Nieludzkie oblicze polityki. Bezkarni zbrodniarze II wojny światowej / Zbigniew Berent, „Kurier WNET” 52/2018

Co trzeci członek gabinetu kanclerza Adenauera był członkiem NSDAP. W niemieckim MSZ w 1952 r. wysokie stanowiska obejmowało tam więcej byłych nazistów niż członków NSDAP za czasów Ribbentropa.

Zbigniew Berent

Polityka odczłowieczona

Do chwili obecnej dokumenty wywiadowcze państw alianckich z czasów II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu nadal są utajnione. Nie znamy wszystkich okoliczności otoczenia parasolem ochronnym niemieckich zbrodniarzy wojennych od 1945 roku do dziś. Jednak na podstawie relacji świadków, odprysków informacji i dokumentów z najróżniejszych źródeł jest ponad wszelką wątpliwość pewne, że istniały sprawnie zorganizowane organizacje nazistowskie realizujące podstawowe cele: przerzut zbrodniarzy do Ameryki Południowej, ukrycie jak największej ilości pieniędzy, złota i kosztowności.

Ostatnie dni II wojny światowej kojarzą się w Niemczech z klęską. Gdy rozpowszechniono wieść, że Hitler zastrzelił się w swoim bunkrze, stało się pewne, że to koniec tysiącletniej Rzeszy. Wojska sowieckie równały Berlin z ziemią, od zachodu nadciągały wojska alianckie i każdy, kto miał jakiekolwiek związki ze zbrodniczą maszynerią ludobójstwa, wyprzedawał cały majątek i szukał dróg ucieczki. Bardziej zapobiegliwi przygotowania te czynili od wielu miesięcy. Nikt bowiem z nich nie chciał wpaść w ręce Sowietów. Robili wszystko, aby uniknąć komunistycznej sprawiedliwości dziejowej.

Drogi ewakuacyjne, tzw. szczurze linie, wiodły przez Bremę, Frankfurt, Stuttgart oraz Monachium i dalej do Memmingen, miasteczka w bawarskim okręgu podalpejskim. Tu się rozdzielały. Jedna prowadziła do Lindau nad Jeziorem Bodeńskim, gdzie znów się rozwidlała (do Austrii bądź do Szwajcarii), druga wiodła do Innsbrucku i dalej przez przełęcz Brenner do Włoch. Po filtracyjnym przystanku w Rzymie uciekinierzy trafiali do jednego z włoskich portów, a stamtąd płynęli w stronę Ameryki Południowej, głównie do Argentyny.

Po zakończeniu II wojny światowej Komisja Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych sporządziła rejestr zawierający prawie milion nazwisk: 120 tys. zbrodniarzy i 800 tys. osób podejrzanych o zbrodnie wojenne. Zaledwie ułamek osób spośród tej liczby usłyszało jakiekolwiek zarzuty.

Brytyjski dziennikarz Guy Walters w książce Ścigając zło ustalił, że nikomu prócz Izraelczyków specjalnie nie zależało na ściganiu zbrodniarzy. Zwłaszcza samym Niemcom. Jako dowód przytoczył informację, że niemieckie służby wywiadowcze wiedziały, gdzie dokładnie przebywa Adolf Eichmann, już w 1952 r., czyli osiem lat przed jego ujęciem przez izraelski Mosad. Trafił w ręce sprawiedliwości dopiero w roku 1960.

ODESSA

W dziele ukrywania nazistowskich zbrodniarzy brała udział nie tylko Argentyna, ale i Stany Zjednoczone (operacja „Paperclip”), którym zależało na pozyskaniu naukowców dla własnych badań, a także Watykan, w szeregach którego wielu księży upatrywało w nazistach obrońców przed bolszewizmem.

Dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie opinia publiczna dowiedziała się, że zdecydowana większość hitlerowskich zbrodniarzy nigdy nie została osądzona, a przed sprawiedliwością uciekło wielu funkcjonariuszy reżimu faszystowskiego. W ucieczce pomagała im tajemnicza organizacja ODESSA.

Pomysł powołania Organizacji Byłych Członków SS ODESSA (niem. Organisation der Ehemaligen SS-Angehörigen) miał wyjść jeszcze w czasie wojny od Heinricha Himmlera. Pierwotna koncepcja polegała na tym, by na wypadek przegranej wojny stworzyć siatkę konspiracyjną, której celem będzie pomoc esesmanom w ucieczce przed ścigającymi ich aliantami. Chodziło nie tylko o załatwienie nowej tożsamości i umożliwienie wyjazdu, ale także zapewnienie środków na dostatnie i bezpieczne życie, do czego miały służyć zrabowane w czasie wojny kosztowności.

ODESSA dysponowała majątkiem oraz międzynarodowymi powiązaniami politycznymi. Działała w Niemczech, Egipcie, Argentynie, Włoszech i Szwajcarii. Jej członkowie pod koniec wojny zajmowali się ukrywaniem złota i kosztowności zrabowanych przez Niemców w czasie działań wojennych.

Uważa się np., że organizacja ta ukryła złoto Deutsche Banku, na którego trop wpadli alianci, kiedy znaleźli wiele sztabek złota w lasach na terenie Bawarii i Tyrolu. Od lat toczy się dyskusja o tym, jaki był udział Odessy w zapewnieniu nazistowskim zbrodniarzom bezpieczeństwa po wojnie.

Najważniejsze w całym zamyśle były finanse. Służyły do przekupywania urzędników, wyrabiania nowych dokumentów oraz opłacenia podróży i pierwszych miesięcy życia w nowym miejscu zamieszkania. Według jednej z teorii chodziło nawet o coś większego: o zbudowanie na gruzach hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy himmlerowskiej Czwartej Rzeszy. Idealnym do tego miejscem była Argentyna. Na jej korzyść przemawiała znaczna odległość od Europy, a także osoba wiceprezydenta i ministra wojny Juana Peróna, któremu bliskie były hasła narodowego socjalizmu. Należy przypomnieć, że Juan Peron w 1946 roku został prezydentem Argentyny.

Faktem jest, że bardzo wielu wysoko postawionym zbrodniarzom udało się zbiec. Listę hańby otwiera Adolf Eichmann, organizator zagłady Żydów, który wyposażony w paszport uchodźcy na nazwisko Richard Klement, uciekł do Argentyny. Także w Argentynie znalazł się Josef Mengele, sadystyczny lekarz z Auschwitz, który jako Helmut Gregor uciekł z Buenos Aires do Paragwaju, a następnie do Brazylii. Wśród uciekinierów znaleźli się: Franz Stangl (komendant obozów zagłady w Sobiborze i Treblince), Gustav Wagner (zastępca komendanta w Sobiborze), Klaus Barbie (szef Gestapo w Lyonie), Erich Priebke (szef Gestapo w Brescii), Ante Pavelić (odpowiedzialny za ludobójstwo na Serbach, Żydach i Cyganach), Edward Roschmann (komendant getta w Rydze), Walter Rauff (odpowiedzialny za rozwój ruchomych komór gazowych) czy Alois Brunner (bliski współpracownik Eichmanna).

Liczbę uciekinierów oblicza się na dziesięć tysięcy. Oczywiste jest, że zorganizowanie pomocy na taką skalę wymagało działania na szczeblu instytucjonalnym. Ponad 800 fałszywych paszportów załatwiono za pośrednictwem Watykanu i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Kanały przerzutowe (tzw. ratlines) były organizowane także przy pomocy amerykańskiego wywiadu wojskowego OSS (Biuro Służb Strategicznych, którego rolę w 1947 przejęła CIA).

Hańba i hipokryzja

Podczas gdy komunistyczni notable grzmieli z trybun o pokonaniu faszyzmu i o niemieckim militaryzmie, wielu oficerów Wehrmachtu zajmowało wysokie stanowiska nie tylko w odradzającej się Bundeswehrze, ale także w Narodowej Armii Ludowej NRD (niemal co drugi oficer był wyszkolony przez Abwehrę), co w okresie istnienia wschodnich Niemiec było tematem tabu.

Więcej danych posiadamy o Niemczech Zachodnich. Sporo ich znalazło się w książce Norberta Freia Polityka wobec przeszłości. Autor ustalił, że co trzeci członek gabinetu kanclerza Konrada Adenauera był członkiem NSDAP. Jeszcze gorzej było w ministerstwie spraw zagranicznych. Wyliczono, że w 1952 r. wysokie stanowiska obejmowało tam więcej byłych nazistów niż członków NSDAP za czasów Ribbentropa. Jeszcze więcej kart hańby znajduje się w niemieckiej Federalnej Służbie Wywiadu. Zadanie jej sformowania po wojnie powierzono Reinhardowi Gehlenowi, byłemu generałowi wywiadu hitlerowskiego. Brak rozliczenia zbrodniarzy jest kompromitujący. Ludzie z przeszłością nie mieli się czego obawiać, pod warunkiem że nie będą się zbytnio afiszować.

Należy dodać, że przedstawicieli takich państw jak Argentyna czy USA wcale nie trzeba było przekupywać, by zezwalali na osiedlanie się tam uciekinierów z Trzeciej Rzeszy. Wyniki prowadzonych przez niemieckich specjalistów badań, mimo że zbrodniczych, były kartą przetargową samą w sobie. Prezydent J. Perón chciał uczynić z Argentyny silne i zmilitaryzowane państwo, a zbiegli z Niemiec naukowcy, lekarze, wojskowi i inżynierowie nadawali się do tego celu wyśmienicie. Złożoną sieć międzynarodowych powiązań, która umożliwiła pod koniec wojny wyjazd do Argentyny setkom hitlerowców, doskonale opisał Uki Goñi w książce Prawdziwa Odessa, która niedawno ukazała się na polskim rynku.

Amerykanie z kolei szukali sprzymierzeńców w rodzącym się konflikcie ze Związkiem Radzieckim. Wystarczy wspomnieć, że Wernher von Braun, pracujący dla Hitlera nad pociskami V-1 i V-2, pomógł NASA stworzyć rakietę, która wyniosła pierwszego człowieka na Księżyc, a Hubertus Strughold, przeprowadzający eksperymenty na ludziach w Dachau, nazywany był ojcem amerykańskiej medycyny kosmicznej.

Istniały także inne prócz Odessy organizacje pomagające faszystowskim zbrodniarzom. W 1946 r. powstała Stille Hilfe (Cicha Pomoc), założona przez grupę wyższych oficerów SS i niektórych duchownych. Na jej czele stanęła księżna Helena Elisabeth von Isenburg, żona nazistowskiego naukowca Wilhelma Karla von Isenburga. Celem Stille Hilfe było zapewnianie pomocy wszystkim, którzy przysłużyli się Trzeciej Rzeszy, a mieli kłopoty po zakończeniu działań wojennych. Pod względem celów działania najbliżej jej było do Odessy.

W pierwszych latach działalności organizacja była tajna, zarejestrowano ją dopiero w 1951 r., co pozwoliło na przeprowadzanie zbiórek pieniędzy – oficjalnie na „więźniów wojennych i osoby internowane”. Członkowie pisali listy i petycje w obronie weteranów. W latach późniejszych zajęto się finansowaniem kosztów sądowych, opłacaniem adwokatów i rachunków natury prawnej. Stille Hilfe opiekowała się także weteranami, którzy opuścili mury więzienia, pomagała załatwić im miejsca w domu późnej starości, zapewnić utrzymanie i opiekę lekarską. Organizację czynnie wspierała córka Heinricha Himmlera, Gudrun Burwitz, która po wojnie założyła Wiking-Jugend (Młodzież Wikingów), będącą bezpośrednią kontynuatorką Hitlerjugend.

W latach 1951–1992 działała także organizacja HIAG (Stowarzyszenie Samopomocy Byłych Członków Waffen-SS), której celem była pomoc weteranom, działania na rzecz ich rehabilitacji oraz walka o zapewnienie im świadczeń socjalnych.

Przerzut zbrodniarzy

Zbrodniarze hitlerowscy za pośrednictwem odpowiednich agentów najpierw trafiali do miasteczek w południowych Niemczech (Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen) i w Austrii lub do wsi położonych blisko granic z Włochami i Szwajcarią. Następnie wyszkoleni przewodnicy przeprowadzali esesmanów przez Alpy.

Po drugiej stronie granicy wyselekcjonowani agenci kierowali zbrodniarzy do odpowiednich miejsc we Włoszech i w Watykanie, np. do domu przy Via Sicilia w Rzymie, będącym filtracyjną (konspiracyjną) stacją tranzytową. Tam uciekinierzy otrzymywali paszporty krajów niezależnych od aliantów, takich jak Argentyna czy Chile, a następnie drogą morską dostawali się do kraju, którego paszport uzyskali. Cały proces koordynował biskup Grazu Alois Hudal. Proceder ten opisał Szymon Wiesenthal.

Dobry przykład mechanizmu przerzutów faszystowskich zbrodniarzy można poznać na podstawie życiorysu legendarnego komandosa Hitlera – Otto Skorzeny’ego. Gdy nadszedł rok 1945, Skorzeny dowodził w stopniu pułkownika SS jednostką wielkości dywizji na froncie wschodnim. Walczył m.in. pod Malborkiem i w rejonie Schwedt nad Odrą. Ostatnią misją, jaką oficjalnie mu powierzono, było zorganizowanie w Niemczech oddziałów partyzanckich Wehrwolfu oraz obrony Twierdzy Alpejskiej. Sęk w tym, że Twierdza Alpejska nie istniała. W rzeczywistości otrzymał zadanie stworzenia organizacji mającej na celu pomoc SS-manom w wydostaniu się z Europy. Organizacją ta była ODESSA.

Skorzeny oddał się w maju 1945 r. w ręce Amerykanów w Austrii. Przebywał w więzieniu do roku 1947, kiedy to uciekł i trafił do Hiszpanii generała Franco. Założył w Hiszpanii dobrze prosperujące przedsiębiorstwo budowlane. Była to jednak tylko przykrywka dla jego prawdziwej działalności, polegającej na pomocy dawnym znajomym z SS. Założył organizację Der Spine (Pająk), finansującą dawnym SS-manom zorganizowanie i prowadzenie nowego życia. Skorzeny utrzymywał kontakty nie tylko z generałem Franco, ale również z Juanem Perónem, dyktatorem Argentyny. Zmarł w roku 1975 w Hiszpanii jako bogaty przedsiębiorca. Do dziś nie wiadomo, ilu dawnym SS-manom pomogła jego organizacja.

ODESSA stała się tematem powieści sensacyjnej Fredericka Forsytha „Akta Odessy”; na jej podstawie nakręcono film pod tym samym tytułem. Postać kata z Rygi ukazana w książce – Eduarda Roschmanna – jest autentyczna i wiąże się z Odessą.

Po premierze filmu wzrosło zainteresowanie Roschmannem, ukrywającym się w Paragwaju, jak i całą organizacją. Wkrótce Roschmann zginął w tajemniczych okolicznościach, co wielu badaczy interpretuje jako zlikwidowanie go przez Odessę w celu zahamowania społecznego zainteresowania. Ślady informacji organizacji ODESSA obecne są w dokumentacji izraelskiego wywiadu – Mosadu. Z polskich autorów jedynie Bogusław Wołoszański wykazał się dociekliwością i opublikował książkę pt. Testament Odessy.

Jest bezsprzeczne, że Himmler pod koniec wojny dążył do urzeczywistnienia planu Odessy. Część autorów poddaje jednak w wątpliwość to, że udało się stworzyć organizację z tak szeroko rozbudowanym aparatem wpływów, jak przedstawił to choćby Forsyth. Istnieje pogląd, że Odessa, choć miała taką ambicję, nie była jednolitą strukturą organizacyjną. W rzeczywistości mogła się składać się z wielu mniej lub bardziej formalnych organizacji, które pomagały esesmanom. Dzięki takiej sieci nieformalnych powiązań była jeszcze trudniejsza do wykrycia! Wydaje się, że organizacja ta funkcjonowała na podobnych zasadach, jakie przyjął w swoim „przedsiębiorstwie budowlanym” Otto Skorzeny w Hiszpanii.

Miazmaty geopolityki

Odessa rozpala masową wyobraźnię od roku 1972 r., kiedy jej mit spopularyzowała wspomniana sensacyjna powieść Fredericka Forsytha. Z pewnością zakres działalności Odessy znały służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych. W sytuacji, gdy rządy państw zachodnich dokonały demobilizacji, a Stalin przez wiele lat od zakończenia II wojny światowej nadal utrzymywał pod bronią 4 mln żołnierzy na wypadek wybuchu III wojny światowej, USA wolały mieć pod swego rodzaju kontrolą ludzi, którzy posiadali ogromną wiedzę o terenach na wschód od Łaby. Pomimo, że byli zbrodniarzami. Takie są prawa geopolityki – czy to po prostu HAŃBA?

Powyższe informacje nie są przykładem walki cywilizacji o człowieka, chyba że cywilizacją nazwiemy destrukcyjną religię nazistowską autorstwa największego jej kreatora – Heinricha Himmlera. Są natomiast dowodem na walkę cywilizacji zachodniej przeciw człowiekowi, przeciw człowieczeństwu, przeciw wierze w elementarną ziemską sprawiedliwość. Ukazują, do czego zdolni są politycy i do czego może prowadzić polityka, wszechobecna przecież na kuli ziemskiej.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polityka odczłowieczona” znajduje się na s. 9 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polityka odczłowieczona” na stronie 9 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze