Lwów. Miasto jest piękne, bardzo europejskie i jednocześnie bardzo swojskie. Jednak jest to miasto ukraińskie

We Lwowie są ukraińskie nazwy ulic i wiele ukraińskich pomników, lecz miasto wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. W centrum nie ma nowych budynków. Wszystko pamięta dawne czasy.

Joanna Pyryt

Na lwowskich ulicach widzi się plakaty z napisem „Armija, mova, vira (wojsko, język, wiara) – Ukraina – Poroszenko”. To w związku z zabiegami o autokefalię dla kościoła ukraińskiego. We Lwowie są też ukraińskie nazwy ulic i wiele ukraińskich pomników, lecz miasto wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. W centrum nie ma nowych budynków. Układ ulic, kamienice, bruki – wszystko pamięta dawne czasy.

Lwów, gmach opery. Fot. J. Pyryt

Głównym budynkiem jest opera – Teatr Wielki. Przed jego frontem tryska fontanna, od której zaczyna się ciąg spacerowy – aleja kasztanowa o nazwie Bulvar Svobody (d. Wały Hetmańskie), prowadząca aż do placu Mickiewicza z pięknym pomnikiem wieszcza. Po bokach są ruchliwe ulice ozdobione wspaniałymi secesyjnymi kamienicami. Zza ich dachów wyglądają wieże kościołów i niektóre z siedmiu lwowskich wzgórz. Miasto jest gwarne, tętni życiem. Chodniki pełne przemieszczających się ludzi – mnóstwo młodych – choć w centrum nie widać wielu dzieci. Liczne są sklepy, kawiarnie, restauracje.

Bazar na Łyczakowie. Fot. J. Pyryt

Miło widzieć już zapomniane w Warszawie bazary – oby Jarmark WNET miał kiedyś taką obfitość towarów jak bazar obok katolickiego kościoła św. Antoniego w dzielnicy Łyczakowskiej – od mięsa, wędlin, nabiału po stosy warzyw i owoców. W centrum niedaleko opery znajduje się codzienny bazar rękodzieła z haftami, kilimami i innymi lokalnymi wyrobami. (…)

Katolikom służy cerkiew łacińska, kościół św. Antoniego na Łyczakowie i jeszcze jeden, nowy kościół wybudowany po wizycie Jana Pawła II we Lwowie. Koniecznie trzeba odwiedzić kościół ormiański z zachowanymi freskami Jana Rosena, lwowianina z żydowskiej rodziny nawróconego na katolicyzm, u którego papież Pius XI zamówił freski do swojej prywatnej kaplicy w Castelgandolfo – przedstawiające księdza Augustyna Kordeckiego broniącego Jasnej Góry w 1655 roku i księdza Ignacego Skorupkę na czele żołnierzy polskich podczas walk z Armią Czerwoną w 1920 r.

Ulica lwowska. Fot. J. Pyryt

 

Na ulicach słychać język polski, głównie dzięki licznym turystom. I choć koło katedry widuje się lwowskich Polaków, to jednak jest to miasto ukraińskie.

Na niektórych domach zachowały się polskie napisy, jak na przykład na budynku Galicyjskiej Kasy Oszczędnościowej, ale już budynki Ossolineum – odnowione i zadbane – noszą imię ich ukraińskiego powojennego dyrektora, a jego pomnik ustawiono przed wejściem.

Miasto jest piękne, bardzo europejskie i jednocześnie bardzo swojskie – kto chce poznać klimat dawnej Rzeczpospolitej, powinien koniecznie odwiedzić Lwów.

Joanna Pyryt jest sekretarzem Akademii WNET.

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Lwów – miasto zaklęte w czasie” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Joanny Peryt pt. „Lwów – miasto zaklęte w czasie” na stronie 14 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze