I Państwo Polskie skończyło się 22 lipca 1944 roku. Czy uda się zbudować drugie?/ Jan Bogatko, „Kurier WNET” 63/2019

Wszyscy sojusznicy Hitlera wyszli na kolaboracji z III Rzeszą lepiej niż Polska, która pierwsza mu się przeciwstawiła. Dwóch kolaborantów Hitlera – Rosja i Francja – weszło do grona wielkich mocarstw.

Wrzesień

Jan Bogatko

Sierpień 39’ moja Matka z małym bratem (oczywiście wiele lat starszym ode mnie) spędzała w Rawskiem, w majątku moich dziadków. W ostatnich dniach sierpnia Ojciec został zmobilizowany. Na dworcu Łódź Fabryczna panował chaos. „Już przegraliśmy tę wojnę” – powiedział, żegnając się z Mamą.

Wóz transportowy przewiózł wyposażenie łódzkiego mieszkania w Rawskie. Wypędzeni z Łodzi 13 grudnia 1939 roku moi Rodzicie już tam nie wrócili. Od 26 sierpnia do listopada ʼ39 moi Rodzice nic o sobie nie słyszeli.

Piję herbatę w rezydencji barona Philippa Boeselagera w Altenahr. W rogu stoi szafa – gruszka podobna do tej, jaką znam z Łańcuta. Okazuje się, że to prezent od Potockich. Jest piękny, sierpniowy dzień. Jak wtedy? Rozmowa schodzi na wrzesień. Dokładniej – na 1 września 1939 roku. Dla mnie historia, więc słucham z najwyższą uwagą. Dla Philippa von Boeselager – czas jego młodości. O czasie przeszłym dokonanym opowiada z iskrą w oku. Komentuje film, przesuwający się przed jego oczami.

„Gdyby nie doszło do paktu Hitler-Stalin (tak – i chyba prawidłowa to nazwa – określa się w Niemczech pakt Ribbentrop-Mołotow), to wojna by nie wybuchła” – z przekonaniem opowiada mój rozmówca. I wiele wskazuje na to, że może mieć rację. Boeselagerowie byli ustosunkowani, należeli do elity II i III Rzeszy, byli dobrze poinformowani, wiedzieli, co się tańczy na parkiecie politycznym Berlina.

Philipp von Boeselager pochodził z bardzo katolickiej rodziny (jego przodkowie po reformacji przenieśli się do Nadrenii ze względów wyznaniowych) i stąd tradycyjnie antypruskiej. Był krewnym barona Wilhelma von Ketteler, niemieckiego dyplomaty i przeciwnika narodowego socjalizmu, oraz błogosławionego kardynała Clemensa Augusta hrabiego von Galen, nieprzejednanego przeciwnika narodowosocjalistycznej eutanazji, jakże promowanej dziś w Polsce (i nie tylko) przez postępowych (jak nazi) „liberalnych demokratów”. Na chwilę muszę zatrzymać się przy tym człowieku, dobrym Niemcu i przyjacielu Polski (jedno, jak widać, nie wyklucza drugiego), by ukazać jego tło kulturowe, które nakazało mu pamiętać o tym, że jest po pierwsze człowiekiem. Kiedy aktywiści rewolucji narodowosocjalistycznej przystąpili do usuwania krzyży w nadreńskich szkołach, widział, czym zagraża hitleryzm. Pozostał do końca wierny swej dewizie etiam si omnes, ego non (mniej więcej: nawet, jak wszyscy są za, ja nie muszę).

Mam przed sobą niewielką broszurkę wydaną przez Bibliographisches Institut AG w Lipsku pod koniec września 1939 roku, pod tytułem Schlag nach über Polen (w wolnym tłumaczeniu: „Wszystko, co powinieneś wiedzieć o Polsce”. Mnóstwo tam propagandy, ale najciekawsza jest mapa Polski i państw bałtyckich z oznaczoną na niej niemiecko-rosyjską linią demarkacyjną z 22 września 1939 roku.  Gruba, czerwona linia rozbioru dzieli niemiecką od rosyjskiej części Polski mniej więcej następująco: od granicy z III Rzeszą linia przebiega wzdłuż Pisy i Narwi, i krótkiego odcinka Bugu do Warszawy (Saska Kępa to pewne miała być już Białoruś, Podobnie jak Białystok); dalej wzdłuż Wisły do Sanu i stamtąd do granicy z Węgrami. Oznacza to, że w pierwszej fazie Niemcy dawały Rosji większą część łupów (później doszło do rozwiązania tzw. problemu litewskiego), ale tego już na mapie nie ma, podobnie jak brak tam informacji o tym, kiedy Stalin podarował polskie Wilno Litwie, zanim je połknął).

Z mapy tej wyczytać można, jak bardzo Hitlerowi zależało na Rosji, skoro dawał jej aż tak wiele polskiego terytorium! To mając na uwadze, opinia Boeselagera, że bez paktu ze Stalinem Hitler na Polskę by nie napadł, jest przekonująca.

Ponieważ lewica (liberalna demokracja, socjalistyczna demokracja, słowem każda demokracja przymiotnikowa, czyli żadna) majstruje teraz przy Historii, na nowo pisząc gorliwie tom poświęcony XX wiekowi, musimy być przygotowani na to, że jakiś polski czy inny uczony lub historyk (niepotrzebne skreślić!) niebawem nam obwieści, że to Polska napadła 1 września na Niemcy i Słowację, a nie Niemcy i Słowacja na Polskę – Słowacy o godzinie 5 rano weszli 1 września 1939 roku na terytorium Polski w sile trzech dywizji, zajmując Podhale, Nowosądecczyznę i część Bieszczadów. O ile wiem, nigdy Polski za to nie „przepraszali”. Oczywiście napaść Rosji (która to, w przeciwieństwie do Niemiec, złamała deklarację o niestosowaniu siły – Berlin ją jednak wypowiedział) w dniu 17 września przedstawiana jest, na razie tylko w Rosji i na polskiej lewicy, jako kolejna bitwa w wojnie rozpoczętej przez polski faszyzm w 1919 roku. Skoro prof. Hartman zapewnia, że Polska napadła wtedy na Rosję, to niebawem znajdzie się (dzięki grantom lub licząc na takowy) jakiś ekspert, który uzna słowa Adolfa Hitlera wypowiedziane w Reichstagu w dniu 1 września 1939 roku za historyczną prawdę: „Polen hat heute nacht zum erstenmal auf unserem eigenen Territorium auch mit bereits regulären Soldaten geschossen. Seit 5.45 Uhr wird jetzt zurückgeschossen!”, w wolnym tłumaczeniu: „Polska dziś w nocy po raz pierwszy zaczęła na naszym własnym terytorium strzelać regularnym wojskiem. Od 5.45 odpowiadamy teraz ogniem”.

Może pierwsi eksperci zabiorą głos już w tym roku w Gdańsku, który tak marzy o tym, by znów stać się Wolnym Miastem, na festynie pierwszowrześniowym?

Stanowisko władz miasta jest do tego stopnia żenujące, że brak na ten temat komentarzy nawet w niemieckich bulwarówkach. Postawa wielu polityków totalnej opozycji w Polsce pozwala zrozumieć zjawisko kolaboracji i szmalcownictwa w latach okupacji niemieckiej i rosyjskiej w Polsce i skalę zjawiska donosicielstwa w okresie tzw. Polski Ludowej.

Pod koniec września nadchodzi wiadomość o śmierci mego stryja, Stefana Iwickiego, młodego oficera. 10 września poległ on w Konstancinie pod Warszawą. Moja Matka nadal nie ma żadnych wiadomości od swego męża. Wiadomo tylko, że miał się udać do swej jednostki w Brześciu nad Bugiem, by służyć tam jako lekarz w jednostce sanitarnej. Na wiadomość od męża przyszło jej czekać długo.

Jako dziecko fascynowała mnie opowieść Ojca z frontu wschodniego. Otóż był on dowódcą oznaczonego czerwonym krzyżem wagonu sanitarnego w pociągu pancernym na trasie Brześć–Wilno. Pociąg ostrzelali Rosjanie, skład zatrzymał się, rosyjski oficer kazał ustawić się personelowi przed wagonem. Nie pamiętam, ile to było osób – ojciec, jego asystenci, farmaceuta i siostry miłosierdzia. Na rozkaz oficera pojawiło się paru sołdatów uzbrojonych w karabiny. Każdy wiedział, co się za chwilę zdarzy. Groza wisiała w powietrzu. Rosyjski dowódca wyciągnął machorkę i zaczął skręcać papierosa. Po chwili zorientował się, że nie ma zapałek. Rozpoczął się dialog: – Spiczki u was jest’?Da, konieszno (ojciec nie palił, ale miał w kieszeni fartucha zapałki do zapalania maszynki spirytusowej), pażałujsta. – Można wziat’? – spytał Rosjanin. – Da – odparł Ojciec. I zdarzył się cud: – Uchaditie wsie! – ryknął dowódca.

Wolność trwała krótko. Zaraz po tym szczęśliwym incydencie Ojciec dostał się do rosyjskiej niewoli. Tak jak w innym miejscu i w innych okolicznościach jego brat, stryj Kazimierz Iwicki, ichtiolog, zamordowany potem w Katyniu. Nie wiem, w jakim obozie znalazł się mój Ojciec, może w Rawie Ruskiej? Wiem natomiast, że transportowano jeńców pociągiem przez Polesie. Ojciec, uczestnik wojny 1920 roku, miał o bolszewikach wyrobione zdanie. Wyśmiany przez młodszych towarzyszy niedoli (przecież nas odeślą do niemieckiej strefy, bo my stamtąd), postanowił z jednym z nich, Henrykiem Sztompką, wyrwać deski z podłogi wagonu bydlęcego, w jakim ich wieziono, i nocą rzucić się między tory jadącego dość wolno pociągu. Ucieczka udała się, tylko jego towarzysz niedoli złamał przy upadku nogę. Teraz trzeba było nocami przechodzić od wsi do wsi. Kiedy nocowali w jakiejś stodole, usłyszeli po białorusku: – Uciekajcie, NKWD jedzie!. Potem już tylko trzeba było przepłynąć San – i do domu! Przybyli nocą, wynędzniali i obdarci. Nocny stróż nie poznał ojca. Poznały go psy. Potem tylko spalono odzież, wykąpano ich i po 24 godzinach snu obudzili się szczęśliwi i zdziwieni w białej, wykrochmalonej pościeli. No i Ojciec kazał zawieźć wszystko z powrotem do Łodzi, gdzie przecież pracował…

Dzisiaj toczy się dyskusja o tym, czy można było uniknąć wojny. Dyskusja ma sens pod warunkiem, że wyciągniemy z niej wnioski na przyszłość. Faktem jest, że wszyscy sojusznicy Hitlera wyszli na kolaboracji z III Rzeszą lepiej niż Polska, która jako pierwsza mu się przeciwstawiła.

Dwóch kolaborantów Hitlera – Rosja i Francja – weszło nawet do grona wielkich mocarstw. Pomniejsi – Rumunia, Słowacja, Chorwacja, Włochy i Węgry (pomijam tu Finlandię, to odrębny przypadek), niemal nie poniosły uszczerbku terytorialnego i strat w ludności. Może rzeczywiście przyjęcie brytyjskich gwarancji (bez pokrycia) było tylko metodą na zachęcenia Hitlera do ataku na Polskę? W każdym razie od porozumienia Sikorski-Majski Polska nie miała szans na zwycięstwo. Straty Polski to 6 milionów obywateli, ponad połowa terytorium państwa, czyli przerwanie ciągłości terytorialnej. Tu należy wymienić Pożogę – eksterminację polskich elit – znacznie dotkliwszą dla społeczeństwa polskiego od Holocaustu dla społeczeństwa żydowskiego, który objął głównie żydowską biedotę, wzmacniając rolę elit.

22 lipca 1944 roku skończyło się I Państwo Polskie. Czy uda się zbudować drugie, tego nie wiem, choć mam taką nadzieję, bo próba trwa.

Artykuł Jana Bogatki pt. „Wrzesień” znajduje się na s. 3 „Wolna Europa” wrześniowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

Artykuł Jana Bogatki pt. „Wrzesień” na s. 3 „Wolna Europa” wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze