Powrót z piekła. Wywiad z byłym więźniem Kołymy w rocznicę pierwszej deportacji Polaków na Sybir i za Koło Polarne.

Nawet w fawelach Brazylii czy slumsach Azji nie widziałem takiej biedy, poniżenia, zwyrodnienia obyczajów, jakie miały miejsce w łagrach. Jeśli mógłbym wyobrazić sobie piekło, byłoby podobne do łagru.

Władysław Grodecki

W trakcie drugiego pobytu w Kanadzie w 2002 r. uczestniczyłem w Światowych Dniach Młodzieży. Była to świetna okazja do spotkań z rodakami. (…) Jeden z kombatantów, Zbigniew Jan Dąbrowski, były więzień Kołymy, zwrócił się do mnie:

„Panie Władysławie, proszę mnie pytać, a później, gdziekolwiek pan będzie, proszę pisać, mówić i świadczyć w inny sposób, czym jest bezbożny komunizm, jakie piekło zgotował nam, Polakom, i innym narodom!”

Po wkroczeniu Armii Czerwonej rozpoczęły się aresztowania rodzin wojskowych. Aresztowano ojca, później mnie, i osadzono w więzieniu w Łucku. Cela-karcer 1×2 m z otworem po sęku, przez który wsysałem powietrze, by się nie udusić. (…) Dostałem 15 lat łagrów.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia 1940 r. Mama przysłała mi paczkę z żywnością, zimową odzieżą i dobrze ukrytym medalikiem. To pomogło mi przetrwać, bo wkrótce, w wigilię Bożego Narodzenia, w środku nocy, przy temperaturze blisko -40°C, załadowano nas do bydlęcych wagonów w Łucku i pociąg ruszył w nieznane. Rok wcześniej byłem na pasterce, a teraz cieszyłem się, że mama i brat są jeszcze wolni.

Ogromny obóz w Buchta Nachodce, niewielkim porcie nad Morzem Ochockim, był otoczony podwójnymi zasiekami z drutów kolczastych. Piętrowe drewniane, smrodliwe prycze pokryte słomą, pełne pluskiew, stały się miejscem chwilowego wytchnienia. Rano zbudził nas przeraźliwy ryk syren. Apel, skromniutkie śniadanie (owsianka z dodatkiem głów od śledzi oraz trochę chleba) i 10 godzin pracy przy rozładunku statku. Wieczorem zupa z kapusty i 200 g chleba. Po dwóch tygodniach załadowano nas na ten sam statek i udaliśmy się w kierunku Magadanu, stolicy Kołymy. (…)

Słowa: „z Kołymy nikt nie wraca” zapadły mi głęboko w pamięć. Najzwyczajniej w świecie zacząłem się bać i tracić wiarę w ocalenie. Wydawało mi się, że jestem na końcu świata, w przedsionku piekła. (…)

Palacz był świadomy, że jego poprzednikowi poderżnięto gardło za to, że odśnieżając drogę, doprowadził do wygaśnięcia pieca. Jakoś bardzo nas polubił, mnie, najmłodszego, chyba najbardziej. Dał nam trochę chleba, cebulę i gorącą wodę – kipiatok. Wyglądał na bardzo zatroskanego o to, co mnie czeka. Przez okno wskazał wzgórze i czerwony słup na szczycie: „Tu jest kres wędrówki łagierników, także i twojego przyjaciela Bronka, który przed chwilą wyzionął ducha. Pod nim znajduje się tysiące kości”. Co mnie czeka, pod którym słupem mnie pochowają? Nie mogłem zasnąć. Rano ruszyliśmy wolno dalej, mijając setki łagierników wracających z nocnego odśnieżania drogi.

Życzliwość i pomoc towarzyszy niedoli, głównie Polaków, ułatwiła mi przetrwanie. Jeden drugiemu był często bratem, a dla mnie i ojcem! Pomagała też wiara w Boga i modlitwa. Pracowaliśmy w kopalni złota przez siedem dni w tygodniu po dziesięć godzin, używając taczek, kilofa i łopaty.

Poznałem profesora fizyki z Bukaresztu – Sinakę. Gdy zaczął opowiadać, rozpłakał się:

„Miałem żonę i śliczną córkę. Powodziło nam się bardzo dobrze, trochę wędrowaliśmy, interesowałem się geografią i historią. Dobrze znałem język rosyjski i z ciekawości słuchałem Radia Moskwa. Wizja sowieckiego raju była doprawdy fascynująca, uwierzyłem i wkrótce z żoną i córką udaliśmy się do Moskwy. Planowałem, że pozostanę tam ze dwa miesiące i powrócę do Bukaresztu. Poznany profesor z Omska zaprosił mnie do siebie, obiecując mieszkanie i dobrą pracę. Pojechaliśmy we trójkę. Wkrótce dowiedziałem się całej prawdy o Rosji i przerażony wróciłem do Moskwy. Na lotnisku zostałem aresztowany i skazany na 25 lat łagrów za rzekome szpiegostwo. Nim znalazłem się na Kołymie, »odwiedziłem« wiele łagrów! Nie wiem, co stało się z żoną i córką”.

(…) Dawno już straciłem rachubę czasu, jeden dzień był podobny do drugiego, tydzień do tygodnia, miesiąc do miesiąca. I nagle w pewną niedzielę (…) podjechała limuzyna, z której wysiadło czterech oficerów NKWD. Jeden z nich wyciągnął z teczki papier i zaczął czytać: „Bracia Polacy! (…) nasz kochany, wielki wódz Stalin udziela wszystkim Polakom amnestii. Jesteście wolni i możecie dołączyć do formującej się pod dowództwem generała Andersa armii polskiej w Tocku”. Nie mogłem uwierzyć w szczęście. To tak, jakbym z martwych wrócił do życia.

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Powrót z piekła” można przeczytać na s. 9 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Powrót z piekła” na s. 9 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

 

Komentarze