Dobromil – miasteczko symboliczne i typowe dla Kresów / Dariusz Brożyniak, Tadeusz Pstrąg, „Śląski Kurier WNET” 53/2018

Jakim trzeba być cynikiem, by nie chcieć tego zauważać, by twierdzić, że 600 lat polskich Kresów to czas ciemnoty, ubóstwa i brudu, i można było się wreszcie z wyroku historii tego obciążenia pozbyć!?

Dariusz Brożyniak, Tadeusz Pstrąg

Dobromil – miasteczko symboliczne

Naszym bliskim – i rodakom dla pamięci…

Wyobraźmy sobie rwącą rzeczkę, ze swej natury zwanej Wyrwą, okoloną czterema sporymi wzgórzami, wśród których rozłożyło się swymi ogrodami miasteczko. Lasy Pogórza Przemyskiego i pachnące ziołami jego kresowe połoniny z górującym nad wszystkim kompleksem klasztornym unickiego monastyru Bazylianów, a jeszcze powyżej tajemniczą ruiną zamczyska Herburtów, kasztelanów lwowskich, którym król Zygmunt August zezwolił w 1566 warzyć sól, dopełniają tę idylliczną Małą Ojczyznę bliskich sobie ludzi.

Panorama Dobromila

Jan Szczęsny Herburt z Felsztyna wydał w Dobromilu (1611-1616) jedno z pierwszych drukowanych wydań pism Wincentego Kadłubka i VI tomów kronik Jana Długosza (…) w swej, jednej z pierwszych w Polsce, drukarni. (…) Księżna Izabela z Flemingów Czartoryska XIX-wiecznym bestsellerem – opowieścią żołnierza Kościuszki „Pielgrzym w Dobromilu” rozsławiła to miasteczko.

Już w 1880 r. w tym powiatowym miasteczku II Rzeczypospolitej było 62% Niemców i Żydów, 22% Polaków i 16% Ukraińców. Znów połączy ich, cudem odrodzona, także tym niedawnym nad Wisłą, Rzeczpospolita. Pracowici Niemcy, Polacy, Rusini, Żydzi tylko modlić się chodzą gdzie indziej, ale i tam są także blisko siebie, bo przecież kościół, cerkiew i synagoga muszą stać w tym małym miasteczku po sąsiedzku. Wspólnym doniosłym wydarzeniem jest sierpniowa pielgrzymka do pobliskiej Kalwarii Pacławskiej. Rusini zatrzymują się przy Maćkowej Cerkwi, rzymscy katolicy idą dalej, przez Pacławskie Pastwiska, by po długim marszu szlakiem kapliczek rozsianych wokół rzeki Wiar, do której zdążyła w międzyczasie wpaść rzeka Wyrwa, oddać hołd niesionej figurze Matki Przenajświętszej w pięknym architektonicznie, turkusowym wnętrzu Bazyliki.

W dniach 10–18 sierpnia każdego roku przez Dobromil przechodzili liczni pielgrzymi (…) Byli to ludzie z bardzo odległych stron, spod granicy rumuńskiej, biedni, którzy szli przez kilka dni boso, ubrani w koszule, spodnie oraz spódnice z lnu, a którym to mieszkańcy Dobromila i okolic w wiadrach lub konewkach dawali wodę do picia oraz wczesne owoce, jak jabłka i gruszki.

Wspólny jest i ratusz i plac przed nim z pomnikiem wieszcza Adama i kurhan dla żołnierzy Piłsudskiego, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, stadion drużyny piłkarskiej klasy „A”, jakże prężny Związek Harcerstwa Polskiego i Miejskie Gimnazjum.

Kurhan żołnierzy Piłsudskiego

W mieście działało bardzo silne Towarzystwo „Sokół”, które organizowało przedstawienia takie jak: „Krakowiacy i Górale”, „Kościuszko pod Racławicami”, „Zemsta Cygana” oraz jasełka i akademie z okazji rocznic państwowych. Z przedstawieniami tymi wyjeżdżano nawet do innych miejscowości. Prezesem honorowym i wielkim działaczem był Dyrektor Miejskiego Gimnazjum prof. Adam Zagajewski.

Wspólny jest ryneczek różnorodny dobrymi sklepami (w znacznej części także polskimi) i charakterystycznym żydowsko-chłopskim handelkiem. Dobromil został przez naturę szczodrze obdarzony, jest więc o co dbać i gdzie pracować. Największym bogactwem jest miejscowa solanka ze swą kopalnią połączoną z miasteczkiem wioską Lacko, rozciągniętą dwoma kilometrami wzdłuż drogi. I tam jest także szkoła powszechna, Dom Ludowy, a teren kopalni ze swymi sadami owocowymi to i solankowe uzdrowisko kąpielowe, i sobotnio-niedzielny park rekreacyjny dla pracowników. Na sobotę i niedzielę udostępniany jest także park majątku Żuławskich, którego wspomnienie towarzyszyło pochodzącemu stąd reżyserowi do końca.

Pozostałości majątku Żuławskich

Największe zaś imprezy odbywały się w byłym dużym gospodarstwie ziemskim Pani Heleny Żuławskiej, którego mury bramy wjazdowej oraz potężne drzewa lipowe pamiętały herburtowskie czasy.

Linia kolejowa z uroczą poaustriacką stacyjką z wiszącymi pelargoniami to ważne transportowe połączenie ze światem, ważne dla soli, dla drohobyckiej ropy naftowej i mazutu, dla kilku młynów, szczególnie wodnych, znajdujących się na odnodze rzeki Wyrwy, tzw. „Młynówce”. Najstarszym z młynów był zabytkowy młyn Pana Kopca, znajdował się naprzeciw Dworu Pani Żuławskiej, przy drodze do Boniowiec. Podziemia młyna znajdowały się dwa piętra do dołu, miał on bardzo grube mury kamienne, posiadał dwa koła napędowe, a w urządzeniach drewnianych nie było ani jednego gwoździa. Przetrwał jeszcze z czasów panowania rodu Herburtów.

Dobromilski dworzec

Ważny dla browaru, dla tartaku, małej huty, fabryczki mydła, zapałek i dla ludzi. Wszak Przemyśl, Sanok i Lwów tak niedaleko, a i w końcu dzieci też trzeba kształcić. Te wszystkie ślady jeszcze do dziś są widoczne, nawet te fikuśne metalowe doniczki na pelargonie, wiszące na pasażerskim peronie zamkniętego już dworca. Szlachetne drewno zrujnowanej poczekalni z kasami, z resztkami kolorowej posadzki ciągle jeszcze zdradza jakość ówczesnego życia.

Miasto i okolice Dobromila przed wojną służyły jako miejscowość wypoczynkowa, szczególnie Huczko z pięknymi trasami wycieczkowymi obok Klasztoru Bazylianów, górą z Zamkiem Herburtów do Tarnowy i z powrotem oraz trasa spacerów ulicą Salinarną do Żupy Solnej, Lacka i z powrotem do Dobromila. Przyjeżdżało również do Dobromila, do Żupy Solnej dużo osób na kąpiele solankowe.

Wszakże miasteczko tej wielkości i z taką infrastrukturą nawet w dzisiejszej Austrii nie jest tak częste.

Jakimże trzeba być cynikiem, by nie chcieć tego zauważać, by twierdzić, że 600 lat polskich Kresów to czas ciemnoty, ubóstwa i brudu, i można było się wreszcie z wyroku historii tego obciążenia pozbyć!? A przecież Dobromil to nie wyjątek, to miasteczko symboliczne swą wielkością i organizacją codziennego życia i dla Kresów, i tamtego czasu. Ciężko okaleczone sowiecką okupacją (z majątku Żuławskich została bezkształtna pryzma kamieni) i ukraińską niemocą (postępująca z roku na rok ruina Saliny grozi budowlaną katastrofą, a jeszcze za Sowietów było to miejsce wywczasów dla lwowskich „zawodow”), jednak przetrwało swą łacińską siłą w renesansowych i barokowych śladach, tak jak i kościół w Starej Soli, zraniony artyleryjskim pociskiem tkwiącym w ścianie, ale z dumną tablicą przy wejściu zawieszoną, wbrew wszystkiemu, przez polskiego Świętego Papieża Jana Pawła II.

Resztki zabudowań Saliny

Miasteczko symboliczne także ludźmi, którzy nim od dziecka inspirowani, pozostawili po sobie trwały ślad dla Polski. Żeby wspomnieć Żuławskich – jedną z najbardziej artystycznie twórczych polskich rodzin; profesora Jerzego Augusta Gawendę – rektora Polskiego Uniwersytetu w Londynie, Bogdańskich z największego w Polsce rodu karpackich malarzy cerkiewnych, Jana Stocka-ojca, założyciela krakowskiej AGH, Józefa Sałabuna – astronoma i pierwszego dyrektora Planetarium Śląskiego w Chorzowie, rodzinę Hrycków – filologów, artystów i lekarzy, czy sopranistkę koloraturową o międzynarodowej renomie, dr Annę Szałygę.

Budynek kolegium jezuickiego w Chyrowie

W niedalekim Chyrowie było przecież wspaniałe kolegium jezuickie z gimnazjum podobnym krzemienieckiemu (znany w świecie i największy w Polsce Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów). Było, bo znalazło się na terenie ważnej sowieckiej bazy rakietowej. Na rogu jednego ze skrzydeł kompleksu jakoś pozostała figurka Matki Boskiej – czyżby komuś jednak ręka zadrżała? Nie zadrżała 25 lat później ukraińskim robotnikom przy skuwaniu ołtarzy polskich kaplic w bazylice kompleksu. Obok czekały już koryta z zaprawą do szybkiej i niechlujnej prawosławnej przeróbki.

Ludzie, którzy już odeszli – ci zwyczajnie solidni i ci jakoś szczególnie zasłużeni dla Dobromila, jak legendarny proboszcz i patriota ks. Włodzimierz Surmiak – leżą wspólnie na zboczu wiejskiego cmentarzyka w Lacku. Tam, gdzie na ich mogiłach nie powstały jeszcze ukraińskie nagrobki, można zadumać się nad spisanymi po polsku sentencjami i zasługami.

Jakże wymowny jest w swej symbolice czarny, wysoki drewniany krzyż na mogile żołnierzy 1920 roku… Symboliczny jest i mur wzniesiony z żydowskich macew na zupełnie nagim, wykoszonym pagórku, tajemniczy swym sponsorem…

Mogiła polskich żołnierzy 1920 roku

Dobromil jest także symboliczny wielonarodową tragedią, bo naznaczony przejmującą zbrodnią NKWD.Tutaj dowieziono więźniów z Przemyśla, podczas tej samej akcji NKWD, gdy krew wylewała się z „Brygidek” na ulice Lwowa. Krew po kostki zalała także cele więzienia NKWD przy dobromilskim rynku. Ofiary były zabijane przez funkcjonariuszki NKWD młotem do rozbijania kamieni. Część egzekucji odbyła się na więziennym podwórzu. Naczelnik więzienia proszący o używanie broni został zastrzelony.

Nad ranem 27.06.1941 r. około godz.4-tej wojska rosyjskie oraz mordercy z NKWD opuścili Dobromil. W godzinach porannych po całym Dobromilu i okolicy rozeszła się wiadomość o dokonanym mordzie w więzieniu. Ludzie zaczęli odwiedzać więzienie, do którego drzwi, tak od strony Rynku, jak i podwórka były otwarte…. Również ja ze swoim bratem Janem oraz kolegami Karolem i Wincentym Kogutami byliśmy w więzieniu w godzinach południowych. Po wejściu zobaczyłem okropny widok. Posadzka oraz ściany parteru więzienia zbryzgane były krwią, po wejsciu po schodach, również zbryzganych krwią, na piętrze zobaczyliśmy zwłoki dwóch kobiet, które były na wpół rozebrane… Po zejściu z powrotem schodami na parter wyszliśmy tylnymi drzwiami więzienia na podwórko, na którym zobaczyliśmy pod ceglanym murem (płotem) w wykopanym dole zwłoki około 30 osób bezładnie porozrzucanych jedna na drugiej, nad którymi unosiły się tysiące much. Był to okropny widok, którego nie zapomnę chyba do śmierci.

Miejsce zbrodni NKWD – szyb Saliny

Następnie egzekucja przeniosła się do dobromilskiej Saliny w Lacku. Nad szybami kopalnianymi dopełniono zbrodni, a ciała wpadały do solanki. Zginęło od 500 – 1000 osób, głównie Polaków i część Ukraińców. Stu Żydów, którym z kolei przybyli Niemcy kazali dokonać ekshumacji wobec sprowadzonych obserwatorów, również zostało zamordowanych po wykonanej pracy w solankowych szybach.

W godzinach wieczornych 27 czerwca 1941 r. wkroczył do Dobromila od strony Paportna mały oddział wojska niemieckiego. W dniu następnym przybywało coraz więcej żołnierzy, a wraz z nimi i korespondenci, którzy odwiedzali więzienie i robili zdjęcia. Delegacje te odwiedzały również Żupę Solną Lacko-Dobromil… Po zorganizowaniu się tzw. tymczasowej władzy i Policji Ukraińskiej w dniu 29 czerwca 1941 r. niezidentyfikowane i nie odebrane przez rodziny zwłoki z więzienia wywiezione zostały na cmentarz w Dobromilu i pochowane w jednym grobie. Dobromilska Zbrodnia – dzisiaj zapomniana także przez rządzących znów wolnej Polski – pozostaje w pamięci zwykłych, prostych i już starych ludzi.

Temat mordu w więzieniu w Dobromilu, jak również temat mordu w Żupie Solnej Lacko-Dobromil po wkroczeniu wojsk radzieckich w lipcu 1944 r. został tematem tabu i nie wolno było na ten temat prowadzić jakichkolwiek rozmów. Opowiadano coraz częściej, szczególnie wśród młodego pokolenia, że mord ten dokonany został przez wojska niemieckie i Gestapo.

Oni byli jeszcze wychowani w szacunku dla swych intelektualnych przewodników, a to właśnie przede wszystkim przedstawiciele polskiej inteligencji byli więźniami stalinowskiego NKWD. Ta straszliwa i głęboka rana Dobromila połączyła w cierpieniu Polaków i Ukraińców, mimo złowrogich doświadczeń symbolizowanych sotniami UPA wychodzącymi w latach 1943/44 z cerkwi greckokatolickiej w Lacku.

Wnętrze więzienia NKWD w Dobromilu

Po wycofaniu się wojsk niemieckich, w dniu 26 X 1939 r. do Dobromila wkroczyły wojska rosyjskie, a wraz z nimi tajna policja NKWD. Po utworzeniu władz miasta, w skład których weszli obywatele narodowości ukraińskiej i żydowskiej, zaczęło się śledzenie i rozpoznawanie ludności polskiej (…) W budynku plebanii rozpoczęła działalność tajna policja NKWD, w której pracowali miejscowi donosiciele tak narodowości ukraińskiej, jak i żydowskiej. W grudniu 1939 r. część osób pochodzenia polskiego, zajmujących wyższe stanowiska w administracji i urzędach, jak Pan Winnicki — notariusz, Pan Puchalik — burmistrz, Pan Zagajewski – Dyrektor Miejskiego Gimnazjum, Pan Paczek oraz inni zostali aresztowani i wywiezieni do obozów w Miednoje i Charkowie i już stamtąd nie powrócili (…) W dniu 10 lutego 1940 r. odbyła się I-sza wywózka mieszkańców Dobromila na Sybir. O godz. 4.00 nad ranem pod domy osób wywożonych podjeżdżały furmanki z żołnierzami NKWD i współpracującymi z nimi policjantami ukraińskimi… Wśród wywiezionych — wymieniam te osoby, które mi były znane osobiście lub które pamiętam oraz przekazane mi przez moich Rodziców i znajomych — były między innymi: Pani Bar (żona urzędnika pocztowego) z synem i córką (…), Pani Zagajewska z dwójką dzieci (…), Pani Ptaczkowa z córką i synem Józefem, który po wojnie pracował w Radiu Wolna Europa (…). Wśród wywiezionych na Sybir osób i rodzin nie było żadnej osoby lub rodziny narodowości żydowskiej lub ukraińskiej.

Wbrew więc temu wszystkiemu zbudowano jednak w Salinie część wspólnego memoriału, przy którym modlono się razem… do czasu Majdanu w 2013. Były także plany odbudowy uzdrowiska i połączenia wszystkiego w jeden kompleks pamięci.

Ruiny zamku Herburtów

Z planów pozostały pomniki UON, UPA i Stepana Bandery wymieszane ze złoconymi nowymi cerkwiami na każdym kroku. Cele więzienia na dobromilskim rynku w ciągu kilku lat popadły w kompletną ruinę, podwórze więzienne ze „ścianą śmierci” stało się wysypiskiem śmieci, a wszystko zostało „rocznicowo” ozdobione ceglasto-czarnymi flagami. Takąż flagą „przepasano” przejmujący pomnik w Salinie. Resztki rzymskokatolickiej kapliczki z pustymi ścianami i o piwnicznym wyglądzie opatrzono numerem telefonu „konserwatora”, dla delegacji z Polski przewidziano jedynie rolę obserwatorów uroczystości ukraińskich, a cały teren otoczono tablicami ofiar NKWD – idącymi w tysiące przedstawicieli inteligencji ukraińskiej – z całej Galicji. W tej sytuacji strona polska i IPN zostały zmuszone do rezygnacji z udziału w uroczystościach upamiętnienia, a miejscowy proboszcz kościoła rzymskokatolickiego na wszelki wypadek jechał karawanem podczas polskiego pogrzebu, by nie śpiewać wspólnie z wiernymi w ostatniej drodze swego parafianina.

Dobromil stał się więc po raz kolejny w swej historii symboliczny. Czy jednak przetrwa to kolejne dziejowe wyzwanie?

Dariusz Brożyniak – publicysta niezależny, działacz I Solidarności na Górnym Śląsku, inżynier automatyk, rodzinnie związany z Dobromilem i Lackiem, spokrewniony z historycznym wójtem Pacławia (cała wieś przeszła na wiarę rzymskokatolicką).

Tadeusz Pstrąg – ur. w 1932 r. w Lacku, naoczny świadek opisywanych wydarzeń, działacz (rozwiązanego w 2017 r.) Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Dobromila i Regionu z siedzibą w Przemyślu. Autor cyklu wspomnień publikowanych periodycznie w „Głosie Sanu”. Główny organizator renowacji renesansowego kościoła parafialnego w Dobromilu pw. Przemienienia Pańskiego.

Zdjęcia autorów artykułu.

Artykuł Dariusza Brożyniaka i Tadeusza Pstrąga pt. „Dobromil – miasteczko symboliczne” znajduje się na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Dariusza Brożyniaka i Tadeusza Pstrąga pt. „Dobromil – miasteczko symboliczne” na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze