Komu należy się w Niemczech palma pierwszeństwa za brzemienne w skutkach zdanie: „Islam należy do Niemiec”?

Ciekawa jest historia tej wypowiedzi i wiele mówi o wpływach islamskich w Niemczech i lobbingu na rzecz „religii pokoju”, za jaką uważa się ta popierana przez lewicę państwowa doktryna polityczna.

Jan Bogatko

Otóż w dniu 3 października, w 20. rocznicę zjednoczenia Niemiec, prezydent Wulff powiedział: „Chrześcijaństwo bez wątpienia należy do Niemiec. Judaizm bez wątpienia należy do Niemiec. To jest nasza chrześcijańsko-żydowska historia. Ale tymczasem islam także należy do Niemiec”.

W środowisku dziennikarskim opowiada się, że wypowiedź prezydenta Christiana Wulffa na temat islamu jako elementu niemieckiej kultury ma swe źródło w działaniu producenta telewizyjnego pochodzenia afgańskiego, Walida Nakschbandiego. Nakschabandi, urodzony w Kabulu, jest managerem Grupy Wydawniczej Georg von Holtzbrinck, pisze także dla lewicowych gazet, jak „Der Tagesspiegel” czy „Süddeutsche Zeitung”.

Otóż do Nakschabandiego miał podczas pisania przemówienia dla Wulffa zadzwonić (nie wiemy jednak, dlaczego, lecz możemy się jedynie domyślać) rzecznik prezydenta, Olaf Glaesecker. Po tejże rozmowie Nakschabandi napisał do Wulffa list, a w nim o problemach i lękach islamskich imigrantów wywołanych debatą wokół książki Thilo Sarrazina, byłego polityka SPD, swego czasu szefa Bundesbanku, „Niemcy w samolikwidacji”. W liście tym urodzony w Afganistanie syn dyplomaty napisał, że jego zdaniem islam należy do Niemiec. Wulff miał się przejąć tym listem i zdanie to znalazło się w jego kontrowersyjnym przemówieniu w dniu jedności Niemiec. (…)

Ziarno, raz zasiane i podlewane, z reguły wschodzi. Jak wypowiedź ministra spaw wewnętrznych, Wolfganga Schäuble’a, kładąc w określonych okolicznościach mocniejszy akcent, powtórzył prezydent Niemiec Christian Wulff, mówiąc o islamie jako elemencie niemieckiej kultury, tak z kolei słowa byłego prezydenta – niejako idąc za ciosem – rozszerzył aktualny minister spraw wewnętrznych w rządzie Angeli Merkel, znowu polityk CDU, Thomas de Maiziere.

W tym miejscu pozwolę sobie na pewną anegdotę. Pewien niemiecki historyk kultury podał Prusy jako przykład wielkiej tolerancji, bo przyjmowały zbiegłych z Francji hugenotów. Przodkowie pana ministra de Maiziere należeli do tych emigrantów. Sęk w tym, że Prusy były państwem protestanckim, więc przyjmowanie hugenotów, także protestantów, to taka sama tolerancja, jak przyjmowanie przez Stalina komunistów zbiegłych z Hiszpanii po wojnie domowej – odpowiedziałem zdziwionemu uczonemu.

Jak minister Thomas de Maiziere rozszerzył wypowiedzi Wolfganga Schäuble’a i Christiana Wulffa na temat Niemiec i miejsca w nich islamu? Otóż szef MSW na imprezie wyborczej w Dolnej Saksonii (gdzie zresztą CDU przegrała z kretesem mimo dobrych kart w rękawie) powiedział, że nadeszła pora na wprowadzenie do kalendarza islamskich świąt. (…)

Sporym zaskoczeniem dla Thomasa de Maiziere musiała być wypowiedź szefa przyszłego (?) koalicjanta CDU, partii Zielonych, Cema Özdemira. Polityk, urodzony w Niemczech syn czerkieskich imigrantów z Turcji, uzyskał niemieckie obywatelstwo i wszedł do polityki: „Jestem obywatelem niemieckim tureckiego pochodzenia. Ale Szwabia jest mi nawet bliższa niż Niemcy; z tym tureckim pochodzeniem sprawa nie jest wcale taka łatwa”. O sobie mówi: „Nie jestem imigrantem, lecz tubylcem. Tu się urodziłem”.

Na łamach gazety „Passauer Neue Presse” polityk Zielonych udzielił odprawy postulatowi Thomasa de Maiziere. W Niemczech nie potrzeba wprowadzać islamskich świąt, ponieważ (czy nie wiedział o tym szef MSW?) muzułmanie już dzisiaj mogą brać wolne w swe święta. W niektórych landach, na przykład w Berlinie, Hamburgu czy w Bremie (te rządzone przez lewicę miasta są odrębnymi krajami związkowymi) już dzisiaj zwalnia się uczniów z obowiązku szkolnego w ważne święta islamskie, podobnie zresztą jak i pracowników.

Alexander Dobrindt, szef grupy krajowej CSU (siostrzana partia CDU, a właściwie 4. koalicjant), skomentował wypowiedź szefa MSW w gabinecie Angeli Merkel krótko i zwięźle: „Islamskie święto w Niemczech? Nie wchodzi w grę!”. „Nasza chrześcijańska spuścizna nie podlega dyskusji” – dodał polityk z Bawarii. Wtóruje mu ekspert ds. polityki wewnętrznej z ramienia CSU, Stephan Mayer: „Niemcy są od wieków kształtowane przez chrześcijańską tradycję. I pod tym względem po dziś dzień nic się nie zmieniło”.

Wiceprzewodniczący CSU, Manfred Weber, na łamach gazety „Passauer Neue Presse” odpowiada swemu koledze z CDU, że „dni świąteczne są przede wszystkim wyrazem religijnej tradycji kraju a nie poszczególnych grup mieszkańców”. A do tego – zauważa Weber – „integracji obywateli mahometan nie przyśpieszy wprowadzenie świąt islamskich”.

Cały felieton Jana Bogatki, pt. „Salam alejkum, almania!” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera Wnet”, nr listopadowy 41/2017, s. 3, wnet.webbook.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki „Salam alejkum, almania!” na s. 3 „Wolna Europa” listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze