Kultura, natura, święty spokój – credo życiowe gospodarzy i propozycja dla gości Zagrody Magija w Bieszczadach

Nasza Szkoła Rzemiosł to nie jest w ogóle miejsce do zwiedzania. W zasadzie odradzamy ją komuś, ktoś, kto ma ochotę zwiedzić ją jak muzeum. Nasi znakomici rękodzielnicy od razu zaganiają do roboty.

Tomasz Wybranowski
Magdalena i Janusz Demkowiczowie

Wydaje się, że pod niebem Bieszczad czas trochę zwalnia. Skoro zwalnia, to jest ciut więcej sekund, aby porozmawiać.

Sami wybieramy, co chcemy w życiu robić, więc jeśli że nie chcemy pędzić i podążać za ułudami tego świata, to można znaleźć w Bieszczadach swoje miejsce. (…) Oboje pochodzimy stąd – Magda z okolic Orelca, ja z Leska. Po skończeniu studiów – Magda studiowała polonistykę, ja muzykę – postanowiliśmy wrócić w Bieszczady. Przez blisko piętnaście lat byliśmy, żartobliwie mówiąc, wiejskimi nauczycielami: ja uczyłem muzyki, Magda polskiego.

Ponieważ bardzo lubimy ludzi, postanowiliśmy stworzyć miejsce, gdzie będzie się przyjeżdżało po coś, a nie dokądś. I tak powstała nasza zagroda. Wymyśliliśmy sobie, że na naszą trzyhektarową działkę, którą dostaliśmy od rodziców Magdy, będziemy przenosić domy, których nikt nie chce. I nie chodzi o to, że myśmy je jakoś specjalnie ocalili, chociaż i to też, ale rzeczywiście to były domy, które skończyłyby w piecu. I tak przenieśliśmy tutaj dom z Leska z 1880 roku, z Zagórza z 1905, z Bzianki z 1955 i naszą pracownię garncarską – nasz najstarszy budynek – z 1847 roku.

Ponad piętnaście lat temu postanowiliśmy, że w tym miejscu będzie realizowało się takie trochę hasło, trochę manifest: kultura, natura, święty spokój. Chodzi o to, żebyśmy tutaj się spotykali, rozmawiali, wymienili doświadczenia i ubogacali się nawzajem. (…)

Sprawiacie wrażenie ludzi spełnionych. Czekacie na człowieka, który przychodzi, bo tego człowieka jesteście ciekawi.

Wyrośliśmy tutaj, zachwycaliśmy się i zadziwialiśmy kulturą pogranicza i wszystkim, co mają w sobie Bieszczady i Karpaty. I tym bogactwem chcemy się dzielić z tymi, którzy tutaj przyjeżdżają, bo to, co tworzymy i wymyślamy, jest oparte właśnie na miejscowej tradycji i dzięki niej ten region odróżnia się – i chcemy, żeby odróżniał się – od innych. Zależy nam, żeby pokazywać piękno, wielokulturowość, bogactwo tego wszystkiego, co tutaj jest. Stąd zagroda i przenoszone domy, a teraz, od czerwca, Bieszczadzka Szkoła Rzemiosł.

Jak się można zapisać do tej szkoły?

Sprawa jest bardzo prosta. My chcemy, aby ktoś, kto jest w regionie, przyszedł, polepił garnek, sam zrobił proziaka czy wypisał pozdrowienia przedwojenną kaligrafią. I nie chodzi o to, żeby stworzyć z tych ludzi rękodzielników, ale żeby trochę poczuli się jak dawni ludzie, którzy całe lato, jesień ciężko pracowali w gospodarstwie, a w zimie na przykład tkali. To jest też okazja do tego, żeby rozmawiać, kiedy siedzimy sobie w pięć, dziesięć osób i kręcimy garnki na kole garncarskim czy robimy proziaka. Nasza szkoła jest zorganizowana w ten sposób, że to nie jest w ogóle miejsce do zwiedzania. W zasadzie odradzamy ją komuś, ktoś, kto ma ochotę zwiedzić ją jak muzeum. Nasi znakomici rękodzielnicy od razu zaganiają do roboty. Wchodząc tam, od razu usłyszymy: przygotuj drewno, rozpal w piecu, zarób ciasto, poczekaj, aż wyrośnie, wytnij proziaka itd. Nie spotykamy się po to, żeby obserwować, tylko żeby działać, doznawać i rozmawiać. Jesteśmy zwolennikami turystyki doznaniowej, czyli takiej, która coś zostawi w sercu i w głowie. Chodzi o to, żeby, tak jak powiedziałem, przyjeżdżać tu po coś, a nie dokądś. Bo dokądś można pojechać wszędzie… (…)

Jak patrzymy z perspektywy czasu na to, że będąc nauczycielami, zarabiając osiemset złotych kupiliśmy dom za siedem tysięcy, rozebraliśmy go i przenieśliśmy… Chyba wszyscy dookoła patrzyli z politowaniem, a my byliśmy przekonani, że z tej sterty belek na nowo powstanie dom. Więc optymizm w nas jest i rodzi kolejne pomysły.

Jeśli przysłowiowe konie ciągną wóz w jednym kierunku, jak to jest w naszym przypadku, to można przenosić góry. I bodajże Walt Disney powiedział, że jeśli jesteś w stanie o czymś marzyć, to znaczy, że jesteś w stanie to zrobić. My się trzymamy tej dewizy, bo dla nas jest ważne, że jesteśmy razem, że razem marzymy. To nie jest tak, że jedno z nas coś sobie wymyśli, a drugie ledwie to znosi, tylko mamy taką zasadę, że musimy być we dwójkę bardzo czegoś pewni, świadomi. Jeśli oboje jesteśmy o czymś przekonani, to ta rzecz jest po prostu możliwa. I taką postawą staramy się zarażać innych.

Cały wywiad Tomasza Wybranowskiego z Magdaleną i Tomaszem Demkowiczami, pt. „Kultura, natura, święty spokój”, znajduje się na s. 18 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Magdaleną i Tomaszem Demkowiczami, pt. „Kultura, natura, święty spokój”, na stronie 18 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze