Nie ma niepodległej Ukrainy bez niepodległej Polski – i wzajemnie? Uwarunkowania aktualnych relacji polsko- ukraińskich

Drogę Ukrainie powinna wskazywać odwrócona doktryna Giedroycia: „Nie ma niepodległej Ukrainy bez niepodległej Polski” i prowadzić ją wprost ku Trójmorzu – dobrowolnemu związkowi suwerennych państw.

Szymon Giżyński

Niemcy po swoim zjednoczeniu w 1990 roku dołączyły do grona zwycięzców II wojny światowej. Rosja, w 1991 roku, wyłaniająca się z upadłych Sowietów – swego statusu zwycięzcy z 1945 roku nie straciła. Zarówno Niemcy, jak i Rosja zyskały nowe – komplementarne wobec siebie i synergiczne – atrybuty geopolitycznej inicjatywy. Rosja dała Niemcom pod zagospodarowanie w ramach Unii Europejskiej bezcenny depozyt i wiano: swoje republiki bałtyckie i swoje demoludy – państwa byłego już Układu Warszawskiego i RWPG. (…)

Czy Polska mogła zapobiec tak pojętemu rozwojowi wydarzeń? Zapewne swym potencjałem i w pojedynkę – nie. Ale była jeszcze jedna istotna przeszkoda: brak samodzielnie ukształtowanej, antycypującej i neutralizującej zagrożenia, własnej doktryny politycznej.

Nie mogła takiej roli spełniać praktycznie jedynie dostępna, bo odmieniana przez wszystkie przypadki i traktowana na wzór wytrycha – osławiona doktryna Giedroycia; najczęściej jednak stosowana do opisu relacji polsko-ukraińskich i układania polityki Polski wobec Ukrainy.

Klasyczna doktryna Giedroycia w odniesieniu do Ukrainy wymaga od Polski wyrzeczenia się jakichkolwiek roszczeń terytorialnych i imperialnych zakusów, a także bezwzględnego imperatywu działania na arenie międzynarodowej na rzecz niepodległości i dobra Ukrainy, w myśl kluczowej zasady: „Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy”. W intencji doktryny Giedroycia reguły te zyskują rangę polskiej racji stanu, a ich stosowanie nie jest uwarunkowane symetrią zachowań strony ukraińskiej wobec Polski. (…)

A oba mocarstwa: Niemcy i Rosja, mając pełną świadomość, że dla urzeczywistnienia bloku atlantycko-pacyficznego panowanie nad Polską i Ukrainą ma kluczowe znaczenie, rozpoczęły wspólną, bezwzględną, geopolityczną rozgrywkę.

Rosja, dokonując w 2014 roku aneksji ukraińskiego Donbasu, sięgnęła do tradycji tzw. ugody w Perejasławiu, w 1654 roku, gdy kosztem Rzeczypospolitej powiększyła swe terytorium o prawie identyczny obszar ziem wschodnioukrainnych. Niemcy zaś objęły kolonizacyjny protektorat nad pozostałą częścią Ukrainy, z Kijowem. Oba mocarstwa sięgnęły po tzw. format normandzki, gdy do wspólnego stołu zaproszono Ukrainę – by oznajmić jej swą wolę – i Francję w roli towarzyskiej i niebezinteresownej przyzwoitki.

Rosjanie zastosowali w tym przypadku swą ulubioną metodę polityczno-dyplomatyczną: „Co nasze, jest nasze, co wasze, jest do wynegocjowania”, dzięki której Niemcy rozpoczęli proces kolonizowania przypisanej sobie części Ukrainy; taki sam, jakim po 1990 roku objęli Polskę. Niemcy sięgnęli w tym celu po polityków, którzy z zaangażowaniem i przejęciem pomogli im wcześniej kolonizować nasz kraj. Najbardziej zasłużonego z nich, Donalda Tuska, umieścili w nagrodę w Brukseli, a innych, sprawnych i doświadczonych: Leszka Balcerowicza, Sławomira Nowaka, Bartłomieja Sienkiewicza wysłali na Ukrainę, by tam, na miejscu, dalej pracowali dla dobra Niemiec. (…)

W XVIII wieku Ukraina przeddnieprzańska była integralną częścią Rzeczypospolitej; dzisiaj stanowi niemiecki protektorat, a z nami nie chce rozmawiać o wspólnym, partnerskim obszarze geopolitycznych interesów. Zamiast Ukraińców i Polaków dokonała tego Angela Merkel, którą można śmiało nazywać Angelą Jagiellonką, bo potrafiła dla niemieckich celów wykorzystać i testament Hadziacza z 1658 roku, i zinstrumentalizować doktrynę Giedroycia, która w strywializowanej postaci realizowana jest dzisiaj tak, że Polska dmucha w trąbę niepodległej Ukrainy, a geopolityczne frukta zbierają z tego Niemcy. (…)

Na koniec tych spostrzeżeń warto wrócić do doktryny Giedroycia i krytycznie oraz realistycznie zauważyć, iż niepodległość Ukrainy jest dla nas wartością, o ile relacje polsko-ukraińskie są lepsze niż niemiecko-ukraińskie.

Dlatego drogę Ukrainie powinna wskazywać odwrócona doktryna Giedroycia: „Nie ma niepodległej Ukrainy bez niepodległej Polski” i prowadzić ją ku Trójmorzu – dobrowolnemu związkowi suwerennych państw, realizujących we wzajemnym partnerstwie swe narodowe interesy.

Autor jest posłem PiS na Sejm RP.

Cały artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Nie ma niepodległej Ukrainy bez niepodległej Polski” znajduje się na s. 9 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Nie ma niepodległej Ukrainy bez niepodległej Polski” na s. 9 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze