Józef Łobodowski – antykomunista, rusofil i miłośnik Ukrainy; pisarz, który miał wpływ na poglądy Jerzego Giedroycia

Gdziekolwiek by mieszkał, byłby antykomunistą. Widział i wiedział, czym komunizm jest, a szczególnie po doświadczeniu wojny i zachowaniu Rosjan wobec Polski, po doświadczeniu Wilna, Lwowa, Warszawy.

Wojciech Pokora
Bernard Nowak

Wiersze Łobodowskiego zjednały mu opinię buntownika, rewolucjonisty, bolszewika, będącego zagrożeniem dla porządku publicznego. My znamy Łobodowskiego jako antykomunistę.

Tak, bo to jest już druga część jego życia. Pierwsza część to dzieciństwo, zatem właściwie Moskwa i Ukraina. Trochę był najpierw tutaj, w Lublinie, jako dziecko, potem wyjazd do Moskwy, z Moskwy do Jejska i znów, po traktacie ryskim, do Lublina, do liceum i na studia, z których za działalność odczytywaną jako prokomunistyczna został relegowany.

Wtedy jeszcze KUL relegował za takie rzeczy.

Mało tego, że go relegowano; rozesłano wilczy bilet na całą Polskę. Załatwiono go jak komisja McCarthy’ego, czyli zadziałano bezwzględnie, co jest zresztą zrozumiałe, bo wiedziano, że KPP przychodzi ze Wschodu i ma charakter szpiegowski, była przecież agendą sowieckiego wywiadu.

Jego sympatie lewicowe, wręcz lewackie, prokomunistyczne, to było jednak rozczarowanie Polską, z ludzkiego punktu widzenia zrozumiałe. Z drugiej strony – Polska w dwudziestoleciu nie mogła być inna po tylu latach zaborów. Ale ludzie bardzo szybko zapominają, jak dzisiaj zresztą; wymagają, żeby państwo dorównywało krajom zachodnim, które nie zaznały zniewolenia.

W którym momencie jego komunizm się skończył?

To były lata 30. kiedy, jak sam opisuje w tetralogii Dzieje Józefa Zakrzewskiego, pojechał na Ukrainę i zobaczył skutki Wielkiego Głodu; to było około roku 1934.

Czy to się pokrywa z momentem, gdy podjął współpracę z ukraińskimi wydawcami i zafascynowała go tamtejsza poezja, którą zaczął przekładać na język polski?

Fot. Wojciech Pokora

Najpierw była jego działalność publicystyczna w Lublinie, gdzie był szefem „Kuriera Lubelskiego”, potem założył swoje gazety i w nich występował jako komunizujący. Proukraińskie sympatie to była późniejsza faza, gdy związał się z wojewodą wołyńskim Henrykiem Józewskim i kiedy zobaczył na nowo Ukrainę. Oczywiście darzył ten kraj sympatią, bo okres w Jejsku, wśród Kozaków, gdy był młodym i chłonnym chłopakiem, to był czas kształtowania się jego postawy. Jego korzenie emocjonalne tkwiły w Ukrainie – jego pierwszej ojczyźnie. „Ukraino, ojczyzno moja” – tak mógłby powiedzieć jako młody Polak, nawiązując do Mickiewicza. Był też zakorzeniony w Pierwszej Rzeczypospolitej – państwie wielonarodowościowym. Litwa była ojczyzną Mickiewicza, u Łobodowskiego zaś, Polaka, którego ojciec służył w armii rosyjskiej, mamy utożsamienie z Ukrainą. Cenił Słowackiego, też związanego z Ukrainą. Myślę, że jego ukraińskość jest czymś naturalnym, bo tam żył, widział, słyszał, tym nasiąkał w okresie dzieciństwa.

Poza tym, gdy czytałem wielokrotnie jako wydawca jego „trylogię ukraińską”, myślałem sobie: jest tam świetny język, który jest językiem Polski przedwojennej, nienasiąknięty zanieczyszczeniami, z którymi dziś mamy do czynienia; jest wartka akcja. Są też oczywiście przestoje, szczególnie gdy młody bohater leży ranny i słucha opowieści o Kozaczyźnie. Warto podkreślić, że to nie jest cała Ukraina, to są Kozacy kubańscy, którzy się z Ukrainy wywodzą. To ma swój urok… Gdy później czytałem jego poezję i słuchałem go w radiu, wreszcie gdy sięgnąłem do pieśni Kozaków kubańskich i wyobraziłem sobie miejsca, gdzie Łobodowski dorastał, doszedłem do wniosku, że Polska w porównaniu z Ukrainą to jest mały kraik, w którym dość trudno się zakochać. Tam widział olbrzymie rzeki, przestrzenie, góry; naród, który – mimo że terroryzowany przez Sowietów – korzeniami tkwił w starej Kozaczyźnie. Idylla i wewnętrzna wolność, która miała źródło w tej wolności zewnętrznej, w przyrodzie, w tamtejszych ludziach, ich śpiewach.

Jak słuchałem tych śpiewów, myślałem: my takich rzeczy nie mamy. Nic dziwnego, że on tak ciągnął potem do tej części literatury polskiej, o której się mówi „kresowa”. (…)

Dzisiaj, myśląc o Józefie Łobodowskim, kojarzymy go nie tyle z powieściami, ale z jego twórczością w „Kulturze”, z relacją z Giedroyciem. Lubimy myśleć, że to stąd – z miasta wielu kultur i bramy na Wschód, jak o Lublinie często mówimy – wyrósł ktoś, kto wpływał na kształt wschodniej koncepcji Giedroycia. Łobodowski wprost mówił, że nie ma Europy bez wolnej Ukrainy.

W dużym stopniu koncepcja wschodnia Giedroycia zbiegała się z myślą Łobodowskiego. Chociaż, jak wiemy, rodzina Giedroyciów pochodziła z terenów dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy, i mówiono złośliwie, że idea Księcia bazuje na jego rodzinnych doświadczeniach, że podświadomie wracał do domu.

Popularne dziś koncepcje wschodnie to prometeizm, jagiellońska, a zwłaszcza ta oparta na sojuszu Piłsudski-Petlura. A koncepcja Łobodowskiego i co za tym idzie – Giedroycia oparta była na sojuszu Piłsudski-Sawinkow-Fiłosofow. Mam wrażenie, że gdy myślimy o Wschodzie, zapominamy o Rosji. Rosja staje się dla wielu wrogiem, który zniknie z mapy, gdy tylko ich koncepcje zostaną zrealizowane.

Trudno Rosję bagatelizować czy udawać, że nie istnieje bądź istnieć przestanie. Także w sferze kultury. To naiwność. Przy okazji warto podkreślić, że Józef Łobodowski uważał się za rusofila i Rosja była mu kulturowo bliska. To zrozumiałe, ponieważ kultura rosyjska jest wielka, w dziedzinie literatury nie ma większych osiągnięć niż rosyjskie. Zresztą radziecka też się nieźle sprawiła… przy czym ona zawsze była – o tym należy pamiętać – opozycyjna wobec reżimów. W tym tkwi jej siła. Antysowieckość czy szerzej – antytotalitaryzm – i skłonność do kultury rosyjskiej dają się więc godzić.

Łobodowski był zarówno rusofilem, jak i antykomunistą.

Bernard Nowak (1950) – pisarz, redaktor i wydawca, drukarz w drugim obiegu, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Wolnego Słowa. Współzałożyciel Wydawnictwa Test (1988), które m.in. opublikowało w oficjalnym obiegu Hańbę domową: rozmowy z pisarzami J. Trznadla, a w 1989 r. kolportowało drukowany już w Polsce miesięcznik „Kultura”.  Jest laureatem Nagrody Artystycznej Miasta Lublina za rok 2003 oraz Nagrody Literackiej im. B. Prusa w 2004. Od 2005 do 2011 r. był prezesem Oddziału Lubelskiego SPP; obecnie pełni funkcję sekretarza. Został odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Wolności i Solidarności (2015).

Cały wywiad Wojciecha Pokory z Bernardem Nowakiem pt. „O krok od wielkości” znajduje się na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Wojciecha Pokory z Bernardem Nowakiem pt. „O krok od wielkości” na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze