Muzeum II Wojny Światowej: pacyfizm bez państw i granic. Nie ma na to miejsca w zbiorowej wyobraźni Polaków

Zasadniczy przekaz ekspozycji to spojrzenie everymana, szarego człowieczka dopadniętego przez okrutną Historię. Ale czy taki everyman w ogóle istnieje? Każdy przecież ma imię, język, kulturę, uczucia.

Henryk Krzyżanowski

Gorączka przedwyborcza i niemądra konfrontacyjna polityka gdańskiego samorządu nie sprzyjają poważnej rozmowie o Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Mimo to, wobec 80 rocznicy Września, warto zastanowić się, czy obecny kształt muzeum odpowiada znaczeniu tej wojny w zbiorowej świadomości Polaków.

To, co piszę, jest opinią zwykłego zwiedzającego, który nie widział Muzeum przed zmianami w ekspozycji wprowadzonymi przez nowe kierownictwo. Zmianami przez jednych chwalonymi, przez innych gwałtownie krytykowanymi. Stały się one nawet przedmiotem kuriozalnej skargi sądowej – gdyby przyjąć punkt widzenia autorów pierwszej wersji Muzeum, nie mogłoby ono podlegać żadnym zmianom bez ich zgody. A przecież nie jest ono dziełem sztuki, jest instytucją państwa polskiego, oprócz zwykłych zadań wystawienniczych realizującą ważne cele polityki historycznej. Czyż zatem domaganie się, by zastygło w swoim pierwotnym, „autorskim” kształcie, nie jest nieporozumieniem?

Po pierwszej wizycie byłoby niemądre czepianie się szczegółów. Ale ocenić założenie ogólne można. Wychodząc z Muzeum po kilku godzinach zwiedzania, miałem wrażenie, że zasadniczy przekaz ekspozycji to spojrzenie everymana, szarego człowieczka dopadniętego przez okrutną Historię. Czyli w skrócie przede wszystkim pacyfizm bez państw i granic.

No tak, ale czy taki everyman w ogóle istnieje? Każdy ma przecież imię i nazwisko, rodziców, dziadków, może mieć dzieci; ma język i kulturę, uczucia sympatii i antypatii… no, to wszystko, co ma żywy człowiek. Wielu ma religię, każdy ma pragnienie wolności, dla wielu silniejsze od instynktów kierujących codzienną egzystencją. Ma wreszcie poczucie przynależności do większej wspólnoty, które w warunkach skrajnych może przeważyć nawet nad instynktem samozachowawczym. Zatem próba opowiedzenia II wojny światowej z perspektywy nieistniejącego everymana ma w sobie coś nieludzkiego, tak jakby człowieka przyciąć do samej biologii.

Gdyby Polacy w swojej masie byli takimi tworami wyłącznie biologicznymi, nie znaleźliby w sobie siły, by stawić opór dwóm sprzymierzonym przeciw nim potęgom. Gdyby Niemcy nie czuli upokorzenia traktatem wersalskim i nienawiści do tych, którzy odebrali im Posen czy Bromberg, nie ulegliby tak łatwo i tak masowo demagogii nazistów.

To nie jest chyba przypadek, że jest to bodaj pierwsze muzeum, gdzie próbowano znaleźć wspólny mianownik dla losu ludzi po obu stronach frontu. Nie wydaje się jednak, by dla takiego sposobu mówienia o II wojnie światowej było miejsce w zbiorowej wyobraźni Polaków. Trauma Września i wszystkiego, co było dalej, jest ciągle jeszcze zbyt świeża.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Muzeum II wojny światowej – błąd w założeniu” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Muzeum II wojny światowej – błąd w założeniu” na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze