł on już przez bramę, przesadziliśmy płot wysoki od cokoła na jakieś półtora metra. Strach czyni cuda. Wielkim szczęściem był dość wysoki betonowy cokół ogrodzeniowy. Gdyby nie on, już pierwszy rzut poczyniłby straty w mojej kompanii. Żołnierz każdy, chociaż mu dziesięć razy mówić, to nie zajmie stanowiska przepisowego, dopóki nie zmusi go do tego sytuacja. Właściwie to oni nie leżeli w rowie, ale siedzieli i ten cokół był dla nich zbawienny.

I relacja „Mietka”: Rozpoczęła się normalna walka z oblężeniem budynku. „Wiara”, myśląc, że opanowaliśmy budynek, rozpoczął walkę z własowcami. „Batory” nie dokonał wysadzenia mostu i wycofał się ze Szczekocin, nie powiadomiwszy o tym „Wiary”. Walka trwała do świtu. Ze strony policji nie było najmniejszych oznak, że chcą się poddać. (…)

Kompanii kazałem się wycofywać w kierunku wsi Bonowice, sam jeszcze stałem i przyglądałem się, jak Niemcy do nas strzelali z granatników systemem „do zasłoniętego celu”. W oknach domu, za którym stałem, ukazały się dwie postacie kobiece, otworzyły okno i zapytały, czy głodny jestem. Poprosiłem o wodę, gdyż bardzo mi się pić chciało. Płotek od budynku stał bardzo blisko, wystarczyło, abym stanął na cokole, wyciągnął rękę i to samo uczyniły one z okna, a garczek się znalazł w mojej ręce.

Kiedy stanąłem już na ziemi i dziękowałem moim dobroczyńcom, jakaś muszka w kierunku poziomym przeleciała mi przed oczami, była ledwie dostrzegalna i bardzo szybka, a potem huk, brzęk szyb i cisza. Znów cokół uratował mi życie.

Granat wpadł do ogródka pod cokół. Siła wybuchu poszła po zewnętrznej ścianie cokołu, tak że mi nic się nie stało, tylko piachu tyle mi nabiło w mundur, że przez dwa tygodnie musiałem go wytrzepywać. Pań w oknie nie było. Krzyknąłem – Żyjecie? – Żyjemy – odpowiedziały. – Poszedłem wolnym krokiem za kompanią.

Grupy „Wiary” i „Mietka” też wycofywały się w kierunku Bonowic. Po drodze czekali na mnie „Wiara” i „Mietek”. Ocenialiśmy sytuację. Moje zdanie było „klapa”, akcja nieudana, należy teraz uderzyć w zajęczą odwagę i odskoczyć jak najdalej, zanim Niemcy się zorientują i nie dadzą nam porządnego łupnia. Tego samego zdania byli moi koledzy. Tymczasem wchodząc do wsi Bonowice, natknęliśmy się na inną rzeczywistość. Wieś była zatłoczona wojskiem z placówek. Na nasze pytania, po co tu przyszli, odpowiedzieli, że taki rozkaz otrzymali od „Jana”.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Powstanie szczekocińskie w świetle relacji »Twardego« i »Mietka«” (1) znajduje się na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Powstanie szczekocińskie w świetle relacji »Twardego« i »Mietka«” (1) na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze