Kolejne opowiadanie o przygodach sympatycznego dziesięciolatka z tomiku Aleksandry Tabaczyńskiej „Armia księdza Marka”

– Za chwilę wybuchnę. Słowo daję, nie dotrwam do końca. Co dalej? – Moja mama strasznie wszystkim się przejmuje, mimo to opowiadałem, bo wiedziałem, że będzie ze mnie bardzo zadowolona.

Aleksandra Tabaczyńska

Skok

Wróciłem z zebrania ministrantów w świetnym humorze.

– Stało się coś? Jesteś taki zadowolony po tej zbiórce – w głosie mamy, jak zwykle, było „złe przeczucie”.

– A tam, Neptun jest niesprawiedliwy. No prawie nie dotrzymał słowa – odpowiedziałem zgodnie z prawdą i uśmiechnąłem się tajemniczo. A co!

– Żartujesz? – zdziwiła się mama. – Wydawało mi się, że bardzo mu zależy na młodszych ministrantach. Znam jego mamę i chętnie, polubownie oczywiście, załatwię ci każdą sprawę.

– Mamo, błagam – zawołałem – jak zrobić komuś obciach, to ty zawsze pierwsza! Po prostu Neptun był w szkole i okazało się, że nie stoimy najlepiej z matmy. Do tego mieliśmy pecha, na ostatnim sprawdzianie nie było Łukasza i tego Piotrka, co repetuje. Ludwiczak też zrobił unik na ból brzucha, więc ktoś musiał być ostatni i to byłem ja.

– Słucham?! – tym razem mama już krzyknęła. Widać było, że nie ma żartów. – Najgorzej napisałeś sprawdzian z matmy? I ty mi mówisz o robieniu obciachu?

– Oj mamo – tłumaczyłem – ci trzej zawsze są ostatni, tym razem ich nie było, to nie moja wina.

– Wrócimy do tego za chwilę – mama była wyraźnie zdenerwowana – A co na to wasz prezes Neptun? Tylko, proszę, bez wygłupów, powiedz, jak było, bo i tak się dowiem.

– Strasznie się przejął i powiedział, że nie będzie prezesem ciemnoty matematycznej – dosłownie powtórzyłem słowa prezesa, a że miałem na końcu rewelacyjnego newsa, więc bez ściemy opowiedziałem dalej. – Neptun uważa, że wszyscy ministranci powinni się dobrze uczyć i palnął nam, jak zwykle, okolicznościową mówkę. Na koniec dodał, że starsi chłopcy są najczęściej w klasach matematycznych i przodują w logicznym myśleniu, więc kazał im przyjść pół godziny później. My, podstawówka, w tym czasie pouczymy się matmy właśnie z prezesem. Ci, którzy napiszą następny sprawdzian najlepiej z klasy, dostaną nagrodę od księdza Marka, który też podobno bardzo zmartwił się – jak powiedział Neptun – że przy ołtarzu ma armię matematycznych analfabetów.

– Nie wiem, czy nie powinniśmy przerwać tej rozmowy, za chwilę wybuchnę. Słowo daję, nie dotrwam do końca. Co dalej? – Moja mama strasznie wszystkim się przejmuje, mimo to opowiadałem, bo wiedziałem, że będzie ze mnie bardzo zadowolona.

– No i zaczął dyktować zadania – wyjaśniłem. – Na przykład o wannie, co to ją zapomnieli odetkać i kapała do niej woda i coś tam trzeba było zgadnąć, o dwóch pociągach i trzeba było wykombinować, gdzie się spotkają i takie tam. O, to będziesz wiedziała – ucieszyłem się, bo to zadanie było wprost idealne dla mojej mamy – prosto z kuchni: oblicz wagę ryby, wiedząc, że jej ogon waży 3 kg, głowa tyle samo, co ogon i pół tułowia, a tułów waży tyle co głowa i ogon razem.

– Ja używam wyłącznie filetów. Ogonów się brzydzę – odpowiedziała mama srogim głosem. Wcale się nawet nie zastanowiła, tylko ponaglała mnie, żebym dalej mówił. – Co było potem? Zrozumieliście te zadania?

– Nie, no skąd – odpowiedziałem szczerze. – Uczciwie mówiąc, jestem prawie pewien, że nie było sposobu na te zadanka. Ale Neptun tak się starał, tak nam tłumaczył, że nikt nie miał odwagi mu powiedzieć prawdy. Zresztą uważaliśmy z chłopakami, że to byłoby bardzo nieelegancko w stosunku do prezesa ministrantów. W końcu podał do wyliczenia zadanie z naszej branży: w ciemnej zakrystii ministrant zapalał 100 świeczek. Każdą kolejną świeczkę zapalał 6 minut po poprzedniej. Ile czasu było jasno, jeśli jedna świeczka pali się 15 minut?

I Piecyk na to (ten to zawsze coś zbroi), że wystarczy spytać pana kościelnego, nie trzeba liczyć. Po tej odpowiedzi prezes wyglądał, jakby chciał się rozpłakać. Nikt nie miał serca przyznać, że nie kumamy.

– Prawdziwi wrażliwcy z was – jakoś dziwnie powiedziała mama.

– Rachujemy sobie w najlepsze – opowiadałem dalej – a tu zaczynają wchodzić starsze chłopaki – same biegasy z matmy. Więc Neptun podał wszystkim zadanie, takie na gimnastykę umysłu. O księdzu proboszczu, co miał trzy wejścia do kościoła, przez które mnóstwo ludzi wchodziło i wychodziło, z dziećmi i bez, do tego spóźniało się lub wychodziło przed czasem. Neptun chciał, żebyśmy zgadli, ile jest najwięcej ludzi w kościele, zanim wyjdą ci, co wychodzą wcześniej, i uwzględnili tych, co się spóźnili. No i zaczęła się licytacja. Ktoś zawołał 369, inny 7523 albo 1020. Padało dużo propozycji, chłopcy spierali się. Niektórzy liczyli na kalkulatorze, inni mówili, że źle postawili przecinek. Jeden twierdził, że do problemu należy podejść algebraicznie, drugi, że arytmetycznie. Jednym słowem… Neptun znowu był bliski płaczu.

– Biedny chłopak – mama pożałowała Neptuna. – I ty mówisz, że jest niesprawiedliwy, nie dotrzymuje słowa.

– To, o czym ci opowiadam, działo się tydzień temu. Prezes prawie nie dotrzymał słowa po tym, jak dziś najlepiej w klasie napisałem sprawdzian z matmy. – Wiedziałem, że mama się ucieszy i że ją zaskoczę.

– Żartujesz?! Cudnie, widzisz, jednak wysiłek nie poszedł w las. Mówisz wreszcie coś pozytywnego. – Mama była uradowana, uściskała mnie. Poczułem się świetnie, bo bardzo lubię sprawiać przyjemność moim rodzicom.

– W szkole nie było Emilki, Igora i tej Marzeny, co zawsze skarży. Właściwie to byliśmy tylko trzej z naszej klasy, bo reszta ma grypę i pani połączyła lekcje z innymi piątymi klasami. Z naszej V A ja byłem pierwszy, Kefir drugi, a Piecyk trzeci. Na 6 zadań miałem tylko 9 błędów, Kefir 11, a Piecyk 12. Ubłagaliśmy panią, żeby dopisała na sprawdzianie, że mamy te miejsca w V A i pani w końcu się zgodziła.

– No i co?! – mama krzyknęła tak, że aż się wystraszyłem. – Chyba nie poszedłeś się pochwalić? Nie wolno ci tego sprawdzianu nikomu pokazywać!

– Oj mamo, jasne, że poszliśmy pokazać. Prezes spojrzał, a potem zapytał nas bardzo groźnym głosem: co to jest? Zaczęliśmy tłumaczyć, no i zrobiła się draka. Na to właśnie wszedł ksiądz Marek i powiedział do Neptuna, że nic tak nie dodaje skrzydeł, jak poczucie sukcesu. Żeby zachęcić nas do dalszych postępów w nauce, kazał nam trzem, za fantastyczny skok z ostatniej pozycji na podium, ufundować lody.

Opowiadanie pochodzi z książki Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Armia księdza Marka”. Książkę można nabyć pod adresem internetowym: http://www.armiaksiedzamarka.pl lub https://www.facebook.com/Armia-Ksiedza-Marka. Kontakt z autorką: [email protected].

Opowiadanie Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Skok” znajduje się na s. 8 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Opowiadanie Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Skok” na s. 8 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze