El Greco z Kosowa Lackiego. Mój poprzednik uznał, że nie należy palić Świętego. Znalazł ramy, powiesił i tak sobie wisi

Całowałyśmy Franciszka w rękę; miałyśmy fotografię na drzwiach i mówiłyśmy: „Powiedz im, święty Franciszku, że naprawdę namalował cię sam El Greco!”. Tę rękę miał po pewnym czasie czerwoną od szminki.

Stefan Truszczyński

– Działo się to w 1964 roku. Przyjechałyśmy do Kosowa Lackiego na wschodnim Podlasiu, który był po prostu jedną z miejscowości, które musiałyśmy odwiedzić w ramach pracy. Kościół był gotycki, z początku wieku XX. (…) Już miałyśmy wyjść, kiedy przez uchylone drzwi do prywatnego mieszkania księdza, w ostatniej niemal chwili spostrzegłyśmy, że wisi tam obraz (…) Obraz zrobił na nas niesłychane wrażenie. Poczułam ciarki, co dla mnie zawsze jest oznaką spotkania z czymś wielkim. Muszę przyznać, że nie powiedziałyśmy: „O, El Greco!”, ale tylko dlatego, że wtedy granice były zamknięte, w Polsce np. na studiach nie było prawie mowy o hiszpańskim malarstwie. Nie było żadnego specjalisty od El Greca. Tym niemniej wiedziałyśmy, że jest to obraz wielkiej klasy. (…)

– Pojechał do Kosowa Lackiego profesor Białostocki, profesor Rostworowski, później minister kultury, i pani Dobrzycka, która była kustoszem muzeum, kuratorem malarstwa hiszpańskiego w Poznaniu, gdzie są duże zbiory po Atanazym Raczyńskim, też interesującym się Hiszpanami. Pojechali, obraz zdjęli, wynieśli na słońce, przyglądali się dłuższy czas i doszli do wniosku, że to jest prawdopodobnie późne naśladownictwo. Nawet nie kopia, powiedzieli, naśladownictwo. Największym argumentem z ich strony było, że to jest w Kosowie Lackim i to po prostu niemożliwe, żeby nieznany El Greco znajdował się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.

To był wyrok na nas. Nastąpił powszechny rechot, jak to się wygłupiłyśmy, elgreczynki. Ludwik Jerzy Kern napisał tekst w formie ballady dziadowskiej, że „w jednej dalekiej, chrześcijańskiej parafii cud niesłychany właśnie się przytrafił, przyuważyły dwie młodziutkie panie obraz na ścianie”. Odpowiedziałyśmy mu, bo rzeczywiście w formie tej ballady dziadowskiej bardzo trafnie napisał o tym całym wydarzeniu. Napisałyśmy „drogi nasz Ludwiku oraz Jerzy Kernie, za to, że pan sprawę przedstawił tak wiernie, pozostajemy wdzięczne niesłychanie, z pozdrowieniami – dwie młodziutkie panie”. No i cała Polska już się śmiała. (…)

– Najpierw umarł proboszcz, potem biskup i nastąpił biskup Mazur, świetny administrator, bardzo dobry biskup, ale sztuka nie była jego hobby. Jednak, namówiony – nie wiem przez kogo, bo nie przeze mnie – oddał El Greca do konserwacji. Wtedy właśnie stwierdzono autentyczność, ale obraz schowano. Myślę, że z punktu widzenia Kościoła był to słuszny ruch, po prostu obawiano się, że odbiorą ten obraz władze i zawiśnie w gabinecie któregoś sekretarza. (…)

– Ma na dole napis „Domenikos Theotokopulos” i teraz, podczas konserwacji, wyszły jeszcze literki słowa ‘epoiei’, co oznacza ‘wykonał’. „Wykonał Domenikos Theotokopulos” – czyli nie ma najmniejszych wątpliwości, że to jest oryginał, sygnowany, co bardzo podnosi jego wartość. Wszystkie badania zresztą to potwierdziły: płótna, farb, garbników.

Cały wywiad Stefana Truszczyńskiego z dr Izabellą Galicką, pt. „El Greco z Kosowa Lackiego”, można przeczytać na s. 7 lutowego „Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Stefana Truszczyńskiego z dr Izabellą Galicką pt. „El Greco z Kosowa Lackiego” na s. 7 lutowego „Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze