Czy ideologia jest bezinteresowna? Charakterystyka ideologii/ Andrzej Jarczewski, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 56/2109

Istnieją bowiem ideologie ofensywne i defensywne. Te pierwsze idą tak daleko, jak to jest możliwe; te drugie ustępują z drogi i giną. Przykład: ofensywa genderyzmu przeciw katolicyzmowi.

Andrzej Jarczewski

Ideologie Polaków

W Polsce pierwszych dekad XXI wieku główny podział polityczny jest rezultatem starcia dwóch ideologii: podległości i niepodległości. Ideologia niepodległości wynika z historycznych doświadczeń narodu i jest ugruntowana w arcydziełach polskiej literatury, muzyki, malarstwa, w różnych przejawach kultury chrześcijańskiej, w obyczajach, obrzędach itd. Ideologia podległości jest nowotworem złośliwym, implantowanym z zewnątrz. Arcydzieł nie wytwarza. Nieleczona… zabija.

Ideologia może być szczera i fałszywa, osobista i grupowa, uświadomiona i nieuświadomiona, korzystna i zgubna, może skłaniać do dobrowolnej aktywności lub dobrowolnej bierności itd. Jeżeli w danej sytuacji mamy możność podjęcia różnych decyzji, to o wyborze sposobu działania zadecyduje nie tylko wygoda, ale i wyznawana ideologia, chyba że wygoda stała się ideologią.

Gramatyka ideologii

Ujęcie rzeczownikowe każe widzieć ideologię, jako pewien zbiór wartości czy poglądów, podzielanych we wspólnocie. Ujęcie czasownikowe pozwala zauważyć, że ideologia działa tak, jak matryca naszych przyszłych czynów. Zgodne z tą ideologią decyzje przychodzi nam podejmować łatwo, a niezgodne trudno.

Rozróżnienia gramatyczne nabrały szczególnego znaczenia, gdy niedawno potwierdzono, że mózg człowieka szybciej operuje rzeczownikami niż czasownikami, co daje niesprawiedliwe preferencje myśleniu rzeczownikowemu. Jeżeli tak działo się w miliardach mózgów przez tysiące lat, musiało to jednostronnie kształtować cywilizację globalną w przeszłości i może być skorygowane w przyszłości. Poza tym rzeczownik, by miał sens jako nazwa, wymaga na ogół dowodu na istnienie swojego desygnatu. A to trudna sprawa, gdy w grę wchodzą abstrakcje i uniwersalia.

Filozofia czasownikowa nie skupia się na tym, czym rozpatrywana kategoria jest, ale – jak ona działa i jak działają ludzie ze względu na ową kategorię. Korzystając z paradygmatu czasownika, w kolejnych książkach przebadałem już następujące pojęcia: ‘prawda’, ‘dobro’, ‘piękno’, ‘możność’, ‘prowokacja’ i ‘ustrój’. Teraz przygotowuję Czasownikową teorię ideologii, a wybrane tezy prezentuję poniżej.

Fizyka ideologii

Dowodzenie czegokolwiek na podstawie interdyscyplinarnych analogii jest poważnym błędem metody, natomiast metodologicznie poprawne jest korzystanie z interdyscyplinarnych inspiracji. Niekiedy bowiem rozróżnienia poczynione w jednej nauce szczegółowej mogą sprzyjać badaniom prowadzonym na zupełnie innym terenie. Nie wolno tylko przenosić czy kopiować gotowych wniosków ani korzystać z obcych metod wedle jakkolwiek rozumianego podobieństwa.

Do szczególnie inspirujących rozróżnień, przydatnych w czasownikowym opracowaniu zagadnienia ideologii, zaliczam dokonany w fizyce podział podstawowych wielkości fizycznych na skalary i wektory. Nie zagłębiając się dalej, niż to pod rozpatrywanym względem jest teraz ważne, możemy powiedzieć, że w fizyce skalary mają tylko liczbową wartość fizyczną (np. 5 kg masy). To samo dotyczy powierzchni, temperatury, ciśnienia statycznego itd. Natomiast wektory mają jeszcze kierunek, zwrot i niekiedy punkt przyłożenia. By coś sensownego powiedzieć o działaniu pocisku, nie wystarczy podać wartości liczbowej jego prędkości i masy (skalary), ale trzeba znać trajektorię (kierunek) i wiedzieć, w którą stronę (zwrot) ów pocisk leci.

Analizując czasownikowo kategorię dobra, do skalarów zaliczyłem m.in. wolność, demokrację, edukację i prawdę w nauce; natomiast do wektorów: państwo, wychowanie, prawdę w sądzie, odpowiedzialność itd. Wynika to z badania korelacji dobra i danej kategorii w działaniu.

Prawda w nauce (podobnie jak nóż w kuchni) może służyć zarówno dobru, jak i złu, jest więc skalarem. Natomiast prawda w sprawiedliwym sądzie służy dobru, a fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu – złu. Tam prawda jest wektorem.

Pomocniczą inspirację w tym punkcie czerpię z logiki. Otóż w życiu nic nie dzieje się zgodnie z logiką dokładnie dwuwartościową. Matematycy opracowali więc opis pewnych aspektów rzeczywistości za pomocą logiki wielowartościowej z wykorzystaniem teorii zbiorów rozmytych (mogą być dwie wartości lub więcej, przynależność elementu do zbioru jest niepewna, a wartość liczbowa jest niedokładnie określona).

Skalary odpowiadają tylko na pytanie „ile tego jest”. Wielkości skalarne mogą być zwyczajnie dodawane i porównywane. W fizyce, gdzie długość jest skalarem, możemy powiedzieć, że pręt dwumetrowy jest dłuższy od metrowego. Podobnej oceny nie możemy wykonać względem ideologii. Nie można bowiem orzec, że dana ideologia jest większa czy mniejsza od innej, a już proste dodawanie jednej ideologii do drugiej prowadzi do absurdu. Trzeba zadawać inne pytania.

By zdefiniować wektor w filozofii, trzeba najpierw – podobnie jak w fizyce – określić przestrzeń, w której istnieją wyróżnione punkty. I jeżeli rozpatrywana kategoria zmierza do któregoś z tych punktów wyróżnionych, może być uznana za wektor, a to znów potrzebne jest do dalszego badania danej kategorii.

Dla religii punktem odniesienia jest Bóg, natomiast dla ideologii – jawne lub ukryte dobro jawnego lub skrytego podmiotu danej ideologii (podmiotu, a nie przedmiotu, którym jest zwykle pewna społeczność).

Marksistowskie teorie ideologii przyjmują (rzeczownikowo), że ideologia to uporządkowany zbiór poglądów współdzielonych przez pewną grupę. Marksiści dodają ryzykowną tezę, że te poglądy są zgodne z interesem danej grupy, a nawet, że są świadomie przyjęte przez jej członków. Jak spróbuję dalej wykazać, najciekawsze są takie ideologie własne, które są dla wspólnoty szkodliwe i są nie w pełni uświadamiane.

Bywa też, że szkodliwe składowe jakiegoś wektora są konieczne dla dobrego działania całości. Ważna jest bowiem harmonia, a nie maksymalizacja lub eliminowanie jakiegokolwiek składnika. Przykład. Wielowymiarowy wektor sprawiedliwości ma w sobie nieusuwalną składową przeciwną: niesprawiedliwe preferencje dla własnych dzieci przy dzieleniu spadku, a – w czasach głodowych – nawet przy dzieleniu chleba. To nic, że gdzieś w Afryce, czy wręcz za ścianą ktoś umiera z głodu. „Mój dorobek dostaną tylko moje dzieci!”. Niech no ktoś spróbuje usunąć tę krzyczącą niesprawiedliwość, a zawali się cały porządek społeczny. Matematycy wykazali niezbicie, że optimum całościowe większego agregatu tylko wyjątkowo może składać się z sumy optimów cząstkowych. Innymi słowy – doskonałego zegarka nie da się zrobić z doskonałych trybików, a doskonałego społeczeństwa z doskonałych jednostek. Potrzebne są też osoby niedoskonałe.

Hedonka i sawonarolka

Generalnie potępiamy hedonistów. Ja ich też nie lubię, ale pamiętam, że nieraz w historii okazywali się pożyteczni. Ot, chociażby internet z pewnością by się tak szybko nie rozwinął, gdyby nie kontent rozrywkowy, np. gry komputerowe, wymuszające tworzenie urządzeń dziesięć czy sto razy szybszych i lepszych niż potrzebne do celów biurowych lub do wymiany korespondencji.

Pewna przymieszka hedonki jest więc nie tylko zgodna z naturą człowieka, ale wręcz potrzebna ludzkości. Trudno sobie wyobrazić czynności głupsze niż to, co wykonujemy w tańcu. Ale jeszcze trudniej wyobrazić sobie świat bez tańca. Jak długo wytrzymamy w takim świecie?

Z kolei żywimy wielki szacunek do głosicieli szlachetnych haseł, choć bywało, że te hasła nie miały poparcia większości, przegrywały wraz ze swoimi Savonarolami i w efekcie przynosiły więcej szkody niż pożytku. Cenne obserwacje możemy czynić aktualnie w Polsce. Rządzący badają, czy mogą zrealizować jakiś słuszny postulat w sprawie, dajmy na to, sądowniczej czy międzynarodowej. Przyjmują jakąś ustawę, a następnie z pewnych rzeczy się wycofują, bo widzą, że Polska jest jeszcze za słaba, by obronić taką czy inną wartość przed polonofobiczną napaścią. Zapewne powrócimy do sprawy, gdy się – jako państwo – wzmocnimy. Tymczasem trzeba próbować i godzić się na nieuniknione drobne porażki, konieczne w drodze do celu.

Zawsze jednak w takich sytuacjach pojawia się grupka „moralnie doskonałych”, uprawiających sawonarolkę, czyli głoszących konieczność bicia głową w mur, a w rezultacie – nieuchronnego oddania władzy tym, którzy zajmują się rzucaniem kamieniami w mamuty (w wersji dla idiotów: w dinozaury!). Nic na to nie poradzimy. Jesteśmy normalnym społeczeństwem, mamy własnych idiotów, własnych hedonistów i własnych zaślepieńców, którzy dążą do samounicestwienia przez moralny szantaż i zmuszanie innych do ponoszenia ciężarów przekraczających ich moralną wyporność. Najsłuszniejsze wektory mają swoje składowe wsteczne lub rozmyte, ale „doskonali” nie chcą o tym słyszeć. Szkodzą Polsce.

Ideologia rozmyta

Rozmyte granice nie oznaczają dowolności. Niemożliwe jest więc, by element był jednocześnie swą negacją. To odróżnia matematyczną ‘rozmytość’ od baumanowskiej ‘płynności’, która pozwala elementowi przyjmować dowolne wartości i niejako „płynnie” przechodzić od danej wartości do jej negacji. Płynność oznacza w praktyce dowolność. Natomiast w teorii zbiorów rozmytych granice istnieją, lecz z różnych powodów nie mogą być wyznaczone dokładnie.

W uproszczeniu można powiedzieć, że każdy Poznaniak urodził się w Wielkopolsce. Pod pojęciem ‘Poznaniak’ (wyraz pisany wielką literą) rozumiemy każdego, kto urodził się w województwie poznańskim (nie tylko aktualnego mieszkańca Poznania, bo wtedy byłby nazywany ‘poznaniakiem’). Ja sam jestem więc Poznaniakiem, ale nie jestem poznaniakiem. To samo mniej dokładnie, ale bardziej wiarygodnie można wyrazić tak: wszyscy – z tolerancją ±20% – Poznaniacy urodzili się w Wielkopolsce. Nie badałem sprawy, więc nie wiem, czy tolerancja ±20% wystarczy. Zakładam więc, że również ta granica jest określona niedokładnie, z tolerancją np. ±10% itd. Zawsze jednak nakładam granicę również na tolerancję, a tolerancję na granicę.

Odnotujmy, że ci, którzy głoszą ideologię tolerancji, domagają się w istocie tolerancji bez granic. A to oznacza kompletny chaos albo totalitaryzm, jeżeli tolerancja ma być selektywnie ukierunkowana na tolerowanie tylko tego, co wskażą totalitaryści, i represjonowanie tego, co zostanie przez nich uznane za niegodne tolerancji.

Tolerancja musi mieć granice. Jeżeli coś tolerujemy bezgranicznie, przestaje to być tolerancją, a staje się kapitulacją względem wymuszanej na nas ideologii.

Rysują się teraz dwie rozdzielne przestrzenie, w których ideologia może być rozpatrywana. Pierwszą przestrzeń wyznaczają dwa bieguny: świadomość i nieświadomość interesów grupy. Bieguny drugiej przestrzeni to pożytek i szkoda, jaką grupa (jednostka w grupie) może mieć z własnej ideologii. Na tych dwóch dwubiegunowych przestrzeniach na razie poprzestanę, choć oczywiście różnych przestrzeni może być wiele, a każda może być wielobiegunowa. Wektorem prymarnym danej ideologii jest dążenie do najważniejszego bieguna w najważniejszej – dla wyznawców tej ideologii – przestrzeni. Ideologia (jako swoista prefiguracja naszych przyszłych czynów) sprawia, że pewne działania wykonamy bez wahania, a innych będziemy unikać. Oczywiście – podejmujemy mnóstwo decyzji motywowanych różnymi okolicznościami, np. ceną towaru, sympatią do osoby czy po prostu wygodą. Tu rozpatruję tylko decyzje motywowane ideologią.

Jeżeli te decyzje i idące za nimi czyny lub zaniechania przyczyniają się do trwałego dobra danej społeczności, oceniamy tę ideologię jako pożyteczną, jeżeli zaś decyzje motywowane ideologią są złe dla narodu – taką ideologię uznamy za szkodliwą. Dobra i zła już tu nie definiuję; było to przedmiotem mojej książki pt. Czasownikowa teoria dobra (2018). Nie analizuję również ideologii zewnętrznych względem danej grupy, bo ta grupa nie ma na nie większego wpływu, a narzekanie na innych nie poprawia ideologii własnej.

W XXI wieku w Polsce rzeczownika abstrakcyjnego ‘ideologia’ wciąż nie lubimy. W PRL nazywaliśmy nim zbiór fałszywych poglądów legitymizujących władzę, zwłaszcza komunistyczną, instalowaną przemocą.

Społeczne odium, które spadło na termin ‘ideologia’, jest autentyczne i głębokie. Utrudnia sformułowanie zbioru idei, które mogłyby tak kształtować nasze decyzje i czyny, by ich wynik służył dobru Polski.

Zmiana nastawienia do rozpatrywanego rzeczownika nie będzie w krótkim terminie możliwa, szczególnie w obliczu naporu kolejnych ideologii ofensywnych, takich jak genderyzm, neointernacjonalizm, poprawność polityczna, multikulti, antypolonizm itp.

Ideologie narodów

Niniejszemu rozdziałowi nadałem tytuł „Ideologie narodów”, nie: „Ideologie narodowe”, by nie sugerować jakichkolwiek związków, nawet negatywnych, z Ideologią niemiecką, zwłaszcza że to dzieło Marksa i Engelsa wcale nie prezentuje ideologii niemieckiej, dla której główne punkty odniesienia są starsze od Marksa i nie zostały przezeń istotnie zmienione. Osią ideologii niemieckiej, wektorem prymarnym tej ideologii, podobnie jak włoskiej (od Machiavellego przez Hegla, Verdiego, Wagnera itd. do Garibaldiego, Bismarcka i Kohla), było: zjednoczenie. Politykom, ale też filozofom i twórcom kultury włoskiej i niemieckiej zależało na zbudowaniu jednolitego państwa dla wielkiego narodu, dzielonego przez setki lat granicami mnóstwa różnych księstewek, królestewek, minirepublik i innych tworów państwopodobnych.

Ideologia prymarna szybko nie gaśnie. Właśnie przez obecność w dziełach kultury wysokiej danego narodu i przez jej – często już wypaczone – inercyjne działanie w polityce bieżącej i w kulturze popularnej. Włosi już ideę zjednoczenia dawno przełknęli, strawili i chyba zaczynają ją… pomijać. Ale ten wektor wciąż jest aktywny w Niemczech, bo upragnione zjednoczenie pozostaje silnie i pozytywnie obecne w pamięci żyjących pokoleń. Niemcy nadal próbują „jednoczyć”. Własny naród zjednoczyli, więc „jednoczą” teraz inne narody konceptami i tworami o często zmienianej nazwie (Mitteleuropa, EWG, Euratom, Unia Europejska itd.). Zideologizowane myślenie zbiorowe jest jak „Titanic”. Widzisz już górę lodową, płyniesz, robisz to czy tamto, ale wiesz, że kursu nie da się zmienić…

Takim inercyjnym, bezwładnościowym przedłużeniem wektora niemieckiego zjednoczenia stała się ideologia multikulti, wzmocniona ostatnio przez Willkommenskultur. Ideologia tego typu nie mogłaby się zrodzić np. w Czechach, których ideę prymarną (po Białej Górze) najpełniej wyraziła postać Szwejka. Z innych powodów (po Trianon) również Węgrzy nie mogliby wytworzyć u siebie ani zaakceptować przychodzącej z zewnątrz ideologii multikulti. Z jeszcze innych powodów nie byłoby to możliwe również w Polsce, Rumunii, na Litwie i chyba w całej Europie Wschodniej.

Dla odmiany w Szwecji, gdzie ideologia eugeniczna została po kilku pokoleniach zeksternalizowana (czyli zinternalizowana powszechnie) – już przed urodzeniem i bez społecznego oporu masowo morduje się Szwedów podejrzanych o niedoskonałość. Za to przybysze z różnych części świata przyjmowani są chętnie, pod warunkiem wszak, że są zdrowi i zdolni do odświeżenia szwedzkiego genotypu, co niewątpliwie dokonane zostanie, po czym całe społeczeństwo stanie się eugenicznie doskonałe według szwedzkich standardów szczęścia jednostkowego. Ale to już nie będą Szwedzi.

Ideologie w kulturze

Nie przypadkiem najciemniejsze strony ludzkiej psychiki stały się znamieniem szwedzkiej popkultury zwłaszcza literackiej i filmowej, ale też muzycznej. Tamtejsze mroczne kryminały są w XXI wieku uważane za najlepsze na świecie. Nie sądzę, by w tej konkurencji mogli wygrać powieściopisarze narodów cierpiących, okazujących czynne współczucie swoim niedoskonałym współobywatelom i pielęgnujących cnotę solidarności.

Szwedom, ale też np. Holendrom i Belgom empatia w ogóle przestaje być potrzebna, więc wraz z religią szybko zanika w filozofii, w kulturze wysokiej i popularnej, w polityce i w życiu codziennym obywateli, kończonym sterylnie i bezboleśnie w jakże sympatycznych szpitalach… eutanazyjnych.

Ludzie potrzebują ideologii, która scala narody silniej niż język. Dowodzą tego Szwajcarzy, ale również Chińczycy, którzy mówią różnymi językami, choć piszą tymi samymi znakami. Ideologia – jako zeksternalizowana w danym narodzie matryca przyszłych decyzji – potrzebna jest po to, byśmy wiedzieli, co w danej sytuacji każdy z nas powinien zrobić i co również na pewno zrobi lub choćby z aprobatą przyjmie zdecydowana większość współplemieńców.

Tu znów dobrym przykładem jest ideologia „narodu wybranego przez Boga” utrzymująca się wśród religijnych Żydów przez tysiące lat. Gdy względnie niedawno pojawiła się kategoria Żydów niereligijnych, gdy religia przestała scalać ten naród – zastąpiła ją w tej funkcji właśnie ideologia „narodu wybranego”, choć już wybranego nie przez Boga, ale przez siebie. Bardzo to ryzykowne, bo najłatwiej wygenerować ideologię dokładnie przeciwną. Niemcy pod rządami Hitlera kradli żydowskie mienie nie dlatego, że ono należało się Niemcom, ale dlatego, że było żydowskie. Niemcy masowo mordowali Żydów nie dlatego, że Żydzi byli czemukolwiek winni, ale dlatego, że byli Żydami. To był prawdziwy antysemityzm w odróżnieniu od dzisiejszego znaczenia tego wyrazu. Oto 3 maja 2018 burmistrz Jersey, Steven Fulop, nazwał marszałka polskiego senatu „antysemitą”. Marszałek niczym w życiu nie zasłużył na ten epitet. Użyto „antysemityzmu” jak bagnetu w plecy, by zdyskredytować poglądy marszałka na temat zupełnie inny. Przez takie nadużycia wyraz „antysemita” oznacza dziś tylko tyle, że ktoś kogoś nie lubi, a raczej… nic nie znaczy.

Ideologie niektórych narodów trwają wieki a nawet tysiąclecia, zapewniając spoistość grupie swoich wyznawców właśnie w sensie „matrycy przyszłych czynów”. Niemcy będą więc nadal „jednoczyć”, Polacy będą wciąż walczyć o niepodległość, Francuzi chwalić swoje wino, Rosjanie prowadzić politykę imperialną itd. Na tym tle ciekawie prezentuje się ideologia Ukraińców.

Po Euromajdanie spodziewaliśmy się, że Ukraińcy wpiszą dramat „Niebiańskiej Sotni” na karty swojej tożsamości. Tymczasem wypromowała się zakazana w ZSRR ideologia banderowska, wspierana (również finansowo) przez emigrantów kanadyjskich, którzy nie identyfikowali się z „Niebiańską Sotnią” i forsowali symbole obecne na własnych sztandarach.

Z kolei w Kijowie nie objawił się jeszcze wielki twórca kultury, nie powstał film ani poemat, którego siła artystyczna zapewniłaby Majdanowi trwałe miejsce w narodowej świadomości. Pozostał na razie Bandera i jego ideologia.

Ideologia Polaków

Mickiewicz, Słowacki, Chopin, Matejko, Gerson, Pol, Bełza, Moniuszko, Sienkiewicz, Wyspiański, Żeromski… to tylko początek długiej listy nazwisk genialnych wyrazicieli ideologii Polaków. Nie wszyscy byli etnicznymi Polakami, ale żyli tu, cenili kulturę polską, tworzyli tę kulturę, choć nie tworzyli ideologii. Ta – po rozbiorach – zrodziła się sama. Prymarnemu wektorowi tej ideologii nadaliśmy nazwę NIEPODLEGŁOŚĆ. Dzieła powstałe w XIX wieku pomogły nam przetrwać i pokonać również komunę w wieku XX. One będą trwać tak długo, jak długo trwać będzie Polska na mapie, a choćby tylko w sercach Polaków.

Niepodległość głoszą kartony Artura Grottgera, wiersze Marii Konopnickiej, nowele Bolesława Prusa i wymagające niezwłocznej rehabilitacji artystycznej powieści Marii Rodziewiczówny.

A skąd wiemy, że… niepodległość? Ano nie musimy wiedzieć. To wie się samo i samo działa na kolejne pokolenia, nie wymagając żadnej definicji. Dlatego jest zwalczane i poniżane przez jurgieltników ideologii przeciwnej.

W III RP ukształtowały się bowiem dwa wektory wiodące. Niepodległość jest wektorem najważniejszym, ale niejedynym. Ku przeciwnemu biegunowi tej przestrzeni zmierza – znana targowiczanom i wszelkiemu zaprzaństwu – ideologia podległości. Wyznawcy tej ideologii pogardzają Polską („brzydka panna na wydaniu”), pragnęliby nas wyzuć z polskości patriotycznej na rzecz roztopienia się w „narodzie europejskim”, ubogacanym zresztą dość intensywnie przez pięknych nie-Europejczyków. Podobny proces, choć w innej przestrzeni, obserwowaliśmy w PRL, kiedy najpierw pozbawiono nas wszelkiej własności, a później próbowano roztopić czy utopić Polaków w internacjonalistycznym narodzie sowieckim.

A jak to było z nami w XVII i XVIII wieku? Wywołaną rozbiorami ideę niepodległości poprzedzała ideologia sarmatyzmu, która przez kilkaset lat kształtowała polskie życie publiczne i prywatne, a po rozbiorach wciąż oddziaływała siłą inercji. Sarmatyzm został opisany przez wielu autorów; teraz próbuję tylko wyekstrahować relewantny wektor prymarny. Znalezienie takiego wektora wśród ogromnej różnorodności przejawów sarmatyzmu wcale nie jest proste. Można to robić w wielu przestrzeniach i przekrojach. Tu wybieram przestrzeń decyzji, co eliminuje z tych rozważań chłopów i mieszczan, bo ich decyzje nie wpływały na losy państwa.

Ideologia sarmatyzmu

Sarmatyzm pochwalał uprawę roli, podnosił znaczenie sprzedaży własnych płodów rolnych czy leśnych, cenił wyroby rzemieślnicze wysokiej jakości, ale gardził czystym handlem, czyli sprzedawaniem towaru… cudzego. Działo się to w czasie, gdy w Anglii szerzyła się już ideologia merkantylizmu, a na handlu rosły potęgi wielu państw. Sarmaci uprawiali więc rolę, sprzedawali zboże, a zarobione pieniądze trwonili w wystawnym życiu towarzyskim. Nie handlowali! To było źle widziane, bo przeczyło ideologii większości (ideologię traktuję zawsze jako prefigurację, matrycę czynów akceptowanych w grupie odniesienia).

Szczególne odium padało na handlowanie pieniędzmi, nazwane ‘lichwą’. Paranie się działalnością finansową było niegodne pięknoducha. Ale nie gardzili tym Żydzi, Ormianie, Niemcy i inni, więc ci, co nominalnie rządzili Rzecząpospolitą, pozbywali się wpływu na to, co o rozwoju, o wręcz istnieniu państwa stanowi.

Zamiast pokoleniami gromadzić kapitał, Sarmaci często popadali w zadłużenie i coraz mniej chętnie godzili się na podatki na wojsko. Skutki kazały na siebie czekać zadziwiająco długo.

W końcu państwa ościenne wzmocniły się wystarczająco, by rozebrać nasze ziemie bezkarnie, uprzednio starannie psując naszą monetę i korumpując posłów.

Nie ulega wątpliwości, że sarmatyzm był ideologią dobrze uświadomioną przez szlachtę, ale też była to ideologia jak najbardziej dla państwa polskiego szkodliwa. Interesy państwa i obywatela zawsze stoją w pewnej sprzeczności, zwłaszcza gdy chodzi o podatki. Ideologia powinna sprzyjać równowadze, choćby była to równowaga chwiejna. Wewnątrz państwa może pojawić się np. ideologia konsumpcjonizmu, niszcząca państwo; może też na jakiś czas wygrać ideologia niszcząca obywateli, co zresztą niedawno przerabialiśmy w naszej części Europy, a teraz jest to udziałem Wenezueli, Korei Północnej i in.

By rzeczownikowo nazwać postawę szlachty polskiej w XVIII wieku, należałoby chyba skorzystać z użytego wyżej terminu XX-wiecznego: ‘konsumpcjonizm’. Może też: ‘pacyfizm’, może… ‘ciepła woda w misce’? Ale nie nazwy nas interesują, lecz decyzje motywowane sarmatyzmem. Zarówno dobre, których było niemało, jak i złe. Chodzi tu o decyzje królów, sejmów i – co najważniejsze – decyzje o braku decyzji w sprawach decydujących o losach kraju. Doprawdy zachodzę w głowę, jak to się mogło stać, że wbrew tendencjom coraz bardziej widocznym w katolickiej i protestanckiej Europie, polska szlachta in gremio odżegnała się, a w praktycznym działaniu wręcz potępiła wszelką bankowość, korzystając wszak z lichwiarskich pożyczek, które wielu wyzuły z majątku.

Lekceważenie tak zasadniczych spraw, jak bicie i psucie monety w czasach saskich, nie mogło być rezultatem przypadku lub jednostkowych decyzji. Bo antybankowy czy antyfinansowy obłęd ogarnął zbyt wiele umysłów, a takie rzeczy nie mogą być skutkiem ulegania władzy głupiego króla. Zwykle są następstwem królowania głupoty w szerokich kręgach decyzyjnych i nawet prywatnych, co pobrzmiewa w literaturze tamtego okresu. Zapanowała ideologia szkodliwa i dla państwa, i dla obywateli. Ale kto siał ten obłęd?

Pewne światło na ów XVIII-wieczny, zgubny dla Polski proces rzuca dokonana w III RP prywatyzacja banków i mediów. Błyskawiczne wyzbycie się połowy instytucji finansowych i prawie wszystkich gazet regionalnych nie było uzasadnione sytuacją ekonomiczną kraju ani żadnymi innymi obiektywnymi czynnikami.

Pamiętamy nagły wybuch ideologii prywatyzacji. W ten sposób skanalizowano naturalną potrzebę wyzwolenia się spod komunistycznej ideologii własności państwowej.

Inercyjność ideologii

Inercja w mechanice polega na tym, że – zgodnie z pierwszą zasadą Newtona – ruch trwa nawet po ustaniu przyczyny, która go wywołała, np. rzucony kamień leci, choć żadna ręka już go nie ciska. Takim kamieniem, rzuconym jeszcze w czasach PRL, była wprowadzona przymusem ideologia własności państwowej, według ówczesnej konstytucji: „ogólnonarodowej”, czyli – de facto – niczyjej. By wiedzieć, że akcja wywołuje reakcję, nie trzeba znać trzeciej zasady dynamiki Newtona. Skoro opresyjna władza upaństwowiła własność, to my, obywatele, jak tylko pojawi się taka możliwość – zabraną nam własność… sprywatyzujemy! Najłatwiej wygenerować ideę dokładnie przeciwną.

W tym myśleniu nie ma błędu. To nawet nie jest myślenie, lecz inercyjna konieczność w przestrzeni własności: jednym biegunem tej przestrzeni jest własność państwowa. Skoro ją negujemy – naturalnym odruchem jest skierowanie się ku własności niepaństwowej, a wśród różnych wariantów tejże wybieramy to, co nasuwa się w pierwszej kolejności: własność prywatną. Początek III RP musiał więc jakoś zrealizować nasz powszechny postulat. I niestety zrealizował.

W III RP utrzymywały się w naszym myśleniu – mocą inercji – motywy ważne w poprzedniej epoce. Myśli same z siebie nie zmieniają się zbyt szybko. Odrzucony oficjalnie kamień upaństwowienia wciąż w nas leciał jako własna negacja i siłą bezwładności skutkował akceptacją idei prywatyzacji do tego stopnia, że aż obezwładniał w obliczu prywatyzacji patologicznej czy wręcz złodziejskiej. Prywatna własność jest oczywiście efektywniej wykorzystywana niż państwowa, spółdzielcza czy niczyja i tej oczywistości nikt nie zaprzecza. Problem w tym, że w PRL-u nikt nie mógł uczciwie dorobić się pieniędzy tak wielkich, by kupić bank, gazetę czy fabrykę.

Głoszono, że „kapitał nie ma narodowości”. Ale nie dodawano, że zakupiona przez ten kapitał gazeta, telewizja, portal, fabryka czy bank – już narodowość ma! Że w momencie krytycznym realizować będzie interesy narodu swojego, a nie naszego!

Widzimy to na każdym kroku i próbujemy co nieco odwojować. Obyśmy zdążyli przed następnym paroksyzmem dziejowym.

Głoszono, że wszystko ureguluje „niewidzialna ręka rynku”. Nie dodano, że ręka, nawet „niewidzialna”, ma widzącą głowę, która tą ręką jednym ludziom wyciąga pieniądze z kieszeni, innym je hojnie przydziela. Skutki tej regulacji, nazwanej dla niepoznaki „deregulacją”, odczuwamy na każdym kroku. Bezsilność wobec uwłaszczenia nomenklatury czy wyprzedaży obcym „rodowych sreber” za bezcen (bez na stole, cena pod stołem) – to również skutek inercji w naszych głowach.

Mówiono: najlepsza polityka kulturalna, historyczna, gospodarcza itd. – to brak polityki. „Zlikwidować ministerstwo kultury”! Nie dopowiedziano, że wszystkie narody bardzo dbają o swoją kulturę i uprawiają stanowczą politykę historyczną we własnych szkołach i we wszelkich przejawach swojej państwowości. Nie dopowiedziano, że brak własnej polityki gospodarczej jest realizowaniem cudzej polityki gospodarczej. Że właśnie to odróżnia kolonizatorów od państw kolonialnych: suwerenność w sprawach gospodarczych.

Ideologia nie jest bezinteresowna! Możemy po marksistowsku założyć, że ideologia wyraża interesy swoich wyznawców i sprzyja ich realizacji. Pułapka kryje się już na starcie. Takie zarysowanie problemu nie ma w sobie kontrolnego sprzężenia zwrotnego! Zakłada, że ideologia, którą nam narzucono, sprzyja realizacji naszych interesów. Mija czas, a ta ideologia naszym interesom nie sprzyja i nie sprzyja. Zauważamy, że podejmowanie decyzji o działaniu zgodnym z tą ideologią jest niezgodne z naszymi interesami. I nic nie możemy zmienić, wszak ta ideologia „sprzyja” nam… z założenia! A założenia ideologii nie mogą być zmienione, bo runie cały posadowiony na nich gmach władzy!

Ideologia a prawda

Odrzucenie kategorii prawdy przez filozofów postmodernistycznych prowadzi do uzyskania władzy symbolicznej przez osoby i grupy zdolne do produkowania i narzucania dowolnych, nawet fantastycznych narracji. Rzecz jasna nikt tego nie robi bezinteresownie.

Ideologiczny zamach na prawdę ma na celu czyjeś korzyści, przy czym natura tych korzyści może być różna: finansowa, polityczna, godnościowa, roszczeniowa itd.

Akurat początek XXI wieku przyniósł Polsce co najmniej dwa ważne przykłady forsowania pewnych narracji przy jednoczesnym zakazie czy uniemożliwieniu dociekania prawdy.

W krzywoprzysiężnym sądzie dominuje narracja wolna od zobowiązań względem prawdy (czego kilkakrotnie doświadczyłem na własnym grzbiecie), natomiast naukę interesuje tylko prawda atrybutywna, czyli taka, o której orzeczono zgodnie z pragmatyką danej dyscypliny naukowej. Celem nauki jest dotarcie do granicy wiedzy, do limesu, do prawdy limezyjnej, która jest niemal tożsama z arystotelesowską prawdą korespondencyjną wg nadanej przez św. Tomasza definicji rzeczownikowej: adaequatio intellectus et rei. Prawda limezyjna to kres ludzkich dociekań osiągany na drodze do prawdy, pojmowanej zgodnie z definicją korespondencyjną. Natomiast prawda korespondencyjna jest granicą, o której nie wiemy, czy jest osiągalna. Istnieje niezależnie od naszych badań i nic jej nie zmieni (zainteresowanym tą tematyką polecam moją książkę Prawda po epoce post-truth, 2017).

Jeżeli wykonanie badań przez kompetentnych i uprawnionych w danej dziedzinie badaczy jest zakazane lub niemożliwe – dalsze postępowanie zostaje wstrzymane. Tak było np. w sprawie katyńskiej. Zakłamana narracja mogła być utrzymywana przez dziesiątki lat tylko dlatego, że uniemożliwiono badanie miejsca zbrodni i ukrycia szczątków ludzkich. Podobna sytuacja od wielu lat trwa w Jedwabnem. Podobnie – przez pół wieku – było na „Łączce”, gdzie chowano, a raczej ukrywano ciała pomordowanych patriotów polskich.

Ideologia – matryca decyzji

Kto godzi się na odrzucenie prawdy, otwiera bramy przed naporem nieprawdy. Sprzyja temu taka ideologia, której celem nie jest dociekanie prawdy, lecz modyfikowanie matrycy naszych przyszłych decyzji, a także uzasadnianie czynów i słów zgodnych z daną ideologią, nawet gdy nie są one zgodne z prawdą. W rewersie – ideologia nieprawdy ma uzasadniać potępienie wypowiedzi z tą ideologią niezgodnych oraz uniemożliwiać lub przynajmniej utrudniać wszelkie badania, na podstawie których prawda mogłaby być ujawniona. Rezultatem ma być triumf narracji: supremacja kompilacji deformacji informacji.

Przemoc ideologiczna polega na wymuszaniu decyzji zgodnych z daną ideologią, choć zwykle sprzecznych z dobrem strony słabszej. Istnieją bowiem ideologie ofensywne i defensywne. Te pierwsze idą tak daleko, jak to jest możliwe; te drugie ustępują z drogi i giną. Przykład: ofensywa genderyzmu przeciw katolicyzmowi. Ideologia defensywna polega na nieuchronnym, systematycznym opuszczaniu kolejnych redut i poddawaniu coraz głębszych linii obrony. W końcu okazuje się, że we Francji i w kilku innych krajach nie ma już czego bronić, choć nadal jest co atakować.

Istnieją gazety, które taki sam czyn nazywają raz dobrym, raz złym. Dziś dobry jest ten, kto wczoraj był zły. Jeżeli na podstawie takich informacji podejmujemy decyzje, to wynik może zależeć od kalendarza. Wczoraj – idąc po schodach – byśmy dzięki tej gazecie zadecydowali, że należy wchodzić, dziś… że schodzić. Ale ktoś tam trzyma kluczyk. Wczoraj szliśmy pod górę na własną szkodę, dziś zejdziemy – również na własną szkodę – w dół. O szkodzie dowiemy się lub nie.

Nie są to przypadki rzadkie, że dana ideologia zawiera elementy jawnie sprzeczne z faktami lub niedowodliwe. Do takich należy na przykład oskarżanie Polaków o antysemityzm rzekomo wyssany z mlekiem matki. Nikt nie przeprowadził badań mleka polskich matek pod tym kątem.

Nikt też nie udowodnił, że antysemityzm jest w ogóle problemem jakoś szczególnie właściwym narodowi polskiemu, a innym narodom niewłaściwym. W ten sposób można oskarżyć dowolną osobę, grupę, naród czy rasę o najzupełniej dowolnie nazwane produkty umysłu oskarżyciela.

Przerabialiśmy to masowo. Przerabiamy na nowo. Rozpatrzmy pod tym kątem różnice między represjami, jakim poddawali Polaków gestapowcy w czasie wojny i stalinowscy oprawcy z UB po wojnie. Nie wymierzam win, lecz wydobywam istotne pod rozpatrywanym względem różnice. Otóż Gestapo tworzyło swoje agentury w różnych miejscach i starało się wyłapać tych Polaków, którzy byli zaangażowani w działalność antyniemiecką. Gestapowcy stosowali straszliwe tortury i mordowali Polaków masowo, ale – te tortury i realne groźby śmierci służyły w pierwszej kolejności poszukiwaniu prawdy. Chodziło o wykrycie, kto naprawdę należy do organizacji antyhitlerowskiej. Następnie wykrytą osobę aresztowano lub zabijano na miejscu.

Natomiast kaci z UB stosowali takie same tortury i morderstwa, ale często ich celem nie było wykrycie prawdy o ew. działalności antykomunistycznej, lecz wykrycie tego, co… kazali wykryć ich przełożeni. To jest charakterystyczny rys wielu przesłuchań, o których wiemy z relacji Światły. Wiemy, że wcześniej w podobny sposób wmawiano winy różnym obywatelom ZSRR w ramach kolejnych fal represji. Celem tych działań nie było poszukiwanie prawdy o zagrożeniach dla ustroju, ale wytworzenie przesłanek swoistej narracji, która stawała się uzasadnieniem wydanego z góry wyroku.

I to się dziś powtarza w tym sensie, że już nie poszczególne osoby, ale cały naród polski obwiniany jest o dowolne zbrodnie tylko po to, by wytworzyć narrację, która służyć będzie uzasadnieniu czegoś bardzo dziwnego. Robi to drugie i trzecie pokolenie ówczesnych oprawców przeciw trzeciemu pokoleniu polskich patriotów, a na rozwój tego rozboju pozwalały kolejne polskie rządy, wyznające ideologię defensywną, przekształcaną powoli w matrycę kapitulanckich decyzji.

Ideologia a dobro

Ideologia, zwłaszcza ideologia legitymizowana kłamstwem, nie jest bezinteresowna. Nie zawsze wiemy, kto i w jaki sposób na tym skorzysta, ale dostatecznie dużo wiemy o tych, którzy na danej ideologii mogą stracić. O nas samych. W książce o teorii dobra starałem się uzyskać czasownikowe zrozumienie dobra doczesnego. Sformułowałem to następująco: „nie umrzeć i nie cierpieć” (z powodów innych niż nieuniknione). To są wspólne wszystkim ludziom, zwierzętom, państwom, klubom itd. dwa nieusuwalne warunki konieczne dobra, a gdy są spełnione, dążymy do dóbr partykularnych tak wielu i tak różnych, że nie da się ich spisać.

Niepodległość – jako najważniejszy wektor ideologii narodu polskiego – ma również fundamentalne dwie składowe czasownikowe: nie umrzeć i nie cierpieć.

Te składowe różnią nas od wielu innych narodów. Dajmy na to Hiszpanie też toczyli w dawnych wiekach różne wojny. Ale to były wojny o władzę lub bogactwo, nie o życie narodu. Polacy na swoje nieszczęście mieszkają między takimi narodami, które co pewien czas próbują nas wymordować lub przysporzyć nam jak największych cierpień. Dlatego te dwie składowe są dla nas takie ważne.

Dla odmiany wyznawcy ideologii podległości próbują podmienić różne wartości na takie, które osłabiają wektory niepodległości. Są to w komplecie idee importowane, układające się w całe ideologie naskórkowe: genderyzm, feminizm, internacjonalizm, komunizm i różne inne krócej lub dłużej świecące błyskotki intelektualne. Na szczęście tego rodzaju wynalazki nie powstają w Polsce. Wszystko to są kserokopie wytworów cudzych intelektów, wymieniane co pewien czas na nowsze modele kserokopii.

Nie chcę opisywać motywacji podległościowych, bo ich nie znam. Wystarczy mi informacja o instytucjach finansujących głosicieli tej ideologii, o stypendiach, nagrodach, publikacjach, tłumaczeniach, tematach doktoratów i o pozostałych dystrybutorach prestiżu w stworzonym przez nich lub dla nich światku. Wyznawców podległości nie jest zbyt wielu, ale opanowali miejsca, skąd ich głos słychać mocno i daleko. Mają wpływ na wymywanie i rozmydlanie polskiego patriotyzmu. Mają wpływ na opisywanie czy raczej obmawianie Polski w cudzych mediach. Są groźni.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ideologie Polaków” znajduje się na s. 4–5 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ideologie Polaków” na s. 4–5 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze