Polityczni oficerowie gender narzucają cenzurę we wszelkich środkach przekazu / Jan Bogatko, „Kurier WNET” nr 102/2022

Pracownik mediów, który nie ulega tym rewolucyjnym „normom”, rychło znajdzie się pod presją „bardziej światłych” kolegów*żanek i – jeśli nie chce stracić pracy, musi się podporządkować ich żądaniom.

Jan Bogatko

O czasy, o obyczaje!

Siły postępu (jak się określają destruktorzy cywilizacji) zastąpiły czerwony sztandar z sierpem i młotem czy hakenkreuzem – pseudotęczowym. W walce o władzę (zwaną walką o równouprawnienie) zabrały się one, tak jak po pierwszej i drugiej rewolucji komunistycznej na świecie (francuskiej i bolszewickiej), również za język, by lepiej oddawał ducha ich czasu. Widać to szczególnie w Niemczech. Przeglądając prasę, można dostać zawrotu głowy. New Religion LGBT itd. wprowadza na siłę swój język. Ale mnożąc płci (wedle ostatnich ocen genederystów jest ich 56), nie pomnożono możliwości językowych. Nadal zatem brak równouprawnienia płci. Dyskryminacja jest oczywista. Ale walka przecież dopiero się rozpoczęła!

Jak zwykle elita narzuca wzorce postępowania. A ponieważ odgórna rewolucja obyczajowa, której celem jest zamiana obywatelskiego społeczeństwa w bezwolną i bezkrytyczną masę, za elitę uznała LGBT itd., stało się jasne, że ona ustala wzorce postępowania i pilnuje ich realizacji w życiu publicznym. Jeżeli czytam na przykład w niemieckiej gazecie w związku z jakimś wydarzeniem sportowym, że „trener*ki osiągną*ły sukces w skali międzynarodowej”, to wiem, że uległa ona genderowskiej pandemii, na jaką jest wprawdzie szczepionka – zdrowy rozsądek – ale jej produkcja jest marginalna, a stosowanie nieobowiązkowe, ani też zalecane.

Język niemieckich mediów przypomina żargon sowieckiej prasy w Polsce, kiedy to co zdanie zamieszczano zwrot „towarzysze i towarzyszki”, zaczynając zwyczajowo od rodzaju męskiego, lecz nie stosując obwiązującej dzisiaj w Niemczech pisowni „towarzysz*ki“, aczkolwiek i ona rozpoczyna się od… rodzaju męskiego. A co z pozostałymi, podobno istniejącymi, 54 płciami? Ten poważny problem czeka dopiero na rozwiązanie.

Do niedawna miarodajny w kwestiach językowych był w Niemczech popularny słownik DUDEN, mający za sobą niemal półtora wieku tradycji, oferujący także w internecie poradnictwo językowe. Ale to było wczoraj. Rewolucja seksualna rządzi się swoim prawami. I ma własne idole, własnych mistrzów, własne ikony. Formalnie to nie DUDEN, lecz Rada Niemieckiej Pisowni, powołana do życia przez Konferencję Ministrów Kultury (konferencję, bo w Niemczech nie ma federalnego resortu kultury, lecz są wyłącznie krajowe, czyli właściwe dla danego landu, z landami miastami, jak np. Berlin, włącznie). Owa Rada ma ustalony zakres działania i nie może sama z siebie dokonać językowej rewolucji. Jest ona czymś w rodzaju cichego obserwatora i stara się w swych sugestiach, które trudno nazwać rozstrzygnięciami czy zaleceniami, przyczynić się do skuteczności komunikacji językowej w Niemczech. Jako organ polityczny w Niemczech nie reguluje ona zagadnień języka niemieckiego jako takiego, a jedynie tego używanego w Republice Federalnej (nie dotyczy zatem ani Austrii, ani Szwajcarii czy innych państw, w których również używa się na co dzień niemieckiego, np. Belgii czy Liechtensteinu).

Czego nie może w kwestiach językowych ruszyć Konferencja Ministrów Kultury ani DUDEN, z powodzeniem forsują media publiczne, obie wielkie stacje telewizyjne ZDF i ARD, pozostające w gestii Niemiec, oraz lokalne stacje radiowe i telewizyjne, działające na niwie landowej. Dialekt, jakim się one posługują, Niemcy preferujący język Goethego (ich liczba stale się kurczy, podobnie jak i wyznawców dwu wielkich religii chrześcijańskich) nazywają genderowaniem. Na czym ten żargon polega, wie każdy, kto przez kilka minut słucha radia lub ogląda telewizję.

Genderują wszyscy – czy to redaktor*ka, czy spiker*ka, gość*anka w studiu czy nawet dzwoniący*e podczas emisji programu (chyba instruują ich przed wejściem na antenę). Trudny jest ten żargon, słabo nadający się do przełożenia na polski. Prawidłowa, postępowa i politycznie poprawna wymowa sprowadza się do sztucznej, krótkiej przerwy tam, gdzie w gazetowym języku genderowskim jest słynna gwiazdka (*). Ksiądz Martin Schleyer z Konstancji, autor wymyślonego w XIX wieku, lecz bez ideologicznego przesłania volapüku – zapomnianego już dziś „języka światowego”, znalazł upolitycznionych następców wśród pierwszych Zielonych w Niemczech z lat 90. Jak się wówczas wydawało, śmieszny żargon stał się językiem liturgicznym postępowych aktywistów.

Długo nikt nie reagował na narzecze, przy którym „zwis męski” (krawat) czy „podgardle dziecięce” (śliniaczek) z lat radosnej twórczości językowej w PRL budzą dziś jedynie mdły uśmiech politowania. Aż wreszcie spokojnych zazwyczaj naukowców trafił szlag.

Ponad 170 z nich w opublikowanym liście zwraca uwagę na fakt, że media publiczne – radio i telewizja – w Niemczech pełnią rolę językowego drogowskazu, służą telewidzom i radiosłuchaczom (już bez słynnej gwiazdki (*) za przykład do naśladowania i dlatego też muszą się one orientować na obowiązujące w Niemczech normy językowe, bowiem to język właśnie stanowi – nikt na to nie wpadł – skarb kultury. Uczeni stwierdzają, że genderowanie ewidentnie łamie zasadę neutralności. A zdaniem kapłanów gender właśnie ta sztuczna nowomowa miała stać się przecież jej wyrazem.

Rada Niemieckiej Pisowni, powołana do życia przez Konferencję Ministrów Kultury w Niemczech, w 2021 roku zwróciła już stanowczo uwagę, że dodatkowe oznakowania genderowskie w pisowni, jak słynna gwiazdka (*), pełniąca nieco inną funkcję w żargonie politycznym polskiego lewactwa, czy niewłaściwie używany dwukropek czy myślnik i temu podobne nie mają nic do szukania w niemieckiej pisowni. Na uzasadnienie swego stanowiska Rada Niemieckiej Pisowni podaje, że stosowane w komunikacji medialnej formy genderowskie ujemnie wpływają na zrozumienie przekazu oraz zasadę jego jednoznaczności. Na domiar złego (ale to już całkiem inna historia) język ten jest niezrozumiały dla tych mieszkańców Niemiec, którzy nie bardzo radzą sobie z i bez tego trudnym językiem i mają trudności ze zrozumieniem tekstu, a to wyklucza innych, zamiast ich integrować. 6,2 milionów mieszkańców Niemiec lub inaczej 12,1 procent osób zawodowo czynnych to analfabeci, względnie półanalfabeci. Dalszych 10,6 miliona dorosłych mieszkańców, czyli 20,5 procent, ma trudności z pisownią najprostszych słów. A żargon genderowski z założenia miał walczyć z wykluczeniem!

Ta rozbieżność (nie tylko w dziedzinie lingwistyki) komisarzy politycznych LGBT itd. w zakresie metod i skutków to charakterystyczna cecha utopijnych ruchów lewicowych. Każda rewolucja (francuska czy rosyjska) kreowała własny język z mniej lub bardziej pożądanym skutkiem. Światowa rewolucja seksualna, której dziś jesteśmy świadkami, na tym froncie prowadzi bezpardonową walkę. Jak każda siła totalitarna, jej polityczni oficerowie kreują cenzurę w redakcjach rozgłośni czy gazet, w jakich pracują. Ten, kto nie ulega tym rewolucyjnym „normom”, rychło znajdzie się pod presją „bardziej światłych” kolegów*żanek i – jeśli nie chce stracić pracy, musi się podporządkować ich żądaniom.

Mają oni wyraźny, leninowski cel: podporządkować sobie konsumenta mediów – to nieważne, że – jak wynika z sondaży – ponad trzy czwarte słuchaczy i czytelników odrzuca genderowską nowomowę.

Liczba naukowców, krytyków genderzenia językowego rośnie – pod koniec sierpnia tego roku apel podpisało 283 przedstawicieli nauki w Niemczech. Należą do nich znani badacze, jak Gisela Zifonun, wieloletnia dyrektor Wydziału Gramatyki w Instytucie Języka Niemieckiego w Mannheimie i autorka książki Niemiecki jako język europejski, czy Peter Eisenberg, autor licznych dzieł z zakresu gramatyki języka niemieckiego, Heide Wegener, profesor z Poczdamu, Manfred Krifka, dyrektor Instytutu Leibnitza Lingwistyki Ogólnej w Berlinie, czy też Manfred Bierwisch, były kierownik Grupy Studyjnej ds. gramatyki strukturalnej Towarzystwa Max-Planck na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. To tylko kilka nazwisk z długiej listy.

Uczonych zastanawia (o rewolucji nie słyszeli?) bezczelność, po prostu hucpa ze strony mediów publicznych, nie zasługująca na krztę tolerancji. Ale rewolucyjni orędownicy „na odcinku” mediów są odporni na wszelkie racjonalne i naukowe argumenty. One do nich przemawiać nie mogą, bo rewolucja kieruje się innymi regułami i zasadami.

Tak było z rewolucją francuską roku 1789, rosyjską w 1917 – dlaczego akurat ta miała by być inna? Każda rewolucja – odwrotnie, niż głoszą jej kapłani – jest antydemokratyczna. Rewolucja seksualna miesza w genderyzmie rodzaje w przekonaniu, że w ten sposób stworzy jakoby neutralny język. Nic z tego – powstaje jedynie karykatura języka, niezrozumiała dla nikogo, zaciemniająca przekaz, utrudniająca komunikację między ludźmi. A może o to właśnie stróżom poprawności politycznej chodzi?

Należy mieć nadzieję, że seksualna genderrewolucja prędzej czy później pożre własne dzieci. Oczywiście nie jest tak, że minie bez śladu. Zachwaszczony język potrzebować będzie wiele czasu, by oczyścić się z wulgaryzmów gramatycznych.

Także i postponowany obecnie rodzaj męski wróci w końcu do łask. Wyklucza on bowiem tak samo kobiety „i inne tożsamości”, jak rodzaj żeński mężczyzn. To ideologiczna bzdura.

Oczywiście ślady tej „operacji język” tu i tam pozostaną, może na uniwersytetach, gdzie LGBT itd. nadaje ton. Ale z językiem jest dokładnie tak samo, jak i z innymi dziedzinami nauki: ma on służyć komunikacji. Ten niezrozumiały stoczy się w nicość, trafi na śmietnik historii, drogie panowie*nie.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „O czasy, o obyczaje!” znajduje się na s. 3 „Wolna Europa” grudniowego „Kuriera WNET” nr 102/2022.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co środa w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Grudniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Jana Bogatki pt. „O czasy, o obyczaje!” na s. 3 „Wolna Europa” grudniowego „Kuriera WNET” nr 102/2022

Komentarze