Dzieci, zrozumcie, najważniejsza jest Polska! / Wspomnienia o śp. Kornelu Morawieckim, „Kurier WNET” nr 64/2019

Nie oczekiwał splendorów. Lubił i chciał ciężko pracować dla dobra innych. Jego cieszył efekt pracy, kiedy widział, że może pomagać innym, że sprawia ludziom radość, że robi dla nich coś dobrego.

30 września zmarł w wieku 78 lat Kornel Morawiecki, działacz Solidarności, bojownik o wolność Rzeczypospolitej, założyciel i przywódca Solidarności Walczącej, Marszałek Senior Sejmu RP, kawaler Orderu Orła Białego, doktor fizyki, ojciec obecnego Premiera RP Mateusza Morawieckiego.

„Niesiemy Ciebie, Polsko, jak żagiew, jak płomienie. Gdzie Cię doniesiemy?

My, Polacy, jesteśmy wielkim, dumnym narodem. Mamy przeszłość wielką, jesteśmy narodem z pokoleń przed nami, w pokolenia, które przyjdą po nas. Jesteśmy cząstką dziejów. Rośliśmy z chrześcijańskiego, z europejskiego ducha, z naszej mowy i kultury, z umiłowania wolności, z pracy i walki o niepodległość, z fenomenu Solidarności.

Nam, posłom, przypadł zaszczyt reprezentowania obywateli, tych, którzy poparli obecne tu w Sejmie ugrupowania. Także tych, których głosy nie zostały uwzględnione, a także tych, którzy nie poszli do wyborów. Mamy obowiązek mówić wspólnym głosem, mamy obowiązek, spierając się, dochodzić do porozumienia i służyć Polsce, służyć wszystkim obywatelom. Taka jest nasza wielka odpowiedzialność i nasze wyzwanie. Czy prawo ustanowione przez obecny Sejm, przez Sejm obecnej kadencji pomoże Polsce, potrafi poprawić dolę mieszkańców naszego kraju? Czy biednych uda się wyrwać z biedy? Czy da perspektywę ambitnym, pracowitym i zdolnym? Czy przywróci cześć bohaterom Solidarności? Na co dzień widzimy bezprawie, draństwo i rozpacz – rządzą ci, co mają pieniądze i siłę. Ludziom potrzeba uczestnictwa, możliwości wypowiadania się, decydowania o sobie, o kraju. Takie są nasze cele, takie będą nasze czyny.

Tu, z tej trybuny, padło przed laty dramatyczne pytanie: „Czyja jest Polska?” Ale jest jeszcze bardziej doniosłe pytanie, bardziej ważne – Dla kogo jest Polska? Żyjemy nie tylko dla siebie – żyjemy i umieramy dla innych. Polska ma rosnąć, ma rozwijać się nie tylko dla Polaków. Jesteśmy potrzebni. Jesteśmy potrzebni sąsiadom, światu. Mamy łączyć zachód Europy z jej Wschodem.

My razem jesteśmy ważniejsi niż każdy z osobna. Ponad nami są wartości – dobro i prawda, wolność i sprawiedliwość. Nad nimi jest poczucie sensu, naszego indywidualnego życia i naszego narodowego trwania. Sensu tożsamego z niepojętym Bogiem. Polacy nieraz, przydając się sobie, przydawali się innym. Tak było w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku, tak było podczas II wojny światowej, podczas walki i męczeństwa, które nasz naród wycierpiał. Tak było w zrywie Solidarności. Przydaliśmy się Europie, przyczyniliśmy się do pokonania totalitaryzmu. Mieliśmy swój udział w kształtowaniu mapy Europy, ale po Okrągłym Stole zabrakło nam odwagi, wyobraźni i oryginalności.

Marzy mi się… Marzy mi się, żebyśmy w tym parlamencie, z udziałem całego społeczeństwa, zaproponowali Polsce i Europie nową, wielką konstytucję na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Konstytucję nie tylko praw, obowiązków, nie tylko wolności. Konstytucję sensu”.

(Fragment wystąpienia Kornela Morawieckiego z 12 listopada 2015 roku, kiedy jako Marszałek Senior otwierał pierwsze posiedzenie Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej ósmej kadencji)

„To nie rząd wprowadzi lepszy porządek, większy dobrobyt, podniesie poziom życia w Polsce i uczyni silnym nasze państwo. To musi zrobić każdy z nas. To jest wymóg obywatelski, obowiązek, do którego powinien poczuwać się każdy obywatel. Tymczasem bardzo duża część społeczeństwa polskiego wydaje się go lekceważyć. Parę tygodni temu miały miejsce strajki policji, jakby na wzór włoskich. To było oburzające. Słyszałem, że w sądach też dzieją się podobne rzeczy, że sądy są nieczynne, bo sędziowie czy urzędnicy chorują…

W wystąpieniu pana premiera zabrakło pewnych wymagań. Tak bym to powiedział: wymagań. Tego, co tak ostro, ale potrzebnie powiedział premier Anglii Churchill w czasie wojny: że czeka was pot, krew i łzy. Nie chodzi mi o to, żeby nas czekały teraz krew i łzy, ale o to, żebyśmy się poczuwali do wspólnej odpowiedzialności za naszą kondycję, za nasz kraj”.

(Fragment wywiadu Kornela Morawieckiego dla Radia WNET z grudnia 2018 roku)

Z przyjaciółmi, towarzyszami walki, współpracownikami, działaczami Solidarności i politykami o Kornelu Morawieckim rozmawiają Krzysztof Skowroński i Łukasz Jankowski.

Andrzej Kołodziej

Krzysztof Skowroński: Smutny to dzień dla przyjaciół Kornela Morawieckiego, dla wszystkich, którzy cenili tego wybitnego polityka, działacza i wspaniałego człowieka. Jakimi myślami mógłby Pan podzielić się w tym dniu?

Przychodzą mi na myśl wspaniałe chwile spędzone wspólnie z Kornelem. Przyjaźniliśmy się od ponad trzydziestu pięciu lat. To jest naprawdę cenny kawałek wspólnie spędzonego życia, wspólnych lat walki, więc jest o czym pamiętać.

Ale najbardziej żal, że odszedł wielki człowiek, który tak wiele zrobił dla naszej niepodległości. To także dzięki niemu dzisiaj możemy żyć w wolnej Polsce.

Kornel nie tylko dla tego naszego grona ludzi, których zdołał skupić wokół siebie, właściwie wokół zasad, które wyznawał – był wizjonerem bardziej niż politykiem. Bo kiedy on marzył o wolnej, niepodległej Polsce, to większości Polaków ona nawet się nie śniła.

A jednak zdołał wpoić nam wiarę w szansę pokonania totalitarnego systemu. I okazało się, że miał rację.

Kornel ciągle walczył ze złem, które nas otaczało, ale w ludziach widział samo dobro. Był niezwykle pozytywnie nastawiony do każdego człowieka.

Wszystkim wpajał to, że najważniejsze są zasady i nimi należy kierować się w życiu, bez względu na to, co nas otacza. Nie znosił politykierstwa i kunktatorstwa, obojętnie w jakim wydaniu. Był dla nas autorytetem, którego odejście tworzy pewną pustkę, bo trudno jest znaleźć kogoś równie zdeterminowanego i konsekwentnie realizującego swoje dążenia i wiernego własnym zasadom, które głosił przez całe lata. No i szczęśliwie doprowadził nas do radosnego celu.

Całe życie walczył i dzisiaj, niestety, tę ostatnią walkę o własne życie przegrał. Ale pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych, kiedy walczyliśmy z komunizmem i często zastanawialiśmy się nad metodami walki, jej konsekwencjami, represjami, które być może na nas spadną, to Kornel zawsze mówił z uśmiechem: cóż, życie jest mniej ważne. Mówił: dzieci… tak często zwracał się do nas. Mówił: dzieci, zrozumcie, najważniejsza jest Polska!

Był zakochany w wolnej Polsce i nieustannie, konsekwentnie zmierzał do Polski, którą chciał widzieć idealnie sprawiedliwą. To trudno jest osiągnąć. Nie udało się do końca, ale udało mu się już osiągnąć cel najważniejszy: Polskę niepodległą, suwerenną. I mieliśmy wspólnie z Kornelem okazję kilka lat w takiej Polsce żyć, ale dla Kornela ciągle to było niedoskonałe. Do ostatnich dni mówił, że póki żyje, to ma jeszcze coś pozytywnego, coś dobrego do zrobienia.

Ale myślę, że jednocześnie miał poczucie zwycięstwa. Jego myśl, jego idee mimo wszystko odnoszą sukces. Jego syn, premier Mateusz – sam Kornel Morawiecki mówił o tym – buduje Polskę solidarną. Myślę, że miał poczucie, że wszystko, co robił, miało głęboki sens.

Oczywiście zgadzam się z tym. Niestety był bardzo niedoceniany w latach dziewięćdziesiątych i później. Dopiero teraz te zasady i te wartości, które głosił Kornel, znajdują realizację. Realizuje je w sporej części premier – syn Kornela, Mateusz, który się wychował na zasadach i ideach Solidarności Walczącej. Byłem bardzo blisko z Kornelem, więc wiem, że oczywiście sprawiało mu to ogromną przyjemność, że przynajmniej część jego marzeń jest wprowadzanych w życie.

Kawaler Orderu Orła Białego, Marszałek Sejmu, ojciec premiera… ale tak na dobrą sprawę dla Kornela Morawieckiego trudne czasy trwały. Najpierw było podziemie, Solidarność Walcząca; potem okres od lat dziewięćdziesiątych aż do dwa tysiące piętnastego roku. Kiedyś pojechaliśmy do Wrocławia i odwiedziliśmy go w redakcji „Gazety Obywatelskiej”. Mała, biedna redakcja. Dwóch panów, którzy składali z trudem gazetę, walcząc cały czas o prawdę, o taką opowieść, która nie byłaby skażona żadnym lobbingiem ani wpływami.

Jak już mówiłem i co zawsze nam wpajał – najważniejsze są zasady i należy ich bezwzględnie przestrzegać, konsekwentnie dążyć do osiągnięcia własnych celów. Kornel nigdy nie poszukiwał taniego blichtru, nie oczekiwał splendorów. Lubił i chciał ciężko pracować dla dobra innych. Jego cieszył efekt pracy, kiedy widział, że może pomagać innym, że sprawia ludziom radość, że robi dla nich coś dobrego. Zresztą widział w ludziach samo dobro, on nie widział złych ludzi.

Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Kornelem Morawieckim?

O tak! Była to wiosna siedemdziesiątego czwartego roku, kiedy wstępowałem do Solidarności Walczącej – przysięgę odbierał ode mnie Kornel Morawiecki. Takie rzeczy się dobrze pamięta… A było to kilka miesięcy po moim powrocie z czeskiego więzienia, gdzie spędziłem prawie dwa lata. Takie były moje pierwsze kroki wspólne z Kornelem.

A ostatnie Wasze spotkanie?

W okresie, kiedy Kornel był posłem w Warszawie, widywaliśmy się często, ale ostatnio to już kontaktowaliśmy się telefonicznie… Niecałe dwa tygodnie temu próbowaliśmy się umówić, bo Kornel się czuł dobrze, przynajmniej tak mnie zapewniał. Umawialiśmy się na spotkanie w Łomży, w jego okręgu wyborczym, gdzie chciał jechać spotkać się z ludźmi i z nimi porozmawiać w ramach kampanii do senatu, bo nie ustawał w swoim działaniu i uważał, że nadal ma jeszcze coś dobrego do zrobienia. Już tam nie dojechał.

Adam Borowski

Łukasz Jankowski: W czasach PRL był Pan działaczem opozycyjnym, teraz jest Pan wydawcą i producentem filmowym, między innymi współproducentem filmu Legiony.

Byłem także zaprzysiężonym żołnierzem Solidarności Walczącej. Można powiedzieć, że Kornel był moim dowódcą. Przysięgę składałem zresztą dwukrotnie. Po raz pierwszy trochę przypadkowo, bo znalazłem się na tajnej uroczystości poświęcenia sztandaru Solidarności Walczącej. To było bodajże w osiemdziesiątym czwartym roku lub na początku osiemdziesiątego piątego, kiedy ten sztandar powstał. Zostałem zawieziony do podziemi jednego z kościołów Wrocławia, gdzie odbywała się uroczystość poświęcenia sztandaru i zaprzysiężenia na niego obecnych przy tym osób. I wtedy po raz pierwszy składałem przysięgę. Był Kornel i inni działacze.

Drugi raz odbyło się to w mieszkaniu mojej przyszłej żony, kiedy złożyłem deklarację wstąpienia do Solidarności Walczącej. Kornel przyjechał z Andrzejem Zarachem, członkiem Komitetu Wykonawczego SW, i odbierali ode mnie przysięgę. To są uroczystości nie do zapomnienia, jako młodemu chłopakowi zapadły mi bardzo mocno w pamięć. Kojarzyły mi się z przysięgami z powstania styczniowego, z drugiej wojny światowej…

A postać samego przywódcy? Jakie robiła wrażenie wtedy, w latach osiemdziesiątych?

Początkowo Kornel Morawiecki działał we Wrocławiu, ja w Warszawie i nasze drogi się nie krzyżowały. Ale oczywiście słyszałem o nim, odgrywał istotną rolę w środowisku wrocławskim. Był szefem „Biuletynu Dolnośląskiego”, który z Wrocławia przywozili do mnie, do Warszawy, jako do przewodniczącego komisji zakładowej. Będąc we Wrocławiu po prostu załatwiłem to, że dostawaliśmy „Biuletyn Dolnośląski”. A to była jedna z pierwszych gazet tego, nazwijmy to, niepodległościowego podziemia, bo jeszcze przedsierpniowego.

Kiedy czyta się kondolencje wysyłane przez polskich polityków wszystkich opcji, pobrzmiewa w nich jedno sformułowanie: Kornel Morawiecki był wielkim bohaterem walki o wolność Polski. Bohaterem, który potem przez prawie dwadzieścia pięć lat był zapomniany, zepchnięty na margines życia politycznego…

On nie godził się na porozumienie Okrągłego Stołu, nie godził się na ten pakt, który notabene nie został dotrzymany w swojej zasadniczej części, tej społecznej, natomiast został dotrzymany w tej części tajnej, ustnej, magdalenkowej, która zapewniała komunistom bezkarność, uwłaszczenie i to, co oni zrobili z polską gospodarką, prawda? Ta niepisana część umów została wypełniona. Natomiast tamta oficjalna nie. Kornel się na to nie godził.

Potem jakoś nie umiał się przebić do świadomości społecznej. Bo w podziemiu on był legendą, naprawdę legendą. Był jednym z najdłużej ukrywających się działaczy i wyjątkowo intensywnie ściganym. Do tego zrobił coś, czego inni nie zrobili, to znaczy on miał nasłuch. Cały Wrocław był obłożony aparatami nasłuchowymi i rzeczywiście wiele, wiele razy udało mu się umknąć przed aresztowaniem dzięki tej aparaturze. Stworzył zespół ludzi, który można śmiało nazwać kontrwywiadem.

Bo ta wrocławska komórka Solidarności Walczącej, w odróżnieniu od NSZZ Solidarność, wywodziła się z Politechniki, z wydziałów technicznych, a nie z wydziałów humanistycznych. Sam Kornel Morawiecki był doktorem fizyki.

Tak. Moja żona, która jest z Wrocławia i która też była członkiem Solidarności Walczącej, utrzymywała nasłuchy, żeby rozpoznać, czy czasem nie jest śledzona. Ja do tych nasłuchów miałem dostęp i dzięki analizie doszedłem do wniosku, kto w Warszawie jest kapusiem. W Warszawie – to znaczy, że te analizy, te nasłuchy miały wielopoziomowe zastosowanie, bardzo ułatwiały konspirację. I trzeba powiedzieć, że Kornel miał wielu bardzo, bardzo, bardzo oddanych ludzi, którzy wprost mówili nie o jakieś tam finlandyzacji, ale o niepodległości i że komunizm trzeba obalić.

Mieliśmy zasadę, że naszą główną bronią jest słowo, prawda i słowo. I myślę, że Solidarność Walcząca miała jedną z największych siatek drukarskich, wydawniczych. We Wrocławiu prawie każdy zakład miał swoją gazetkę; ta sieć wolnego słowa była nieprawdopodobnie rozbudowana.

W przemówieniu otwierającym obecną, upływającą już kadencję Sejmu, Kornel Morawiecki jako Marszałek Senior powiedział, że zabrakło nam odwagi i śmiałości, także tej intelektualnej śmiałości po Okrągłym Stole; że nie byliśmy na tyle odważni, żeby zbudować państwo zupełnie nowe.

Tak. Przyjęliśmy ten liberalny plan Balcerowicza, który wmówił nam, że po prostu innej drogi nie ma. Że pierwszy milion trzeba ukraść, a następne – czemu nie? To był plan dziki, dla mnie dziki zupełnie, pozbawiony międzyludzkiej solidarności; ta liberalna reforma spowodowała, że nie zbudowaliśmy sprawiedliwego państwa. Przyjęliśmy złe wzorce. Teraz na szczęście odeszliśmy od tego.

Jaki testament dla polskich polityków, dla nas wszystkich jako społeczeństwa, jako narodu zostawił Kornel Morawiecki?

W podziemiu został napisany program pod nazwą Solidarna Rzeczpospolita. Najogólniej rzecz biorąc polegał on na solidarności międzypokoleniowej, na wzajemnej pomocy. I myślę, że taki rodzaj solidarnej Rzeczpospolitej obecnie buduje Mateusz razem z Jarosławem. Mateusz jako młody chłopak był w Solidarności Walczącej. On niejako realizuje ten testament.

Oczywiście zmienia się otoczenie, zmienia się rzeczywistość, która jest dynamiczna i trzeba reagować, ale teraz jest realizowane to, co my nazywamy solidaryzmem: pomoc słabszemu, wyrównywanie szans. To jest ta Solidarna Rzeczpospolita i teraz ją budujemy.

Piotr Jegliński

Krzysztof Skowroński: Czy dobrze znał Pan Kornela Morawieckiego?

Myślę, że bardzo dobrze. Poznaliśmy się w dniu, kiedy Kornel razem z Andrzejem Kołodziejem zostali wyrzuceni, deportowani z PRL-u i znaleźli się na płycie lotniska Fiumicino w Rzymie. Ja już tam na niego czekałem i wtedy poznałem go osobiście. Wcześniej znaliśmy się już wiele lat, bowiem pomagałem Kornelowi. Wspierałem Solidarność Walczącą, od kiedy powstała, od samego początku. Wysyłaliśmy powielacze, skanery do nasłuchów bezpieki, milicji; organizowaliśmy również przerzuty literatury w języku rosyjskim, która szła do ówczesnych jednostek sowieckich. Trzeba powiedzieć, że Kornel Morawiecki miał głęboką wiarę w to, co robił. Był człowiekiem niezwykle ideowym, serdecznym i ciepłym.

Widziałem go ostatni raz ósmego września i śmiałem się z niego, że miał startować z północnej Polski, a jedzie robić kampanię do senatu z pierwszego miejsca na Podlasiu. I poradziłem mu: Kornel, jedź tam, to się od razu lepiej poczujesz! On też się śmiał, ale czułem, że coś się z nim dzieje niedobrego. Był po pierwszej fazie naświetlań, bo chorował na raka trzustki, jak sam powiedział. Miałem przy sobie książkę, którą żeśmy wydali, Alfreda Znamierowskiego Niezłomni, gdzie są wywiady właśnie z Morawieckim i Kołodziejem. I spontanicznie wyjąłem ją i chciałem powiedzieć: popatrz, tylu autorów wydałem, wszyscy zmarli, nie mam autografów. Ale po prostu ugryzłem się w język. Kornel złożył mi podpis z datą: ósmy września tego roku.

Potem miałem z nim kontakt już tylko telefoniczny. A dzisiaj zostałem zawiadomiony ze szpitala przez jego przyjaciół – był tam Andrzej Kołodziej i jeszcze paru kolegów, którzy akurat przyszli na ten straszny moment, kiedy serce Kornela się zatrzymało. Jest to ogromna strata dla wszystkich, dla całej Polski.

Odszedł człowiek niepokorny, człowiek zdecydowany, dla którego najważniejszą sprawą była niepodległość Rzeczypospolitej. On i jego grupa byli jedynymi, którzy w podziemiu, w tamtych okrutnych czasach walczyli o wolność naszą i waszą, on tak to rozumiał. Oni wydawali „Biuletyn Dolnośląski” i pisma Solidarności Walczącej także po rosyjsku, dla żołnierzy sowieckich.

Po wyrzuceniu z Polski, bodajże w osiemdziesiątym siódmym roku, Kornel Morawiecki objeżdżał cały świat, mobilizując różnych polityków zachodnich. Był w Stanach Zjednoczonych w Departamencie Stanu, spotykał się z bardzo różnymi ludźmi. Wrócił do Polski nielegalnie, tuż przed stanem wojennym.

Przede wszystkim nie uznawał Okrągłego Stołu, bo jak mówił, komuna po prostu sama się wywróci, nie pomagajmy jej się przekształcić. Uważał, że wcześniej czy później to wszystko padnie. Niestety tak się nie stało. I bardzo z tego powodu ubolewał. Niedawno rozmawialiśmy i pokazałem mu dokument, podpisany przez Wojewodę Mazowieckiego Sipierę, który przysłał do kogoś pismo o treści: „działając na podstawie artykułu takiego i takiego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego…”. Czyli do dzisiaj władze działają na podstawie komunistycznych dekretów. I Kornel powiedział, że to jest najwyższy skandal III Rzeczypospolitej, że została zachowana ciągłość PRL-u, przede wszystkim w sprawach ideowych i konstytucyjnych. To jest niesłychane, że do dzisiejszego dnia utrzymuje się ważność jednego z podstawowych dokumentów, na których opierała się władza ludowa. Zresztą tak jak i dekret Bieruta w najjaśniejszej stolicy. To wszystko go bulwersowało.

On, jeżeli szedł do Sejmu, to nie dla zdobycia poklasku czy załatwienia sobie emerytury, tak jak to niestety się dzieje w wielu wypadkach. Do Sejmu bardzo często dostają się ludzie kompletnie bez ideologii. To był człowiek pewnego etosu, przypominał te pokolenia, które walczyły po powstaniu styczniowym, w kompletnej beznadziei. Będzie nam go bardzo, bardzo brakowało. Żegnaj Kornelu.

Małgorzata Wassermann

Krzysztof Skowroński: Kiedy Pani poznała Kornela Morawieckiego? Czy miała Pani okazję z nim rozmawiać?

Poznałam pana Kornela Morawieckiego dopiero w tej kadencji Sejmu. Oczywiście wcześniej słyszałam o tej postaci bardzo wiele, natomiast osobiście poznałam go w tym Sejmie. Miałam też przyjemność i zaszczyt kilkakrotnie z nim rozmawiać. Mówił mi o swoich projektach i pomysłach. Wspaniały człowiek; człowiek legenda. Ciepły, miły, konkretny, odważny.

Przede wszystkim był to człowiek niezwykle waleczny, a jednocześnie bił od niego ogromny spokój. On swoją osobowością nie bardzo pasował do niektórych zachowań, z jakimi mamy do czynienia w dzisiejszym Sejmie: te pokrzykiwania, czasem brzydkie gadżety… Kornel Morawiecki miał w sobie taki spokój, wielkość; wychodził na mównicę i prosił, apelował, abyśmy ze sobą rozmawiali, aby debata nie schodziła na tak niski poziom, jak to nieraz się zdarzało, bo przecież wszystkim chodzi o Polskę. Bo jemu chodziło o Polskę.

Małgorzata Gosiewska

Odszedł jeden z ostatnich żołnierzy wyklętych, wielki człowiek, legenda walki o Polskę. Tak wiele mu zawdzięczamy. Jego dorobek oczywiście powinien być powszechnie znany, ale nie jestem pewna, czy jest znany wystarczająco i wszędzie. Kornel Morawiecki jest taką osobą, której absolutnie nie da się kwestionować. A jednak niełatwe miał życie, bo nawet III RP nie zauważała jego dorobku. Na przestrzeni wielu, wielu lat pozostawał na zupełnym marginesie.

Ale nie czas w tej chwili na tego typu rozważania. W tej chwili wszystko inne przestaje być istotne. Myślę, że powinniśmy skupić się na modlitwie, być z panem premierem, z całą jego rodziną i wspierać ich, bo dzień rzeczywiście jest smutny.

Krzysztof Skowroński: Na pewno w pamięci wielu z nas zostanie ten symboliczny moment, kiedy czas obecnej kadencji Sejmu rozpoczynał swój bieg. W tym Sejmie nie było postkomunistów jako zwartej formacji politycznej, a pierwsze przemówienie wygłaszał Marszałek Senior Kornel Morawiecki. Zaczął od słów poety, że dostaliśmy Polskę jak żagiew i mamy ją nieść dalej. A jak przekazał mediom jego syn, premier Mateusz Morawiecki, jedne z ostatnich słów, jakie wypowiedział jego ojciec, były takie, żeby zawsze myśleć o Polsce i wypracowywać zgodę narodową. Tę myśl od dawna starał się promować.

On rzeczywiście zawsze niósł Polskę jak tę żagiew. Czerpmy z jego życia, jego postaw i oddajmy mu wszyscy cześć. Gdy przyjdzie moment jego ostatniej już drogi, bądźmy tam wszyscy.

Wspomnienia o śp. Kornelu Morawieckim, pt. „Dzieci, zrozumcie, najważniejsza jest Polska!”, znajdują się na ss. 10–11 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

 

Wspomnienia o śp. Kornelu Morawieckim, pt. „Dzieci, zrozumcie, najważniejsza jest Polska!”, na ss. 10–11 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze